Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Zachód zarabia miliardy na zbrojeniu Rosji

W związku z sytuacją na Ukrainie wiele krajów mówi o możliwości sankcji gospodarczy, czy nawet embarga na sprzęt zbrojeniowy dla Moskwy, jednak szanse na taką decyzję krajów UE czy NATO są nikłe. Zachodnia Europa i wielu jej sojuszników czerpie ogromne zyski ze sprzedaży do Rosji najnowocześniejszych technologii wojskowych. Słynne francuskie okręty desantowe Mistral o wartości 1,7 mld euro to jedynie czubek góry lodowej. 

  • Fot. Rostech
    Fot. Rostech
  • Celownik firmy Szwabe - fot. Rostech
    Celownik firmy Szwabe - fot. Rostech
  • Okręt klasy Mistral - fot. Rama/wikipedia
    Okręt klasy Mistral - fot. Rama/wikipedia
  • Rosyjskie czołgi korzystają z francuskich termowizorów - fot. Rostech
    Rosyjskie czołgi korzystają z francuskich termowizorów - fot. Rostech
  • Włosko-rosyjskie kompozyty w akcji - fot. Rostech
    Włosko-rosyjskie kompozyty w akcji - fot. Rostech
  • AMZ Tigr - fot. mil.ru
    AMZ Tigr - fot. mil.ru
  • Skomputeryzowane centrum szkolenia Mulino - fot. mil.ru
    Skomputeryzowane centrum szkolenia Mulino - fot. mil.ru

W ostatnich dwóch dekadach Rosja znacznie bardziej otworzyła się na naukową, technologiczną i przemysłową współpracę z krajami NATO w zakresie obronności. Dostrzegając słabości i ograniczenia własnego przemysłu, rosyjscy politycy zdecydowali się na bolesny i kontrowersyjny wybór. Sam prezydent Władimir Putin mówił swego czasu o potrzebie „punktowych” zakupów technologii, a nawet systemów uzbrojenia za granicą.

Tyle, że od co najmniej dekady nie są to już wcale zakupy „punktowe”, lecz fala zachodniej, zaawansowanej technologii wlewająca się do przemysłu zbrojeniowego Rosji. Mocarstwo nadrabia 20-30 letnie opóźnienie, powoli zaciera się technologiczna różnica pomiędzy rosyjskim, a zachodnim sprzętem wojskowym. Jest to też istotny element ogłoszonej w 2011 roku modernizacji i reformy rosyjskich sił zbrojnych. Ilość nowoczesnego sprzęt ma sięgnąć 70% do 2020 roku, a to oznacza ogromne zapotrzebowanie na produkcję, do której rosyjski przemysł jeszcze nie jest zdolny. Prym w tym względzie wiedzie Francja, której sekundują tacy potentaci w eksporcie broni jak Niemcy, Włosi czy Izrael.

Francja – wielki partner biznesowy

Paryż nawet nie bierze pod uwagę ograniczenia kontraktów zbrojeniowych z Rosją. – Kryzys nie osiągnął jeszcze takiego poziomu – stwierdził minister spraw zagranicznych Francji Laurent Fabius, zapytany czy Paryż rozważa w ogóle wycofanie się z dostaw okrętów śmigłowcowo- desantowych typu Mistral.

Rosja zamówiła we francuskich stoczniach dwie takie jednostki za ponad 1,7 mld euro z opcją zakupu kolejnych dwóch. Pierwszy okręt jest już gotowy i został zwodowany w październiku 2013 roku. Do służby w rosyjskiej Flocie Pacyfiku ma wejść w 2015 roku pod nazwą „Władywostok”. Jednostki tego typu mogą przewozić 450 żołnierzy i do 70 pojazdów bojowych, w tym trzynaście czołgów podstawowych, np. typu T-90. Mistral może mieć na pokładzie 15 śmigłowców transportowych, z których jedna trzecia może wystartować jednocześnie.

Okręt klasy Mistral - fot. Rama/wikipedia

Drugi okręt tej klasy jest w kontekście obecnej sytuacji bardziej niż kontrowersyjny. Będzie nosił nazwę „Sewastopol” i trafi do Floty Czarnomorskiej. Dzięki tego typu jednostkom Rosja zyska możliwość przeprowadzania morskich operacji desantowych w dowolny miejscu na świecie i z wody oraz powietrza. Nie jest to sytuacja obojętna dla krajów obawiających się rosyjskiej agresji.

Ale okręty to dość specyficzny, choć najbardziej efektowny wycinek tej współpracy. Moskwa i Paryż od dawna współpracują na szeroką skalę. W zeszłym rok Rosja pozyskała od swego francuskiego partnera sprzęt o przeznaczeniu wojskowym wartości 118,6 mln euro. Połowę tej kwoty stanowiły zakupy sprzętu optoelektronicznego, takiego jak celowniki termowizyjne, noktowizory i elementów tego typu sprzętu.

Czołg 2
Rosyjskie czołgi korzystają z francuskich termowizorów - fot. Rostech

W tym roku rosyjski koncern zbrojeniowy Rosoboronexport będzie obchodził 15 lat współpracy z firmą Thales, która produkuje wiele elementów elektroniki i elektrooptyki dla rosyjskich pojazdów bojowych, samolotów i śmigłowców. Szczególnie przeznaczonych na ekspert, tak jak myśliwce Su-30 czy czołgi produkowane dla Indii. Wcześniej eksportowe Suchoje i Migi latały z awioniką, nawigacją i termowizorami firmy Sagem.

Jednak dla Rosji obecnie jest o wiele istotniejsza współpraca na potrzeby własnych sił zbrojnych. Thales jest producentem termowizorów Katerina FC/HR stosowanych w systemach obserwacyjnych i celowniczych czołgów T-80, T-90 i T-72 rosyjskich sił zbrojnych. Dopiero w 2013 roku uruchomiono produkcję tych urządzeń w rosyjskich zakładach WOZM na francuskiej licencji. 

Celownik firmy Szwabe - fot. Rostech

Równie istotna jest francuska współpraca z firmą „Szwabe”, która produkuje celowniki termowizyjne i noktowizory osobiste np. dla rosyjskiego systemu żołnierza przyszłości „Ratnik”. Wszystkie te urządzenia opierają się na podzespołach produkcji Thalesa i rosyjski producent jest w dużym stopniu od nich uzależniony. Rodzime podzespoły fotoelektroniczne nie spełniają wysokich wymagań.

Są to jedynie najbardziej kluczowe dla obu krajów przykłady współpracy, która w ostatnim czasie jeszcze się rozwija. W minionym raku zaprezentowano np. kołowy BWP stworzony wspólnie przez koncern Renault Truck Defence i rosyjski Uralwagonzawod. Pojazd składał się z francuskiego podwozia i rosyjskiej wieży bezzałogowej z działkiem 57mm.

Niemieckie szkolenie za 300 mln euro

Drugim co do wartości dostawcą wojskowych technologii do Rosji są Niemcy. Tu jednak współpraca układa się różnie i wiele umów oraz negocjacji przerwało pojawienie się Siergieja Szojgu na stanowisku ministra obrony. Jest on bowiem zwolennikiem polegania na własnym przemyśle i suplementowania jego braków zagraniczną technologią. Dlatego koncernowi Rheinmetall nie udało się  np. sprzedać Rosjanom transporterów kołowych Boxer, ale za to zapewnił wojskom Federacji szkolenie na światowym poziomie. Za 100 mln euro niemiecki koncern stworzył w Mulino nieopodal Niżnego Nowogrodu nowoczesne centrum szkoleniowe o powierzchni 500 km kwadratowych.

Skomputeryzowane centrum szkolenia Mulino - fot. mil.ru

Kontrakt podpisano w 2011 roku, a od zeszłego roku szkolą się tam żołnierze w strukturach do poziomu  kompanii. W tym roku ma być możliwe szkolenie na poziomie batalionu z przepustowością trzydziestu tysięcy żołnierzy rocznie. Centrum zbudowano na wzór niemieckiego ośrodka i pozwala ono zarówno na szkolenia poligonowe, jak również ćwiczenia wirtualne z użyciem najnowocześniejszego sprzętu.

Po zakończeniu modernizacji ośrodka Mulino podobne centra mają powstać również w innych regionach kraju. Co najmniej jedno centrum znajdzie się w każdym okręgu wojskowym. Wartość kontraktu szacuje się na niemal 300 mln euro.

Lotnicza kooperacja, czyli rosyjsko- włoskie latanie

Nie tylko niemieckie marzenia o wejściu z produkcją na rosyjski rynek mocno ostudziło pojawienie się nowego ministra obrony. O marzeniach o sprzedaży na ten rynek kołowych niszczycieli czołgów Centauro mogli zapomnieć Hiszpanie, a Włosi utracili szanse na sprzedaż około tysiąca, a być może nawet trzech tysięcy pojazdów opancerzonych M65 Light Multirole Vehicles (LMV). Pomimo udanych testów w Rosji i negocjacji z firmą KaMAZ, Włosi odeszli z niczym, a rosyjska armia zdecydowała się na wozy własnej produkcji typu Tigr z zakładów AMZ. Oficjalnie ogłoszono, że LMV służyły jedynie do porównania z krajowymi konstrukcjami.

AMZ Tigr - fot. mil.ru

Niemniej Włosi znaleźli dla siebie inną niszę. Dobrze układa się współpraca lotnicza. Pomimo niezbyt udanego początku ze wspólnymi pracami nad samolotem Jak-130, zakończyły się one powstaniem dwóch bardzo udanych odrębnych maszyn. Jak-130 stał się maszyną szkoleniową sił powietrznych Rosji, a M-346 Master trafił np. do polskiego i włoskiego lotnictwa jako samolot szkolenia zaawansowanego.

W 2008 roku korporacja Finmeccanica (właściciel m.in. firm AgustaWestland i Alenia) podpisała z koncernem Rostech umowę o współpracy w zakresie lotniczych kompozytów. W tym samym zakresie współpracuje firma Alenia i biuro konstrukcyjne Suchoja. Natomiast od 2010 roku AgustaWestland współpracuje z holdingiem Wiertalioty Rossii (Russian Helicopters)  w zakresie produkcji  śmigłowców AW139 w podmoskiewskich zakładach. W roku 2012 obie firmy zawarły też umowę o wspólnym projektowaniu i późniejszej produkcji w Rosji lekkiego śmigłowca o masie do 2,5 tony. Program ma kosztować około 100 mln euro, a prototyp powinien latać już w przyszłym roku.

Włosko-rosyjskie kompozyty w akcji - fot. Rostech

W 2010 roku ogłoszono też program stworzenia rosyjsko-włoskiego morskiego samolotu patrolowego i ZOP. Będzie to rosyjski płatowiec z włoską awioniką, nawigacją, systemami obserwacyjnymi i łączności. Stronami są należące do Finmeccanica firmy Selex Galileo i Selex Elsa oraz koncern Rostech. Te same podmioty mogą też przeprowadzić modernizację rosyjskich odrzutowych łodzi latających Be-200.

Izraelskie drony na Kamczatce i Krymie

Nie należy też zapominać o kontaktach izraelskiego i rosyjskiego przemysłu, zwłaszcza w zakresie pojazdów bezzałogowych. Izrael jest przecież uważany za potęgę w tym zakresie. Stąd nie powinno dziwić zainteresowanie rosyjskich sił zbrojnych ofertą koncernów takich jak IAI czy Elbit. Początkowo wykorzystywano w armii zakupione w Izraelu drony takie jak Hermes 450, zastosowane w Gruzji czy większe maszyny Searcher-2.

Obecnie ten ostatni typ jest produkowany na licencji w rosyjskich zakładach w Niżnym Tagilu pod nazwą „Forpost”. Wartość kontraktu licencyjnego nie jest znana, lecz oszacowano ją na około 400 mln dolarów. Licencyjne maszyny weszły już na uzbrojeni rosyjskich sił zbrojnych i trafiły między innymi do bazy na Kamczatce. 

Amerykanie i Anglicy kupują rosyjski sprzęt?

Co ciekawe, państwa NATO nie tylko sprzedają technologię do Rosji, ale też kupują rosyjski sprzęt. Dużym echem odbiły się ogromne zakupy rosyjskich śmigłowców dla Afganistanu. Od 2011 roku amerykańscy podatnicy zapłacili za nie ponad miliard dolarów. Jak się okazało, nie obyło się przy tym bez afer łapówkarskich.

Amerykanie swego czasu bardzo hojnie płacili za sprzęt, z którym ich sojusznicy w Azji, czy Afryce nie mają problemów. Sami Amerykanie chętnie kupują np. broń koncernu Kałasznikowa. W zeszłym roku sprzedano w USA ponad 100 tys. sztuk, a plany zakładają dwukrotny wzrost.

Fot. Kalashnikov Corporation

Do grona rosyjskich kontrahentów postanowiła też dołączyć w ostatnim czasie Wielka Brytania, która wiosną chce podpisać porozumienie umożliwiające współpracę przemysłów zbrojeniowych obu krajów. Anglicy nie tylko liczą na szerszy dostęp do rosyjskiego rynku, na którym są niemal nieobecni. Równie ważnym celem jest udostępnienie brytyjskiego rynku dla komponentów a w przyszłości nawet całych produktów zbrojeniowych.

Jak mówią pół żartem rosyjscy dyplomaci, może dzięki temu za kilka lat karabiny Kałasznikowa trafią na uzbrojenie brytyjskiej armii. Natomiast Londyn ma dość rozsądku, aby zabronić współpracy w zakresie strategicznych technologii, takich jak radiolokacja, czy obrona rakietowa.

Karmienie niedźwiedzia

W tej kwestii wyspiarze wykazują zdecydowanie więcej rozwagi niż sąsiedzi zza kanału, którzy bez szczególnej kontroli wspierają Rosjan w kwestiach przekładających się na siłę ognia i precyzję działania broni. Jednocześnie wiążą sobie ręce w zakresie wpływania na Rosję metodami politycznymi i ekonomicznymi. Jak bowiem rządy mają naciskać na Moskwę, czy grozić sankcjami gospodarczymi lub ograniczeniami w sprzedaży technologii wojskowych, gdy potężne lobby zbrojeniowe zaczyna się trząść na myśl o możliwych stratach.

Ekonomiczne interesy mogą się potężnie odbijać na interesach politycznych i skłonności do zdecydowanych, a przede wszystkim spójnych działań krajów UE i NATO.

Od wielu lat widać w tym względzie brak spójności i konsekwencji. Jednym z rozpatrywanych od dawna rozwiązań jest mechanizm regulacji i kontroli transferu technologii wojskowych do krajów spoza NATO. Jednak z oczywistych przyczyn władze Francji, Niemiec i Włoch nie są obecnie zainteresowane takim rozwiązaniem. Również administracja prezydenta Obamy zdaje się nie rozumieć problemu. Ostatnie, nieśmiałe próby takich działań pojawiły się w 2010 roku, gdy sekretarz obrony USA Robert Gates wyrażał zastrzeżenia Pentagonu, co do sprzedaży Rosjanom okrętów desantowych typu Mistral. Jednak nie odbiło się to szerszym echem, pomimo że w co najmniej jednej rozmowie na ten temat uczestniczył ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

Otwartym pozostaje więc pytanie, czy dziś Unia Europejska i NATO będą bardziej skłonni powstrzymać się od karmienia niedźwiedzia, który sięga po kolejne terytoria uznane za sobie należne? 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama