- Analiza
- Wiadomości
Amerykańskie wątpliwości ws. dozbrajania Ukrainy [OPINIA]
„Plan administracji Trumpa aby zbroić Kijów to poważna decyzja polityczna, która może mieć daleko idące konsekwencje strategiczne. Stany Zjednoczone idą w stronę wojny zastępczej z Moskwą – takiej, do której nie są przygotowane” – czytamy w artykule The New York Times o sugestywnym tytule For the U.S., Arming Ukraine Could Be a Deadly Mistake. Jest to równie zdecydowana, co kontrowersyjna krytyka planów Białego Domu, aby Kijów otrzymał warte 50 mln dolarów uzbrojenie, w tym pociski przeciwpancerne Javelin.
Autorem tekstu, który ostrzega już w tytule, że zbrojenie Ukrainy „może być śmiertelnym błędem”, jest Michael Kofman, ekspert od krajów byłego Związku Radzieckiego działający m.in. w Woodrow Wilson International Center i CNA Corporation, firmie analityczno-badawczej m.in. na rzecz Piechoty Morskiej USA. Jest to człowiek z dużym doświadczeniem, którego głosu należy wysłuchać, jednak dobór argumentów wykorzystanych w tekście jest cokolwiek wątpliwy.
Wpisuje się w podobny trend, jak sensacyjny artykuł dotyczący ewentualnego ukraińskiego wsparcia dla programu rakietowego Korei Południowej. Podważana jest nie tylko zasadność pomocy dla Kijowa, ale tworzony pewien obraź Ukrainy jako państwa upadłego, bez kontroli nad tak podstawowymi kwestiami jak strategiczne technologie czy siły zbrojne.
W swoim tekście Michael Kofman sugeruje, że przekazanie pocisków Javelin ukraińskiej armii to błąd na miarę zbrojenia syryjskich organizacji umiarkowanych walczących z Asadem. Stawia w ten sposób znak równości między eksterminującymi się syryjskimi bojownikami i legalnymi władzami w Kijowie.
Autor artykułu wskazuje wielokrotnie, że administracja Trumpa może zostać w ten sposób uwikłana w zastępczy konflikt z Rosją, prowadzący do zaangażowania podobnego jak w Iraku czy Afganistanie. Z tekstu przebija lęk przed potencjalnymi agresywnymi i ostatecznymi decyzjami prezydenta Donalda Trumpa. Z amerykańskiej perspektywy mogą to być lęki uzasadnione 16 latami wojny w Afganistanie i nadal niepewną sytuacją w Iraku, niekończąca się wojną w Syrii. Jednak stosowane argumenty są co najmniej nietrafione.
Czytaj też: Mattis: USA aktywnie analizują sprawę dostarczenia Ukrainie broni
Jednym z kluczowych, jest zdaniem autora brak zagrożenia ze strony rosyjskich czołgów i stabilna sytuacja pomiędzy Ukrainą a tak zwanymi separatystami, którzy w ostatnich dwóch latach nie poszerzyli istotnie kontrolowanego terytorium. Przekonuje też, ze większość ofiar konfliktu ginie od ognia artylerii i rakiet. Jest to fakt, jednak jednocześnie siły pancerne tzw. „separatystów” są bardzo liczne, liczniejsze niż zasoby czołgów części państw Europy Zachodniej. Czołgi są też często stosowane do ataków na pozycję wojsk ukraińskich.
Czytaj więcej: Pancerna pięść "separatystów" w Donbasie [ANALIZA]
Prowadzą ostrzał z bezpiecznej odległości i wycofują się, nim Ukraińcy ściągną w ten rejon własne czołgi. Ręczne wyrzutnie o zasięgu 4-5 km znacznie ograniczyłyby taką aktywność wojsk pancernych.
Jednak jak podkreśla Kofman, nawet znaczna liczba nowoczesnych wyrzutni Javelin nie będzie miała znaczenia w przypadku poważnej ofensywy rosyjskiej, ze względu na dysproporcję sił Rosji i Ukrainy. Przy tym ich koszt jest znacznie większy niż innych podobnego typu systemów uzbrojenia, na przykład produkcji ukraińskiej.
Oczywiście, że lokalnej produkcji uzbrojenie jest tańsze, ale pytanie brzmi – czy można wyprodukować je w odpowiednio dużej liczbie w krótkim czasie. Trzeba powiedzieć też wprost, że Trump chce wspierać przemysł amerykański a nie ukraiński, a jego wojskowi doradcy chcą zobaczyć jak Javelin sprawdza się w konfrontacji z w miarę nowoczesnym sprzętem rosyjskim i wyszkolonymi załogami. Jest to pytanie, na które odpowiedź może być dla Pentagonu warta te 50 mln dolarów.
Warto też zaznaczyć, że dostawa amerykańskiej broni przeciwpancernej jest też zdecydowanym sygnałem wsparcia USA dla Ukrainy przy braku zaangażowania własnych żołnierzy, poza misjami szkoleniowymi. Autor sugeruje, bez szczególnego poparcia w faktach, że „Ukraińcy mogą marzyć aby Waszyngton włączył się do tego konfliktu” ostrzegając przed „kolejną zastępczą wojną jak ta prowadzona w Syrii”. Ostrzega też, że jeśli administracja Trumpa chce w ten sposób przesłać sygnał Kremlowi, to „są na Kremlu tacy, którzy chętnie odeślą sygnał z powrotem”. Kofman ostrzega, że tak zdecydowanym gestem jak dostawa Javelinów Biały Dom, rozgrywa przeciw geopolitycznemu przeciwnikowi bardzo mocne karty dla politycznego gestu i bardzo ograniczonych zysków.
Jeśli administracja Trumpa postrzega konflikt na Ukrainie jako cześć nowej zimnej wojny, powinna lepiej przemyśleć plan na jej wygranie. Pusty sygnał lub kilka pocisków nie wystarczą aby zwyciężyć tej klasy przeciwnika (jakim jest Rosja – przyp.red.) i nie są też mądrą metodą pomocy Ukrainie.
Trudno nie zgodzić się z tak sformułowaną przez niego krytyką wobec kontrowersyjnej polityki Trumpa wobec Rosji, Ukrainy i złożonych problemów militarno-politycznych. Jednak krytyka stanowiska Białego Domu nie powinna negować tego, co wyraził choćby kilka dni temu w Kijowie sekretarz obrony USA James N. Mattis - a więc poparcia USA dla integralności Ukrainy jako państwa i prawa do obrony granic przed bezpośrednimi czy pośrednimi działaniami wrogiego mocarstwa, jakim dla Ukrainy jest Rosja. Jest to już kolejny w amerykańskich mediach sygnał, podważający zasadność działania na korzyść Kijowa, a to w efekcie - nawet jeżeli nie była taka intencja autorów - działa na korzyść Moskwy. Zaś co do samych dostaw pocisków Javelin, warto może przypomnieć, że o zastosowaniu tej "karty" USA mówi już co najmniej od 2015 roku. Może warto ją rozegrać, aby nie okazała się tylko przeciągniętym w czasie blefem?
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS