Dżalula, do niedawna jeszcze 100-tysięczne miasto, obecnie jest całkowicie wyludnione.  Kilkadziesiąt lat temu było ono zamieszkane prawie wyłącznie przez Kurdów, ale za czasów Saddama Husajna padło ofiarą arabizacji przeprowadzonej w ramach niesławnej operacji Anfal. Wysiedlono wtedy większość kurdyjskich mieszkańców a na ich miejsce sprowadzono sunnickich Arabów z prowincji. Kurdowie zamieszkujący Dżalulę i pobliskie 200-tysięczne Khanaqin to natomiast szyici. W 2003 r., po obaleniu Husajna Peszmergowie zajęli na krótko zarówno Dżalulę jak i Khanaqin, ale szybko zostali zmuszeni do wycofania się. Nie może to specjalnie dziwić, gdyż wówczas odsetek kurdyjskich mieszkańców Dżaluli wynosił tylko około 10 %. W zamian, do nowej konstytucji wpisano art. 140, który do dziś jest jednym z głównych punktów spornych między Kurdystanem a rządem w Bagdadzie. Zgodnie z tym artykułem, na terenach spornych, miało zostać przeprowadzone referendum w sprawie przyłączenia do Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego.

Przez 10 lat Kurdom udało się częściowo zniwelować efekty demograficzne operacji Anfal. Na początku 2014 r. stanowili już około połowę mieszkańców w Dżaluli i większość mieszkańców w Khanaqin a w ostatnich wyborach udało im się wybrać w Dżaluli swojego burmistrza. W takiej sytuacji iracki rząd Malikeigo zablokował przeprowadzenie referendum na tzw. „terenach art. 140”.

W czerwcu br. gdy rozpoczęła się w Iraku ofensywa Państwa Islamskiego wojsko irackie w popłochu uciekło ze wszystkich nieszyickich terenów, a więc również z Khanaqin i Dżaluli. Nim jednak ISIL do niego dotarło, miejscowość zajęli już Peszmergowie. ISIL bardzo zależało na zdobyciu obu miast gdyż w ten sposób terroryści mogli przerwać jedyny szlak lądowy łączący Kurdystan z Bagdadem i jednocześnie doszliby do granicy z Iranem. Dlatego, mimo że początkowo ISIL unikał walki z Kurdami to nie dotyczyło to Dżaluli. Tu walki Peszmergi z ISIL trwały już od czerwca.

Improwizowany ładunek wybuchowy (IED) w Dżaluli. Fot. Witold Repetowicz/Defence24.pl

Sytuacja znów się zmieniła na początku sierpnia, gdy ruszyła potężna ofensywa ISIL na Kurdystan, powstrzymana tyko dzięki błyskawicznej pomocy Iranu (dostawy broni) i USA (bombardowania pozycji ISIL). Niemniej Dżalula wpadła w ręce ISIL, a mieszkańcy zmuszeni byli uciekać. Znaczna ich część znalazła schronienie w Khanaqin, które odparło wielokrotne ataki ISIL.

Po zajęciu Dżaluli przez ISIL, pozostali w niej jedynie sunniccy Arabowie z plemienia Karawi (ok. 25-30 tys.) oraz około 270 terrorystów ISIL, głównie Czeczeńców i Afgańczyków. Karawi pochodzą z prowincji Anbar i jak mówią Kurdowie, nienawidzą ich. Powodem jest to, że zajęli kurdyjskie domy i bali się, że zostaną z nich wyrzuceni, zwłaszcza, że wielu z nich pełniło wysokie funkcje w armii za Saddama. Dlatego, gdy pojawiło się ISIL Karawi ich wsparli.

Sytuacja ponownie uległa zmianie 23 listopada, gdy Dżalula została odbita. Po 8 godzinach bitwy, terroryści Państwa Islamskiego zaczęli uciekać w stronę pobliskiego miasteczka Tebeż, przy czym po drodze wielu z nich utonęło w przepływającej obok Dżaluli rzece Sirwan (zwanej przez Arabów Dijalą). Peszmergowie szybko przegonili ich również stamtąd i ISIL, wraz z Karawi, wycofało się na pozycje pod Kirkukiem.

Jak powiedział mi jeden z dowódców Peszmergi w Dżaluli, Faraydan Hama Said, w bitwie Peszmergowie korzystali z broni dostarczanej od sierpnia przez niektóre kraje europejskie, co w dużym stopniu wpłynęło na jej wynik. Natomiast terroryści dysponowali głównie kałasznikowami, RPG oraz BKC. Poległo 23 Peszmergów i zostało zlikwidowanych około 150 terrorystów, 13 wzięto do niewoli.

Obecnie miasto jest pod pełną kontrolą Peszmergów i kurdyjskiej służby bezpieczeństwa Asaisz. Jej szef w Dżaluli, Hazhar Ibrahim, znany jako Hazhar Asaish, w czasie okupacji miasta przez ISIL kilkakrotnie zakradał się do niego i dokonywał rozpoznania wywiadowczego. To znacznie ułatwiło późniejszą operacje militarną. Teraz Asaisz pod jego dowództwem wraz ze specjalną jednostką saperską Peszmergi oczyszcza miasto z bomb pozostawionych przez ISIL. Chodzi o tzw. IED (Improvised Explosive Devices) czyli trudne do zauważenia (np. wyglądające jak śmieci) bomby domowej roboty. Jak mi powiedział Hazhar Asaisz, taka bomba może zniszczyć cały dom. W Dżaluli jest prawdopodobnie kilkaset takich ladunków. Dlatego na razie mieszkańcy do miasta nie wrócą. Niektórzy zresztą w ogóle nie będą mogli tego zrobić, gdyż jak stwierdził Hazhar Asaisz, 25 % mieszkańców jest na czarnej liście. Asaisz oczywiście dysponują pełną listą mieszkańców i, gdy to już będzie możliwe, poszczególne rodziny będą wpuszczane stopniowo. Każda z nich będzie też musiała wyjaśnić ewentualną nieobecność niektórych jej członków. Wszystko oczywiście po to by nie pozwolić na przeniknięcie do miasta terrorystów. Kilku z nich już zostało zresztą schwytanych w czasie próby przedostania się do miasta (tylko w dniu gdy byłem w Dżaluli schwytano 3 terrorystów), a Hazhar Asaisz nie wyklucza obecności „szczurów” - czyli ukrywających się w ruinach terrorystów czekających na okazję do ataków snajperskich.

To powoduje, że powrót mieszkańców do domów (z których wiele nie jest specjalnie uszkodzonych) może się odwlec w czasie o parę miesięcy. Zwłaszcza, że mimo iż nowy rząd iracki Abadiego zawarł 10 dni po wyzwoleniu Dżaluli porozumienie z rządem Kurdystanu, to nie objęło ono „terenów art. 140”. Przyszłość Dżaluli nie jest więc przesądzona, choć Kurdowie deklarują, że już jej nie opuszczą. Dzień po bitwie do miasta przybyły tez oddziały milicji szyickiej ale to Peszmergowie kontrolują miasto, a milicje szyickie zaledwie kilka checkpointów. Dowódcy kurdyjscy twierdzą, że relacje między nimi są dobre.

Jak powiedział mi Hazhar Asaisz, zajęcie Dżaluli zakończyło operacje militarne Peszmergi na froncie południowym. Tu wszystkie tereny kurdyjskie są już wyzwolone. Peszmergowie wciąż jednak prowadzą działania zbrojne na dwóch innych frontach: pod Kirkukiem i w rejonie Mosulu. ISIL wciąż kontroluje niektóre tereny w północno-wschodniej części Diyali, tam jednak Peszmerga nie będzie prowadzić walk, gdyż nie są to tereny kurdyjskie.

Witold Repetowicz
________________________________________________
 

Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.

Reklama

Komentarze (2)

  1. Jam to

    "Dzień po bitwie do miasta przybyły tez oddziały milicji szyickiej ale to Peszmergowie kontrolują miasto, a milicje szyickie zaledwie kilka checkpointów." Ponownie apeluję o używanie języka polskiego. Checkpoint to po polsku punkt kontrolny. Rzucenie angielskim słowem nie dodaje splendoru, ani nie powoduje, że tekst wygląda bardziej profesjonalnie, a wręcz przeciwnie, wygląda przez to bardziej amatorsko. PS. Ciekawe, czy ten komentarz zostanie zamieszczony.

  2. tzn

    powoli rodzi się nowe państwo - a niedługo powstanie nowy front - dyplomatyczny - miejmy nadzieję, że Turcja w końcu na nim wymięknie

    1. hej

      NIE WYMIĘKNIE to jest po prostu niemożliwe .