- Analiza
- Wiadomości
Miliardy za polityczną wdzięczność, czyli „polish(ed)” Patriot
„Przy budowie systemu obrony powietrznej braliśmy pod uwagę kryterium polityczne, kryterium bezpieczeństwa Polski w Sojuszu” – to kluczowa deklaracja ministra Siemoniaka dla zrozumienia kierunkowej decyzji MON o wyborze systemu Patriot i dalszych negocjacji ze stroną amerykańską. Już dzisiaj można wskazać, że Polska wybiera rozwiązanie w strategicznym obszarze obrony powietrznej, które jest najstarsze, bez oficjalnych planów modernizacyjnych, nie daje nam pełnej niezależności w najbliższej przyszłości i co najważniejsze – obecnie nie spełnia polskich wymagań.
Ministerstwo Obrony Narodowej próbuje sprowadzić postępowanie na pozyskanie kluczowej dla Polski obrony powietrznej do wyboru pomiędzy systemem amerykańskim, a francuskim. Tymczasem wyboru dokonano pomiędzy rozwiązaniem proponowanym przez konsorcjum Eurosam i koncern Raytheon.
Sekretarz stanu w MON Czesław Mroczek zadeklarował, że kilka miesięcy temu zdecydowano o zmianie trybu postępowania z komercyjnego (z udziałem spółek zbrojeniowych) na realizowane bezpośrednio z rządami Stanów Zjednoczonych i Francji. Z kolei rekomendacja MON odnośnie rozpoczęcia negocjacji ze stroną amerykańską na szczeblu międzyrządowym została zatwierdzona 21 kwietnia br. Tymczasem Inspektorat Uzbrojenia już wskazuje, że ma gwarancję otrzymania wyrobów na takich samych warunkach jakie uzyskał rząd Stanów Zjednoczonych. Takie deklaracje padły podczas spotkania z dziennikarzami z udziałem ministra Czesława Mroczka i płk Adama Dudy z MON.
O tym, że nie chodziło tu jak na razie o negocjacje generalnie ze stroną amerykańską może świadczyć fakt, że już na początku postępowania odrzucono inną propozycję złożoną z USA przez koncern Lockheed Martin (system MEADS). Wcześniej odrzucono oferty izraelskie. Co więcej zrobiono to bezzasadnie, wykorzystując wymaganie „gotowości operacyjnej”, którego w o wiele większym stopniu nie spełnia Patriot w wersji wymaganej przez polski resort obrony (już oznaczanej nieoficjalnie jako Patriot POL).
Najważniejszą wadą systemu proponowanego przez koncern Raytheon jest bowiem to, że go po prostu nie ma. Jeżeli Polska będzie jednak nadal upierała się przy dostawie baterii Patriot POL, to za ich opracowanie będzie musiała sama słono zapłacić. Stany Zjednoczone nie mają bowiem nadal żadnych oficjalnych planów, by na podstawie tego systemu budować swoją przyszłą obronę przeciwlotniczą. Co więcej nic nie wskazuje na to, żeby takie plany kiedykolwiek powstały.
Mało kto zwraca dodatkowo uwagę, że o ile cena systemu SAMP/T oferowanego przez Eurosam pozostaje w miarę stała – o tyle koszty baterii Patriot wzrosły w ciągu ostatniego roku o ponad 25%. Przypomnijmy bowiem, że o ile w 2014 r. jedno euro kosztowało około 1,387 dolara, o tyle 11 kwietnia za euro trzeba już było zapłacić tylko 1,057 dolara. Oznacza to wzrost wartości amerykańskiej waluty o 23,8 %.
Jeszcze gorzej jest przy wymianie w drugim kierunku. Jeden amerykański dolar przed rokiem kosztował 0,721 euro, a obecnie to 0,946 euro co oznacza wzrost o 31,3%. Teraz należy się zastanowić, czy resort obrony jest przygotowany na tak znaczącą zmianę kursu walut i z czego zrezygnuje będąc zmuszonym do opłacenia rachunku większego o prawie jedną trzecią (czyli z jakich wymagań MON będzie musiał zrezygnuje w trakcie dostaw i ile najnowszych rakiet PAC-3 MSE będzie w jednostkach ogniowych w porównaniu do PAC-2 GEM-T).
Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało jedynie, że „znamy szacunkową wartość wynikającą z wcześniejszych etapów postępowania. W obu przypadkach te wartości nie różnią się znacząco”. Według Inspektoratu Uzbrojenia obie strony potwierdziły zachowanie cen przekazanych w czasie dialogów technicznych. Jednak nie można ignorować, że w porównaniu do maja z 2014 r. kurs dolara w odniesieniu do złotówki wzrósł o ponad 23 %, kurs euro obniżył się natomiast o 5%.
Kupujemy system Patriot czy Patriot POL?
W całym tym zamieszaniu próbuje się ukryć fakt, że system obecnie dostępny na rynku i sprawdzony operacyjnie nie jest tym systemem, który Polska chce kupić dla swojego kompleksu obrony przeciwlotniczej. Dla potrzeb wersji Patriot POL mają być bowiem dopiero opracowane nowe: radar kierowania ogniem, System Dowodzenia (Common Command Post), oprogramowanie, organizacja, urządzenia łączności i pojazdy.
Wszystko to trzeba będzie zbudować, sprawdzić i wprowadzić do produkcji po przeprowadzeniu serii badań. Tymczasem program modernizacyjny w takim zakresie nie został umieszczony jak na razie w planach finansowych Pentagonu.
Przy czym polski resort obrony wyraźnie nie mówi o zakupie systemu Patriot NG (nowej generacji), ale systemu, który zostanie zbudowany na bazie nieistniejącego Patriot NG – „skrojony według naszych potrzeb”. Nie zmienia to jednak faktu, że takiego wymaganego przez Polskę systemu też nie ma i trzeba go opracować. MON twierdzi, że: „…wpisujemy się w większość prac, które już zostały w Patriocie sfinansowane i są gotowymi i sprawdzonymi…”. Zapomniano dodać, że te najważniejsze zadania (system dookólny, sieciocentryczność, mobilność i jak największa niezależność w wykorzystaniu sytemu) są dopiero przed realizacją.
W trakcie spotkania prasowego, przedstawiciele MON uspokajali, że strona polska ma gwarancje strony amerykańskiej szczególnie, jeżeli chodzi o sieciocentryczność. Poinformowano m.in., że Stany Zjednoczone prowadzą prace rozwojowe dotyczące nowego systemu dowodzenia i mamy deklarację biura ds. obrony powietrznej, że ten segment, który będzie dedykowany i zaimplementowany do nowego Patriota, z otwartą architekturą, zostanie Polsce udostępniony za darmo: „…zmiana systemu dowodzenia nie jest związana z jakimś finansowaniem przez nas ekstra tego rozwiązania”.
Obecni na spotkaniu dziennikarze zauważyli, że przekazanie Polsce systemu dowodzenia, takiego jaki wybrała US Army oznaczałoby dostarczenie systemu dowodzenia opracowanego przez koncern Northrop Grumman (to on bowiem wygrał w USA kontrakt na budowę tej części systemu przyszłej, amerykańskiej obrony powietrznej). Tymczasem Raytheon oferuje swój własny system, którego nie proponuje US Army.
MON odpowiedział jedynie: „Sprawa systemu dowodzenia jest jeszcze otwarta. Jest to umowa międzyrządowa. Rząd zadeklarował, że dostaniemy takie rozwiązanie, które będzie spełniało nasze wymagania i nie będzie ograniczeń jeśli okaże się, że na datę dostawy 2022 rozwiązaniem Patriotowym będzie system dowodzenia Northrop Grummana”.
Co więcej MON się broni, że decyzja odnośnie systemu dowodzenia nie została w USA jeszcze rozstrzygnięta. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Pentagon już wybrał koncern Northrop Grumman, a oferta spółki Raytheon został definitywnie odrzucona. Czy Raytheon zgodzi się więc na przekazanie tych prac innemu koncernowi?
No i nadal jednak pozostaje pytanie, jak to się stało, że wybrano system Patriot POL, w którym nawet nie wiadomo, kto będzie dostawcą systemu dowodzenia, a więc jak on będzie zorganizowany i w jaki sposób będzie działał.
Rakiety – tylko amerykańskie i bez polskiego przemysłu
Już wiadomo, że w bliskiej przyszłości nie może być realizowany program tańszych rakiet przeciwlotniczych LCI (Low Cost Interceptor), które miały zostać opracowane wspólnie z polskim przemysłem. Teraz okazało się, że w każdej jednostce ogniowej (składającej się z trzech pojazdów-wyrzutni) będą tylko rakiety PAC-2 GEM-T (Guidance Enhanced Missile-Tactical) oferowane przez koncern Raytheon oraz PAC-3 MSE (Missile Segment Enhancement) - produkowane przez koncern Lockheed Martin. Przy czym od razu zastrzeżono, że nie ma możliwości połączenia tych rakiet na jednej wyrzutni, co oznacza od razu konieczność wyboru, ile będzie pojazdów z najnowszymi rakietami MSE, a ile z sektorowymi GEM/T.
Już po samych rakietach widać więc, że pomimo deklaracji składanych przez polski resort obrony, nie będzie kupiony system dookólny, czyli zwalczający zagrożenia w pełnych kątach azymutu 360 stopni. Otrzymamy natomiast system sektorowy, który ma pełne możliwości jedynie we wskazanym na samym początku sektorze. Oznacza to, że Ministerstwo Obrony Narodowej pogodziło się z pozbawieniem obrony co najmniej połowy z obszarów oznaczanych w Polsce jako strategiczne. Przy posiadanych środkach finansowych może więc starczyć baterii na prowadzenie dookólnej obrony tylko trzech, czterech (!) ośrodków strategicznych.
Radar, czyli czy wiemy o czym mówimy?
Jeszcze gorzej jest w przypadku radaru kierowania uzbrojeniem, który nawet w nowej wersji ma jedynie otrzymać dwie dodatkowe anteny ścianowe. Ich zastosowanie pozwoli na obserwację dookólną, ale bez zagwarantowania, że parametry wykrycia we wszystkich kierunkach będą takie same. Pełne możliwości obrony system Patriot będzie miał więc tylko w tym obszarze, który zabezpiecza „stara” - główna antena. Dodatkowo dwa boczne systemy antenowe znacząco podniosą koszt stacji radiolokacyjnej (antena ścianowa to najdroższy element każdego radaru, a tu musimy ich kupić aż trzy).
W tej sprawie przedstawiciele Ministerstwa Obrony Narodowej zaskoczyli wszystkich twierdząc: „Już w tej chwili powstał prototyp nowego radaru z nowymi antenami, budowane na azotku galu, nie na arsenku galu, nowoczesny radar… tak że ryzyko jest minimalne, że nie uda się według naszych potrzeb tego w roku 2022 osiągnąć”.
Oficjalna informacja ze strony koncernu Raytheon mówi jednak co innego. Zgodnie z komunikatem prasowym z lutego 2015 r. dopiero odbyła się prezentacja jednej z trzech „ścian” układu antenowego nowego radaru kierowania ogniem przeciwlotniczego systemu rakietowego Patriot. Nie mówimy więc tutaj nawet o modelu radaru, a co dopiero o prototypie.
Informacja MON oznaczałaby, że Amerykanie w ciągu dwóch miesięcy zbudowali drugą ścianę antenową, dobudowali do obu tych „ścian” anteny systemu identyfikacji radiolokacyjnej „swój-obcy” (IFF), zamontowali te dwa kompleksy na „starym radarze” i zaczęli testy. Byłby to swoisty rekord świata.
Ponadto MON nie wspomniał nic o przekazaniu polskiemu przemysłowi radiolokacyjnemu technologii układów nadawczo odbiorczych na azotku galu. Taką deklarację złożyli Francuzi, co doprowadziło by do przeskoku generacyjnego w polskiej zbrojeniówce w tej dziedzinie i otworzyłoby rynki w całej Europie. Jak na razie Raytheon mówi jedynie o podzleceniu Polsce wykonania minianten systemu IFF dla radarów.
No i pozostaje najważniejsze pytanie: „Co będzie, jeżeli Stany Zjednoczone wybiorą inny radar niż ten, który został opracowywany dla Polski”. Odpowiedź Inspektoratu Uzbrojenia już znamy: „Będziemy mieli swój radar”.
Według teorii głoszonych przez Inspektorat Uzbrojenia: „radar dookólny, taki obrotowy, jaki był w systemie MEADS nie ma zdolności zwalczania rakiet bez informacji z radaru wstępnego wykrywania”. Taka wypowiedź oznacza, że siły zbrojne nie uwierzyły w możliwości antyrakietowe systemów MEADS i SAMP/T, które wykorzystują stacje radiolokacyjne z antenami obrotowymi.
Dla Inspektoratu Uzbrojenia duże znaczenia miał również fakt, że „oferta francuska była z radarem Arabel o zasięgu 80 km”. Przypomnijmy jednak, że Francuzi proponowali współpracę przy opracowanie polskiego radaru „Wisła” w zakładach PIT-RADWAR z aktywną anteną ścianową i z odpowiednim zasięgiem.
Krytyczne uwagi odnośnie systemu Patriot mają również politycy. Świadczy o tym chociażby wypowiedź marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, który na zapytanie, „Czy według Pana, Patrioty są najlepsze na rynku?” odpowiedział krótko „Według Ministerstwa Obrony Narodowej”.
Bez polskiego przemysłu
Decyzja o zakupie radaru Patriot postawiła w bardzo trudnej sytuacji polski przemysł radiolokacyjny. W przypadku radarów Amerykanie nie zadeklarowali, że przekażą do Polski produkcję modułów nadawczo odbiorczych, gdy tymczasem strona francuska taką deklarację złożyła. Zostaliśmy w ten sposób prawdopodobnie pozbawieni możliwości kontynuowania programu, na który już wcześniej przeznaczono z polskiego budżetu setki milionów złotych, i który jest bardzo zaawansowany. Decyzją MON alokowane środki mogą zostać zaprzepaszczone, a programy radarów „Wisła” i „Narew” przerwane.
W ogóle nie ma żadnych oficjalnych deklaracji gwarantujących polskiemu przemysłowi możliwość produkowania w przyszłości baterii przeciwlotniczych średniego zasięgu, a więc uzyskania pełnej niezależności. Koncern Raytheon podpisał listy intencyjne z wieloma polskimi firmami, ale przekazanie nowoczesnych technologii wymaga gwarancji amerykańskiego rządu.
Udział krajowego przemysłu w realizacji programu Wisła ma przekraczać 50%, co oznacza, że offset musi dotyczyć w dużej części produkcji rakiet (ich koszt to około 70% zakupionych baterii). W Polsce ma się więc odbywać „z pewnymi wykluczeniami samodzielna produkcja rakiety GEM-T” oraz jej serwisowanie. Natomiast produkcja pocisków PAC-3MSE nie jest w ogóle brana pod uwagę (a tylko ich pewnych elementów).
Inspektorat Uzbrojenia złożył przy okazji bardzo konkretną deklarację. „Mówimy o umowie międzyrządowej. Plusem tych negocjacji jest, że otrzymamy wyroby na nie gorszych warunkach niż uzyskał rząd Stanów Zjednoczonych”. Nie dotyczy to jednak offsetu, który będzie negocjowany pomiędzy Polską Grupą Zbrojeniową (która będzie koordynatorem całego projektu), a koncernami Raytheon i Lockheed Marin. Może się więc okazać, że problem wydobycia pewnych technologii zostanie zostawiony na barkach polskiego przemysłu, bez wsparcia rządu amerykańskiego.
Najgorszym sygnałem w całym postępowaniu na Wisłę jest jednak deklaracja, którą mieli podobno złożyć Amerykanie, że gdy kupimy system Patriot to w razie zagrożenia oni wyślą na nasze terytorium dodatkowe, własne baterie przeciwlotnicze. Według Gazety Wyborczej: „kluczowe dla decyzji o wyborze oferty Raytheona było zobowiązanie amerykańskiego rządu, że do czasu dostaw Patriotów w razie zagrożenia w ciągu 48 godzin zostaną przerzucone do Polski baterie stacjonujące w innych krajach europejskich”.
W ten bowiem sposób umowa sojusznicza w ramach Paktu Północnoatlantyckiego została sprowadzona do kontraktu handlowego, a nasze bezpieczeństwo uzależniono od przelewów, jakie zostaną przekazane na konto jednej z amerykańskich firm.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS