Siły zbrojne
Amerykanie dłużej w Afganistanie. „Przebudzenie” Obamy
Prezydent USA Barack Obama poinformował, że amerykańskie wojska pozostaną w Afganistanie również po 2016 roku. Oznacza to zmianę planu wycofania wszystkich sił z tego kraju przed upływem obecnej kadencji prezydenta Stanów Zjednoczonych i jest wynikiem pogarszającej się sytuacji bezpieczeństwa w kraju.
Barack Obama poinformował, że przez większą część 2016 roku w Afganistanie pozostanie około 9,8 tys. amerykańskich żołnierzy, tak jak ma to miejsce w chwili obecnej. Po upływie przyszłego roku w tym kraju nadal ma stacjonować około 5,5 tys. żołnierzy, rozmieszczonych w „strategicznych” miejscach w tym w Bagram, Dżalalabadzie i Kandaharze.
Jest to zmiana polityki Baracka Obamy, gdyż amerykański prezydent zakładał wycofanie wszystkich sił do końca 2016 roku (poza niewielką jednostką w ambasadzie). Wspomniany termin zbiega się z zakończeniem kadencji Obamy, który zakładał wycofanie wszystkich wojsk z Iraku i Afganistanu w czasie swojej prezydentury.
Na podjęcie wspomnianej decyzji wpłynęły zapewne ostatnie wydarzenia w tym kraju, w tym atak talibów na Kunduz. Afgańskie siły bezpieczeństwa są wciąż niezdolne do prowadzenia w pełni samodzielnych działań. Amerykanie będą w Afganistanie nadal wykonywać zarówno misje treningowe, jak i prowadzić operacje przeciwko terrorystom.
Pierwotnie planowano, że już od początku października br. w Afganistanie miało pozostać około 5,5 tys. amerykańskich żołnierzy, ale w marcu Barack Obama zadecydował o przedłużeniu misji pełnego kontyngentu, liczącego 9,8 tys. żołnierzy, o kilka miesięcy. Teraz wiadomo, że amerykańska obecność w Afganistanie pozostanie na co najmniej niezmienionym poziomie przynajmniej przez większość 2016 roku, a po jego upływie na terytorium kraju nadal będą obecne siły Stanów Zjednoczonych.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wyraził zadowolenie z wydłużenia obecności amerykańskich sił w Afganistanie, wskazując: „Ta ważna decyzja wytycza ścieżkę do utrzymania obecności przez sojuszników z NATO i partnerów w Afganistanie”. Wcześniej na konieczność rozważenia pozostawienia sił w Afganistanie wskazywała m.in. niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen.
Decyzja Baracka Obamy jest o tyle istotna, że część sojuszników biorących udział w operacji Resolute Support sygnalizowała wolę pozostawienia w Afganistanie swoich sił, jednak bez wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych kontynuowanie misji byłoby niemożliwe bądź bardzo mocno utrudnione.
Ewentualne wycofanie całości sił sojuszniczych spowodowałoby najprawdopodobniej ponowne opanowanie Afganistanu przez terrorystów, a także zagrożenia dla krajów NATO, w tym napływ imigrantów. Podobna sytuacja miała bowiem miejsce w Iraku, skąd w 2011 roku wycofano siły Stanów Zjednoczonych, a obecnie toczy się walka z tzw. Państwem islamskim (wspierana przez doradców wojskowych oraz naloty na pozycje IS). Barack Obama pod wpływem tych doświadczeń zdecydował się więc na zmianę polityki maksymalnego i bezwarunkowego ograniczenia militarnego zaangażowania, nawet jeżeli (jak ma to miejsce w Afganistanie, a wcześniej w Iraku) o wsparcie zwracają się władze państwa, w którym wcześniej miała miejsce interwencja zbrojna USA na dużą skalę.
Teodor
Podobno Rosjanie zostali poproszeni o wejście do Afganistanu przez Afgańczyków, stąd ten niepokój Amerykanów. Swoją drogą ta cała polityka USA w regionie Bliskiego Wschodu, Afryki i Afganistanu jest średnio udana. Duże koszty finansowe, militarne i zaangażowania wywiadowczego oraz logistycznego. Nie wiem czy w końcu powstały w Afganistanie jakieś fabryki tych rzadkich surowców. Co powstało w Iraku oprócz chaosu (bo przecież przez wiele lat Irakijczycy kupowali sprzęt wojskowy amerykański, potencjalnie towary z marżą amerykańską)? Czy choćby w Libii (oprócz usunięcia Kadafiego)... Ja rozumiem, iż trwa wojna o USD, ale działania cywilizacji rozwiniętych powinny, przynajmniej w teorii, zmniejszać entropię, nie zaś ją powiększać jak ma to miejsce obecnie.
BUBA
Boją się chłopaki, że jak Rosja dobrze wypełni zadania w Syrii, to Afganistan też bardzo mocno poprosi o pomoc. Co by nie mówić Władimir Putin ma łeb na karku. Odbudowuje i umacnia wpływy dawnego imperium. Krok po kroku. Na razie wygrywa, chociaż cena wysoka. Problem Zachodu to niechęć do brudzenia sobie rąk wojna na ziemi. Czyli rozbabrzą taka Libię i zostawiają sama sobie i ISIS. A zobaczyć Mi-35 z czerwonymi gwiazdami nad Dolina Pandższeru - bezcenne.
xxx
Powinni... Słuszne rozumowanie. Chyba że chodzi o coś całkiem innego niż tylko "wojna o USD". Myślę, że zaplanowany upadek USD może być też tylko środkiem...