Po tym jak skreślono ze stanu RAF jedną z 14 maszyn C130J-30 konieczne okazują się zmiany koncepcji użytkowania Herculesów w Królewskich Siłach Powietrznych.
Maszyna została skreślona ze stanu wskutek uszkodzeń odniesionych podczas lądowania awaryjnego w Iraku, w trakcie operacji przeciwko ISIS. Miało to mieć miejsce w sierpniu ubiegłego roku.
Obecnie na wyposażeniu RAF znajduje się 10 samolotów C130J w wersji "krótkiej" (C130J, w RAF oznaczanych jako C5) oraz 14 samolotów w wersji C130J-30 (oznaczenie RAF C4) - wersja C130J-30 jest m.in. o niemal 5 metrów dłuższa, może też przenosić prawie tonę ładunku więcej.
Dotychczasowa koncepcja użytkowania tych maszyn, zawarta w powstałym w 2015 Przeglądzie Strategicznym Obrony i Bezpieczeństwa (Strategic Defence and Security Review SDSR), zakładała wycofywanie wersji C5, przy pozostawieniu wyłącznie wersji C4. Jednakże, 9 sierpnia rzecznika resortu obrony Wielkiej Brytanii stwierdziła, że plany nadal zakładają utrzymywanie w linii 14 maszyn. W tym samym czasie do USAF skierowane zostało zapytanie (RFI) w sprawie wymiany centropłatu w 13 samolotach C-130J-30 i w jednym C-130. Ponieważ nie dotyczyło ono procedury FMS, a liczba i wariant odpowiada samolotom używanym przez Wielką Brytanię, pozwala to poczynić założenie, że tak właśnie wyglądać będzie flota tych samolotów w RAF w najbliższych latach.
sojer
Polska miała analogiczną sytuację. C-130E 1506 (szósta sztuka, wypożyczony od Amerykanów, a następnie podarowany) lądował awaryjnie w Afganistanie, a w zasadzie cudem się nie rozbił i został skreślony ze stanu... MON oczywiście tuszował sprawę. Podobnie jak Brytyjczycy, którzy udają, że nie doszło do utraty samolotu, którego internet już dawno uznał za utracony. Nam było o tyle prościej, że oficjalnie Polsce podarowano pięć samolotów, więc nikt nie pytał co stało się z szóstym Herculesem.