- Analiza
- Wiadomości
Serbscy bojownicy na Ukrainie. Spłacają dług wobec Rosji: „Walczymy z faszyzmem”
Więzi serbsko-rosyjskie mają długą tradycję. Z niedawnej przeszłości Serbowie pamiętają, że kiedy Serbia bombardowana była w 1999 r. Rosja opowiadała się przeciwko oderwaniu Kosowa i jest postrzegana przez nich jako jedyne przedmurze przeciwko dominacji w Europie NATO i UE. Nic więc dziwnego, że już w marcu radykalne środowiska w Serbii nawoływały do aktywnego wspierania prawosławnych braci Rosjan w wojnie z kierowaną przez Zachód - ich zdaniem nielegalną - władzą w Kijowie.

Przykładowo działacze serbskiej konserwatywnej organizacji o podłożu religijnym „Dveri Srpske” (uznającej walki na Ukrainie jako starcie świętego prawosławia z katolicyzmem) opublikowali nagranie z manifestacji w Belgradzie z 5 marca, która miała miejsce pod ambasadą Rosji, jako protest przeciwko działaniom USA, NATO i UE.
Dla organizacji „Dveri Srpske” jest oczywiste, że należy wesprzeć Rosjan w walce z nazizmem, antysemityzmem i odradzającym się ruchem banderowskim na Ukrainie: „[Władze w Kijowie] To są ludzie, którzy podążają za tradycją ukraińskiego nazizmu z czasów drugiej wojny. To są zwolennicy Stepana Bandery, sojusznika Hitlera. (…) Nazizm przejął władzę na Ukrainie i do władzy doszli ukraińscy ustasze, faszyści ze Lwowa. Oni przejęli władzę siłą, nielegalnie. (...) Dzisiaj zagrażają oni ludziom ze wschodniej Ukrainy, prawosławnym Ukraińcom i Rosjanom; grożą im pogromy, etniczna czystka, przymusowe nawracanie na katolicyzm.”
O przyjeździe czetników na Krym (z Serbii oraz z kontrolowanej przez Serbów części Bośni) z zamiarem udzielenia pomocy braciom Rosjanom w odwiecznej wojnie z katolikami i muzułmanami pisały w marcu nie tylko media chorwackie i serbskie, ale i katolickie na Ukrainie (przyjazd czetników zaniepokoił zarówno krymskich Tatarów, jak i katolików). Według rosyjskiej agencji ITAR-TASS na Krym przybyć miała kilkuosobowa grupa serbskich ochotników, którzy wsparli działania prorosyjskiej „samoobrony”. Czetnicy przybyć mieli na zaproszenie rosyjskich kozaków, z którymi utrzymują od lat znakomite kontakty. Czetnicy, którzy przyjechali na Krym identyfikowani byli jako członkowie oddziału „Kniaź Lazar” (serb. Knez Lazar, ros. Князь Лазарь).
Serbski „Ruch Czetnicki“ pomagał w Sewastopolu oddziałom „samoobrony” i kozackim utrzymywać nowy porządek w mieście - czetnicy uczestniczyli m.in. w patrolowaniu miasta i kontroli samochodów na jednym z posterunków.
Powody bezpośredniego zaangażowania się na Krymie wyjaśniał na konferencji prasowej 7 marca w Sewastopolu Milutin Maliszić, przedstawiciel „Ruchu Czetnickiego“: „Naród rosyjski znalazł się teraz w podobnej sytuacji jak my przed laty w Serbii. Zachód i Unia Europejska dają pieniądze tutejszej opozycji mówiąc, jak to dobrze żyć w Europie, a to przecież kłamstwo (…). W czasie wojny domowej w byłej Jugosławii po serbskiej stronie walczyło wielu ochotników z Rosji, którzy wspierali nas jak bracia. Naszym obowiązkiem jest być teraz z nimi na Krymie”.
Jak wspomniano czetnicy przybyli na zaproszenie kozaków i w ten sposób spłacali dług wobec ochotników z Rosji, którzy wspierali ich w 1999 r. Ochotnicy serbscy mają za sobą doświadczenia z wojny na Bałkanach. Z Malisziciem na Krym przyjechało jeszcze czterech ochotników z Serbii - w 1999 roku wszyscy oni walczyli w Kosowie jako ochotnicy w serbskich oddziałach policyjnych.
Po aktywności wykazanej przez czetników na Krymie nie mogło zabraknąć ich także w Donbasie. W kwietniu na pierwszy plan wysunął się Bratisław Żiwkowicz (Bratislav Živković), czołowa postać ruchu czetnickiego i dowódca serbskiego oddziału ochotników „Kniaź Lazar” (później „Jowan Szewicz”). Pod koniec kwietnia Żiwkowicz powiedział w wywiadzie serbskiej gazecie „Prawda”, że na tą chwilę nie ma żadnych serbskich ochotników na Ukrainie, ale są w kontakcie z kozakami i są gotowi jechać na Donbas walczyć. „W przeciwieństwie do wydarzeń na Krymie, na wschodzie Ukrainy nadal Rosja jeszcze nie interweniowała. Jest nadzieja na pokojowe rozwiązanie i federalizację, dlatego póki co nie ma decyzji o wysyłaniu kozackich pododdziałów z Rosji i nas, czetników. Jeśli dojdzie do eskalacji konfliktu i wojny domowej, jesteśmy gotowi do odpowiedzi na zaproszenie z Rosji” - wyjaśniał Żiwkowicz.
Po wydarzeniach na Krymie kozacy i czetnicy wyjechali do domów, jednakże jak zapowiadał Żiwkowicz „oddział szybkiego reagowania „Ruchu Czetnickiego” jest gotowy do wyjazdu na Ukrainę.
Trudno określić kiedy i w jakiej liczbie ochotnicy z Serbii przybyli do Donbasu – prawdopodobnie w czerwcu. Początkowo oddział liczyć miał 10 ludzi, którzy w czerwcu przeszli krótkie szkolenie (kurs przygotowania wojskowego miał zostać zakończony 30 czerwca) i uczestniczyć mieli w akcjach jako ochrona konwojów z pomocą humanitarną idących z Rosji do Doniecka.
Stan liczebny oddziału powoli rósł. Kiedy do Doniecka przybyły pierwsze posiłki z Serbii oddział „Jowan Szewicz” (serb. „Jovan Šević”) liczył już 35 bojowników. Ponieważ w oddziale Serbowie stanowili przewagę, ale nie byli jedynymi ochotnikami słowiańskimi (dołączył także oddział Rosjan i przynajmniej jeden Bułgar) zaczęto używać nowej nazwy oddziału - „Słowiański Czetnicki Oddział” lub częściej po prostu „Słowiański Oddział”. Na tym etapie konfliktu – walki o Ługańsk w połowie lipca - czetnicy i inni słowiańscy ochotnicy walczyli pod hasłem „Faszyzm nie przejdzie - chwała Noworosji”.
W połowie lipca oddział „Jowan Szewicz” brał udział w walkach pod Ługańskiem. Bojownicy walczyli jakoby w otoczeniu przez 12 godzin. Trzech serbskich czetników i jeden Rosjanin mieli zostać w tych walkach ranni.
Na portalach rosyjskojęzycznych sprzyjających tzw. Noworosji pojawiła się relacja z tego epizodu - wypowiedź jednego z czetników dla serbskiej gazety „Prawda”: „Wyruszyliśmy na pomoc otoczonemu pododdziałowi Ługańskiej Armii Narodowej, żeby dostarczyć im amunicję i medykamenty, gdyż wśród nich byli ranni. Przedarliśmy się do nich, ale ukraińskiej armii udało się nas zablokować, byliśmy w okrążeniu około 12 godzin, ale rano, przed świtem, daliśmy radę wyrwać się [z okrążenia]. Ostrzeliwali nas artylerią, w rezultacie ostrzału zginął jeden bojownik [bojec] Ługańskiej Armii Narodowej, jeden został ranny. U nas [było] czterech rannych, trzech czetników i jeden Rosjanin, który wstąpił do naszego oddziału. Ciężko ranny nikt nie został... jeden czetnik ranny w głowę, dwóch w nogi, a u Rosjanina złamane żebra.” Morale w oddziale było wysokie - bojownicy zamierzali szybko wrócić na front pod Ługańskiem, gdzie trwały walki, m.in. o lotnisko.
W późniejszym wywiadzie Żiwkowicz sprecyzował, że w walkach o lotnisko w Ługańsku zostało rannych łącznie 6 serbskich ochotników (3 lekko rannych pozostało w oddziale, 3 wymagało hospitalizacji) oraz jeden rosyjski (dowódca pododdziału złożonego z Rosjan). Według słów Żiwkowicza z 21 lipca bezpowrotnych strat oddział w walkach nie poniósł i co istotne w jednostce walczą ramię w ramię czetnicy i ustasze (sic!).
Jak wspomniano w oddziale „Jowan Szewicz” służyło wówczas 35 ochotników, potem było ich 45. Duży napływ ochotników miał mieć miejsce 21 lipca – jak przekazywał Żiwkowicz wieczorem tego dnia do Donbasu przyleciał oddział 205 (sic!) ochotników z Serbii (pytanie na ile jest to wiarygodna informacja, a nie element działań propagandowych). Tym samym liczebność Słowiańskiego Oddziału „Jowan Szewicz” sięgnęła jakoby ok. 250 bojowników – stał się on jednym z najsilniejszych oddziałów ochotniczych, do którego przybywają ochotnicy z innych krajów słowiańskich.
Słowiański oddział ochotniczy w mediach rosyjskojęzycznych przedstawiany jest czasami jako brygada międzynarodowa (internacjonalistyczna), co jest zamierzonym nawiązaniem do antyfaszystowskich oddziałów z czasów hiszpańskiej wojny domowej (1936-1939). Porównanie to spotkało się z pozytywnym odzewem – przykładowo na sprzyjającym separatystom portalu „Russkaja Wiesna” znalazł się wiele mówiący komentarz dotyczący oddziału „Jowan Szewicz” – „Oddział Internacjonalistyczny jak w 1937 roku” (Интеротряд как в 37!).
Czetnicy tworzą paramilitarne jednostki, nawiązujące do tradycji serbskiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Ruch czetnicki odrodził się w latach 90. podczas wojen na terytorium byłej Jugosławii. Czetnicy utrzymują niezwykle ścisłe, przyjacielskie kontakty z rosyjskimi kozakami.
Marcin Gawęda
Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publicysta wojskowy, pisze dla magazynów branżowych, autor serii książek wydanej przez WarBook.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS