Siły zbrojne
Rosjanie tworzą „Wilcze stado” na Morzu Czarnym
Rosjanie ujawnili, że wszystkie sześć okrętów podwodnych Floty Czarnomorskiej projektu 636.6 typu „Warszawianka” opuściło swoje porty. Stworzone w ten sposób „Wilcze stado” ma być odpowiedzią na rozpoczęte w tym samym czasie manewry morskie NATO „Sea Shield 21”.
Rosyjska Flota Czarnomorska poinformowała, że bazę w Noworosyjsku opuściły wszystkie stacjonujące tam na stałe okręty podwodne projektu 636.6 typu „Warszawianka”, wchodzące w skład 4. Samodzielnej brygady okrętów podwodnych. Na Morzu Czarnym pojawiło się w ten sposób sześć jednostek pływających, z których teoretycznie każda może przenosić 18 sztuk uzbrojenia wyrzucanych z sześciu dziobowych wyrzutni torpedowych kalibru 533 mm (w tym rakiety manewrujące 3M14 systemu „Kalibr” o zasięgu ponad 2000 km).
„To bezprecedensowy przypadek, którego nie ma: ani we flotach Federacji Rosyjskiej, ani we flotach obcych państw. Wszystkie sześć nowoczesnych okrętów podwodnych wykonuje różne zadania na morzu”.
Wysłanie z portu jednej floty na misję jednocześnie wszystkich okrętów podwodnych nawet Rosjanie nazwali działaniem „bezprecedensowym”. Zastrzegają się jednak przy tym, że każda z czarnomorskich „Warszawianek” wykonuje różne zadania. Jednak nikt nie ma złudzeń, że niespotykane wcześniej wysłanie wszystkich sześciu okrętów podwodnych jest związane z dużymi manewrami NATO („Sea Shield”), które dokładnie w tym samym czasie (od 19 do 29 marca 2021 r.) odbywają się na Morzu Czarnym. Bierze w nich w sumie udział 18 natowskich okrętów, 10 statków powietrznych oraz 2400 żołnierzy.
Rosjanie traktują te ćwiczenia jako „prowokację” i to z kilku powodów. Po pierwsze uważają oni Morze Czarne za akwen, który powinien być pod ich całkowitą kontrolą. Dlatego pilnują oni, by żadne z państw „czarnomorskich” nie zwiększało zbyt bardzo potencjału swoich sił morskich – szczególnie w odniesieniu do krajów nie należących do NATO. Władze w Moskwie bardzo niechętnie patrzą również na pojawiające się na Morzu Czarnym okręty z innych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego, np. amerykańskie, brytyjskie i francuskie.
Tak jest również w przypadku ćwiczeń „Sea Shield 21”, w czasie których wykorzystano stały, natowski zespół okrętowy SNMG-2 (Standing NATO Maritime Group) z fregatami i niszczycielami należącymi do sił morskich Bułgarii, Grecji, Rumunii, Turcji, Hiszpanii oraz Stanów Zjednoczonych. Dla Rosjan swoistą „prowokacją” jest również to, że w czasie manewrów planuje się wykorzystanie nie tylko portów w Turcji i Rumunii, ale również w Gruzji.
Tymczasem priorytetowym celem polityki Kremla w rejonie Morza Czarnego jest nie dopuszczenie do wzmacniania się państw sąsiadujących w tamtym regionie z Federacją Rosyjską. Oba te państwa: Ukraina i Gruzja były już atakowane przez Rosjan i utraciły z tego powodu część swojego terytorium. Natomiast silna obecność państwa NATO na Morzu Czarnym nie pozwala na kontynuowanie tak agresywnej polityki.
Dlatego Rosjanie starają się na swój sposób „przestraszyć” państwa natowskie. Początkowo odbywało się to poprzez ciągłe komunikaty Minoborony o gotowości nadbrzeżnych systemów rakietowych na Krymie do atakowania praktycznie wszystkich celów nawodnych. Informowano więc o ćwiczeniach systemów „Bastion” i „Bał” a nawet o przywróceniu gotowości bojowej dwóch poradzieckich, stacjonarnych systemów brzegowych „Utjos”, potwierdzonej faktycznym strzelaniem rakietami P-35 z podziemnego silosu.
Jednocześnie w kierunku okrętów NATO zaczęto wysyłać agresywnie manewrujące samoloty rosyjskiego lotnictwa morskiego rozsiewając przy tym plotki o zakłóceniu przez nie najnowszych, zachodnich systemów radiolokacyjnych. Kiedy jednak takie „pokazy siły” przestało robić większe wrażenie, a marynarze okrętów zachodnich zaczęli traktować przeloty rosyjskich samolotów, jako ciekawostkę, a nie zagrożenie, znaleziono kolejny sposób, mający przestraszyć kraje NATO – rosyjskie okręty podwodne. By efekt był większy, „wyrzucono” z bazy w Noworosyjsku wszystkie sześć Warszawianek.
Pomijając rzeczywistą skuteczność takiego działania, warto podkreślić, że Rosjanie mają się rzeczywiście czym pochwalić. Okazało się bowiem, że ich wszystkie Warszawianki są sprawne, co bardzo dobrze świadczy o Flocie Czarnomorskiej.