Reklama

Kluczem do odpowiedzi na pytanie jak będzie wyglądał Bliski Wschód w końcu 2017 r. jest analiza planów politycznych głównych graczy. W pierwszym rzędzie będą to USA oraz Rosja, w drugim Iran, Kurdowie (z jednej strony Syryjskie Siły Demokratyczne tj. SDF, a z drugiej Region Kurdystanu w Iraku), Turcja, Irak (rząd w Bagdadzie) i Al Kaida, a także, choć w mniejszym stopniu – państwa arabskie, takie jak Arabia Saudyjska, Katar, Egipt i Jordania. Izrael, choć nie jest oficjalnie uczestnikiem tej gry (wojny i negocjacji), to odgrywać będzie pośrednio ważną rolę, w szczególności z uwagi na zdecydowanie proizraelski kurs administracji Trumpa. Wreszcie Państwo Islamskie trudno uznać za gracza, lecz raczej za przedmiot gry. W wymiarze państwowo-militarnym jest i będzie ono w defensywie, walcząc o swoje przetrwanie w Syrii i Iraku. Assad natomiast jest i pozostanie całkowicie zależny od woli swych patronów - Rosji oraz w mniejszym stopniu Iranu.

Irak w 2017 r. stanie przed wieloma wyzwaniami. Przede wszystkim kontynuowana będzie operacja wyzwolenia Mosulu i innych ziem pozostających wciąż pod władzą Państwa Islamskiego (Hawidży, Tel Afar i pustynnego obszaru między Niniwą a Anbarem). Choć siły irackie mają szansę na pokonanie Państwa Islamskiego w Iraku i wyzwolenie wszystkich tych ziem w 2017 r. to widać wyraźnie, że nastąpi to najprędzej pod koniec roku, a może nawet przeciągnie się do 2018 r. Przedłużające się walki paradoksalnie stwarzają szansę na rozwiązanie innych problemów – przede wszystkim sporu w relacjach iracko-kurdyjskich. Należy się spodziewać, że proizraelskie nastawienie administracji Trumpa, a także bardzo prawdopodobne zaostrzenie relacji z Iranem i jego szyickimi sojusznikami, doprowadzi do ochłodzenia stosunków na linii Waszyngton – Bagdad. Ponadto prokurdyjskie nastawienie Izraela, który jest zainteresowany powstaniem niepodległego Kurdystanu i to złożonego zarówno z jego irackiej, jak i syryjskiej części, a także bliskie relacje łączące nowego sekretarza stanu Rexa Tillersona z prezydentem Kurdystanu Masudem Barzanim, skutkować będą większym wsparciem ze strony USA dla idei niepodległości Kurdystanu (przynajmniej irackiego).

BW mapka
Fot. Defence24.pl.

Iran będzie również dążył do utrzymania jedności Iraku, z jednej strony łagodząc napięcia między Kurdami a Bagdadem, a z drugiej podsycając niesnaski wewnątrzkurdyjskie. Tej drugiej kwestii sprzyjać będzie to, że w 2017 r. powinny się odbyć w Iraku wybory do rad prowincji (nie odbędą się póki trwa wojna z Państwem Islamskim) oraz wybory parlamentarne w Kurdystanie (które również prawdopodobnie się nie odbędą). Jeśli jednak Państwo Islamskie zostanie pokonane to konieczność przeprowadzenia wyborów prowincjonalnych, parlamentarnych w Kurdystanie i prawdopodobnie przyśpieszonych parlamentarnych w Iraku stworzy szereg kolejnych problemów: możliwość przegrania wyborów przez Barzaniego i powrót do władzy Malikiego, a także konieczność zdeterminowania przyszłości prowincji Niniwy. W takiej sytuacji logiczną konsekwencją antyszyickiego kursu ekipy Trumpa może być podjęcie ryzyka wsparcia jednostronnego (bez zgody Bagdadu) wsparcia niepodległości Kurdystanu, licząc że ekonomiczne korzyści jakie Turcja odnosi ze współpracy z Erbilem spowodują, że nie dołączy się ona do blokady ekonomicznej, a udzielenie gwarancji bezpieczeństwa nowemu państwu odstraszy Bagdad, milicje szyickie i Iran od interwencji militarnej. Jest to możliwe, ale nie jest pewne. Nie spowoduje to natomiast dalszego rozpadu Iraku tzn. z całą pewnością nie powstanie żaden „sunniland”. Turcja, znajdująca się pod naciskiem Rosji i Iranu, nie zdecyduje się na konfrontację z szyickimi milicjami w celu realizacji takiego projektu. Jeśli natomiast Kurdystan pozostanie częścią Iraku to wpływy USA będą w tym kraju maleć na rzecz Rosji i Iranu i dotyczyć to będzie również samego Kurdystanu.

Na linii USA – Iran należy się spodziewać co prawda zaostrzenia stosunków, ale nie powinno to doprowadzić do napięć o charakterze militarnym. Co więcej, USA mogą nawet ograniczyć swoje wsparcie dla Arabii Saudyjskiej w jej wojnie proxy z Iranem. Wynika to ze świadomości nowej ekipy odnoszącej się do związków między saudyjskim sponsoringiem sekty wahabitów-salafitów w islamie a rosnącym zagrożeniem dżihadystycznym terroryzmem. Wojna w Jemenie będzie prawdopodobnie dalej trwała, gdyż nikomu nie zależy na jej zakończeniu, a zarówno dla USA jak i Izraela konfrontacja dwóch potencjalnych źródeł zagrożenia jest poniekąd korzystna (chyba że doszłoby do zachwiania równowagi na rzecz Iranu).

W Syrii nie ulega wątpliwości, iż Assad utrzyma się u władzy. Od USA zależy jednak nad jakim obszarem będzie on administrował, oczywiście jako klient Rosji. Rosja przy tym będzie wspierać assadowskie operacje mające na celu usunięcie rebeliantów/dzihadystów z zachodniej Syrii i można się spodziewać wdrożenia podobnego do Aleppo scenariusza w odniesieniu do opanowanej przez Al Kaidę prowincji Idlib. Chodzi o zamknięcie przez Turcję, na żądanie Rosji, kanałów wsparcia logistycznego dla Al Kaidy w Idlibie, a następnie intensywne bombardowanie z dużą liczbą ofiar cywilnych. Rosja nie będzie się jednak śpieszyć z przywróceniem Assadowi pełnej kontroli nad zachodnią Syrią, gdyż wie, że nie ma tam obecnie sił, których wsparciem administracja Trumpa byłaby zainteresowana. Z drugiej zaś strony póki trwa wojna to Assad jest w pełni uzależniony od Rosji.

Wojna w Syrii nie musi się zatem zakończyć w 2017 r. nawet jeśli dojdzie do porozumienia amerykańsko-rosyjskiego w tej kwestii, które podzieliłoby Syrię na dwa sektory: rosyjsko-assadowski i amerykańsko-SDF. Rosja próbuje jednak jak najbardziej osłabić pozycję USA w Syrii, wykorzystując do tego Turcję, która póki co nie zmienia swego priorytetu – zniszczenia kurdyjskiej autonomii w Syrii (Rożawy). To powoduje, że sytuacja jest dla Rosji komfortowa, gdyż Turcja, nie tylko nie przeszkadza w operacjach w płn-zach Syrii przeciw własnym ex-sojusznikom ale również uderzając w Kurdów stawia USA przed wyborem między Turcją a Kurdami. W tym pierwszym wypadku oznaczałoby to jednak przetrwanie Państwa Islamskiego (z którym realnie i długofalowo walczy w Syrii jedynie SDF) oraz przejęcie kontroli nad Rożawą przez Assada, a przez to również i Rosjan (Turcja nie ma szans podbić Rożawy ale może zmasowanymi nalotami zmusić SDF do zwrócenia się do Rosji o mediację). Dlatego USA wybiorą raczej drugą opcję, która umożliwi wyparcie Państwa Islamskiego z całej północnej i wschodniej Syrii z doliną Eufratu łącznie i wciągnięcie tych terenów do amerykańskiej strefy wpływów. Przy obecnym tempie ofensywy SDF możliwe jest osiągnięcie tego celu w 2017 r., co ograniczyłoby obszar kontrolowany przez Państwo Islamskie do niewielkiego obszaru w środkowej Syrii.

Warto dodać, iż w wyniku porozumienia między rządzącą w Rożawie koalicją TEV-DEM a Ahmedem Dżerbą (jednym z liderów opozycji z początkowego etapu rewolucji) powstała Rada Wojenna Dajr Az-Zaur. Istnieje też potencjalna możliwość powstania i realizacji wspólnego, amerykańsko-izraelsko-jordańsko-saudyjsko-katarsko-kurdyjskiego planu przebicia się przez SDF przez pustynię wzdłuż granicy irackiej i jordańskiej w celu połączenia Rożawy z terenami opanowanymi przez koalicję rebeliantów „Front Południowy”. Stworzyłoby to całkowicie nową sytuację geopolityczną, umożliwiającą Kurdom ogłoszenie niepodległości. Państwa arabskie mogłyby natomiast poprzeć to zaniepokojone wyeliminowaniem ich z gry przez sojusz rosyjsko-irańsko-turecki.

Turcja, kierując się swą zredukowaną do jednego, antykurdyjskiego punktu agendą i pogłębiając uzależnienie od Rosji, podejmuje ogromne ryzyko. Jeśli USA utrzymają swój sojusz z Kurdami to Turcja nie zdoła odwrócić uwagi od swych porażek, kierując dżihadystyczno-nacjonalistyczną agresję na Kurdów. Jeśli Turcja nie dokona korekty swej polityki, to w 2017 r. będzie miała otwarte trzy fronty wewnętrzne: z PKK, z Al Kaidą i Państwem Islamskim, co oznacza dalszą destabilizację, wzrost terroryzmu i problemy gospodarcze. Pogorszeniu ulegną również jej relacje z USA i sunnickimi państwami arabskimi. Tak katastrofalna sytuacja może doprowadzić w Turcji do kolejnego przewrotu. Można się spodziewać wprawdzie, że USA spróbują zaoferować Turcji pewien układ ( np. wsparcie planów USA na Bliskim Wschodzie i wycofanie się z działań antykurdyjskich w zamian za wydanie Gulena), ale póki co niewiele wskazuje na gotowość Turcji do kompromisu.

Priorytetem bliskowschodniej polityki USA będzie niewątpliwie wspieranie Izraela. Do tego USA dążyć będą do zniszczenia Państwa Islamskiego, redukcji zagrożenia islamskim terroryzmem oraz powstrzymania rosnącej roli Iranu w regionie. Z drugiej strony będą się starać również redukować swoje bezpośrednie zaangażowanie. W tym kontekście zarówno Turcja, jak i Arabia Saudyjska muszą zweryfikować wiele aspektów swej polityki, by stać się znów wartościowym partnerem USA. Kurdowie zaś niewiele żądają i okazują pełną lojalność, a na ich terenie USA może zlokalizować swe bazy. Zdecydowanemu polepszeniu ulegną też stosunki USA z Egiptem, co osłabi pozycję Rosji, która wykorzystała ochłodzenie relacji egipsko-amerykańskich (po obaleniu rządów Bractwa Muzułmańskiego) do powrotu do gry w Afryce Płn. Poprawa relacji USA z Egiptem skutkować będzie również zwiększeniem wsparcia dla sił gen. Khalifa Haftara w Libii, być może przy wsparciu egipskim. To natomiast daje szansę na pacyfikację dzihadystów w tym kraju oraz przywrócenie względnej stabilności pod pół-autorytarnymi rządami Haftara.

Witold Repetowicz

Reklama
Reklama

Komentarze (6)

  1. tankcom

    fajna fotka tego Leo1. pancerz szczelinowy jak na dziadkach Panzer IV. ale to ilustracja do Bliskiego Wschodu? nam proponowano Wozy Wsparcia z armatami 105mm...ale DEf.24 podaje o akcji LEO 2! w okolicy rozmaitych ppk na "testach". w mediach pokazywali Turcy M60-z elementami podwozia na pancerzu - jak pra-dziadki Shermany 70 lat temu. po swojej stronie granicy. ale do puczu wybrali z jeden przynajmniej Leo2...

  2. Tomson

    USA musi postawić na niepodległy Kurdystan.Będą mieli niezatapialny lotniskowiec w odległości kilku tysięcy kilometrów na wschód od Izraela.Mogą być pewni ,że Kurdowie będą ich dozgonnymi sojusznikami ,czego im życzę.

    1. b

      Na chwile obecna to raczej nie mozliwe .Kurdowie musza mowic jednym glosem I ci z Turcji i z Syrii, Iraku czy Iranu.

  3. b

    Te Leo 1, maja cos z Panter 1 . Tyle lat w sluzbie.

  4. Takeha

    Wydaje mi się że nic się nie zmieni na bliskim wschodzie. Wszystkie punkty zapalne, będą trwały nadal, bo podobnie jak w Jemenie, jak pan Witold zauważył, nikt nie będzie zainteresowany zakończeniem konflików. Zakończenie oznacza powrót do normalności i zwiększenie wydobycia ropy w danym rejonie (czy to Irak, czy Syria, czy Libia), a to znaczy spadek cen ropy. Jak najwyższymi cenami ropy zainteresowani są wszyscy. Od Rosji, poprzez Iran, Arabie Saudyjską i USA (szczególnie koledzy nafciarze Trumpa). Więc konflikt będzie podtrzymywany jak najdłużej.

  5. Liluh

    Znakomity artykuł. Jest oczywiście wiele niewiadomych. Moim zdaniem Turcja jest w stanie wyłamać się z NATO jeśli USA wesprze otwarcie niepodległy Kurdystan a to zrodzi szereg implikacji. Zobaczymy.

    1. Extern

      Wydaje mi się że Turcja starając się poluźnić swoje relacje z NATO próbuje rozepchać sobie trochę luzu na przyszłość dla swojej własnej polityki. Widocznie przewidują że USA już nie będzie tyle znaczyło na bliskim wschodzie co kiedyś i teraz muszą mieć możliwość lawirowania pomiędzy różnymi interesami. A bycie w ścisłym sojuszu z USA w tym przeszkadza. To nie znaczy oczywiście że zaraz Turcja zerwie z NATO, ale po prostu pokazują że są niezależni w swoich decyzjach i można DO NICH przyjść porozmawiać a nie tylko do Waszyngtonu.

  6. Ghost

    Artykuł mocno "życzeniowy". Chaotycznie opisane niektóre z możliwości. Rok 2016 pokazał, że sytuacja na BW jest niesłychanie dynamiczna i nieprzewidywalna. W tym momencie pouczająca byłaby lektura zeszłorocznych prognoz naszych ekspertów.