Reklama

Siły zbrojne

Nowa era przemysłu obronnego USA. Nadchodzi dominacja sektora cywilnego

Fot.  Northrop Grumman via US Navy.
Fot. Northrop Grumman via US Navy.

Większość osób zainteresowanych przemianami w przemyśle zbrojeniowym otrzymuje informacje na temat konsolidacji polskiego sektora obronnego, bądź kolejnej sprzedaży uzbrojenia przez państwa z pierwszej dziesiątki listy największych eksporterów broni SIPRI (przyp. autora – Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem). Niekiedy na te wieści nakładają się doniesienia z Unii Europejskiej, próbującej stworzyć wspólny rynek uzbrojenia na Starym Kontynencie. Z informacji tych daje się zauważyć zmiany zachodzące w globalnym sektorze obronnym. Zwiększenie udziału firm teleinformatycznych w zamówieniach dla sektora obronnego może powodować erozję dotychczasowego modelu funkcjonowania. 

Wielu z nas próbując odnaleźć informację na dowolny temat w sieci z dużym prawdopodobieństwem wykorzysta przeglądarkę Google. Czy któryś jednak z generałów przypuszczał lub przypuszcza, że w przyszłości użyje robota Google do zaopatrywania swoich oddziałów na polu walki? Z pewnością znajdziemy takie osoby, lecz niemal na pewno będą w mniejszości. Przewidywane przemiany na rynku obronnym opisuje esej Williama J. Lynn’a III, byłego zastępcy sekretarza obrony USA i obecnego dyrektora generalnego Finmeccanica na Amerykę Północną, opublikowany w końcu ubiegłego roku w Foreign Affairs.

Pod koniec 2013 r. firma Google dokonała przełomowego zakupu spółki Boston Dynamics. Firma była odpowiedzialna za tworzenie różnego rodzaju robotów na potrzeby m.in. Departamentu Obrony USA. Najbardziej znanymi projektami firmy był Big Dog oraz Cheetah. Poprzez zakup spółki Google uzyskał dostęp do jednego z głównych realizatorów prac koncepcyjnych Departamentu Obrony. Tym samym. w ocenie autora, Pentagon utracił jednego z najważniejszych dostawców robotów, posiadającego duży potencjał rozwojowy.

Czy potentat z Mountain View może zagrozić dotychczasowym „czarnym koniom” amerykańskiego przemysłu obronnego i przejąć ich pozycję? Z pewnością Google wydaje na prace badawczo-rozwojowe znacznie więcej pieniędzy niż General Dynamics, Northrop Grumman czy Lockheed Martin lub Raytheon razem wzięci. W ocenie autora, spółka mogłaby wykupić większość udziałów wyżej wymienionych przedsiębiorstw. Lecz czy na tym zależy firmie Larry’ego Page’a? William J. Lynn III wskazuje wprost, że Google jest bardzo pożądanym partnerem nie tylko dla NSA. Posiada dostęp do zaawansowanych technologii oraz potencjał do rozwoju nowych rozwiązań.

Co z tego wynika? Po pierwsze, sektor cywilny jest w stanie dostarczyć więcej nowoczesnych technologii dla sił zbrojnych, niż miało to miejsce dotychczas. Przełomem może być data 11 września 2001 r., kiedy to pracownicy iRobot w wyniku ataku terrorystycznego na WTC pojechali ze swoimi robotami w celu poszukiwań ocalałych w gruzach. Dwa miesiące po nieszczęśliwych wydarzeniach z 11 września, jednostki specjalne USA wykorzystywały roboty firmy iRobot do przeszukiwania gór Tora Bora w celu odnalezienia Bin Ladena. Był to jeden z kluczowych momentów w historii większego zaangażowania firm cywilnych w rozwijanie technologii obronnych.

Pojawia się pytanie, czy sektor cywilny potrzebuje zamówień obronnych, aby zwiększać swoje zyski? Nie do końca. Ministerstwa obrony (wraz z państwowym przemysłem obronnym), jak wspomniałem, potrzebują bardziej przedsiębiorstw z branży cywilnej, niż na odwrót. Jednak, jak wskazuje autor w swoim eseju, sektor cywilny nie jest do końca zainteresowany współpracą z resortem obrony. Dzieje się tak dlatego, że proces zamówień jest niedostosowany do realiów współczesnej, zglobalizowanej gospodarki. Nakłada bariery wejścia na rynek nie tylko przedsiębiorstwom przemysłu obronnego np. z Europy, ale również spółkom prywatnym, które posiadają poddostawców rozsianych po całym świecie. Pojawia się problem zapewnienia ciągłości łańcucha dostaw, także - według autora jeden z najpoważniejszych – jak w takiej sytuacji zapewnić przewagę technologiczną nad potencjalnym przeciwnikiem. Poddostawca z innego kraju może, przecież, również dostarczać technologię bądź podzespoły do rywali.

Amerykański przemysł obronny, który rozwinął się po zakończeniu II wojny światowej, był głównym motorem rozwoju amerykańskiej gospodarki, zwłaszcza w zakresie rozwijania nowoczesnych technologii. Upadek muru berlińskiego wymusił zmiany w dotychczasowej strategii rozwoju amerykańskiego przemysłu obronnego. W latach 90. rozpoczął się wielki proces konsolidacji sektora obronnego po obu brzegach Oceanu Atlantyckiego. Duże przedsiębiorstwa dokonywały przejęć mniejszych firm w celu zapewnienia dostępu do kluczowych technologii, a niekiedy po to, aby móc sprzedać niektóre swoje produkty na rynek cywilny. William J. Lynn zauważa jeden kluczowy element dla tego okresu. Pentagon w dalszym ciągu posiadał kontrolę nad istotnymi technologiami, które przyczyniały się do utrzymania przewagi militarnej Stanów Zjednoczonych.

Stany Zjednoczone były największym eksporterem technologii obronnych. Proces informatyzacji pola walki zaczyna jednak zmieniać tę tendencje. Każdy resort obrony (poza niewielkimi wyjątkami) poszukuje stabilnych technologii, pozwalających na dalszy ich rozwój i zakup w jak najlepszej cenie. Rozwój nanotechnologii, big data, cyberbezpieczeństwo, robotyka, druk 3D mogą ułatwić działania wojsk i przyczynić się w niektórych przypadkach do obniżenia kosztów ich funkcjonowania. Według autora bez współpracy z przemysłem cywilnym nie będzie to możliwe, ponieważ to sektor cywilny ponosi większe koszty prowadzenia prac badawczo-rozwojowych, niż obronny. Jednak pomimo tej zależności, William J. Lynn zauważa, że sektor cywilny napotyka na kilka problemów.

Po pierwsze, wspomniany proces zamówień jest przestarzały i przedsiębiorstwa prywatne w mniejszym stopniu są zainteresowane walką z biurokracją państwową.

Po drugie, przedsiębiorstwa rozwijające produkty na rzecz resortów obronny muszą przestrzegać przepisy odnoszące się do prawa własności intelektualnej. Dochodzi do przenoszenia swoich praw (odpłatnie) na rzecz Departamentu Obrony, pomimo poniesienia znacznie wyższych kosztów własnych.

Po trzecie, rachunkowość w projektach prowadzonych dla resortu obronny jest bardziej skomplikowana. Przedsiębiorstwa są zmuszone wprowadzić nowe system rozliczeń, co przedłuża realizację projektów.

Po czwarte, w ocenie autora system zamówień wymaga zmian pod względem szacowania kosztów prowadzenia projektów oraz dokonywania prób produktów.

Ostatnim elementem jest ograniczenie liczby barier wejścia na rynek specjalny przez przedsiębiorstwa cywilne. Brak reform w wyżej wymienionych punktach może jedynie pogorszyć sytuację Departamentu Obrony, chcącego posiąść najnowsze technologie.

Obecny kryzys dyplomatyczny pomiędzy Rosją a państwami Unii Europejskiej oraz NATO pokazuje jasno, że pomimo nałożonych sankcji przemysł obronny stara się ominąć restrykcje. Za przykład może posłużyć europejski oraz amerykański sektor technologii kosmicznych, który korzysta z rosyjskich rakiet przy wynoszeniu satelitów w przestrzeń kosmiczną. Realizowana współpraca wynika z pragmatyzmu każdej ze stron, pragnących zaoszczędzić własne pieniądze lub je zarobić.

Amerykański przemysł obronny pozostaje, jednak, zamknięty na wyroby pochodzące z zagranicy. Większość technologii obronnych jest wytwarzana przez rodzime przedsiębiorstwa. William J. Lynn nie krytykuje polityki USA ale proponuje odmienne podejście do tego zagadnienia. Podkreśla fakt, że zamknięty rynek amerykański nie pozwala pozyskiwać kluczowych technologii znajdujących się poza granicami kraju, których koszty wytworzenia i zastosowania są niższe od rodzimych rozwiązań. Stany Zjednoczone powinny być bardziej otwarte na produkty i usługi oferowane przez swoich sojuszników z Europy, ale również Azji Wschodniej. Waszyngton powinien odwrócić negatywny trend, w którym ich państwo jest jedynie kluczowym dostawcą, a nie również biorcą uzbrojenia i sprzętu wojskowego na świecie. Należałoby odejść od zimnowojennego podejścia nakładania zobowiązań na europejskich członków NATO do stosowania się do amerykańskich norm w zakresie użytkowanego sprzętu.

Zamknięty sektor obronny przy równoległym spadku wielkości budżetu wojskowego, powoduje również zanik konkurencji pomiędzy poddostawcami dla Pentagonu. Departament Obrony posiada ograniczony wybór kontraktorów, którym może zlecić realizację zamówień. Taka sytuacja prowadzi, dość często, do zawyżania kosztów projektów, za które i tak płaci amerykański podatnik. Wskazuje się, iż otwarcie amerykańskiego rynku może spowodować obniżenie kosztów realizowanych zamówień obronnych. Z drugiej strony, powstaje pytanie odnoszące się do tzw. kosztów społecznych – np. utraty miejsc pracy, oraz kosztów finansowych – odpływu kapitału z USA.

Stany Zjednoczone… Unia Europejska? Chiny! Rosja!

Przedstawiona przez Williama J. Lynna tezy odnoszące się do przemiany zachodzącej w amerykańskim przemyśle zbrojeniowym i jego przyszłości są jak najbardziej słuszne, lecz z kilkoma zastrzeżeniami. Warto pamiętać, że obecnie przemysł zbrojeniowy to już nie tylko przedsiębiorstwa produkcyjno-usługowe dokonujące sprzedaży uzbrojenia i sprzętu wojskowego ale również firmy z sektora IT wytwarzające, m.in., odpowiednie oprogramowania na rzecz resortów obronnych, czy też podmioty sektora lotniczego, a nawet medycznego.

Trudno wskazać państwo posiadające tak bardzo rozbudowany przemysł zbrojeniowy oraz technologię na wysokim poziomie świecie jak USA. Chiny oraz Rosja są państwami, które spośród potencjalnych przeciwników znajdują się pod tym względem najbliżej Stanów Zjednoczonych. Różnią się od USA jeśli chodzi o strukturę własnościową oraz technologie. Zarówno ChRL, jak i Federacja Rosyjska posiadają prawo inwestycyjne bardzo restrykcyjne dla zagranicznego kapitału, jeśli chodzi o sektor specjalny. Rosja w ostatniej dekadzie przeszła bardzo intensywny proces konsolidacji swojego przemysłu obronnego, tworząc kilka holdingów. W dalszym ciągu, podobnie jak w USA, udział zagranicznych kooperantów jest jednak ograniczony do kluczowych technologii.

Sektor obronny w najbliższym okresie będzie podlegał dalszym przeobrażeniom. Udział podmiotów z rynku cywilnego będzie wzrastał, a z nim wzrastać będzie presja do zmiany przepisów w obszarze zamówień publicznych. Należy jednak pamiętać, że państwa w dalszym ciągu będą pragnęły zabezpieczyć dostęp do takich nowych rozwiązań, jakie nie będą jeszcze w posiadaniu przeciwników.

Warto również zauważyć, że dla rozwiązań tworzonych przez sektor obronny „konkurencją” nie są projekty sektora cywilnego, ale „produkty” realizowane przez podobnie specjalizowane przedsiębiorstwa, z których korzystają potencjalni przeciwnicy lub konkurenci na międzynarodowych rynkach obrotu specjalnego. Natomiast organizacje terrorystyczne starają się wykorzystywać ,w miarę możliwości, technologie dostępne na rynku (nie tylko do działań zbrojnych ale także np. propagandowych).

Wydaje się więc, że technologie o najwyższym zaawansowaniu, wymagające ochrony, jakkolwiek rozwijane w coraz większym stopniu z udziałem komponentów cywilnych, pozostaną „zarezerwowane” dla przedsiębiorstw przemysłu lotniczo-obronnego. Jako przykład „kolizji” można wskazać tutaj choćby na działanie systemów satelitarnych – cywilne rozwiązania w tym zakresie charakteryzują się relatywnie wysokim poziomem zdolności i zaawansowania ale trudno oczekiwać uodpornienia ich na celowe zakłócenia np. radioelektroniczne, zwłaszcza przygotowywane przez państwa dysponujące dużym potencjałem technologicznym (i środkami na badania oraz rozwój). 

Otwarte pozostaje pytanie, czy i na ile dojdzie do procesów otwarcia przemysłu obronnego na cywilne technologie w ChRL. Wreszcie, nie można pominąć czynnika nakładów na obronę i ich wpływu na bazę przemysłową. Jeżeli bowiem budżety wojskowe w USA czy w Europie nadal będą wykazywać malejącą tendencję, w dłuższym okresie dojdzie do stopniowej utraty zdolności specyficznych dla sił zbrojnych, szczególnie przydatnych w konfliktach konwencjonalnych.

Paweł Fleischer

Reklama
Reklama

Komentarze (7)

  1. Marek

    Wszystko ładnie, wszystko pięknie. Tyle tylko, że cywilny rynek, to korporacje ponad narodowe i jeden Pan Bóg wie, kto ma w nich udziały, oraz komu ten ktoś zdecyduje się kody sprzedać. Rozumiem, że patrzymy na ekonomię, ale czasem przez to spojrzenie można się obudzić z ręką głęboko w nocniku.

    1. kzet69

      Właśnie dzięki temu że są ponad narodowe są znacznie bardziej odporne na naciski polityczne.

  2. Cinkowski

    Powiedzcie no tylko jedną rzecz , która firma w USA z branży obronnej jest państwowa ? Lockheed Martin to prywatna firma ,

    1. demaskownik

      W USA jest odwrotnie. Od 1987 (zmiana ustawy o mediach) ustrojem tworzonym w USA jest faszyzm korporacyjny - taki ustrój jak w filmie Robocop. W USA to nie państwo ma firmy, tylko takie Lockheed Martiny ustanawiają prawo i wybierają prezydentów i one posiadają państwo, a nie państwo firmy. Dlatego prezydenci się zmieniali, ale różna agentura korporacji jak Rumsfeldy czy Chenneye do pilnowania prezydentów i przypominania im skąd im wyrastają nogi trwały (gabinet Busha był praktycznie identyczny jak Nixona!). Klasycznym przykładem są "banki za duże by upaść" - gdy robią zyskowne przewały, to zyski są ich prywatną sprawą, a jak narobią strat na biliony, to podatnicy USA im to pokrywają i to bez nacjonalizacji!!! Dlatego od 1972 (odejście od parytetu złota, co zezwoliło na działalność banksterów) cały wzrost PKB w USA trafił do 6% populacji, czyli tych grandziarzy, 25% procentom nic się nie zmieniło, a reszta Amerykanów straciła! Obecnie na dom, samochód i wykształcenie 2 dzieci Amerykanin i jego żona muszą pracować 2.5 raza dłużej niż Amerykanin z niepracującą żoną w 1972! Innym ciekawym "prawem" uchwalonym przez Busha pod naciskiem Goldman Sachsa jest przepis, że komisja papierów wartościowych może kontrolować biuro maklerskie będące członkiem giełdy (czyli te największe) wyłącznie za zgodą tego biura!!! Po uchwaleniu tego "prawa" krach na obligacjach hipotecznych z 2008 nie był przypadkiem - to nieunikniony rezultat i będą następne podobne, bo jeśli biura maklerskiego nie wolno skontrolować to ono MUSI(!) zrobić przewały na gigantyczną skalę. Np. od IIWŚ nie da się przeforsować audytu amerykańskich rezerw złota - każdy senator, który się przy tym upiera wylatuje i niby "USA ma największe na świecie rezerwy złota" tylko nikt ich od kilkudziesięciu lat nie widział - w tym Niemcy, którzy chcieli zobaczyć SWOJE złoto przechowywane w USA - USA odmówiły jego wydania a nawet pokazania! Za to do Chin trafił z USA transport podrabianych sztabek złota i USA musiała je wymieniać, bo Chińczyki się połapały. Ale jak to złoto ma być, jak kilkadziesiąt lat nikt tego nie kontrolował i pilnujący go czują się bezkarni?

  3. Szyk Cech

    Śmiertelnie dlugaśny tekst. Nie dotarłem do końca...

    1. jasio

      I czym się chwalisz? Tym że osiągnąłeś poziom inteligencji pozwalający ci czytać tytuły bez zniecierpliwienia?

  4. GTS

    Czasem jest tak ze te firmy zbrojeniowe stały się takimi samymi kolosami na glinianych nogach jak swego czasu Nokia. Po prostu w skostniałym świecie wojskowych i budżetowych firm słabo jest z innowacją i nie dlatego że nie pracują tam ułomki, ale dlatego że wyższe kierownictwo boi się podejmować innowacyjnych decyzji. Lepiej jest sobie siedzieć i pić kawkę niż wziąć się za robotę wtedy nie popełnia się błędów i nie ma pretekstu żeby kogoś zwolnić. W ten sposób powoli takie instytucje toczy co raz większy rak. Młodzi i ambitni widzą że cokolwiek nie zrobią i tak się nie przebiją bo stołki obsadza się swoimi miernymi i biernymi, więc i oni tracą chęci. W USA ze względu na to że tam wystarczy mieć mózg żeby dobrze zarabiać a państwo w niczym praktycznie nie przeszkadza powstaje wiele innowacyjnych firm które z racji swoich budżetów mogą się również wziąć za technikę wojskową.

  5. rg

    proponowałbym uzywanie terminów 'sektor tech. militarnych' albo 'sektor wojskowy' a te tego żałosnego eufemizmu 'obronny'. Ten przemysl nie ma nic wspolnego z obroną.

  6. Gojan

    Rozumiem Williama J. Lynna, który próbuje rozwiązać problem finansowy Pentagonu poprzez racjonalizację wydatków na obronę USA. Ale w dziedzinie obrony narodowej komercjalizacja ma granice - jest działaniem "na dzisiaj", a trzeba myśleć o bezpieczeństwie Państwa, co kosztuje, ale jest myśleniem "na jutro", gdy właśnie w godzinie "W" nagle się okaże, że dostawy dla wojska są odcięte, bo pochopnie "zracjonalizowano" system zaopatrzenia, uzależniając się od dostaw z nieprzyjaznych, "obcych" krajów.

  7. anglik

    i gdzie tu ruskie u nich musi powstać komitet putina żeby przymusić wymusić produkcję, z cywilnego łatwiej wykraść projekty tylko że ruskie już tego nie potrafią zrobić ..