Reklama

Siły zbrojne

Reprezentacja weteranów jedzie na Invictus Games

Szef MON Mariusz Błaszczak i polska drużyna przed Invictus Games. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
Szef MON Mariusz Błaszczak i polska drużyna przed Invictus Games. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Reprezentacja polskich weteranów rannych na misjach po raz pierwszy weźmie udział w zawodach Invictus Games, które w sobotę rozpoczną się w Sydney w Australii. We wtorek 15-osobową drużynę i trenerów pożegnał szef MON Mariusz Błaszczak. – Każdy marzy o trofeum, ale my już jesteśmy zwycięzcami – powiedział w rozmowie z Defence24.pl nieformalny kapitan polskiej drużyny sierż. Janusz Raczy.

Invictus Games (ang. invictus oznacza niezwyciężony) to zawody dla weteranów poszkodowanych. Odbywają się od 2014 r. Ich inicjatorem jest książę Harry, weteran z Afganistanu i młodszy syn następcy tronu Wielkiej Brytanii, księcia Karola. Tegoroczne zawody, jak informują organizatorzy, rozpoczną się 20 października i potrwają do 27 października. Weźmie w nich udział 500 zawodników oraz 1000 członków rodzin i bliskich startujących sportowców.

W tym roku w zwodach po raz pierwszy wystartują reprezentanci Polski. Drużynę tworzy 15 weteranów o różnym stopniu niepełnosprawności. Wszyscy – jak informuje MON – mają status weterana poszkodowanego. Polacy będą rywalizować m.in. w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą, łucznictwie, pływaniu, wioślarstwie na ergometrach, biegach na różnych dystansach i siatkówce na siedząco. Razem z zawodnikami do Australii jadą trenerzy oraz – co charakterystyczne dla Invictus Games – członkowie rodziny i bliscy, którzy towarzyszą sportowcom przez cały czas trwania zawodów.

Drużynę weteranów pożegnał we wtorek w Warszawie szef MON Mariusz Błaszczak. Wręczył zawodnikom powołania oraz flagę, która będzie im towarzyszyła podczas zmagań.

Minister podkreślił, że zawodnicy są bohaterami, bo przełamali swoje słabości. – Będą walczyli o zdobycie medali, ale sam udział w tych zawodach jest też wyrazem odwagi, waleczności i siły ducha – powiedział Błaszczak.

Powołanie na Invictus Games odbiera st. kpr. Tomasz Rożniatowski. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
Powołanie na Invictus Games odbiera st. kpr. Tomasz Rożniatowski. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Na Invictus Games 2018 Polskę będą reprezentowali:

  • Kpr. w st. spocz. Marcin Chłopeniuk (38 lat) – ranny w 2010 r. podczas VII zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie, gdzie był kierowcą kołowego transportera opancerzonego Rosomak;
  • St. chor. sztab. w st. spocz. Tomasz Kloc (45 l.) – ranny w 2003 r. w podczas I zmiany PKW w Iraku, gdzie był dowódcą patrolu rozminowania. Obecnie pełnomocnik dowódcy 12 Brygady Zmechanizowanej ds. rannych i rodzin poległych oraz prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju;
  • St. szer. rez. Jan Koczar (42 l.) – ranny w 1996 r. podczas służby w I zmianie IFOR w Bośni i Hercegowinie na stanowisku celowniczego. Dziś pracownik WKU w Rybniku.
  • Szer. rez. Jarosław Kurowski (43 l.) – ranny w 1996 r. podczas służby w I zmianie IFOR w Bośni i Hercegowinie, także na stanowisku celowniczego. Obecnie pracuje w Dowództwie Garnizonu Warszawa.
  • Kpr. Dariusz Liszka – (31 l.) – ranny w 2010 r. podczas VII zmiany PKW Afganistan, gdzie służył jako celowniczy. Obecnie służy w 1 batalionie strzelców podhalańskich.
  • Kpr. Mariusz Mańczak (38 l.) – ranny w 2009 r. podczas V zmiany PKW Afganistan, gdzie był kierowcą. Obecnie podoficer w Wojewódzkim Sztabie Wojskowym w Katowicach.
  • Plut. Krzysztof Polusik (35 l.) – ranny w 2010 r. podczas VII zmiany PKW Afganistan, gdzie służył jako kierowca-saper. Dziś podoficer w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych.
  • Sierż. Janusz Raczy (45 l.) – ranny w 2004 r. w czasie II zmiany PKW Irak, gdzie służył jako strzelec-radiotelefonista. Dziś służy w Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa. Rozmowę z sierż. Raczym można przeczytać na końcu niniejszego tekstu.
  • St. kpr. Tomasz Rożniatowski (30 l.) – ranny w 2011 r. podczas IX zmiany PKW Afganistan, gdzie służył jako strzelec. Dziś służy w Dowództwie Operacyjnym RSZ. Jest też twarzą "Projektu Wojownik".

  • Sierż. w st. spocz. Mariusz Saczek (42 l.) – ranny w 2010 r. podczas służby w VII zmianie PKW Afganistan, gdzie był strzelcem.
  • Sierż. Andrzej Skrajny (40 l.) – ranny w 2011 r. podczas X zmiany PKW Afganistan, gdzie dowodził sekcją. Obecnie podoficer w sztabie 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej.
  • St. chor. sztab. Marek Stosio (47 l.) – ranny w 2011 r. podczas IX zmiany PKW Afganistan, gdzie dowodził zespołem bojowym. Dziś starszy instruktor w Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim.
  • Kpr. Jakub Tynka (35 l.) – ranny w 2012 r. podczas XI zmiany PKW Afganistan, gdzie był działonowym. Obecnie służy w JW Agat.
  • St. szer. Łukasz Wojciechowski (37 l.) – ranny w 2003 r. podczas I zmiany PKW Irak, gdzie był celowniczym. Dziś pracuje w WKU w Kłodzku.
  • Plut. Włodzimierz Wysocki – również ranny w 2003 r. podczas I zmiany PKW Irak, gdzie był kierowcą-zwiadowcą. Obecnie służy w Dowództwie Operacyjnym RSZ.
Polska drużyna przed Invictus Games. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
Polska drużyna przed Invictus Games. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Polska drużyna przygotowywała się do startu od maja 2018, korzystając m.in. z trzech zgrupowań w Wojskowym Ośrodku Szkolenia Kondycyjnego w Mrągowie. Dzięki współpracy Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa z Polskim Związkiem Sportu Niepełnosprawnych "Start" zawodnicy mogli liczyć na fachowe wsparcie trenerów, którzy wychowali wielu mistrzów olimpijskich, świata i Europy w sporcie osób niepełnosprawnych. Ważnym etapem przygotowań były również treningi indywidualne, które weterani odbywali w swoich miejscach zamieszkania, korzystając ze wsparcia lokalnych klubów sportowych.

Sponsorem polskiej reprezentacji jest Polska Grupa Zbrojeniowa.


Rozmowa z sierżantem Januszem Raczym, nieformalnym kapitanem polskiej reprezentacji na Invictus Games, weteranem rannym podczas II zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku, obecnie podoficerem w Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa.

Sierż. Janusz Raczy. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
Sierż. Janusz Raczy. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Defence24: Jakie znaczenie ma ten wyjazd dla Pana jako weterana poszkodowanego?

Sierż. Janusz Raczy: Na pewno jest to dla mnie potwierdzenie, że dotychczasowy trud włożony w rehabilitację i powrót do zdrowia służył właśnie temu, żeby zacząć znów w miarę samodzielnie funkcjonować. Że było warto, że to nie był pot wylany gdzieś bez celu. Warto uprawiać sport, warto trenować, warto walczyć o swoje zdrowie.

Jakie znaczenie sport ma w rehabilitacji?

Nieocenione. To już dawno udowodniono, że sport jest bardzo ważnym elementem rehabilitacji, oczywiście o ile człowiek dobierze dyscyplinę pod siebie. Raczej niewiele jest dyscyplin sportowych, które mogę uprawiać z racji odniesionych obrażeń, wykluczone są wszelkie sporty siłowe, ale co innego pływanie. Każdy lekarz powie, że nie ma lepszej rehabilitacji niż ćwiczenia w basenie.

Co panu daje pływanie?

Lepsze samopoczucie fizyczne. Lepsze samopoczucie psychiczne. My, żołnierze, z natury potrzebujemy się wybiegać. Potrzebujemy ćwiczeń fizycznych. Potrzebujemy zmęczenia, żeby wieczorem w dobrym humorze zasnąć.

Do Sydney jedziecie po medale czy raczej jest to przetarcie szlaku?

Oczywiście każdy po cichu w głębi marzy o tym, żeby wrócić z jakimś trofeum. Jednak my już jesteśmy zwycięzcami. Wygraliśmy dawno temu, kiedy udało nam się przeżyć. Kolejnymi zwycięstwami były kolejne etapy rehabilitacji, powrót do jako takiej sprawność i teraz to, ż jesteśmy pierwszymi żołnierzami z Polski, którzy będą uczestniczyć w zawodach Invictus Games. To jest zwycięstwo.

Jedziecie z rodzinami. Jakie to ma dla was znaczenie?

Bardzo ważne. Rodziny zawsze były przy nas. Zarówno gdy odbywaliśmy szkolenia poligonowe w kraju, jak i później, kiedy przyszło nam z nimi się pożegnać i wyjechać na daleką niebezpieczną służbę. Później, kiedy odnieśliśmy rany, również nasi bliscy byli nieodzowni w naszym procesie leczenia. Gdyby nie oni, na pewno wielu z nas byłoby trudniej, o ile w ogóle podźwignęlibyśmy się do obecnego stanu.

Reklama

Komentarze

    Reklama