Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Rosyjskie "wrzutki" odwracają uwagę od "niewidocznych" zagrożeń

Plotka o Iskanderach koło Królewca, przekazanie rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego typu Boriej, grudniowe próby międzykontynentalnych rakiet balistycznych typu Jars i Buława, teraz plany rozmieszczenia samoloty Su-30SM w Obwodzie Królewieckim raz za razem wywołały poruszenie polskich mediów i nerwowe komentarze polityków. Może więc warto wziąć sobie coś na uspokojenie, by rosyjscy politycy nie mieli możliwości wykorzystywania tych „niepokojów” do swoich własnych politycznych celów – tak jak to zrobili z Iskanderami.

  • Rosjanie przeprowadzili 27 grudnia br. próbę mobilnej rakiety balistycznej Topol M – fot. scalemania.ru
    Rosjanie przeprowadzili 27 grudnia br. próbę mobilnej rakiety balistycznej Topol M – fot. scalemania.ru
  • Ostatnio nasze „obawy” wzbudziła informacja o wyposażeniu lotnictwa morskiego w Obwodzie Królewieckim w samoloty Su-30SM – fot. Sukhoi
    Ostatnio nasze „obawy” wzbudziła informacja o wyposażeniu lotnictwa morskiego w Obwodzie Królewieckim w samoloty Su-30SM – fot. Sukhoi

Polscy politycy działają według zasady: „jak się o czymś oficjalnie nie mówi, to się tym nie przejmuję”. Jeżeli jednak już coś się pojawi "na pasku” w telewizji lub na pierwszych stronach gazet to grzmią z oburzenia o „nagle” pojawiającym się zagrożeniu, które w rzeczywistości było, jest i niestety będzie. Najlepszym tego przykładem była plotka o rozmieszczeniu rakiet Iskander-M w Obwodzie Królewieckim. Sprawa u polityków ucichła natychmiast, gdy prezydent Putin poinformował z uśmiechem i dobrotliwie, że tam tych systemów nie ma. A przecież czy to rzeczywiście oznacza, że zagrożenie nagle zniknęło? Przecież Iskandery można przerzucić nad Bałtyk w ciągu kilku godzin z dowolnego miejsca Rosji… albo je wytoczyć z podziemnych, tajnych schronów.

„Nowe zagrożenie” czyli wprowadzenie okrętu typu Boriej

Skończyły się Iskandery zaczęło się straszenie rosyjskim atomowym okrętem podwodnym z rakietami balistycznymi „Aleksander Newski” (projektu 955 typu Boriej), który wprowadzono do sił morskich Rosji 23 grudnia br. w stoczni Siewmasz w Siewierodwińsku.

Strach jest jednak na wyrost, ponieważ „Aleksander Newski” nie jest wynikiem nagłego zrywu Rosjan na zbrojenie, ale efektem bardzo opóźnionego procesu wymiany starych okrętów podwodnych na nowe. Pomimo więc, że zgodnie z planem do 2020 roku rosyjską flotę ma zasilić osiem Boriejów (trzy projektu 955 typu Boriej – uzbrojonych w 16 rakiet balistycznych Buława i pięć projektu 955A typu Boriej-A uzbrojonych w 20 rakiet balistycznych typu Buława), to liczba strategicznych okrętów podwodnych się zmniejszy.

Pamiętajmy chociażby, że w międzyczasie wycofano z linii wszystkie okręty podwodne projektu 941 typu Akuła (z których każdy był uzbrojony w 20 rakiet balistycznych). Tak więc to Rosjanie mają problem i muszą nadrabiać czasy kryzysu, który odsunął w czasię wymianę starych jednostek na nowe.

Próby rakiet balistycznych czyli boimy się dalej

Skończyły się Iskandery i Borieje zaczęło się straszenie rosyjskimi próbami rakietowymi, które jak na złość zaczęto na gwałt przeprowadzać w grudniu. Złośliwi mówią, że jak zawsze pod koniec roku w armii „jest amunicja na ten rok to trzeba ją wystrzelać, by w przyszłym roku nie dali jej mniej” (kto był w wojsku wie o co chodzi). Ale często jest tak, że strzelaniem kończy się rok szkoleniowy, albo sprawdza gotowość bojową przed wystawieniem oceny za całoroczną działalność. Amerykanie też tak zrobili odpalając 17 grudnia rakietę Minuteman III z bazy sił powietrznych w Offutt w Nebrasce.

Pierwsza „głośna” próba w Rosji została przeprowadzona 24 grudnia na poligonie w Plesiecku. Ze znajdującej się tam podziemnej wyrzutni odpalono międzykontynentalną rakietę balistyczną RS-24 Jars. Oficjalnie przekazano, że wszystkie ćwiczebne głowice bojowe trafiły w cele wyznaczone na poligonie Kura na Kamczatce.

Drugą „niepokojącą” wiadomością była informacja o testach międzykontynentalnej rakiety balistycznej RS-12M Topol przeprowadzonych 27 grudnia br. Pocisk został odpalony z mobilnej wyrzutni na poligonie/kosmodromie „Kapustin Jar” (w północno-zachodniej części Okręgu Astrachańskiego). I w tym przypadku zgodnie z oficjalnym komunikatem ćwiczebna głowica trafiła z założoną dokładnością w cel przygotowany na poligonie „Sary-Szagan” w Kazachstanie (leżący w odległości ponad 2000 km).

Samoloty Su-30SM w pobliżu polskich granic

Kiedy w rosyjskich planach modernizacji sił zbrojnych założono wprowadzenie za równowartość 2 mld dolarów 50 samolotów wielozadaniowych do lotnictwa morskiego Wojennomorskiej Floty Rosji nikt na to w Polsce nie zwrócił uwagi. Sprawa stała się jednak głośna, kiedy jakieś źródło z rosyjskiego ministerstwa obrony przekazało dziennikowi Wiedomosti, że zostaną one rozmieszczone we Flocie Pacyfiku, Czarnomorskiej oraz Bałtyckiej i to dokładnie w Obwodzie Królewieckim.

Zaczęto tak opisywać te samoloty jakby ich pojawienie się koło naszych granic gwałtownie zmieniło naszą sytuację i wprowadziło dodatkowe zagrożenie. Tymczasem to zagrożenie będzie takie same jak w sytuacji, gdyby one stacjonowały na Krymie. Przerzut bowiem nawet 50 samolotów do Obwodu Królewieckiego z dowolnego miejsca w Rosji zajmuje tyle ile czasu będą one tam leciały, a więc maksymalnie kilka godzin.

Niestety samoloty Su-30SM to jeszcze jedne dowód na to, że my boimy się tylko wtedy, gdy zagrożenie staje się widoczne , natomiast lekceważymy je całkowicie, gdy jest ukryte, „odwracając wzrok” i udając że jest wszystko w porządku.

Polska a Rosja

Patrząc na styczniowe deklaracje dotyczące samolotów Su-30SM dla lotnictwa morskiego należałoby sobie odpowiedzieć w pierwszej kolejności na ile jest to standardowa wymiana sprzętu starego na nowy, a na ile rzeczywiście eskalacja zagrożenia. Podobnie patrząc na grudniowe działania Rosjan w odniesieniu do sił strategicznych należałoby sobie odpowiedzieć: na ile są to rutynowe i często opóźnione przedsięwzięcia, a na ile rzeczywista próba straszenia kogokolwiek.

I tu warto sobie przypomnieć, jaką rolę ma Polska w we wspólnym systemie obronnym, jaki tworzy z NATO. Z realnego punktu widzenia są bowiem rzeczy, na które sami nie mamy żadnego wpływu i powinniśmy prowadzić politykę obronną w ramach Sojuszu, wspólnie z takimi krajami jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Francja.

Zgodnie z traktatem New START (Strategic ArmsReductionTreaty) liczba wyrzutni rosyjskich międzykontynentalnych rakiet balistycznych i ciężkich samolotów bombowych nie może być większa niż 700, natomiast głowic atomowych i bombowców ma być nie więcej niż 1550. Czy sami sobie z tym możemy poradzić? Na pewno nie i to bez względu na to, czy w silosach są nowe pociski, czy też stare.

Jesteśmy przy tym niekonsekwentni, ponieważ zachłystujemy się próbami rakiet Jars i Buława jednocześnie spokojnie przyjmując start 21 listopada br. rakiety balistycznej Dniepr z poligonu w Jasnym na Uralu, ponieważ wyniosła ona na orbitę naszego pierwszego satelitę Lem. Ale przecież w chwile później taka, wcześniej sprawdzona z naszym satelitą rakieta może być naładowana mniej pokojowym ładunkiem. Zresztą większość rosyjskich rakiet w programie kosmicznym wywodzi się od balistycznych rakiet wojskowych, albo są to wprost wycofane ze służby pociski międzykontynentalne. I nikogo to nie razi.

Z punktu widzenia polskiego wojskowego jakiekolwiek reformy w rosyjskich siłach strategicznych nie wprowadzają żadnych zmian. Natomiast zagrożenie Iskanderami i samolotami Su-30 musi być zawsze brane pod uwagę i nie ma tu znaczenia czy wojskowi wiedzą o ich rozlokowaniu koło Królewca czy też nie. Tym samym muszą tak planować operacje, jakby te systemy i samoloty tam były. 

Zobacz również

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama