- Wiadomości
Polska może mieć tylko jedną broń odstraszania: okręty podwodne z rakietami manewrującymi
Lądowa Tarcza Polski może zapewnić obronę kraju, ale tylko okręty podwodne z rakietami manewrującymi mogą skutecznie odpowiedzieć na atak nieprzyjaciela. Stanowią jedyną realną broń odstraszania, nie bójmy się tego mówić otwarcie - to najważniejszy wniosek z debaty poświęconej strategicznemu potencjałowi Marynarki Wojennej, zorganizowanej przez Instytut Jagielloński na Akademii Obrony Narodowej. Patronat medialny nad tą imprezą objął portal Defence24.
Debata, która z założenia miała być dyskusją nad słusznością decyzji o wprowadzeniu rakiet manewrujących była w rzeczywistości jednomyślnym przedstawieniem różnych poglądów na temat tego, jakie to przyniesie pozytywne efekty i jak tak potężna broń może być wykorzystywana w przyszłości.
Nie wiemy czym jest broń odstraszania
Okazało się przy tym, że poruszamy się na zupełnie nieznanym terenie i w wielu przypadkach osoby związane z Marynarką Wojenną nie zdają sobie sprawy, jakie możliwości może to przynieść naszym siłom zbrojnym, i przede wszystkim naszemu krajowi. Ta „niewiedza” pojawiła się m.in. podczas wypowiedzi osób, które nie znając specyfiki morskich rakiet manewrujących, szeregowały jako broń odstraszania rakiety typu Langusta oraz obecne uzbrojenie samolotów F-16.
Co gorsza nawet specjaliści wywodzący się z Marynarki Wojennej twierdzili, że bronią odstraszania są rakiety Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego, co jest jeszcze jednym dowodem, jak bardzo trudno będzie nam wyjść poza ramy obrony naszego kraju tylko z naszego terytorium.
Tymczasem rakiety Langusta, obecne uzbrojenie samolotów F-16 i nawet rakiety NSM z NDR nie mają, ani zasięgu, ani głowicy bojowej, która mogłaby zaliczać je do broni odstraszania. Co więcej uzbrojenie to nawet rozstawione na samej linii styku z nieprzyjacielem pozwala mu dokładnie wyznaczyć obiekty, które należy chronić i te, które są całkowicie bezpieczne. Można też wyznaczyć dokładnie kierunki, z których nastąpi atak jak również zgrubnie określić czas jego przeprowadzenia. W przypadku rakiet manewrujących odpalanych z okrętów podwodnych wszystko, co znajduje się w promieniu 1000 km od wybrzeża praktycznie na całym świecie może się czuć permanentnie zagrożone.
Nie można też kojarzyć broni odstraszania tylko z uzbrojeniem atomowym. W obecnym czasie duże znaczenie ma tzw. infrastruktura krytyczna, do której zniszczenia nie potrzeba potężnych głowic nuklearnych, ale punktowych uderzeń głowicami konwencjonalnymi. Nie zadecydują one oczywiście o wygraniu konfliktu, ale mogą spowodować taką destabilizację, że odstraszy ona potencjalnego przeciwnika.
Więcej: Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy gotowy do działań
W debacie podkreślano więc, że trzeba zmienić zarówno podejście wojskowych jak i polityków, by po pierwsze: wiedzieli co mogą otrzymać dzięki okrętom podwodnym, a po drugie by wiedzieli, jak te nowe możliwości można wykorzystać.
Nie wiemy co daje broń odstraszania
Dyskutując nad potrzebą wprowadzania rakiet manewrujących podnosi się najczęściej zalety „militarne” tego rodzaju uzbrojenia, zapominając o zaletach politycznych. Tymczasem mając aspiracje by być zaliczanym do najważniejszych krajów pod względem geopolitycznym i gospodarczym, musimy jednocześnie zdawać sobie sprawę, że jest to nierozerwalnie związane z posiadaniem silnej armii - armii, która nie musi wygrywać wojny, ale swoim wyposażeniem ma od jej rozpoczęcia skutecznie zniechęcać.
Dobrze się stało, że w czasie debaty francuskie doświadczenia w tej dziedzinie przedstawił Attaché Obrony Ambasady Francji w RP płk Etienne Champeaux. Potwierdził on bowiem, że pomimo posiadania nuklearnego potencjału odstraszania, uznano we Francji, że we współczesnych konfliktach niezbędne jest posiadanie również rakiet manewrujących z głowicami konwencjonalnymi. W tym komponencie szczególnie ważną rolę mają spełniać zarówno okręty nawodne (typu FREMM), jak i okręty podwodne (typu Barracuda), które zostaną wyposażone także w pociski MdCN.
Więcej: Ruszył proces zakupu okrętów Miecznik i Czapla. Nieprzejrzysty tryb wyboru oferentów
Wskazał on, że dzięki broni odstraszania mielibyśmy możliwość aktywnego uczestniczenia w faktycznych działaniach bojowych sił morskich NATO i Unii Europejskiej. Tymczasem nasz udział w operacjach morskich jest skromny zresztą zgodnie z zasadą „Bałtyk +” lansowaną przez wielu polityków. Zadał nam też pytanie czy wiemy, że w „europejskiej operacji antypirackiej Atalanta nie uczestniczyła Polska, a wzięło w niej udział trzech oficerów z Republiki Czech. Chciałoby się odpowiedzieć „Wiemy i jest nam wstyd”.
Debata przyniosła efekt, ponieważ pokazała, że to co dla wojsk lądowych jest zasięgiem operacyjnym, dla Marynarki Wojennej jest tylko zasięgiem taktycznym. W opanowanych „przez lądowców” siłach zbrojnych trudno jest przebić się z kluczową konstatacją, że to siły morskie jako jedyne mogą przenieść działania wojenne daleko na teren przeciwnika. Okręty podwodne z rakietami manewrującymi stałyby się w ten sposób najważniejszym komponentem naszych sił zbrojnych, gdyż byłyby zdolne do wykonania uderzenia praktycznie przeciwko każdemu, w każdym rejonie świata i w dowolnym czasie.
Więcej: Koniec Marynarki Wojennej RP – pierwsze niepokojące wnioski z „Białej Księgi”
Okręty podwodne z bronią odstraszania są najważniejszym dowodem na to, że Marynarka Wojenna jest potrzebna, nawet jeżeli trzeba by było przeznaczyć na nie duże środki finansowe.
Wyolbrzymiamy koszty rakiet manewrujących
Wbrew pozorom rakiety manewrujące nie stanowią aż tak dużej inwestycji, jak się to niekiedy oficjalnie „straszy”. Koszt jednej rakiety jest bowiem mniejszy lub porównywalny z rakietami przeciwokrętowymi, które z taką „łatwości” zostały zaakceptowane dla okrętów typu Orkan i dla NDR. Dodatkowo rakiety manewrujące nie wymagają w większości przypadku systemu wskazania celów, ponieważ obiekty które warto zaatakować są najczęściej znane dużo wcześniej i są one stacjonarne.
Oczywiście trzeba wprowadzić odpowiednie systemy na same platformy i - co ważne - kupić same urządzenia, ale z tego co oficjalnie wiadomo decyzja o zakupie okrętów podwodnych wyposażonych w broń odstraszania nadal obowiązuje.
Czy taka debata była potrzebna?
Instytut Jagielloński wykonał ogromną pracę, ponieważ udało mu się zaprosić do dyskusji ludzi z różnych środowisk, którzy znani są ze swojej wiedzy i bardzo nowatorskich poglądów. Reprezentowana była więc wyższe uczelnie wojskowe: AON, AMW i WAT, przemysł, Sztab Generalny, media, uczelnie i instytucje cywilne.
Na sali w rzeczywistości zabrakło przedstawicieli Inspektoratu Uzbrojenia, który realizują zakupy okrętów i de facto prowadzą politykę modernizacji MW. Szkoda, że oprócz dobrze zorientowanego w sprawach armii członka Sejmowej Komisji Obrony Michała Jacha, nie było więcej parlamentarzystów, mogliby oni usłyszeć inny punkt widzenia na strategiczne interesy kraju.
Więcej: Modernizacja Marynarki Wojennej szansą dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. Zgoda ponad podziałami politycznymi
Podsumowując debatę można uczciwie stwierdzić, że tak naprawdę jedyną wadą rakiet manewrujących jest to, że niemieckie okręty podwodne typu 212/214 nie są przystosowane do ich użycia. I to być może zadecyduje, że o rakietach manewrujących będziemy mogli tylko pomarzyć. Ale po tej debacie przynajmniej wiemy, że decyzja o ich niewprowadzeniu nie ma żadnego, racjonalnego uzasadnienia.
Maksymilian Dura
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS