- Komentarz
- Analiza
Harpia podzielona na pół [KOMENTARZ]
Wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz zapowiedział, że pierwsza eskadra myśliwców piątej generacji (licząca 16 maszyn) zostanie pozyskana w ramach obecnej perspektywy planistycznej, natomiast kolejna – po 2026 roku. Takie rozwiązanie ma swoje zalety, ale też wiąże się z istotnymi ryzykami. Trzeba pamiętać, że kwota zakupu to około 30 procent wydatków, jakie ponosi się w cyklu życia uzbrojenia. Co za tym idzie, całkowity koszt może być nawet trzykrotnie większy od kwoty przeznaczonej na pozyskanie sprzętu.

Deklaracja wiceszefa MON padła w trakcie dyskusji w Sejmie. Poseł Czesław Mroczek wystąpił do szefa MON o wyjaśnienia "w sprawie bulwersujących działań rządu dotyczących pozyskania śmigłowców dla Sił Zbrojnych RP". W trakcie dyskusji temat myśliwców wywołała wywołała Joanna Kluzik-Rostkowska, która spytała o wartość bojową lotnictwa wojskowego. Przypomniała, że po ostatnich wypadkach samolotów MiG-29, maszyny te były uziemiane kilka razy. Jak podaje PAP oceniła również, że "przygotowanych do użytku" jest zaledwie 40 proc. samolotów F-16.
W odpowiedzi wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz stwierdził, że decyzję o wydłużeniu eksploatacji maszyn MiG-29 o kolejne 10 lat podjęto w 2011 roku, natomiast obecny minister obrony Mariusz Błaszczak zdecydował o przyspieszeniu realizacji programu Harpia, mającego zastąpić samoloty pochodzenia sowieckiego. Najważniejsze były jednak słowa wiceministra o samej realizacji programu myśliwca:
Kupujemy samoloty piątej generacji. To jest decyzja przełomowa, która postawi siły powietrzne w zupełnie innym miejscu. To się dzieje, bo pierwsza eskadra samolotów F-35 będzie kupiona jeszcze w tej perspektywie, w tym planie modernizacyjnym do 2026 r. Druga eskadra zostanie kupiona po 2026 r.
W ten sposób wiceszef MON niejako upublicznił jakie są konkretne plany resortu obrony dotyczące programu Harpia w obecnej perspektywie planistycznej. Do 2026 MON zamierza sfinansować zakup jednej eskadry myśliwców nowej generacji (liczącej zapewne 16 maszyn), natomiast druga eskadra zostanie objęta kolejną perspektywą planistyczną.
Oznacza to, że przynajmniej do momentu przyjęcia nowego Planu Modernizacji Technicznej na lata 2021-2035, MON będzie mógł „twardo” zobowiązać się do pozyskania jednej eskadry, na tyle też przewidziano pieniędzy. Należy podkreślić, że nie wyklucza to zwrócenia się z prośbą do władz Stanów Zjednoczonych o notyfikację zakupu dwóch eskadr w trybie FMS, gdyż umowy międzyrządowe (LOA) mogą być zawierane na część notyfikowanego sprzętu.
Tak właśnie postępuje np. Rumunia, jeśli chodzi o baterie Patriot. W 2017 roku, gdy uzyskała zgodę na siedem baterii, zakontraktowano jedną (a potem – kolejne). Z jednej strony takie podejście MON pozwala więc na rozłożenie płatności w czasie. Może też umożliwić potencjalnie równoległą realizację w ramach PMT innych priorytetów, na przykład naziemnej obrony powietrznej niezbędnej przecież do osłony baz nowych samolotów (i nie tylko ich).
Z drugiej jednak strony, wiąże się z tym poważne ryzyko. Jeżeli zawieramy umowy podzielone na części, trudniejsze może być wynegocjowanie korzystnych rozwiązań dla przemysłu, jak i dotyczących wsparcia samolotów w cyklu życia. Jest to o tyle ważne, że koszt cyklu życia, zwłaszcza w wypadku tak skomplikowanych systemów uzbrojenia jak F-35, stanowi większość wydatków na ten cel.
Przykładowo, duńskie ministerstwo obrony oszacowało – zgodnie z publicznie dostępnymi informacjami, zawartymi w raporcie „Integrating the F-35 into Danish Defence”, wydanym przez Centrum studiów wojskowych uniwersytetu w Kopenhadze – 30-letni koszt cyklu życia floty 27 F-35 na 57 mld koron (8,6 mld USD), podczas gdy zakup to „tylko” ok. 20 mld koron, czyli 3 mld USD. Dodajmy, że tego rodzaju system uzbrojenia, bez aktualizacji oprogramowania czy odpowiedniego utrzymania (uwzględniając dbanie o własności obniżonej wykrywalności) może szybko utracić zdolności bojowe. Patrząc na koszt programu, warto też zadbać o możliwość udziału przemysłowego.
Trzeba pamiętać że wprowadzenie nowych samolotów wiąże się też z koniecznością dostosowania infrastruktury. Cytowany raport – odnoszący się też do planów innych państw związanych z zakupami F-35 – mówi o konieczności modernizacji dwóch norweskich baz, za równowartość ok. 350-400 mln USD. Oczywiście w wypadku Polski koszty mogą się różnić, i trudno je jednoznacznie oszacować. Innym przykładem jest Australia, która na budowę infrastruktury dla F-35 zamierza przeznaczyć 1,6 mld dolarów australijskich, czyli ok. 1,1 mld USD. W tym wypadku chodzi jednak nie tylko o bardzo szeroką modernizację dwóch baz Tindall i Williamtown, gdzie bazują na stałe obecnie myśliwce F/A-18A/B+, które będą zastępowane przez F-35, ale też o modernizację sześciu innych wysuniętych baz (w tym opartych na lotniskach cywilnych), gdzie F-35A mogą zostać rozśrodkowane w wypadku wojny (co zwiększy zdolności przetrwania), czy infrastruktury magazynowej w Myambat (NSW). Australijska flota liczyć ma 72 F-35.
Wreszcie, nie powinno się zapominać, że z punktu widzenia kupującego zawsze najkorzystniejsze jest zachowanie konkurencji do końca postępowania. Nie tylko ze względu na koszt samego zakupu, ale też możliwość negocjowania korzystnych pakietów logistycznych i przemysłowych.
Jednocześnie nikt nie wątpi, że samoloty MiG-29 oraz Su-22 powinny zostać zastąpione. Biorąc to wszystko pod uwagę pojawia się pytanie, czy nie lepiej by program Harpia był realizowany jednak poza PMT, tak jak proponował prezydent Andrzej Duda? Oczywiście wymagałoby to odpowiednich regulacji i dodatkowych nakładów z budżetu, ale niejako „w zamian” otrzymalibyśmy możliwość rozłożenia w czasie zakupu nowych maszyn tak jak planuje to MON, ale jednocześnie z możliwością złożenia całego zamówienia na 32 generacyjnie nowe maszyny w jednym czasie (co eliminuje wady takiego rozwiązania, związanego z dzieleniem zakupu na inne części).
A środki przeznaczone na Harpię w planie modernizacji do 2026 roku można by wydać choćby na zakup dodatkowej eskadry F-16, jak i zwiększenie zdolności operacyjnych istniejących maszyn (modernizację, ale i wzmocnienie systemu eksploatacji zapewniającego realną dostępność). Bardzo możliwe, że nowe F-16V osiągnęłyby gotowość bojową dużo szybciej, niż F-35, mogłyby też odciążyć Harpie z części zadań. Maszyny te – w przeciwieństwie do F-35 – można też kupić w wersji dwumiejscowej, a niektóre ich rozwiązania są zbieżne z F-35, co może ułatwić pilotom przejście z techniki sowieckiej do nowej generacji.
Trzeba też pamiętać, że samolot nowej generacji musi być traktowany jako element szerszego systemu walki. Współpracującego z F-16, ale też z naziemną obroną powietrzną, artylerią dalekiego zasięgu czy wojskami Walki Radioelektronicznej. Dążenie do przyspieszonego zastąpienia MiG-29 i Su-22 jest w pełni słuszne, ale nie powinno przesłaniać innych zadań, choćby tych związanych z budową naziemnego rozpoznania, łączności, czy obrony przeciwpancernej. Być może warto więc, podobnie jak na przełomie wieku, podjąć decyzję o programie rządowym?
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS