- Wiadomości
Niemcy odbudują armię. „Specjalny fundusz” 100 mld euro [KOMENTARZ]
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz zapowiedział, że w odpowiedzi na rosyjską agresję wobec Ukrainy Berlin skokowo zwiększy wydatki obronne. Ma to służyć odbudowie zdolności Bundeswehry, by ta mogła skutecznie uczestniczyć w obronie kolektywnej.

W niedzielnym przemówieniu w Bundestagu Olaf Scholz nazwał rosyjski atak na Ukrainę z 24 lutego przełomowym momentem w historii naszego kontynentu, „agresywną wojną z zimną krwią". Stwierdził też, że nie można pozwolić Putinowi wrócić do czasów XIX wieku, gdy o stosunkach międzynarodowych decydowała siła, dlatego Niemcy muszą zabezpieczyć swoją wolność, demokrację i gospodarkę. Powiedział, że Putin stworzył „nowa rzeczywistość", na którą trzeba odpowiedzieć.
Kanclerz Niemiec poinformował o krokach jakie Niemcy podjęli w celu wsparcia Ukrainy (dostawy broni – systemy Panzerfaust 3 i Stingery), a także sankcje na „bezprecedensową" skalę wobec Rosji. Kolejnym elementem jest jednak wsparcie państw wschodniej flanki NATO, m.in. poprzez rozmieszczenie dodatkowych żołnierzy na Litwie, przygotowanie do wsparcia Słowacji, a także zaangażowanie lotnictwa i marynarki wojennej. Jeśli chodzi o Luftwaffe, to już nie tylko Air Policing w Rumunii, ale i misje obrony powietrznej nad Polską prowadzone – pod dowództwem NATO, tak jak Air Policing – przez Eurofightery z własnych baz oraz operacje tankowania powietrznego wykonywane na potrzeby sił sojuszniczych. Niemcy deklarują też, że ich systemy Patriot mogą być przemieszczane do wybranych państw Europy Środkowo-Wschodniej (media mówiły o Słowacji).
Scholz mówił również, że Bundeswehra potrzebuje „nowych, silnych zdolności", aby zabezpieczyć pokój w Europie. Putin chce bowiem fundamentalnie zmienić system bezpieczeństwa w Europie, zbudować rosyjskie imperium i jest gotowy użyć do tego siły militarnej. Scholz przekonał się o tym nie tylko słuchając jego telewizyjnych przemówień, ale i spędzając „godziny" na bezpośrednich rozmowach z Putinem (przed agresją).
Zobacz też
Olaf Scholz bardzo wyraźnie zaznaczył, że „lepsze wyposażenie, nowoczesna technologia, więcej personelu" – to wszystko kosztuje. I te koszty Niemcy są gotowi ponieść. W 2022 roku ma zostać stworzony jednorazowo specjalny fundusz o wartości 100 mld euro, na potrzeby Bundeswehry. Fundusz ten miałby zostać wpisany do konstytucji Republiki Federalnej. Z kolei najpóźniej do 2024 roku udział niemieckich wydatków obronnych w PKB osiągnie 2 proc. Dla kontekstu, warto przypomnieć że w 2021 roku, według danych NATO, Niemcy wydali na obronę 53,2 mld euro, co stanowiło 1,53 proc. PKB. I co ciekawe, według sondażu dla telewizji RTL, aż 78 proc. Niemców popiera zarówno dostawy broni dla Ukrainy, jak i modernizację samej Bundeswehry. Taki sam odsetek obywateli RFN wspiera też stworzenie wspomnianego funduszu, zgodnie z sondażem Forsa dla Ntv. A jeszcze niedawno mniej niż połowa Niemców chciała zwiększać wydatki obronne do 2 proc. PKB.
Kanclerz Niemiec mówił między innymi o konkretnych programach modernizacyjnych. Wymienił te długofalowe (myśliwiec nowej generacji i czołg budowany wspólnie z Francją), ale i te, co do których decyzje mogą być podjęte już niebawem. Berlin zamierza bowiem zakupić myśliwce F-35, co pozwoli utrzymać rolę w programie Nuclear Sharing, Eurofightery przeznaczone do walki elektronicznej, czy izraelskie uzbrojone bezzałogowce Heron.
To duża zmiana, bo zakupy F-35 czy uzbrojonych dronów, były dotychczas przedmiotem politycznego sporu, zwłaszcza w SPD. Warto tutaj dodać, że Niemcy mogą także przywracać do służby wycofany, ale całkiem nowoczesny sprzęt, jaki posiada tamtejszy przemysł. Przykładowo, koncern KMW poinformował niedawno – o czym donosił „Die Welt" – że wciąż ma w magazynach około 50 zestawów przeciwlotniczych Gepard.
Zobacz też
Jest to o tyle ciekawe, że niemiecka armia, poza niewielką liczbą zestawów Ozelot i Stinger, w zasadzie nie ma zdolności obrony powietrznej krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu. W Niemczech prowadzono już analizy w sprawie przywrócenia Gepardów do służby i uznano, że lepiej inwestować w bardziej perspektywiczne systemy, pomimo tego że ich wprowadzenie będzie czasochłonne. Teraz jednak może się to zmienić. Zgodnie z rejestrem broni konwencjonalnej ONZ w Niemczech są też zmagazynowane Leopardy 2, które prawdopodobnie znajdują się – podobnie jak Gepardy – właśnie w rękach KMW. Gdyby więc chciano przywrócić je do służby, będzie taka możliwość. Ponadto, poparcie społeczne dla modernizacji Bundeswehry może się przełożyć także na większy prestiż i atrakcyjność służby. A to ułatwi osiąganie planów rozwoju zdolności sił zbrojnych. Nie chodzi tu o skokowe zwiększanie liczebności, bo to nie jest potrzebne, ale na przykład o odtworzenie wspomnianych jednostek obrony powietrznej, wzmocnienie artylerii, dodatkowe jednostki pancerne itd. Według szacunków Bundeswehra zdolna do spełnienia wszystkich zadań wobec NATO zgodnie z perspektywicznymi założeniami powinna liczyć nieco ponad 203 tys. żołnierzy, wobec 183,7 tys. obecnie. Do niedawna za datę osiągnięcia odpowiedniego potencjału przez niemiecką armię (m.in. wystawienie trzech dobrze ukompletowanych dywizji, z pododdziałami wsparcia, które często trzeba budować od zera) uznawano 2031 rok, ale teraz ten termin raczej przyspieszy.
Otwarte jest pytanie, czy Niemcy będą inwestować wyłącznie w drogie i perspektywiczne programy (jak myśliwiec VI generacji czy czołg IV generacji), czy jednak również we wzmocnienie zdolności w krótkim terminie. Skala zaangażowania na wschodniej flance NATO, wypowiedzi niemieckich polityków, jak i zakres środków planowanych na obronę pokazują jednak, że te dwa obszary mogą być realizowane równolegle.
Zobacz też
Warto zauważyć, że kanclerz Scholz mówił również o szeroko zakrojonym wzmocnieniu odporności Niemiec na różne zagrożenia. To m.in. uniezależnienie od dostaw z Rosji, dążenie do neutralności klimatycznej w 2045 roku, ale i stworzenie rezerw strategicznych gazu i węgla. Berlin chce więc zabezpieczyć dostawy paliw kopalnych bez Rosji do czasu, aż będzie w stanie dostarczać energię w pełni za pomocą czystych źródeł. A jako czasowy środek „rezerwowy" traktowany jest też węgiel kamienny, którego w Niemczech od niedawna się nie wydobywa. Osiągnięciu niezależności ma służyć także budowa terminali LNG, mówi się też o wydłużeniu eksploatacji elektrowni atomowych. To ostatnie jest dla Niemców chyba jeszcze większym tabu, niż szeroka modernizacja Bundeswehry.
Sygnały, jakie płyną z Berlina, świadczą o tym że Niemcy wreszcie zdali sobie sprawę, jakim zagrożeniem jest Rosja i zamierzają podejmować środki zaradcze. Przede wszystkim w zakresie odtworzenia i modernizacji armii, tak aby ta była w stanie spełnić zobowiązania wobec NATO nawet w najczarniejszych scenariuszach, ale i zwiększenia odporności państwa. Z punktu widzenia Polski to dobry sygnał, bo niezależnie od historycznych animozji trzeba powiedzieć jedno. Nie da się tworzyć systemu kolektywnej obrony Europy bez najsilniejszej gospodarki kontynentu i państwa położonego w sposób kluczowy, jeśli chodzi o przyjmowanie wojsk wzmocnienia nie tylko z USA (zaangażowanych na wielu teatrach jednocześnie), ale i Francji czy Hiszpanii. Zwłaszcza, że kolektywna obrona obejmuje nie tylko Polskę, ale także kraje bałtyckie, pod wieloma względami znajdujące się w jeszcze trudniejszym od Polski położeniu i wymagające wsparcia. Ogłoszone przez Niemcy plany są więc dla Polski bardzo korzystne. Pytanie tylko, czy nie jest za późno...
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS