Siły zbrojne
Powstanie listopadowe. Stracona szansa na niepodległość?
Powstania narodowe kojarzą nam się głównie z romantycznym zrywem, który musi zakończyć się porażką. Przeważnie krwawą. Powstanie listopadowe należy jednak do insurekcji innej kategorii. Część polskich historyków uważa, że było jednym z tych niewielu naszych wystąpień narodowowyzwoleńczych, które miały szanse na zakończenie się sukcesem. Czy tak było istotnie?
Noc listopadowa: przyczyny, przebieg i skutki
Na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego stworzone zostało Królestwo Polskie, które było połączone z Imperium Rosyjskim unią personalną (cesarz rosyjski był również królem Polski). Królestwo Kongresowe miało mieć szereg szerokich praw autonomicznych: własny rząd, armię, walutę, prawo (obejmujące również wolność prasy), niezależną oświatę oraz organizację administracji państwowej. Władca nadał mu również konstytucję. Pod nieobecność cesarza w Polsce zastępować miał go namiestnik (był nim gen. Józef Zajączek, a po jego śmierci w 1826 r. jego uprawnienia przejęła Rada Administracyjna, czyli rząd Królestwa). Dowództwo nad Wojskiem Polskim sprawował brat obu rosyjskich monarchów (Aleksandra I oraz Mikołaja I), wielki książę Konstanty Romanow.
Niestety, bardzo szybko Rosjanie, na czele z samym cesarzem-królem Aleksandrem I, zaczęli łamać poszczególne przepisy konstytucji. Uderzono w wolność prasy, a także zgromadzeń. Wprowadzono cenzurę prewencyjną oraz prześladowania masonerii. Represje uderzyły również w tajne Towarzystwo Patriotyczne. Rosjanie nie chcieli się również wywiązać z postanowienia Kongresu Wiedeńskiego przewidującego przekazanie Królestwu Polskiemu niesprecyzowanej części tzw. ziem zabranych (tj. tej części, którą Rosja zajęła w wyniku I oraz II zaboru). Niepopularny w Wojsku Polskim był wielki książę Konstanty, przez którego część kadry oficerskiej przeszła do „cywila".
Latem 1830 r. we Francji i Belgii wybuchły rewolucje. Pierwsza uniemożliwiła powrót do monarchii absolutnej nad Sekwaną, a druga doprowadziła do powstania niepodległego państwa. Zaniepokojony tymi wydarzeniami cesarz Mikołaj I wydał 17 października rozkaz przeprowadzenia mobilizacji alarmowej w Imperium oraz Królestwie Polskim. Cztery dni później minister skarbu Królestwa, ks. Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, otrzymał polecenie przygotowania środków finansowych w przypadku wybuchu wojny. Miała nią być zapewne interwencja rosyjsko-polska w Belgii, a przynajmniej tego obawiała się część polskiej kadry oficerskiej.
W tygodniu poprzedzającym powstanie doszło do kolejnych istotnych wydarzeń. 23 listopada członkowie konspiracyjnego Stowarzyszenia Podchorążych otrzymali informację, że zostali zdekonspirowani. Przygotowywano na nich obławę. Następnego dnia belgijski Kongres Narodowy zdetronizował króla holenderskiego. 28 listopada do Polski dotarła informacja o upadku rządu Artura Wellesley'a, 1. Księcia Wellington (słynnego pogromcy Napoleona i zarazem zwolennika współpracy z Rosją), który otrzymał votum nieufności 15 dnia tego miesiąca.
Wieczorem 29 listopada 1830 r. spiskowcy zaczęli działać. Chcieli przejąć kontrolę nad Warszawą i zgładzić wielkiego księcia Konstantego. O ile pierwsze zadanie zakończyło się sukcesem (zajęto m.in. Arsenał) to drugie się nie powiodło. Choć spiskowcy (głównie uzbrojeni cywile) zajęli Belweder, gdzie mieszkał naczelny dowódca Wojska Polskiego, to nie udało im się schwytać brata cesarza. Wielki książę wymknął się i zbiegł do Wierzbna. Spiskowcy zamordowali również 5 nieprzychylnych im generałów oraz jednego pułkownika. Szósty zgładzony tej nocy generał, Józef Nowicki, został zastrzelony przez pomyłkę. Kontrolę nad miastem przejął de facto uzbrojony tłum oraz wojskowi.
Następnego dnia Rada Administracyjna powołała do życia Straż Bezpieczeństwa, która próbowała rozbroić cywilów oraz spacyfikować nastroje rewolucyjne. 3 grudnia rozwiązano Radę Administracyjną, a w jej miejsce powołano do życia Rząd Tymczasowy (później gabinet ministrów będzie przeformowany jeszcze parę razy: 21 grudnia i 29 stycznia, gdy otrzymał nazwę Rządu Narodowego). Dwa dni później gen. Józef Chłopicki ogłosił się dyktatorem powstania i rozpoczął negocjacje z cesarzem. Ten 13 grudnia wprowadził stan wojenny na ziemiach zabranych oraz wydał edykt o przeprowadzeniu mobilizacji do związku operacyjnego mającego przeprowadzić interwencję w Królestwie Polskim. W tym samym czasie, „w geście dobrej woli" wobec rosyjskiego monarchy, gen. Chłopicki blokował rozwój Wojska Polskiego.
17 stycznia 1831 r. do Warszawy dotarła informacja o tym, że Mikołaj I zażądał bezwarunkowej kapitulacji powstańców i odrzucił propozycje władz polskich. W odpowiedzi na to gen. Chłopicki złożył dymisję, ale został nieformalnym doradcą nowego dyktatora – gen. Michała Gedeona Radziwiłła. 25 stycznia 1831 r. Sejm przyjął (na wniosek posłów radykalnie antyrosyjskiego Towarzystwa Patriotycznego) uchwałę o detronizacji Mikołaja I z tronu Królestwa Polskiego. 5 lutego armia rosyjska pod dowództwem feldmarszałka Iwana Dybicza rozpoczęła inwazję.
Siły obu stron
Bardzo interesującą kwestią są siły jakimi dysponowały obie strony konfliktu. Przed wybuchem wojny Wojsko Polskie liczyło mniej niż 30 tys. żołnierzy, ale „w cywilu" znajdowało się kilkadziesiąt tysięcy zdolnych do walki mężczyzn, którzy pamiętali wojny napoleońskie lub służyli w latach 1815-1830. Gdy 24 stycznia 1831 r. ogłoszono mobilizację, to właśnie ich starano się wcielać w pierwszej kolejności, a następnie ochotników oraz „zielonych" rekrutów. Na początku lutego Królestwo Polskie miało już ponad 70 tysięczną armię, która była zorganizowana w 4 dywizje piechoty i korpus jazdy. Po rozpoczęciu mobilizacji formowano w każdym pułku piechoty trzeci i czwarty batalion (ten był złożony z najsłabiej wyszkolonych rekrutów), a w pułkach kawalerii trzeci dywizjon.
Wojsko Polskie miało na swoim stanie również artylerię, oddziały saperów, tabory oraz żandarmerię. Formowano ponadto oddziały lekkiej piechoty, tzw. strzelców celnych, których organizowano w bataliony. Wiosną sformowano jeszcze piątą dywizję piechoty. Na początku maja 1831 r. liczba żołnierzy wzrosła do 87 tysięcy (nie obejmowała ona partyzantów walczących na Litwie, Wołyniu i Podolu oraz na terenie Królestwa Polskiego, który był okupowany przez wojska Dybicza i Paskiewicza). Łącznie przez cały okres powstania przez szeregi Wojska Polskiego miało przejść nawet 150 tys. mężczyzn.
Z kolei strona rosyjska miała zaangażować w wojnę nawet 200 tys. żołnierzy i można podejrzewać, że gdyby powstanie trwało dłużej to Rosjanie byliby w stanie wysłać kolejne dziesiątki tysięcy żołnierzy. 5 lutego 1831 r. armia inwazyjna liczyła ok. 115 tys. żołnierzy i 336 dział. W połowie kwietnia 1831 r. główne siły rosyjskie znajdujące się pod bezpośrednim dowództwem feldmarszałka Iwana Dybicza liczyły 75,5 tys. żołnierzy i 254 działa. Dla porównania, w tym samym czasie najsilniejsze zgrupowanie polskie pod dowództwem gen. Jana Skrzyneckiego liczyło 46 tys. żołnierzy i 120 dział. Rosjanie posiadali więc stale przewagę liczebną, ale niejednokrotnie dochodziło do starć, w których to Polacy byli stroną liczniejszą.
Przebieg działań wojennych
Do pierwszych starć doszło 7 lutego 1831 r. w Siedlcach i w Węgrowie. W obu przypadkach polscy ułani zmusili Rosjan do wycofania się. Korpus feldmarszałka Dybicza kontynuował jednak swój marsz na polską stolicę. Tydzień później doszło do pierwszej bitwy tej wojny. 14 lutego samodzielny korpus gen. Józefa Dwernickiego uderzył na dywizję gen. Fiodora Geismara. Polacy odnieśli zdecydowany sukces dzięki lepszemu dowodzeniu, wyszkoleniu oraz przewadze liczebnej. Trzy dni później dywizja gen. Jana Skrzyneckiego, wsparta przez elementy dywizji gen. Franciszka Żymirskiego, odparła natarcie korpusu gen. Grigorija Rosena pod Dobrym, zadając przy tym przeciwnikowi ciężkie straty. 19 lutego generałowie Dwernicki i Jan Kanty Julian Sierawski pokonali pod Nową Wsią, na południe od Warszawy, elementy korpusu kawalerii rosyjskiej gen. Cypriana von Kreutza. W dniach 19-20 lutego miała miejsce pierwsza bitwa pod Wawrem, która również zakończyła się zwycięstwem oddziałów polskich. Powstańcy kontynuowali jednak odwrót w kierunku Warszawy.
Jeszcze 20 lutego Rosjanie zbliżyli się do polskiej stolicy. Polacy obsadzili dogodne do obrony pozycje pod Grochowem, w tym w lesie zwanym Olszynką. Część oddziałów, ok. 13 tys. żołnierzy pod dowództwem gen. Jana Krukowieckiego, zagrodzić drogę do stolicy z północy pod Białołęką. Ich zadaniem było również ubezpieczanie tyłów głównych sił skierowanych pod Grochów. Feldmarszałek Dybicz wydał z kolei gen. Iwanowi Szachowskiemu rozkaz zdobycia Białołęki, a następnie marszu na Bródno i ataku na tyły polskiego związku operacyjnego pod Grochowem. Dopiero wtedy na odciętych od Warszawy Polaków miały ruszyć główne siły Dybicza.
24 lutego armia rosyjska przeszło do uderzenia. Najpierw Rosjanie uderzyli na Białołękę, którą zdobyli po ciężkich walkach. Nadejście na pole bitwy polskich posiłków zatrzymało przeciwnika. Następny dzień zadecydował o dalszym losie powstania. Najpierw gen. Szachowski otrzymał od feldmarszałka Dybicza rozkaz wycofania, gdyby ten uznał, że oddziały polskie pod Białołęką są liczniejsze. Po zebraniu informacji od zwiadowców Rosjanie rozpoczęli odwrót z rana 25 lutego. W pewnym momencie Polacy z impetem uderzyli na te oddziały rosyjskie, które osłaniały odwrót reszty zgrupowania. Starcie zakończyło się zdecydowanym sukcesem strony polskiej. Tego samego dnia doszło do bitwy pod Grochowem.
Przez znaczną część bitwy faktycznym dowódcą wojsk polskich był gen. Józef Chłopicki. Nie chcieli mu się podporządkować jednak gen. Krukowiecki i gen. Tomasz Łubieński, gdyż były dyktator miał de facto status cywila. W trakcie wielogodzinnej bitwy obie strony poniosły ciężkie straty. W pewnym momencie Polacy zostali zmuszeni do odwrotu, Chłopicki został ranny i przekazał dowództwo gen. Skrzyneckiemu, a gen. Żymirski, dowódca jednej z najważniejszych dywizji, został śmiertelnie ranny (kula armatnia rozerwała mu barek). Skrzynecki już jako głównodowodzący wydał rozkaz wycofania się w kierunku stolicy, czym złamał polecenie Chłopickiego, aby w krytycznej sytuacji ruszyć do straceńczego uderzenia na pozycje rosyjskie, w nadziei na to, że uda się rozbić wojska feldmarszałka Dybicza.
Podczas polskiego odwrotu Rosjanie rzucili do pościgu swoją kawalerię. Mieli oni nadzieję na to, że uda się szybko rozbić polskie zgrupowanie i zająć Warszawę. Polscy żołnierze uformowali jednak czworoboki i odparli uderzenie, zadając Rosjanom ciężkie straty. Choć bitwa o Grochów zakończyła się taktycznym zwycięstwem Rosjan, to dla Polaków była sukcesem strategicznym, gdy udało im się zapobiec zajęciu stolicy przez wroga.
Po bitwie grochowskiej miał miejsce pat i zarazem krótka pauza operacyjna. Dochodziło do starć, ale o niewielkim rozmachu i znaczeniu. Polacy starali się wykorzystać ten czas na uzupełnienie strat oraz formowanie nowych oddziałów. Rosjanie z kolei chcieli przekroczyć Wisłę na południe od Warszawy, nie rezygnując z planów zdobycia stolicy Królestwa Polskiego. Wtedy też gen. Ignacy Prądzyński, kwatermistrz generalny Sztabu Głównego, opracował plan polskiej ofensywy, która miała na celu pokrzyżowanie planów przeciwnika i rozbicie części wojsk inwazyjnych. Wysłane przeciwko feldmarszałkowi Dybiczowi polskie zgrupowanie liczyło ponad 46 tys. żołnierzy 31 marca 1831 r. doszło do dwóch ważnych bitew, dzięki którym Polacy przejęli inicjatywę. Najpierw gen. Skrzynecki uderzył z sukcesem na grupę gen. Fiodora Geismara pod Wawrem. Następnie miała miejsce bitwa pod Dębem Wielkim, gdzie polski dowódca był bliski rozbicia połączonych sił Geismara i gen. Grigorija Rosena. 2 kwietnia korpus jazdy gen. Tomasza Łubieńskiego rozbił ariergardę VI Korpusu gen. Rosena pod Kałuszynem.
W dniu 10 kwietnia Polacy odnieśli pod Iganiami jeszcze większy sukces (poprzedzony mniejszym zwycięstwem pod Domanicami). Grupa dowodzona przez gen. Ignacego Prądzyńskiego uderzyła na liczniejszy VI Korpus gen. Rosena (ok. 16 tys. bagnetów i szabel). Choć nie otrzymała w porę wsparcia ze strony głównych sił dowodzonych przez gen. Skrzyneckiego, to jednak była w stanie zmusić Rosjan do odwrotu za rzekę Muchawkę. Dzięki umiejętnym i odważnym manewrom Prądzyńskiemu udało się zniszczyć oraz odciąć i wziąć do niewoli niemal 1/3 sił gen. Rosena. Istotna była, nieco zapomniana dzisiaj, bitwa pod Liwem, gdzie oddziały polskie chciały zagrodzić drogą odwrotu zgrupowaniu pod bezpośrednim dowództwem feldmarszałka Dybicza. W wyniku bardzo ciężkich walk w dniach 14-15 kwietnia Rosjanom udało się jednak zdobyć most i przeprawić przez rzekę Liwiec. Dość dotkliwym ciosem dla strony polskiej okazał się los korpusu gen. Jana Kantego Juliana Sierawskiego. 17 kwietnia został on pokonany pod Wronowem, gdzie jednak Rosjanie ponieśli cięższe straty, ale następnego dnia jego zgrupowanie zostało rozbite podczas bitwy o Kazimierz Dolny.
W maju 1831 r. polskie dowództwo aprobowało plan gen. Prądzyńskiego, który polegał na osaczeniu i zniszczeniu rosyjskiego Korpusu Gwardii wielkiego księcia Michaiła Romanowa (młodszego brata cesarza), który był jednym z najbitniejszych związków taktycznych w rękach feldmarszaka Dybicza. Wyeliminowanie Korpusu Gwardii mogłoby się odbić szerokim echem w Europie, co przyniosłoby ogromne korzyści propagandowe i udowodniłoby, że Imperium można pokonać. Nie jest wykluczone, że zachęciłoby to niektóre państwa zachodnie do udzielenia Polakom wsparcia, choćby materiałowego. Nie można również zapominać o czysto militarnych korzyściach płynących z rozbicia Korpusu Gwardii. Ponadto Polacy mogliby również otworzyć szlak na Litwę, gdzie również miały miejsce działania powstańcze.
13 maja gen. Jan Nepomucen Umiński pokonał dwukrotnie silniejsze oddziały feldmarszałka Dybicza, a następnego dnia gen. Skrzynecki ruszył na wyprawę przeciwko Korpusowi Gwardii. 18 maja cel ofensywy został osaczony pod Śniadowem, ale dowódca wojsk polskich nie wydał rozkazu do ataku, dzięki czemu Rosjanie wyszli z pułapki. Kolejny raz Polacy dopadli Korpus Gwardii pod Tykocinem 21 maja, ale nie udało się go rozbić. Na domiar złego, w tym samym czasie feldmarszałek Dybicz ruszył z niemal 40 tys. żołnierzy w kierunku Warszawy, co groziło głównym siłom gen. Skrzyneckiego odcięciem od stolicy. Naczelny Wódz rozpoczął odwrót, zostawiając w Tykocinie korpus gen. Antoniego Giełguda w sile ok. 12 tys. żołnierzy.
22 maja 1831 r. feldmarszałek Dybicz pokonał w bitwie pod Nurem korpus gen. Tomasza Łubieńskiego i skierował swoje siły na Ostrołękę. Główne siły polskie dotarły tam 25 maja i zaczęły przeprawiać się przez Narew. Następnego dnia z rana na Polaków uderzyli z zaskoczenia Rosjanie, którym udało się również przekroczyć rzekę. W krytycznym momencie bitwy wykazała się bateria artylerii konnej ppłk. Józefa Bema, dzięki której gen. Skrzynecki mógł oderwać się od przeciwnika i ruszyć w kierunku stolicy. Polacy stracili 6-7 tys. żołnierzy w zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Rosjanie stracili mniej niż 6 tys. żołnierzy. Po tej bitwie inicjatywa strategiczna wróciła w ręce Rosjan, którzy na domiar złego dla strony polskiej otrzymali również nowego dowódcę – feldmarszałka Iwana Paskiewicza (10 czerwca Dybicz zmarł na cholerę). Pewną osłodę dla Polaków stanowił sukces gen. Giełguda odniesiony 29 maja nad dwukrotnie słabszą grupą gen. Fabiana Gottlieb von der Osten-Sackena pod Rajgrodem. Po tym starciu zgrupowanie gen. Giełguda ruszyło w kierunku Litwy. Tam już od zimy działała partyzantka, której symbolem została później Emilia Plater, twórczyni jednego z miejscowych oddziałów powstańczych.
Latem sytuacja powstańców zaczęła się stopniowo pogarszać, choć odnosili jeszcze pewne sukcesy. 19 czerwca 1831 r. Polacy zostali pokonani pod Łysobykami na Lubelszczyźnie oraz pod Ponarami niedaleko Wilna, gdzie zginął gen. Giełgud. Odnieśli jednak zwycięstwa pod Kałuszynem (10 lipca), Mińskiem Mazowieckim (19 lipca), Iłżą (9 sierpnia) oraz pod Rogoźnicą (29 sierpnia). W tym czasie feldmarszałek Paskiewicz postanowił uderzyć na samą Warszawę. Ominął polskie pozycje maszerując wzdłuż granicy Królestwa Polskiego i Prus, a następnie (nie bez pomocy Prusaków) przeprawił się na zachodni brzeg Wisły. Do obrony stolicy Polacy zebrali ok. 40 tys. żołnierzy i 200 dział, podczas gdy Rosjanie dysponowali 71 tys. żołnierzy 360 działami.
Z rana 6 września rozpoczął się szturm Warszawy, poprzedzony intensywnym przygotowaniem artyleryjskim. Właśnie tego dnia, na szańcach Woli, poległ gen. Józef Longin Sowiński, a do niewoli dostał się mjr Piotr Wysocki. Rosjanie zdobyli Wolę. Generał Jan Stefan Krukowiecki, drugi prezes Rządu Narodowego i faktyczny przywódca powstania w tym czasie, polecił gen. Prądzyńskiemu rozpoczęcie negocjacji z feldmarszałkiem Paskiewiczem. 7 września Sejm odniósł się nieprzychylnie do działań Krukowieckiego i odebrał mu władzę. Po południu Rosjanie rozpoczęli ostrzał i szturm kolejnej linii polskich umocnień. Walki zakończyły się porażką powstańców, wobec czego gen. Krukowiecki wznowił negocjacje bez zgody Sejmu i złożył propozycję kapitulacji na ręce gen. Fiodora Berga, adiutanta feldmarszałka Paskiewicza. Tego samego dnia wyprowadził z Warszawy ponad 32 tys. żołnierzy, którzy ruszyli do twierdzy w Modlinie. 8 września Rosjanie bez walki zajęli stolicę Królestwa Polskiego. Niedługo później poszczególne polskie zgrupowania przekroczyły granicę z Prusami lub Cesarstwem Austriackim, gdzie złożyły broń. 8 października poddała się twierdza w Modlinie, a 21 października w Zamościu. Powstanie skończyło się.
Czy powstanie mogło zakończyć się sukcesem Polaków?
Do dziś trwają spory o to czy powstanie listopadowe mogło zakończyć się szybszym odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Wiele osób zalicza ten zryw do irracjonalnych i bez szans powodzenia, jak zresztą niemal wszystkie polskie insurekcje. Czy ten pogląd jest uzasadniony?
Prof. Tomasz Strzeżek, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego i badacz polskiej wojskowości, zwrócił uwagę na kilka istotnych czynników i podzielił je na zewnętrzne (na które Polacy mieli ograniczony wpływ) oraz wewnętrzne (czyli słabe i mocne strony powstańców). Czynniki zewnętrzne to rzecz jasna stosunek mocarstw europejskich do insurekcji oraz problemy Imperium Rosyjskiego. Niestety, choć opinia publiczna we Francji, Wielkiej Brytanii oraz niektórych państwach niemieckich sprzyjała Polakom, to władze pozostały bierne. Polskiemu rządowi nie udało się również otrzymać pożyczek w bankach francuskich i austriackich. Brak wsparcia politycznego oraz materiałowego mocno wpłynął na losy powstanie. Ponadto sytuacja w 1831 r. i latami 1917-1918 (gdy pojawiły się okoliczności, w których Polska mogła odzyskać niepodległość) różniła się tym, że zaborcy nie przeżywali wtedy problemów wewnętrznych pokroju rewolucji lutowej czy prowadzących do abdykacji cesarza Wilhelma II.
Armia rosyjska borykała się jednak z wieloma słabościami. Pewne nadzieje na sukces mogły budzić skutki kosztownego zaangażowanie wojsk rosyjskich na Bałkanach i Kaukazie. W latach 1826-1828 Imperium pokonało Persję w dość sprawnie przeprowadzonej kampanii, ale wojna rosyjsko-turecka 1828-1829 okazała dla Rosjan ciężkim doświadczeniem. Choć i ten konflikt zakończył się ostatecznie zwycięstwem, to ujawnił liczne problemy oraz braki armii rosyjskiej. Dowodzenie pozostawiało sporo do życzenia. Z wyszkoleniem nie było lepiej. Słabo wypadła na froncie kawaleria Imperium, która na dodatek ponosiła ciężkie straty. Kampania na Bałkanach nie zakończyła się katastrofą głównie dzięki błędom tureckich dowódców, zdobyciu Warny (nie bez zdrady), a także temu, że żołnierze tureccy wpadali w panikę i oddawali pole nawet w starciu z mniej licznym przeciwnikiem.
Działania na froncie kaukaskim, gdzie dowodził gen. Iwan Paskiewicz, którego przodkowie należeli do starszyzny kozackiej na Ukrainie, powiodły się Rosjanom lepiej. Armia Imperium wróciła z kampanii nie tylko z wymęczonym zwycięstwem, ale również... z epidemią cholery. Wpłynęła ona, podobnie jak i inne choroby, a także dezercje, na zmniejszenie faktycznych stanów osobowych. Epidemia prześladowała wojsko rosyjskie również w trakcie powstania i to właśnie przez chorych Rosjan zarażali się nią polscy żołnierze i cywile. Śmiertelność w przypadku braku leczenia mogła wynieść nawet 50%. Choroba miała w armii rosyjskiej „perspektywy rozwoju", zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że żołnierz rosyjski w I poł. XIX w. był niejednokrotnie licho odżywiany, a także często obozował w ciężkich warunkach.
Przejdźmy w końcu do czynników wewnętrznych, czyli wszystkiego co zależało od samych Polaków. Zacznijmy od polityków i generalicji. Niestety, ale po Nocy Listopadowej większość polskiej sceny politycznej nie wierzyła w możliwość zwycięstwa nad Rosją, nawet w wojnie obronnej. Politycy nie zmienili zdania nawet po detronizacji cesarza Mikołaja I, gdy wojna była już nie do uniknięcia. Nawet postawieni w sytuacji bez wyjścia nie wierzyli w szanse na niepodległość i bardziej zależało im na obronieniu stanu sprzed 29 listopada 1830 roku.
Niestety, niewiele lepiej wyglądała sytuacja wśród kadry dowódczej. Zawiedli najdłużej dowodzący dyktatorzy powstania: pierwszy gen. Józef Chłopicki (5 grudnia 1830 r. – 17 stycznia 1831 r.) i trzeci gen. Jan Skrzynecki. Obaj nie wierzyli w sukces i możliwość pokonania Rosjan, po cichu pertraktowali z wrogiem. Chłopicki sabotował zresztą przygotowania do obrony w czasie swojej dyktatury. Z kolei Skrzynecki niejednokrotnie zapobiegał rozbiciu Rosjan na polu walki lub wstrzymywał działania przeciwko nim, gdy szanse na sukces były duże. Ponadto celowo odsuwał od dowodzenia doświadczonych generałów i w ich miejsca wyznaczał tych oficerów, którzy go popierali i wiązali z nim szanse na swój awans. Spośród wyższych dowódców głównie generałowie Prądzyński i Dwernicki wierzyli w szanse na zwycięstwo. W takich warunkach ciężko było osiągnąć zwycięstwo, nawet przy wystarczających środkach.
Jeżeli chodzi o Wojsko Polskie Królestwa Polskiego, to stało ono na wyższym poziomie niż rosyjski przeciwnik. Żołnierz polski był lepiej wyszkolony i umundurowany (dzięki rozwiniętemu przemysłowi włókienniczemu, choć ten musiał przerwać produkcję w 1831 r. z powodu działań wojennych). Był też sprawniej dowodzony, szczególnie w przypadku kawalerii. Polakom sprzyjała również znajomość obszaru walk, szczególnie w przypadku formacji partyzanckich. Pewnym problemem okazała się jednak postawa wielu oddziałów sformowanych z „zielonych" rekrutów. Częściej ulegały one panice niż oddziały „stare". Te ostatnie ponosiły jednak z czasem coraz bardziej dotkliwe straty.
Poważnym problemem okazały się niedobory żywności w całym Królestwie. Brakowało nawet zboża. Osobnym problemem było stopniowe likwidowanie przez cesarzy polskiego przemysłu zbrojeniowego. Wpłynął on na niedostatek uzbrojenia, szczególnie w przypadku artylerii, której Wojsko Polskie posiadało kilka kalibrów. Na terytorium Królestwa Polskiego nie było fabryki mogącej odlewać działa ze spiżu, dlatego utrata każdej armaty była dla Polaków bolesna. Jedynym sposobem na uzupełnienie strat oraz zwiększenie parku artyleryjskiego było zdobywanie dział na przeciwniku. Osobnym problemem były karabiny, które jedynie montowano z części sprowadzonych z rosyjskiej fabryki w Tule.
Podczas powstania stworzono jednak na Solcu pod Warszawą warsztat produkujący broń palną, który do kapitulacji stolicy stworzył 5 tys. karabinów. Poza nim funkcjonowały również liczne warsztaty remontowe. Królestwo próbowało uporać się z brakiem prochu i saletry. Przed wybuchem wojny zamknięte zostały wszystkie zakłady mogące je produkować, ale po jej wybuchu sprowadzenie ich z innych państw było niemożliwe. W przypadku prochu wznowiono produkcję zamkniętych, ale nie zdewastowanych, młynów prochowych. Z brakiem saletry uporano się m.in. dzięki inicjatywie polskich aptekarzy, którzy importowali kwas saletrzany (nie obejmowało go embargo).
Analogie z inwazją rosyjską na Ukrainę w 2022 roku?
Jako historyk lubię szukać analogii, ale staram się również zastrzegać, że nigdy nie odpowiadają one w 100%. W przypadku powstania listopadowego/wojny polsko-rosyjskiej 1830-1831 r. i inwazji rosyjskiej na Ukrainę w 2022 r. różnice są oczywiście ogromne: technologiczne, geopolityczne, geograficzne czy też związane ze stanem świadomości narodowej oraz obywatelskiej przeciętnego Polaka, Ukraińca i Rosjanina. Niemniej jednak kilka kwestii jest rzeczywiście podobnych.
W oczy rzuca się przede wszystkim moment inwazji. W obu przypadkach Rosjanie przeszli do ofensywy w lutym, w czasie niezbyt sprzyjającej im porze roku. Wbrew powszechnie przyjętej na Zachodzie narracji, w którą chyba uwierzył również naród rosyjski, o niespotykanej odporności Rosjan na mróz. Są oni jednak na niego podatni w nie mniejszym stopniu niż Polacy czy Ukraińcy. Bardzo ważną rolę odgrywa przy tym odpowiednie umundurowanie, zakwaterowanie oraz żywność. W przypadku armii rosyjskiej w 1831 r. sytuacja w tym zakresie przedstawiała się gorzej niż w 2022 r., jednak nawet dzisiaj pojawiają się przypadki, gdy żołnierze rosyjscy chorują lub nawet umierają z powodu hipotermii.
Ciężko nie zwrócić uwagi na paradny charakter niemałej części armii rosyjskiej w 1830 r. jak i 2022 roku. Owe zamiłowanie do parad jako widowisk oraz pokazów siły świadczy o tym, że Rosjanie dość słabo wyciągają wnioski z historii. Jazda menażowa, równe marsze przed przywódcą oraz gawiedzią, a także z góry ustawione manewry osłabiały, a nie wzmacniały armię rosyjską w I połowie XIX wieku. Dzisiaj jest podobnie – dywizje Kantemirowska i Tamańska, które groźnie wyglądały na paradach na Placu Czerwonym, skompromitowały się podczas inwazji na Ukrainę, gdzie poniosły ciężkie straty, często w walce ze słabszym liczebnie, a już na pewno sprzętowo, przeciwnikiem. W ich przypadku wykorzystywane przez polskich komentatorów przymiotniki „paradna" i „dworska" mają na celu podkreślenie ich przeszacowanej wartości bojowej.
Podobnie rzecz wyglądała z wyszkoleniem wielu jednostek rosyjskich. Zdolność bojowa znacznej części ich składu osobowego była przeszacowana tak w 1831 r. jak i 2022 roku. W oczy rzuca się jednak również skostniały i autorytatywny sposób dowodzenia, nie uwzględniający informacji zwrotnej od niższych stopniem oraz bardzo odporny na wprowadzanie zmian, które dyktowało pole walki. Od rosyjskiego oficera nie oczekiwano po wojnach napoleońskich kreatywności i woli do rozwijania swej wiedzy i umiejętności. Miał on być mierny, bierny, ale wierny.
Takie oczekiwania wzrosły zwłaszcza po powstaniu dekabrystów w grudniu 1825 r. i nie zmieniły jeszcze tego stanu rzeczy wojny z Persją i Turcją. Przez półtorej dekady po pokonaniu Napoleona w Rosji zaczęto skupiać się na organizowaniu „ustawionych" manewrów, których przebieg i wynik był z góry rozpisany i zawsze kończyły się raportem o „wykonaniu zadania". Czyż nie podobnie wyglądały manewry przed tegoroczną inwazją na Ukrainę?
W obu przypadkach Rosjanie początkowo zlekceważyli przeciwnika i natychmiast ruszyli na jego stolicę. Tak Polacy jak i Ukraińcy zdołali zatrzymać pierwsze uderzenie, choć oczywiście przebieg działań wojennych znacząco się różnił. Oba zaatakowane państwa wykorzystywały również partyzantkę do ataków na kolumny zaopatrzeniowe oraz odciągania choć części sił rosyjskich z frontu na zaplecze. Oczywiście skuteczność działań podjazdowych w dzisiejszych czasach jest większa przez wpływ rozwoju uzbrojenia piechoty czy łączności, ale nie można też pominąć tego faktu, że dość wielu Ukraińców szykowało się do walki partyzanckiej już od 8 lat, a ukraińskie dowództwo wojskowe uwzględniło wykorzystanie działań podjazdowych na terenie okupowanym co najmniej od momentu wyznaczenia gen. Wałerija Załużnego na naczelnego dowódcę Sił Zbrojnych Ukrainy (27 lipca 2021 roku).
Częściowo zbieżna była postawa polskich i ukraińskich polityków. W obu przypadkach wybrańcy ludu przeważnie nie wierzyli w szanse na obronienie się przed agresją rosyjską. Niemniej jednak, w przypadku ukraińskim już podczas pierwszej doby inwazji doszło do gwałtownej zmiany postawy prezydenta i części jego otoczenia – z defetystów, nie wierzących w szanse narodu ukraińskiego, zmienili się, zaufali rodakom i armii oraz zaczęli podnosić na duchu tak cywilów jak i wojskowych. Inna była również postawa znacznej części ukraińskiej kadry oficerskiej. Dzięki wiedzy o swoim przeciwniku, a także świadomości własnych atutów, byli oni nastawieni bojowo (a często również optymistycznie) nawet w pierwszych dobach agresji. Duży kredyt zaufania, deklarowany optymizm, bezkompromisowość oraz wiara we własne siły mocno wpłynęły na zdolności wojsk ukraińskich oraz zaangażowanie ludności cywilnej we wsparcie własnych obrońców oraz organizowanie pomocy współobywatelom.
Zauważalna w obu przypadkach była sympatia większości opinii publicznej w państwach Zachodu wobec tych, którzy bronili swej niepodległości. Na sympatiach niestety koniec, gdyż, jak już wyżej zaznaczyłem, władze tychże krajów pozostały bierne w 1831 roku. Z kolei w 2022 r. najpierw kilka państw (głównie USA i Wielka Brytania, ale również Polska) jeszcze przed inwazją rosyjską udzieliło Ukrainie wsparcia w zakresie amunicji i uzbrojenia przeciwpancernego i przeciwlotniczego piechoty, a następnie po pierwszych sukcesach SZU zaczęło zwiększać wsparcie. Dołaczyły też do nich kolejne, m.in. Francja i Niemcy. Można powiedzieć, że Ukraińcy wykuli dla siebie większe wsparcie sukcesami na polu walki, ale trzeba też podkreślić, że "pomogli" i sami Rosjanie - dokonując bestialskich mordów (m.in. w Buczy), które wstrząsnęły politykami oraz opinią publiczną na Zachodzie. Należy też dodać, że niezwykle Ukraińcom pomogły współczesne technologie - mogli oni rejestrować nawet niewielkie i odseparowane od siebie sukcesy, ale łacznie wpływały one na stsunek władz oraz zwykłych obywateli na Zachodzie. Smartfon okazał się nie zmniej groźną bronią niż AK-74 czy wyrzutnia FGM-148 Javelin.
Ale czy Wojsko Polskie nie odnosiło sukcesów na początku konfliktu w 1831 roku? Czy interwencja Rosjan nie była uważana na Zachodzie za barbarzyństwo? Czego zabrakło? Czy Polacy mogli wtedy coś zrobić, co pomogłoby w podobnym przełamaniu postaw polityków w Paryżu, Londynie czy Wiedniu? Moim zdaniem istniała taka szansa, ale wiązała się ze spełnieniem od razu kilku warunków. Z uwagi na to, że w 1831 r. nie było ani Internetu ani smartfonów, czy nawet telegrafu. Dlatego docierające z opóźnieniem informacje o sukcesach, ale niezbyt spektakularnych (np. Stoczek), nie mogły dostatecznie wpłynąć na polityków z Zachodu. Dlatego Wojsko Polskie musiało przede wszystkim odnieść sukces w dobrze rozegranej dużej bitwie lub kampanii, zakończonej zniszczeniem znacznej części wojsk inwazyjnych. Wieść o dużej i dotkliwej klęsce Rosjan odbiła by się szerokim echem w Europie i mogłaby wpłynąć na władze niektórych państw zachodnich. Uważam, że Polacy najbliżej odniesienia takiego sukcesu znajdowali się w czasie swojej ofensywy wiosennej, w tym wyprawy na Korpus Gwardii. Jego anihilacja pod Śniadowem mogła być tym niezbędnym militarnie, politycznie i propagandowo zwycięstwem. Zwycięstwo mogło ponadto zapewnić spadek morale w szeregach innych związków taktycznych przeciwnika, a także otworzyć drogę na Litwę, gdzie po wsparciu partyzantów pojawiłaby się możliwość przejęcia portu w Połądze. Ten można by było wykorzystać do sprowadzania uzbrojenia z Zachodu. Oczywiście realizacja tego ambitnego planu wymagałaby ogromnego wysiłku żołnierzy i partyzantów, umiejętności oraz lojalności dowódców wobec Królestwa i narodu, a także łutu szczęścia.
Bibliografia:
Callier Edmund,Bitwy i potyczki stoczone przez wojsko polskie w roku 1831, Poznań 1887.
Kasparek Norbert,Decydujące starcie. Wyprawa na gwardie i bitwa pod Ostrołęką, „Mówią Wieki – Magazyn Historyczny", 2011, nr 11, s. 42-46.
Kasparek Norbert,Dni przełomu powstania listopadowego. Bitwa pod Ostrołęką (26 maja 1831), Ostrołęka 2012.
Kieniewicz Stefan, Zahorski Andrzej, Zajewski Władysław,Trzy powstania narodowe, Warszawa 1992.
Łojek Jerzy,Szanse powstania listopadowego, Warszawa 1986.
Prądzyński Ignacy,Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-rosyjskiej w roku 1831, Kraków 1894.
Strzeżek Tomasz,Armia polska w latach 1815-1830 : teoria i praktyka funkcjonowania w systemie konstytucyjnym Królestwa Polskiego, „Echa Przeszłości", 2013, Tom 14, s. 67-91.
Strzeżek Tomasz,Armia polska w przededniu wyprawy na gwardię w maju 1831 roku. Charakterystyka głównych rodzajów wojsk, „Echa Przeszłości", 2021, Tom 23, s. 179-201.
Strzeżek Tomasz,Między wojną a pokojem: wybrane zagadnienia z dziejów kawalerii rosyjskiej w latach 1815 – 1830, „Echa Przeszłości", 2004, Tom 5, s. 51-92.
Strzeżek Tomasz,Polska ofensywa wiosenna w 1831 roku. Zaprzepaszczona szansa powstania listopadowego, Oświęcim 2011.
Strzeżek Tomasz,„Przypadkowe krwawe zdarzenie" powstania listopadowego - bitwa pod Liwem 14-15 kwietnia 1831 roku, „Echa Przeszłości", 2012, Tom 13, s. 163-196.
Strzeżek Tomasz,Zapomniane bitwy powstania listopadowego: zmagania o przeprawę pod Lwem w lutym i pierwszej dekadzie kwietnia 1831 roku, Echa Przeszłości, 2010, Tom 11, s. 173-193.
Wacław Tokarz,Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1993.
Ziółek Jan,Wykorzystanie potencjału wojennego Królestwa Polskiego w czasie powstania 1830-1831, „Rocznik Lubelski", 1980, nr 22, s. 33-48.
Henryk Żaliński,Stracone szanse: Wielka Emigracja o powstaniu listopadowym, Warszawa 1982.
Wystąpienie dr hab. Tomasza Strzeżka z 6 XII 2017 r. : https://www.youtube.com/watch?v=HbB2-OymDAY
https://pl.wikipedia.org/wiki/Cholera.
Filemon19
Podsumowując 6 dywizji i 12 brygad i 27 tyś wojska i 39 armat rozmieszczonych w 16 lokalizacjach. Czyli 2 tyś na brygadę FARSA Klęska logistyki transportu uzbrojenia mobilizacji amunicji Co widać gołym okiem Klęska strategi ponieważ 2 dywizje korpus Lublin nie brały udziału w powstaniu. Haloooooo
Ślązak mały
Nie interesuje mnie państwo, interesują mnie ludzie. Czesi po wojnach religijnych postanowili zapomnieć o wojnach i świetnie na tym wychodzą, wcześniej byli świetnymi żołnierzami o czym przekonali się również Polacy. Powstanie listopadowe - imprezka niewielu, doprowadziła do zniszczenia kraju, wojna na Ukrainie została przez ten kraj przegrana a odbudowa Ukrainy będzie trwała dziesięciolecia, w tym czasie miliony Ukraińców opuści ten kraj. Jeżeli ktokolwiek myśli to niech sobie odpowie na banalnie proste pytanie czym się różni Praga, Warszawa i Kijów, Praga ma zabytki. Czesi 9 maja 1945 roku po pracy poszli do gospody, Polacy odgruzowywać swoje miasta i treałp to do lat 70 do
Krabik
A z kim Czesi mieli wojować? Ich szczęście, że nie graniczą z Rosją.
Chris
W odróżnieniu od powstania styczniowego Polska miała wtedy wyszkolone kadry wojskowe. Natomiast potrzebne było wsparcie mocarstw zachodnich i konflikt między zaborcami. Bez logistyki i dostaw broni nie mieliśmy szans, podobnie jak Ukraina brz wsparcia NATO.
Owen Glendower
ciekawi mnie co to był za barek, który gen. Żymirskiemu zniszczyła kula armatnia?:)
Owen Glendower
ciekawi mnie co to był za barek, który gen. Żymirskiemu zniszczyła kula armatnia?:)
Markus
Mieliśmy w 1831 roku jakieś 1% szans na zwycięstwo. Niestety za nami nie stała w 1831 roku największa potęga militarna i medialna, tak jak za Ukrainą w 2022 roku. Natomiast nie można przebaczeć porażki z 1792 roku, gdzie zabrakło nam po prostu przywódcy na miarę tego wyzwania (Stanisław Poniatowski był dość dobrym królem na czasy zależności od Rosji i powolnym wychodzeniu z marazmu, ale nie na rzucenie wyzwania Rosji jak w wojnie o Konstytucję)
Ali baba
Ja się nie zgodzę w 1831 była szansa na żwyciestwo tylko zabrakło wodza
Filemon19
Podsumowując 27tys armii kadrowej czyli 6 dywizji i 12 brygad. Beznadziejnie mała ilość artylerii konnej i stacjonarnej czyli 6 funtowej 57mm. Beznadziejnie cywilne władze, skąd się tacy ludzie biorą, No i Wysocki podchorąży lokalny idiota i działa nie potrafil nabić ale na komisarza się nadawał
Szwejk85/87
Nie jestem pewien swojej opinii, ale podejrzewam, że bez kozackiej konnicy i ukraińców w szeregach piechoty, no i Ukraińca na czele wojsk, powstanie miało bardzo duże szanse powodzenia. To ilustruje doskonale metody tworzenia imperium rosyjskiego, buriaci i inni członkowie podbitych narodów pacyfikują kolejne narody, i tak powolutku powstaje imperium. Dlatego koniecznym jest zablokowanie ekspansji rosyjskiej w Ukrainie. Potem będzie duuużo trudniej...
Markus
... ale super że pan Kozubel taką analizę przeprowadził ! :) Doceniam to.
gregoz68
Dodałbym książki Jerzego Skowronka. Te wypadki...
gregoz68
Jeszcze jedno.Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831:) Wacław Tokarz. Druga część - mapy:)
gregoz68
Czyste 'gdybanie' Spojrzenie wstecz nakłada się na kolejne... głębsze. Odpowiadając wprost - nie mieliśmy WTEDY prawie żadnych szans. Polska generalicja, korpus litewski, TW... nawet pomarlica niewiele pomogła. Przez litość pominę Cum primum. Klucze leżały w Wiedniu, ale były za ciężkie) Bali się cyfry N Pozdrawiam)