Reklama
  • Wiadomości

Dziurawa Tarcza Polski? Gotowe rozwiązania nie dają gwarancji pełnej kontroli

- Szeroki udział krajowego przemysłu w budowie Tarczy daje gwarancję, że Polska będzie miała pełną kontrolę nad systemem obrony powietrznej w sytuacji krytycznej. Wybór gotowego rozwiązania z zagranicy bez dostępu do kodów źródłowych takiej pewności nie daje – podkreśla w rozmowie z Defence24.pl Marek Borejko, dyrektor programu OPL w PGZ S.A (do 1 października PHO S.A).

System Wisła ma w Wojsku Polskim zastąpić m.in. zmodernizowane zestawy Newa. Fot. 1brop.wp.mil.pl
System Wisła ma w Wojsku Polskim zastąpić m.in. zmodernizowane zestawy Newa. Fot. 1brop.wp.mil.pl

W zakończonym pod koniec czerwca przez MON dialogu technicznym dotyczącym systemu obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła” Konsorcjum OPL nie zostało zakwalifikowane do kolejnego etapu postępowania. Decyzja resortu obrony nie zniechęciła polskich spółek zbrojeniowych wchodzących do konsorcjum do szerokiego prezentowania oferty podczas tegorocznych targów MSPO w Kielcach. Jak widzi Pan dzisiaj perspektywy udziału polskiego przemysłu w budowie pierwszego etapu Tarczy Polski tj.  systemu „Wisła”?

Przede wszystkim polski przemysł od kilku z górą lat przedstawia Ministerstwu Obrony różne propozycje. Z resztą sama nazwa Tarcza Polski została wypromowana przez przemysł, jest to nazwa pewnej inicjatywy, która pokazuje, że można zrealizować w kraju to co jest potrzebne dla jego bezpieczeństwa, wykorzystując krajowy potencjał. Przemysł czyni takie starania od wielu lat, widząc potrzebę modernizacji potencjału w zakresie obrony przeciwlotniczej, szczególnie przeciwrakietowej. Powstała bardzo cenna ustawa, dzięki staraniom Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby wydzielić środki na budowę systemu OPL, biorąc pod uwagę wagę tego programu. Chcę podkreślić, że polski przemysł ma kompetencję i wolę, aby brać udział w modernizacji systemu obrony powietrznej i jesteśmy gotowi do kooperacji z każdym partnerem zagranicznym wybranym przez MON. Wspomniana ustawa przywołuje też konieczność udziału przemysłu krajowego i z tytułu prawa wymaga wykonalności.

Czy coś się zmieniło w związku z przebiegiem dialogu technicznego ?

Czy coś się zmieniło? Może warto zaznaczyć, że odbyły się dwa etapy dialogu technicznego. Pierwszy otwarty w sierpniu-wrześniu 2013 roku, gdzie zgłosiło się 14 podmiotów. Wiadomo, że nie wszystkie działały w zakresie kompletnych systemów. Drugi etap dialogu ogłoszony w lutym bieżącego roku przez Inspektorat Uzbrojenia i prowadzony przez cały marzec, był już dialogiem dedykowanym, do którego zaproszono konkretne firmy.

Kwalifikując Konsorcjum OPL do tego etapu dialogu MON uznał, że jego propozycja jest na tyle dojrzała, iż może być realnie brana pod uwagę. Byliśmy zaproszeni wraz z takimi potentatami jak Raytheon, MEADS International Inc., izraelski SIBAT, Thales i MBDA. Nota bene, ostatnie dwie z wymienionych firm odmówiły brania udziału w dialogu samodzielnie, zadeklarowały natomiast, że przystąpią do dialogu razem z Konsorcjum OPL, jako jego podwykonawcy.

Te dwa fakty: zarówno zaproszenie Konsorcjum OPL, czyli polskiego przemysłu do przetargu i jednocześnie to, że dwóch największych światowych graczy w obszarze technologii przeciwlotniczych decyduje się być poddostawcami polskiego konsorcjum, wydaje mi się jasną oceną możliwości naszego przemysłu.

Powiedzmy szczerze - nikt nie wycofuje się z postępowania na rzecz innego podmiotu, nie oceniając go jako zdolnego do realizacji takiej umowy. To jest najlepsza weryfikacja możliwości polskiego przemysłu, gdyż jest to ocena obiektywna. Udzielona tak przez Inspektorat Uzbrojenia, jak też przez doświadczone firmy zagraniczne.

Z wielu stron słychać argumenty, że Polska powinna wybrać gotowe już systemy, a budowa od zera Tarczy - z różnych przyczyn m.in. finansowych, organizacyjnych, de facto nie jest racjonalna.

Budowa albo jak kto woli głęboka modernizacja systemu obrony powietrznej przez polski przemysł jest jak najbardziej racjonalna – to korzyści nie tylko przemysłowe, technologiczne, gospodarcze, ale przede wszystkim militarne, te w zakresie bezpieczeństwa. A teraz, na dodatek, polski przemysł przechodzi kolejny proces konsolidacji, tworzy się  idealny partner, aby takie duże zadania realizować. Niezależnie od procesów konsolidacyjnych, jak wspomniał pan 19 marca 2013 roku powstało konsorcjum zadaniowe, po to właśnie, aby skoncentrować potencjał do realizacji tak dużego zadania jak system rakietowej obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła”.

Wspomniał Pan o korzyściach dla bezpieczeństwa państwa wynikających z budowy takiego systemu w Polsce przez polskie firmy. Tutaj warto zastanowić się,czy biorąc pod uwagę specyficzną geopolityczną pozycję naszego kraju, istniejące rozwiązania spełniają nasze oczekiwania? Na ile możemy je zaadoptować do polskich potrzeb? Biorąc także pod uwagę potencjalne zagrożenie, czy Pana zdaniem te rozwiązania są właściwe, czy potrzebujemy systemu specjalnego, dedykowanego?

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że takiego rozwiązania które by pasowało dokładnie do tego co powinna mieć Polska, właśnie z racji położenia, tak naprawdę nie ma. Są rozwiązania na których można bazować, aby osiągnąć zamierzony cel. To wynik specyficznego położenia geopolityczno-militarnego. W podobnej do nas sytuacji jest może Finlandia, czy inne kraje, które blisko graniczą z potencjalnym zagrożeniem.

Głównym elementem, który decyduje o tym jaki powinien być ten polski system jest czas reakcji. Jeśli przyjmiemy, że rakieta taktyczna SS-26 (system Iskander – przyp. red.) dolatuje z Kaliningradu do Warszawy w około pięć i pół minuty, a do Katowic w około 9 minut, to czas jakim dysponuje system obrony powietrznej do reakcji na zagrożenie jest bardzo krótki. Większość obecnych systemów nie była konstruowana na takie zagrożenia.

Jeśli weźmiemy pod uwagę kraje-producentów systemów przeciwlotniczych, np. USA, Niemcy czy Francję, tam te możliwości, czas reakcji i zagrożenia są zupełnie inne. Kraje te mogą sobie pozwolić na obronę sektorową, czy też np. z trzech takich sektorów składać obronę dookólną. Postawić trzy zestawy, to takie proste. My musimy pamiętać o ograniczeniach, również ekonomicznych. Dlatego należy podejść nieco inaczej do zagadnienia. Warto spojrzeć nie tylko przez pryzmat możliwości, ale też stosunku koszt-efekt tj. za ile można go osiągnąć. Zresztą jest więcej korzyści – biorąc pod uwagę aspekty bezpieczeństwa – dla państwa, jeżeli własny przemysł buduje system OPL.

Jakie to korzyści?

Przede wszystkim, jeśli spojrzymy na prowadzone obecnie postępowania, zakupy sprzętu, to języczkiem u wagi MON jako nabywcy jest przejęcie od kontrahentów praw wszystkiego co kupuje. Opracowując i wytwarzając własne rozwiązania od początku do końca panujemy nad technologią. To jest bardzo ważny aspekt suwerenności i bezpieczeństwa państwa. Trudno jest w sytuacjach kryzysowych usuwać błędy czy awarie jeśli nie ma pełnej wiedzy na temat działania danego systemu. Jeśli powstaje on w Polsce, to ta wiedza jest całkowicie w polskich rękach i nie ma tu mowy np. o żadnym embargu.

Bowiem jest jeszcze jeden aspekt – cześć technologii a także wiedzy, objęta jest różnego typu systemami kontroli eksportu. Może więc okazać się, że jeśli będziemy potrzebowali jakiegoś wsparcia, to procedura pozyskania tego wsparcia zajmie dużo czasu i wymagać będzie politycznych decyzji. A przecież w sytuacji zagrożenia państwa ten czas odgrywa rolę kluczową.

Czas naprawy, czy też usunięcia usterki to niejedyny problem. Jaka jest różnica w kontroli nad systemem, jeżeli porównamy wybór gotowego systemu z oparciem się o krajowy przemysł?

Mówiąc krótko, jeśli np. system dowodzenia budowany jest w kraju, możemy powiedzieć, że wiemy jak jest zbudowany. Nie ma w nim „black boxów”, czarnych skrzynek z oprogramowaniem, które nie wiemy co robią, wiemy tylko, że tu sygnał wchodzi, tam wychodzi. Nie będziemy wiedzieć co dzieje się w środku takiego komponentu. Jak mówiłem, w sytuacji gdy coś zaczyna zachowywać się dziwnie trzeba by wzywać specjalistów zagranicznych.

Czyli sprawa kontroli nad systemem to znajomość zasad jego działania. Tutaj dochodzimy do kodów źródłowych.

Kody źródłowe pozwalają właśnie wniknąć w to, co jest w środku i modyfikować pod kątem własnych potrzeb. Kupując towary „z półki” musimy zdawać sobie sprawę, że wiedza o tych produktach, jest we wszystkich krajach, które z nich korzystają. Jeśli chcemy podnieść bezpieczeństwo, powinniśmy dodać coś unikalnego, coś co jest tylko w naszym systemie.

Aby to zrobić musimy mieć dostęp do oprogramowania, które pozwala na jego modyfikację. To właśnie ono decyduje o możliwościach i stanowi o skuteczności całego systemu. Możemy też to zlecić, zapłacić jakiejś firmie zagranicznej, ale jest to nadal kwestia zaufania. Jeśli taka firma świadczy usługi na rynku, to posiada wiedzę o systemach wielu państw. A kto ma wiedzę, ten ma władzę.

Co ma Pan na myśli?

Historia konfliktów zbrojnych ostatnich 20-30 lat pokazuje wypadki zablokowania systemów wojskowych, np. obrony przeciwlotniczej. Można to zrobić poprzez wprowadzenie odpowiednich kodów do algorytmów zaszytych/ukrytych gdzieś w sprzęcie. Takie przykłady można łatwo znaleźć w nowożytnej historii. To nie jest science fiction.

Szeroki udział krajowego przemysłu w budowie Tarczy daje gwarancję, że Polska będzie miała pełną kontrolę nad systemem obrony powietrznej w sytuacji krytycznej. Wybór gotowego rozwiązania z zagranicy bez dostępu do kodów źródłowych takiej pewności nie daje.

Mówiąc wprost, możemy sobie wyobrazić, że np. jedno państwo wytwarzające rakietę nie będzie chciało, aby strącała ona cele drugiego państwa. Może to wynikać z przyczyn politycznych. Tak więc my – mówię to z pełną odpowiedzialnością - korzystając z zagranicznego systemu, naciskając przycisk startu nie będziemy pewni co zrobi rakieta. Czy wystartuje, nie zadziała, czy coś gorszego. Tą pewność daje wiedza i opanowanie wszystkiego co jest w środku, nawet jeśli się tego nie produkuje. Daje możliwość kontroli, ale i modyfikacji.

Taką sytuację mieliśmy z rakietami zestawów Newa, do których mieliśmy pełną dokumentację i dzięki temu mogliśmy te zestawy efektywnie  modernizować. I modernizować zestaw pomimo, że rakiet samych w sobie nie produkowaliśmy. Dlatego obecnie nam jako przemysłowi zależy, aby wejść w technologię rakietową, ponieważ ona jest technologią dla nas kluczową.

Dlaczego pozyskanie przez Polskę technologii rakietowych jest tak istotne? Trzeba to rozpatrywać tylko w kontekście bezpieczeństwa państwa?

Tu pojawiają się dwa aspekty. Po pierwsze – mówiąc o bezpieczeństwie państwa musimy mieć na uwadze czynnik ekonomiczny. Państwo może wystawić taką obronę, na jaką stać jego budżet. Każda złotówka, która wraca do tego budżetu i napędza go dalej jest cenna.

Niezależnie od tego jakiego typu będzie rakieta, albo rakiety, bo w niektórych rozwiązaniach mówi się nawet o trzech różnych typach. Nikt nie ukrywa, że w koszcie całego przedsięwzięcia, ze względu choćby na liczbę tych pocisków, jest to znaczący procent. Nasze szacunki są takie, że jeśli przyjmiemy jeden typ w średniej cenie, to w porównaniu z kosztem radarów i całej reszty infrastruktury, wartość rakiety stanowi 70% ceny całego systemu. Czyli 70% budżetu przeznaczonego na zakup systemu „Wisła”, będącego na poziomie 15-20 mld złotych, tych 12-14 mld zł, wchodzi w zakres zakupu rakiet.

W tym kontekście produkcja lub koprodukcja rakiet w Polsce jest kluczowa dla realnych kosztów programu.

Jeśli nie wejdziemy w tą technologię i będziemy kupować te pociski, to do razu, na starcie, 70% oddajemy za granicę. Czyli wyciągamy z budżetu bezzwrotnie niemal ¾ ceny. Nawet jeśli zrealizujemy własnymi siłami 100% radarów, wozów dowodzenia, łączności i całej reszty systemu.

Mało tego, uruchamiamy produkcję rakiety w Polsce, produkcję jej podstawowych komponentów, to okaże się co jest najdroższe. Najwięcej kosztuje nie skorupa i części lotne, tylko elektronika. To leży u podstaw pozyskiwania technologii rakietowej dla Polski. Tym sposobem załatwiamy kilka kwestii.

Przede wszystkim osiągamy ten poziom wiedzy, który pozwala nam na pełną kontrolę nad systemem, bo przecież rakieta jest jego kluczowym elementem.

Jeśli nawet znamy działanie radaru i innych elementów a nie znamy rakiety to nie mamy do końca pewności jak ona się zachowa. Jeśli będziemy ją produkować, a nawet, jak jest to planowane, brać udział w jej dalszym rozwoju, to zyskujemy pełną kontrolę nad systemem. To jest kluczowe też dla bezpieczeństwa militarnego. Zyskujemy również elastyczność w odpowiedzi na potrzeby użytkownika – modernizacyjne i inne.

Ale zyskujemy też coś jeszcze. Możliwość odzyskiwania zdolności bojowych. 

Tak, i to bardzo szybkiego odzyskania. Mając produkcję nie musimy czekać na realizację zamówienia. Posiadamy także narzędzia do serwisowania czy modernizacji. To jest zresztą podstawowa idea posiadania przemysłu obronnego. Po to został stworzony – dla zabezpieczenia zdolności obronnych kraju.

Dlaczego dotychczas nie mogliśmy wytwarzać takich rakiet?

Mogliśmy i wytwarzamy, choć pociski znacznie krótszego zasięgu. Pierwszy, duży program rządowy, który dotknął kwestii technologii rakietowych i umożliwił start w tym kierunku ruszył w 1994 roku i nosił nazwę „Nowoczesne technologie dla potrzeb rozwoju systemu obrony przeciwlotniczej wojsk i obiektów”. Jego efektem jest opracowana i produkowana w Polsce rakieta Grom. Ta rakieta powstała całkowicie siłami polskich specjalistów.

Dlaczego więc nie opracowano w Polsce pocisków o większym zasięgu?

Jest to związane z decyzjami MON. Przede wszystkim zarzuceniem programu Loara. Gdyby ruszyła dalsza część programu, dotycząca przeciwlotniczego zestawu artyleryjsko-rakietowego Loara, ta część „R”, dotycząca rakiet… Cóż, wówczas mielibyśmy już dziś rakietę krótkiego zasięgu. Tak więc te technologie były w Polsce rozwijane, niestety zarzucono ten projekt.

Cały czas mówimy o pierwszym zamówieniu planowanym przez MON do roku 2022. Chodzi o szesnaście zestawów systemu „Wisła”, których wartość szacowana jest nawet na 20 mld zł. Natomiast Pan, oraz przedstawiciele polskiego przemysłu biorący udział w dialogu technicznym, z pewnością analizowaliście, jak docelowo ma wyglądać system średniego zasięgu. Ile ogólnie może pochłonąć jego budowa? Jaki może być koszt tych programów, w których może partycypować polski przemysł zbrojeniowy?

Na komisjach sejmowych i senackich, przy różnych wystąpieniach, sygnalizowane było przez MON, że jest to zaledwie pierwszy etap. Pozwala on na zbudowanie podstawowej struktury. Rdzeń tej „Tarczy Polski”. Ja jednak zwróciłbym uwagę na inny koszt, o którym bardzo niewiele mówi się w mediach i na parlamentarnych komisjach. Trzeba sobie zdać sprawę, że gdy kupujemy jakiś sprzęt za kwotę „X”, szczególnie sprzęt wojskowy, to na jego eksploatację podczas całego cyklu życia wydać trzeba będzie co najmniej kwotę dwa-trzy razy większą od „X”. W wypadku sprzętu wojskowego ten okres resursu wynosi 20, a nierzadko nawet 30 lat.

Tak więc nawet gdy zbudujemy ten pierwszy zrąb systemu, oparty na 16 zestawach, to musimy co najmniej dwa razy większe pieniądze przewidzieć na eksploatację, modernizację, utrzymanie w ruchu i tak dalej. To jest wg mnie aspekt trudniejszy finansowo nawet od zakupu kolejnych zestawów. Bo ich nabycie to jest znowu tylko jedna trzecia pełnych kosztów.

Mówimy więc o sumach, mogących w perspektywie przekroczyć nawet 50 mld złotych.

Warto, aby te pieniądze trafiały do polskiego przemysłu, do polskiej gospodarki. Jest oczywiste, że jeśli polski przemysł coś produkuje, to również to serwisuje. Im więcej będziemy opracowywać i produkować komponentów w Tarczy Polski, tym większą będziemy mieli suwerenność i wiedzę. Ale też więcej pieniędzy pozostanie w kraju i wróci do państwa np. w formie podatków. Również, a może właśnie w szczególności, jeśli mówimy o kosztach eksploatacji systemu.

Spróbujmy to dokładniej oszacować.

Załóżmy, zgodnie z wyznaczonym na ten cel budżetem, że na całą obronę powietrzną przeznaczone jest około 30 mld zł. Przyjmijmy dla łatwego obliczenia, że na system średniego zasięgu „Wisła” trafi 15 mld. Okres, w którym ma to zostać zbudowane, czyli lata 2014-2023 to dziewięć lat. Rocznie mamy więc nieco ponad półtora miliarda złotych na budowę systemu. Roczny koszt eksploatacji, jeśli przyjmiemy, że jest to najmniej podwójna cena zakupu, da nam 30 mld kosztów utrzymania. Rozłożone na 20 lat oznacza, że co roku płacimy za samą eksploatację tyle, co za wprowadzanie nowych systemów, czyli około półtora miliarda zł.  

To jest języczek u wagi w całym programie, aby te pieniądze wracały do płatnika. Gdyby polski przemysł serwisował „Wisłę” w 100% to cała ta kwota trafiłaby do polskich firm. Jeśli w 10 % to dostaną one tylko 150 mln. Jeśli zdecydujemy się wszystko outsource’ować, kupić za granicą, to rok w rok, po miliardzie-półtora, oddajemy za granicę. To czysta arytmetyka. Ekonomia, nie polityka.

Jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość i skalę programu Tarcza Polski, która docelowo ma składać się przecież z trzech warstw. Co da polskiemu przemysłowi szeroko pojęty udział w tym przedsięwzięciu w perspektywie, powiedzmy dwóch dekad lub dłuższej? Jakie byłyby efekty dla jego rozwoju?

Ujmując rzecz krótko, taki sam jak dla przemysłów zachodnich. Gospodarczo przemysły zbrojeniowe krajów Europy Zachodniej zostały pociągnięte do przodu właśnie takimi wielkimi, narodowymi programami zbrojeniowymi. Mało tego, takie programy i procesy konsolidacyjne stanowiły główny napęd. Programy konsolidacji i zamówienia, bo jeśli konsolidacja nie wynika z realizacji wielkich zamówień to jest to tylko administracyjne działanie. Tarcza Polski to idealny program, wiodący do realnej i skutecznej konsolidacji polskiego przemysłu.

Dla ilu spółek Pana zdaniem znalazłaby się praca przy programie „Wisła”?

Tu dobrym przykładem jest program Loara, ponieważ daje pewien obraz końcowego efektu. Wiodącymi dla Loary było 16 spółek, ale licząc z ich łańcuchem kooperantów, uczelni które współdziałały przy pracach badawczych, to jest w sumie kilkadziesiąt podmiotów. My liczymy, że w „Wiśle” będzie to przedsięwzięcie znacznie większe, ponieważ dotyczy znacznie szerszych obszarów. Tak więc byłoby zaangażowanych co najmniej kilkadziesiąt podmiotów z różnych branż.

Czyli te środki na Tarczę Polski, miliardy złotych, zasiliłyby przemysł i w konsekwencji poprawiły jego konkurencyjność, gdyż zacząłby robić to, co robią naprawdę duże konsorcja zachodnie. Dobrym przykładem jest tu model turecki. Gdzie była Turcja kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu? Nawet w porównaniu z Polską jeszcze na początku lat 90-tych wypadała źle? Dzisiaj Turcja jest poważnym konkurentem, znaczącym producentem wszelkich systemów i sprzętu wojskowego.

Turcja dzięki kilku poważnym programom offsetowym stworzyła bazę dla produkcji i rozwoju technologii. Dziś sama jest nie tylko ogromnym odbiorcą, ale też eksporterem.

Oczywiście, chodzi o podobny schemat. Uzyskujemy wiedzę, np. w zakresie rakiet. A skoro posiadamy odpowiednią technologię, to możemy ją dalej rozwijać. Rozwijać lub na tej bazie stworzyć całkowicie narodowy program rakietowy. Dodajmy, że mamy w zanadrzu jeszcze program obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu „Narew”. Przemysł od początku zakładał, że technologie pozyskane w „Wiśle” będą mogły być wykorzystane w innych programach. Automatycznie będziemy więc do przodu z programem „Narew”, bazując na doświadczeniach i inwestycjach wynikających z „Wisły”. To powiązane kwestie. Mówiąc w skrócie wejście na stałą ścieżkę rozwoju.

W skrócie „Wisła” to program, który mógłby być kołem zamachowym dla zbrojeniówki. Warunkiem jest szeroka współpraca i szybka realizacja harmonogramu.

Oczywiście. Warto zdawać sobie sprawę z tego, co już zostało ustalone. Założenia są bardzo ambitne. Trzy dywizjony, czyli 16 zestawów do 2022 roku, to absolutne minimum. Tymczasem każdy taki zestaw produkuje się 48 miesięcy lub dłużej. Więc wyprodukowanie jednocześnie tak wielu zestawów będzie potężnym przedsięwzięciem logistyczno-kooperacyjnym. Na wykonanie tych ogromnych kontraktów zostaną narzucone ścisłe limity czasowe. Żeby zdążyć, trzeba będzie współpracować bardzo szeroko. Nie obędzie się więc bez rozkooperowania tej produkcji.

Mogłaby to realizować pojedyncza firma, ale nie w tak krótkim czasie. To jest bardzo dobry impuls do konsolidacji, bo nic tak realnie nie konsoliduje jak wspólne działanie. Niezbędna będzie intensywna i ścisła współpraca, oraz wybór odpowiednich podwykonawców, którzy również zyskają dostęp do nowych kompetencji. Bez udziału wszystkich w tym programie się nie obędzie. A to oznacza bardzo szeroki wpływ „Wisły” na polski przemysł. Wpływ, na który liczymy i o który walczyliśmy jako Konsorcjum OPL.

Ambitne plany, ale czy na miarę możliwości? Bardzo często pojawia się stwierdzenie, że polski przemysł ma ambicje i chęci, ale brakuje mu kompetencji.

Skoro jak wcześniej mówiłem, dwie duże europejskie firmy, czyli Thales i MBDA, zdecydowały się być podwykonawcami polskiego przemysłu, to jest to poważna referencja. Drugim przykładem realnych możliwości, nie wiem czy nie ważniejszym, bo już zakończonym sukcesem, jest Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy. Jest to przykład kooperacji przy tworzeniu dużego, skomplikowanego zestawu rakietowego, bo składa się na niego ponad dwadzieścia pojazdów.

To są środki łączności, wozy rakietowe, wozy dowodzenia, radiolokacja. Wszystko zostało zrobione przy udziale strony polskiej na poziomie 45-47%. To pokazuje jak dobrym partnerem jest przemysł polski dla producenta zachodniego w bardzo skomplikowanym systemie. Jego zasada działania niewiele w sumie różni się od systemów obrony przeciwlotniczej.

Jak wykonawca zagraniczny ocenił udział polskiego przemysłu w NDR?

Sprzęt jest bardzo wysoko oceniany przez użytkownika, nie ma żadnych zastrzeżeń. Także ze strony koncernu Konsberg, który dokonywał odbioru technicznego, gdyż to on był kontrahentem MON i przekazywał klientowi gotowy produkt. W związku z tym strona polska musiała spełnić warunki techniczne i normy kontrahenta zagranicznego.

W roku 2007 został wpłacona zaliczka na NDR a odbiór systemu odbył się w połowie 2013 roku. To jest też dobry przykład na to, ile się taki system buduje. Czas produkcji komponentów programu „Wisła” będzie zbliżony. Jeśli ktoś mówi, że dziś sprzeda, a jutro postawi w Polsce, na przykład ze względu na sytuację na Ukrainie, to są dwie możliwości: albo wyjmie z magazynu coś gotowego, albo sprzeda starego, używanego grata. Na nowy system trzeba czekać, bo buduje się go przez 3-5 lat.

Dziękujemy za rozmowę.

Jędrzej Graf, Juliusz Sabak 

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama