Reklama

Siły zbrojne

Nuri al-Maliki, premier Iraku - fot. thehotjoints.com

Co dalej z rosyjsko - iracką umową zbrojeniową?

Wygląda na to, że premier Iraku Nuri al-Maliki uczynił doprowadzenie do finalizacji owianej skandalem korupcyjnym umowy zbrojeniowej na zakup rosyjskiej broni jednym ze swoich priorytetów.



Otóż, al-Maliki podjął kontrowersyjną, w opinii wielu irackich obserwatorów, decyzję o utworzeniu specjalnej komisji, której powierzył zadanie renegocjowania kontraktu z Rosjanami. Jak dowiedział się dziennik Al-Sharq Al-Awsat, w jej skład weszli
doradcy i zaufani ludzie al-Malikiego z jego partii ad-Dawa.

Wątpliwości budzą nie tyle personalia członków komisji, ale i okoliczności, w których doszło do jej powołania. Zresztą, jak powiedział rzecznik al-Malikiego temu samemu saudyjskiemu
dziennikowi, nie mają oni związku z premierem, a ich wyboru dokonano według kryteriów merytorycznych spośród szeregów irackiej armii.

Okoliczności, o których mowa przedstawiają się następująco. W irackim parlamencie powołano komisję śledczą dla zbadania ewentualnej korupcji z związku z zawieraniem umowy z Rosją. Miała ona polegać m.in. na tym, że kilku pośredników w nią
zaangażowanych miało otrzymać ogromne prowizje.

Choć prace komisji odbywają się za zamkniętymi drzwiami, z informacji portalu Al-Baghdadiya wynika, że do tej pory udało  się jej przesłuchać ponad 30 osób związanych z umową i przyjąć wstępny raport z jej prac.

Jak wynika z relacji osób które miały dostęp do raportu, w korupcję zamieszanych jest co najmniej 8 osób, w tym Rosjanin, Libańczyk (najprawdopodobniej wymieniany we wcześniejszych doniesieniach tajemniczy pośrednik w handlu bronią) oraz kilka
osób z gabinetu premiera, w tym urzędnik jego kancelarii. Przy czym rola tego ostatniego miała by polegać na tym, że negocjował on warunki kontraktu bez stosownych upoważnień ze strony rządu.

Rzecznik irackiego parlamentu, Muhammad al-Chalidi, który zapoznał się z raportem ujawnił z kolei, że wartość nielegalnych korzyści majątkowych, które miały trafić do kieszeni zamieszanych miała wynieść nawet 1 miliard dolarów! (przypomnijmy, że wartość całej umowy miała wynieść 4,2 mld dolarów!).

Równocześnie, jak twierdzi członek komisji śledczej, Ahmad al-Dżaburi, sprawa jest rozwojowa i nie wykluczone, że osobne postępowanie prowadzone przez parlamentarną Komisję Przejrzystości i Prokuraturę Generalną ujawni kolejnych podejrzanych.

Komisja chce przesłuchać również doradcę ds. polityki zagranicznej prezydenta Federacji Rosyjskiej, Jurija Uszakowa, który jest uważany za stronę umowy. Sam Uszakow miał zgodzić się na przybycie do Iraku i udział w postępowaniu w charakterze świadka.

Komisja śledcza, raport ze swoich prac miała przedstawić na forum publicznym, tj. w irackim parlamencie 27 grudnia br. Podobno, z przyczyn formalnych odczytanie zostało przełożone na 8 stycznia 2013 r.

 

Widać zatem wyraźnie, że sprawa korupcji w związku z umową zbrojeniową roku wciąż daleka jest od wyjaśnienia. Mimo tego, Nuri al-Maliki chce doprowadzić do jej szybkiej ratyfikacji, wbrew głosom krytyki. W zasadzie byłoby to zrozumiałe, pod warunkiem że komisji śledczej i prokuraturze udałoby się wykluczyć ponad wszelką wątpliwość, możliwość popełnienia przestępstwa przez premiera lub jego otoczenie. Choć, jak na razie nikt oficjalnie nie podejrzewa premiera (wg dostępnych informacji nie został on nawet przesłuchany przez Komisję Śledczą), to jednak udział urzędników z rządu i fakt, że wśród ministrów zagrożonych dymisją w związku z pracami komisji śledczej, znalazł się minister obrony Sadun ad-Dulajmi musi prowokować pytania, przynajmniej o zakres politycznej odpowiedzialności al-Malikiego.
Pomijając kwestię korupcji, zjawiska wszechobecnego w Iraku, trzeba zaznaczyć że kraj, a przynajmniej rząd centralny w Bagdadzie, bardzo potrzebuje typów broni zamówionych od Rosji. Powodem zapotrzebowania na zestawy obrony przeciwlotniczej Pancyr są na przykład powtarzające się naruszenia irackiej przestrzeni powietrznej ze strony Turcji, która zwalcza separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). W tej kwestii Bagdad ma jednak odmienne stanowisko od władz Autonomicznego Regionu Kurdystanu w północnym Iraku, które widzą w Turcji sojusznika przeciwko skrajnie lewicowemu PKK i które łączą coraz silniejsze związki z Ankarą.

Na szybkiej ratyfikacji umowy niewątpliwie zależy również Rosji, która stara się jednak konsekwentnie unikać publicznego poruszania tego tematu, choć gdy jest to potrzebne współpracuje z irackimi śledczymi. Ewentualne niedojście do skutku umowy, stanowiłoby zarówno poważny cios dla rosyjskiej zbrojeniówki (kontrakt z Irakiem już został uznany przez rosyjskie media za rosyjski hit eksportowy 2012 r.), jak i dla wizerunku Federacji, która być może nie dochowała należytej staranności przy dobieraniu partnerów negocjujących kontrakt.

Warto przypomnieć w tym miejscu również kwestię ewentualnych nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych (co sugerował niedługo po wybuchu skandalu 10 listopada br. anonimowy rosyjski urzędnik w wypowiedzi dla agencji RIA Nowosti) i nacisków wewnątrz Iraku (sam minister ad-Dulajmi uczynił aluzję, iż to iraccy Kurdowie, których niepokoją zbrojenia rządu centralnego mogą stać za pokrzyżowaniem umowy).

Obu wyżej wymienionym, zwłaszcza w obliczu wciąż niestabilnej sytuacji w spornych iracko-kurdyjskich regionach i dobrych relacji amerykańsko-kurdyjskich, może z kolei zależeć na torpedowaniu wysiłków al-Malkiego, który dryfuje coraz bardziej w stronę Rosji i Iranu.

Świadczy o tym nie tylko próba zakupu rosyjskiej broni, czy podpisanie 6 października br. układu o współpracy obronnej z Iranem, ale i wspólna dla trzech wymienionych państw, polityka wobec Syrii, polegająca na różnych formach wsparcia dla al-Asada.

Marcin M. Toboła
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama