Siły zbrojne
Jeśli chcesz pokoju, szykuj wojnę
George Friedman, szef Stratforu, w wywiadzie udzielonym Rzeczpospolitej odsyła Polaków myślących o bezpieczeństwie swojego kraju do… Piłsudskiego i Izraela.
Nie jest to porównanie przypadkowe nawet z historycznego punktu widzenia. Czołowy polski geopolityk- praktyk miał bowiem niebagatelny wpływ na budowę państwa żydowskiego. Nielegalna, podziemna organizacja zbrojna Irgun, która powstała z inspiracji Żabotyńskiego odwoływała się do doświadczeń Piłsudskiego, od terroryzmu po POW. W grudniu 1943 roku na czele Irgunu stanął Menachem Begin - urodzony na terenach Polski jako Mieczysław Biegun. Wielokrotnie podkreślał on, że wzorcem dla jego działań były polskie legiony.
Izrael przede wszystkim jednak podobnie jak Piłsudski pamięta o swojej historii -podkreśla Friedman- dlatego przeznacza 6% PKB na zbrojenia i liczy głównie na siebie. Nie tylko w kwestii przemysłu obronnego, czy finansowania armii, ale także udziału społeczeństwa w obronie kraju. Słowa te przypomniały mi o głównej konkluzji "Raportu Strategicznego Siły Zbrojne RP 2012" przygotowanego przez profesorów Akademii Obrony Narodowej. Przytacza on słowa Zbigniewa Brzezińskiego, który na początku lat 90 tych podkreślał, że Polska powinna przyswajać sobie model wojny hybrydowej.
Zdaniem "Zbiga" obok sprawnej armii zdolnej do kooperacji z NATO należy zadbać o drugi komponent tj. wyszkolenie społeczeństwa do ewentualnych działań dywersyjnych. Myśl tą delikatnie podkreśla również Friedman akcentując konieczność przynajmniej 3 miesięcznej obrony przez Polskę, tak by Stany Zjednoczone miały czas na sojuszniczą reakcję w przypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego. Tymczasem zamiast 3 miesięcznej obrony modernizowana armia RP posiada 3 dywizje lądowe zdolne obsadzić 50 km frontu. Innymi słowy doszło do paradoksalnej sytuacji, w wyniku której myśl Piłsudskiego realizuje najpełniej państwo żydowskie. Natomiast Rzeczpospolita zupełnie zapomniała o tym, że leży pomiędzy Rosją i Niemcami budując armię ekspedycyjną a nie obrony terytorialnej, choć jak zauważa Friedman: "NATO dziś niewiele znaczy. Nie ma sojuszu. Są jakieś spotkania urzędników i oficerów w Brukseli."
Tak mała armia w chwili obecnej odstrasza jeszcze Rosję, ale sytuacja szybko może ulec zmianie. Kraj ten już dziś ma bardzo silne wojsko w wymiarze regionalnym i ciągle je wzmacnia (będzie je finansować z ropy lub odkrytych właśnie bilionów karatów diamentów). W tym kontekście przeszkolone społeczeństwo wzmocniłoby zdolności odstraszające i podniosło koszty ewentualnej wojny prowadzonej przez Moskwę. Podobnie rzecz ma się z sojuszami. Friedman twierdzi, że warto powrócić do międzywojennych koncepcji Piłsudskiego- "Międzymorza".
Być może najbardziej uderzające w całym wywiadzie przeprowadzonym z Friedmanem jest to, że argumentując z dystansem obecną sytuację Polski, jako panaceum na jej deficyty regionalnego bezpieczeństwa poleca on stare sprawdzone metody. Dziś nad Wisłą niemodne i wyśmiewane- dodajmy. Szef Stratforu ma jednak ten luksus, że nie musi zwracać uwagi na nasz lokalny dyskurs posiłkując się jedynie suchymi faktami i relacjami swoich źródeł w zaciszu amerykańskiego gabinetu. Jest jeszcze coś co odróżnia myśl Friedmana od lokalnych trendów intelektualnych. Traktuje on sentencję "jeśli chcesz pokoju, szykuj wojnę" jako odzwierciedlenie realiów politycznych a nie pokrytą kurzem antyczną maksymę...
Piotr A. Maciążek
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie