Najprawdopodobniej w sądzie zakończy się odstąpienie Norwegii od programu artyleryjskiego Archer.  
Zdenerwowanie rządu norweskiego na producenta BAE Systems jest o tyle zrozumiałe, że do dnia dzisiejszego nie przekazano ani jednej z zamówionych 24 samobieżnych armat na podwoziu samochodowym, pomimo iż kontrakt wyraźnie obejmował rozpoczęcie ich dostaw do końca 2013 r. Wskazują również na odejście producenta - koncernu BAE Systems od wymagań operacyjnych zwartych w umowie podpisanej w styczniu 2009 r., a to już nie jest takie oczywiste.
Norwedzy będą musieli udowodnić przed sądem zasadność tych zarzutów, by nie zapłacić kar za zerwanie kontraktu. Nie będzie to łatwe, ponieważ naprzeciwko stanie gigant zbrojeniowy - BAE Systems wspierany przez drugiego uczestnika programu Archer. Chodzi o szwedzki departament do spraw zamówień wojskowych (FMV). Przedstawiciele FMV twierdzą, że Archer oferuje takie same lub lepsze parametry w porównaniu z analogicznymi systemami konkurentów, przy niższej cenie i dobrym stosunku pomiędzy wagą i poziomem ochrony dla załogi. Szwedzi chcą ponadto zrealizowania kontraktu, który u nich również przewiduje dostarczenie 24 armat, tym bardziej, że pierwsze cztery zostały już im przekazane 23 września br. (w ramach partii próbnej).
Norwedzy chcąc załagodzić konflikt ze Szwedami (przypomnijmy, że minister obrony Szwecji Karin Enström w pisemnym oświadczeniu podkreśliła, że żałuje decyzji Norwegii, która wpłynie na obustronne stosunki) podkreślają teraz, że pomimo problemów z samą armatą obustronna współpraca norwesko – szwedzka będzie kontynuowana w innych elementach programu dotyczących: radaru artyleryjskiego ARTHUR, systemu kierowania ogniem artyleryjskim ODIN, amunicji oraz szkolenia.
Archer to samobieżna armata kalibru 155 mm na opancerzonym pojeździe samochodowym. Kompletny system wazy około 30 t. i jest obsługiwany przez 3-4 ludzi.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie