Reklama

Siły zbrojne

Amerykanie lokalizują wrak zaginionego samolotu. Argentyński okręt podwodny nadal poszukiwany [ANALIZA]

Samolot C-2A Greyhound. Fot. US.Navy
Samolot C-2A Greyhound. Fot. US.Navy

Amerykańska marynarka wojenna dokładnie zlokalizowała na głębokości ponad 5000 m wrak samolotu C-2A Greyhound, który rozbił się na Morzu Filipińskim w listopadzie 2017 r. Zaginionego w tym samym czasie argentyńskiego okrętu podwodnego ARA „San Juan” nadal nie udało się odszukać, chociaż jest większy i prawdopodobnie znajduje się na mniejszej głębokości.

„Smutny” triumf Amerykanów?

Odszukanie samolotu amerykańskiej marynarki wojennej C-2A Greyhound jest o tyle dużym sukcesem, że zgodnie z oficjalnym komunikatem, wrak znajduje się na głębokości około 18500 stóp (ponad 5600 m). Pomimo tego Amerykanie szybko go zlokalizowali – przede wszystkim dzięki alarmowemu nadajnikowi hydroakustycznemu, który znajdował się na pokładzie samolotu i uruchomił się po jego zatonięciu na Morzu Filipińskim 22 listopada 2017 r.

Amerykańska marynarka wojenna od razu wysłała w przypuszczalny rejon katastrofy (500 Mm na południowy-wschód od Okinawy) zespół jednostek poszukiwawczych, które były wyposażone w holowany lokalizator alarmowych sygnałów akustycznych TPL-25 (towed pinger locator). Akcja prowadzona pod nadzorem specjalistów ratownictwa i nurkowania US Navy SUPSALV (Supervisor of Salvage and Diving) zakończyła się powodzeniem po miesiącu (29 grudnia 2017 r.), gdy zarejestrowano sygnał nadajnika z samolotu i określono w przybliżeniu jego położenie.

Sama zgrubna lokalizacja jednak nie wystarczała i dlatego Amerykanie wysłali w rejon katastrofy specjalistyczny statek badawczy RV „Petrel” (należący do miliardera Paula Allena – współzałożyciela Microsoft). Jednostka ta wykryła wrak samolotu za pomocą sonaru obserwacji bocznej i w okresie od 2 do 5 lutego br. dokonała jego oględzin za pomocą sterowanego przewodowo, głębokowodnego robota podwodnego ROV (remote operated vehicle).

Dzięki tym pracom wiadomo, że wrak leży na dnie w dwóch dużych kawałkach: oddzielnie kokpit i oddzielnie kadłub. Udało się również ustalić, że rejestrator lotu (tzw. „czarna skrzynka”) jest nienaruszony. Istnieje więc duża szansa, że uda się go wyciągnąć i ustalić, co stało wie w czasie ostatnich minut lotu przed katastrofą.

W tym celu mają być zorganizowane kolejne misje poszukiwawcze. Ich powodzenie będzie jednak zależało od bardzo wielu czynników. Przede wszystkim muszą być odpowiednie warunki pogodowe, ze względu na konieczność opuszczenia robotów sterowanych kablolinami o długości ponad 6 km. Dodatkowo Amerykanie zamierzają wydobyć obie główne części Greyhounda na powierzchnię, co będzie najgłębszą w historii akcją wydobycia wraku samolotu.

Sprawa jest jednak ambicjonalna, ponieważ wewnątrz wraku są prawdopodobnie jeszcze ciała trzech członków załogi i amerykańska marynarka wojenna chce je wydobyć. Pozostałych ośmiu pasażerów samolotu C-2A Greyhound udało się uratować dzięki akcji śmigłowców z dywizjonu HSC 12 (Sea Combat Squadron).

Argentyńczycy nadal szukają wrak okrętu podwodnego ARA „San Juan”

Zupełnie inaczej i bez powodzenia odbywa się akcja poszukiwania zaginionego 15 listopada 2017 r. okrętu podwodnego argentyńskich sił morskich ARA „San Juan”. Mogłoby się wydawać, że Argentyńczycy byli w lepszej sytuacji od Amerykanów. Znali bowiem przybliżony czas katastrofy oraz rejon, w którym mogła się znajdować utracona jednostka pływająca, a dodatkowo mieli na jej pokładzie systemy specjalnie pomagające w lokalizacji podwodnej (w tym radioboje sygnalizacyjne i ratowniczy nadajnik sygnałów akustycznych – o wiele większej mocy niż ten, jaki wykorzystuje się na statkach powietrznych).

Jak się jednak okazało systemy te były prawdopodobnie niesprawne lub Argentyńczycy nie potrafili ich odpowiednio wykorzystać. Nie wiadomo więc, co się stało z radioboją sygnalizacyjną, która działa automatycznie, gdy okręt zatonie lub dojdzie na jego pokładzie do pożaru. Sprzęt ten nie zadziałał. Nie wiadomo również, dlaczego opóźniano o kilka dni rozpoczęcie akcji ratowniczej i ukrywano fakt zarejestrowania hałasu podwodnego (eksplozji lub implozji): chociaż wykryto go w momencie zaginięcia ARA „San Juan” i w rejonie, gdzie to nastąpiło.

Nie są też znane przyczyny, dla których nie funkcjonował nadajnik akustyczny. Jego sygnał powinien być odebrany przez jedną z wielu jednostek pływających i statków powietrznych wchodzących w skład międzynarodowych sił poszukiwawczo – ratowniczych. Dowództwo argentyńskich sił morskich ma więc w pewnym sensie więcej powodów, by nie znaleźć wraku niż by go odszukać i znaleźć winnych tej katastrofy.

Czytaj też: "San Juan" vs. "Kursk". Argentyńczycy nie wyciągnęli wniosków z rosyjskiej katastrofy? [ANALIZA]

Oficjalnie akcja poszukiwawcza jest cały czas kontynuowana. Jednak ostatni komunikat w tej sprawie ukazał się 31 stycznia br. Tymczasem do 19 stycznia br. takie oficjalne informacje pojawiały się codziennie, a później co trzy dni. Teraz zapadła cisza informacyjna i zaczęły się ukazywać coraz bardziej agresywne artykuły medialne na temat przyczyn katastrofy i w ogóle rzeczywistego stanu argentyńskiej marynarki wojennej.

Z komunikatu z 31 stycznia br. wynikało, że wszystkie jednostki (trzy) biorące jeszcze udział w akcji poszukiwawczej powróciły do portów, by uzupełnić zapasy żywności i paliwa. Wymieniono w nim przede wszystkim okręt oceanograficzny „Jantar” z Federacji Rosyjskiej, który miał popłynąć do Montevideo i tam zatankować. W zatoce Craker znajdowała się dodatkowo korweta argentyńska ARA „Spiro” zaopatrywana przez transportowiec ARA „San Blas”. Trzecią jednostką, która miała wrócić do poszukiwań ARA „San Juan” był okręt badawczy ARA „Islas Malvinas”, na pokładzie którego znajdowali się eksperci z 328. ekspedycyjnego oddziału ratowniczego rosyjskiej marynarki wojennej wraz ze swoim robotem podwodnym „Panther Plus” (zakupionym w szwedzkiej firmie Saab). 31 stycznia br. miał on uzupełniać zapasy i być naprawiany w porcie Puerto Madryn.

Rosja jest w tej chwil jedynym państwem, które czynnie pomaga Argentynie w poszukaniu zaginionego okrętu podwodnego. Rosjanie wysłali jednak swoich specjalistów i okręt już pod koniec listopada 2017 r., a więc zbliża się nieuchronnie okres, gdy i oni będą musieli powrócić do swoich baz. Trzeba bowiem dokonać niezbędnych napraw i zapewnić odpoczynek załodze. Wtedy Argentyńczycy będą musieli przerwać misje i odpowiedzieć dlaczego ich działania okazały się nieskuteczne.

Takich odpowiedzi będą domagać się rodziny 44 członków załogi i pasażerów, którzy byli na pokładzie zaginionego okrętu podwodnego ARA „San Juan”. Już teraz zauważono bowiem wiele nieścisłości w tym, co systematycznie przekazywał rzecznik sił morskich Argentyny. Po pierwsze nie jest znany stan techniczny okrętu w momencie jego zaginięcia. Podobno istnieje niejawny raport z audytu przeprowadzonego w latach 2015-2016, w którym zawarto ostrzeżenie o konieczności wymiany baterii akumulatorów.

Rodziny żądają również wyjaśnień, dlaczego przez 36 godzin wstrzymywano rozpoczęcie akcji ratowniczej i nie wezwano pomocy ze strony innych państw. Do prasy „wyciekła” także informacja, że ARA „San Juan” był w trakcie tajnej misji związanej ze śledzeniem brytyjskiego okrętu podwodnego. Rząd jednak odmawia wyjaśnień na ten temat. Podobnie nie tłumaczy się zawężenia obszaru poszukiwań do odległości około 40 km od miejsca, gdzie zarejestrowano niezidentyfikowany hałas podwodny pomimo, że rodziny prosiły o przesunięcie się bardziej na północ.

Teraz te same rodziny żądają wyjaśnień i odgrażają się, że nie spoczną, dopóki „ich [zaginionych marynarzy] nie znajdziemy i nie dowiemy się prawdy.

Reklama
Reklama

Komentarze (5)

  1. pg

    Dla odmiany w Polsce przez 2 godziny szuka się samolotu Mig-29, który rozbija się 8 km od lotniska na ścieżce podejścia.

  2. TR-1700

    Pewnie Argentyńczyk zderzył się z jakimś amerykańskim lub brytyjskim SSN po czym zatonął. W takim wypadku na pewno amerykanom nie zależy na tym aby jego odnaleźć i płacić odszkodowania nawet jeżeli wiedzą gdzie mniej więcej leży.

  3. De Retour

    Zastanawia mnie, że kraj producenta ARA San Juan, nie bierze udziału w poszukiwaniach.

    1. roland

      nie musi. Robią to Amerykanie, którzy maja odpowiedni sprzęt.

    2. De Retour

      Rosja jest w tej chwil jedynym państwem, które czynnie pomaga Argentynie w poszukaniu zaginionego okrętu podwodnego.\"

  4. xxx

    a może by tak polska wysłała Kormorana?, ewentualny sukces byłby \"oszałamiający\" ;)))

    1. P11c

      Najpierw niech Polska odnajdzie ORP Orzel

    2. roland

      z Orłem to jest tak: szukają w miejscach jakby doszedł do nich na patrolu. Nie szukają w miejscach do ostatniego kontaktu radiowego. Mógł w ogóle nie dotrzeć do miejsca patrolu i zatonąć np. podczas wypadku przy zanurzeniu. A takie incydenty przy zanurzaniu Orzeł już miał i wtedy zakończyły się dobrze. Teraz mogło pość coś nie tak.

  5. Z

    Cos tam bylo przewozone tym samolotem i dlatego taka akcja ! A nam to by sie lepiej przydaly informacje o prawdziwym stanie NASZEGO WOJSKA !?