Ostatnie wydarzenia na Ukrainie dobitnie pokazują jeden fakt – we współczesnym świecie nie ma kategorii konfliktu peryferyjnego, niezależnie od klasyfikacji jego charakteru, który w przypadku ukraińskim określany jest jako „wojna hybrydowa”. Co więcej, zestrzelenie malezyjskiego Boeinga nie jest na rękę ani stronie ukraińskiej, ani rosyjskiej, ani unijnej, zwłaszcza Niemcom. Przekreśliło ono bowiem dotychczasowe, niezwykle zresztą skuteczne wysiłki Berlina i Moskwy zmierzające do wyciszenia znaczenia owej wojny we wzajemnych relacjach na rzecz priorytetu czynnika ekonomicznego, a tzw. „separatyści” jeszcze do niedawna mieli być stroną przy stole negocjacyjnym, proponowanym przez Niemców także i Federacji Rosyjskiej.
Nie mogą więc dziwić wzmożone próby tej ostatniej, mające zneutralizować tę kwestię, aby powrócić do poprzedniego status quo. Jednak jest to sytuacja bez precedensu, która ma szansę nie tylko przypomnieć lub uświadomić światu to, że na Ukrainie trwa wojna, ale i naruszyć od lat budowany wizerunek rosyjskiego prezydenta.
Wspomniane wysiłki polityczne i dyplomatyczne Kremla doprowadziły nie tylko do obniżenia rangi wydarzeń na Ukrainie i zepchnięcia na dalszy plan kwestii rozwiązania tej sytuacji na Zachodzie. Udało się nawet zachować fasadowość sankcji ekonomicznych. Równolegle do tego toczy się globalna wojna informacyjna, która zaczęła oddziaływać już nie tylko na kwestie percepcji czy psychologii, ale i na warstwę terminologiczną czy semantyczną pojęć. Uzbrojeni i szkoleni zewnętrznie terroryści, których celem jest oderwanie części państwa, określani są jako „separatyści” wywodzący się z gnębionej przez Kijów rosyjskiej mniejszości etnicznej i językowej. Rosyjski sprzęt, uzbrojenie, a nawet oddziały specjalne i czynni lub byli agenci wywiadu w strukturach dowódczych czy władzach nowych „republik”, to kwestia, którą można ignorować. Rosja nie jest czynną i aktywną stroną tego konfliktu, tylko orędownikiem przestrzegania prawa międzynarodowego, obrony ludności cywilnej i jak najszybszego wstrzymania działań zbrojnych. FR ma na Ukrainie swoje cele, które nie tylko trzeba „zrozumieć” i „zaakceptować”, ale i które są ważniejsze od tych europejskich. Można by tak dalej.
Po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu Europa zaczyna mówić jednym głosem. Dokładnie w kwestii międzynarodowego śledztwa i wstrzymania działań zbrojnych. Żadna z tych rzeczy nie jest jednak rozwiązaniem systemowym, tylko kolejną odsłoną „zbiurokratyzowanej spychologii”. To pierwsze i tak zostanie podważone przez Rosję, a wszelkie dowody i tak zostaną okrzyknięte ukraińską, polską czy amerykańską prowokacją. Nie wspominając o fakcie kompletnego braku zabezpieczenia miejsca zdarzenia. To drugie natomiast przyczyni się do odłożenia w czasie nie tylko jakiejkolwiek stabilizacji na Ukrainie, ale może przynieść jeszcze więcej tragicznych wydarzeń, biorąc pod uwagę „profesjonalizm” grup militarnych operujących we wschodnich obwodach państwa ukraińskiego.
Jak pisał Paweł Pieniążek w piątek z miejsca katastrofy, wcale nie spowodowała ona wstrzymania działań zbrojnych. Mało tego, toczą się one nawet w jej okolicach. Z kolei w swoim piątkowym wystąpieniu amerykańska ambasador Samantha Power, stała przedstawicielka USA przy Radzie Bezpieczeństwa ONZ, podniosła kwestię schematu działania, jak stwierdziła „wspieranych przez Rosję separatystów”. Nie jest to przecież pierwsze zestrzelenie samolotu na Ukrainie. 13 czerwca tzw. separatyści zestrzelili ukraiński samolot transportowy z 40 żołnierzami i 9 osobami załogi. 24 czerwca, w trwania spotkania Rady Bezpieczeństwa ONZ, na jakim gratulowano stronie ukraińskiej jednostronnego zawieszenia wstrzymania działań zbrojnych, zestrzelony został ukraiński helikopter z 9 żołnierzami na pokładzie. 14 lipca separatyści zestrzelili inny samolot transportowy lecący na wysokości 6 tys. metrów, a 16 lipca ukraiński myśliwiec.
Ogólnie rzecz biorąc, oskarżenia ukraińskiej armii przez stronę rosyjską o zestrzelenie samolotu zdają się być niedorzeczne także z innego powodu. Jak stwierdziła Power, mimo faktu, że istotnie Ukraińcy dysponują odpowiednim uzbrojeniem, zdolnym do zestrzelenia samolotu, to „ukraińska obrona przeciwlotnicza nie wystrzeliła nawet jednego pocisku, mimo szeregu naruszeń jej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie lotnictwo”.
Narrację rosyjskich propagandystów doskonale ilustruje Anna Łabuszewska: „można założyć, że nikt nie chciał zestrzelić pasażerskiego samolotu Boeing 777, lecącego nad wschodnią Ukrainą. Można założyć, że nikt nie chciał śmierci 298 osób podróżujących na pokładzie tego samolotu. Można założyć, że mały chłopiec bawiący się zapałkami przy stogu siana nie chciał go podpalić. Ale ktoś mu dał zapałki. A teraz mówi, że odpowiedzialność za tragedię nad Donbasem ponosi stóg siana. To znaczy państwo, nad terytorium którego wydarzyła się katastrofa”.
To, że strona rosyjska dostarcza broń na Ukrainę nie jest od dawna żadną tajemnicą. Istnieje szereg wywiadów, reportaży, analiz, relacji naocznych świadków czy zeznań „bojowników” tak w języku ukraińskim, rosyjskim, polskim czy angielskim. Jest też szereg danych ekonomicznych, relacji i zdjęć, jak wyglądają „porządki” i „stabilizacja” wprowadzana na kontrolowanych przez separatystów obszarach. Łapówkarstwo, chaos, niekompetencja na każdym poziomie administracji, brak podstawowych produktów czy prądu lub bieżącej wody – to codzienność dla tysięcy mieszkańców Krymu, ale i Ukrainy Wschodniej. To samo jest też wiadome o pracy struktur militarnych separatystów. Chaos, brak koordynacji, niekompetencja dowódców i „żołnierzy”, w szeregach których na równi z brakiem doświadczenia czy zasad panuje abstrakcyjna wręcz dezinformacja odnośnie nawet tego przeciwko komu walczą.
Aktualnie Unia Europejska jako całość, ale i jej poszczególne państwa członkowskie stoją przed olbrzymią szansą zmiany jakościowej swojej polityki. Mogą też długofalowo osłabić skuteczność rosyjskiego przekazu propagandowego. W toczącej się obecnie wojnie informacyjnej nie chodzi przecież o fakty, ale o ich interpretację, zarządzanie emocjami i przekazem. To jej skutkiem jest też przedłożenie długofalowych celów geopolitycznych i geostrategicznych Europy w imię krótkoterminowych zysków gospodarczych.
Trudno jednak być optymistą, że można na to u europejskich polityków liczyć. Ukraińska pisarka Oksana Zabużko napisała jeszcze przed katastrofą bardzo wymowną refleksję o podejściu do Władimira Putina na Zachodzie na jednym przykładzie. Jak twierdzi, nie jest żadną tajemnicą i nawet wszyscy Niemcy wiedzą, że od dzieciństwa Angela Merkel boi się psów. Jednak za każdym razem kiedy przyjeżdża ona z „przyjacielską wizytą” do Rosji, Putin wita ją u siebie z dwoma wściekle szczekającymi czworonogami. Jak stwierdza Zabużko, „można sobie tylko wyobrazić, jak w głębi duszy musi ona go nienawidzić”. Stawia jednak pytanie o to, co musi istnieć, żeby aż tak się obawiać Putina i przechodzić do porządku dziennego wobec jego polityki. Przecież „sankcje finansowe uderzają tylko w jego ukraińskie marionetki”.
Z drugiej jednak strony nie chodzić musi wcale tyle o klasę polityczną, ile o media i społeczeństwa krajów UE. Oddolny sprzeciw i odpowiednie nastawienie emocjonalne, co nie oznacza przecież braku nieoficjalnego i nieformalnego zaangażowania odpowiednich struktur państwowych, mogłyby wymusić lub wręcz pozwolić politykom na podjęcie decyzji, których nie byli w stanie podjąć wcześniej. Podążanie za nastrojami i preferencjami społecznymi to nieodłączny element zachodnich systemów politycznych, a emocjonalny przekaz mógłby osłabić znaczenie obaw o konsekwencje danych działań i podnieść gotowość Europejczyków do poniesienia kosztów pośrednich i bezpośrednich bardziej zdecydowanego kursu wobec Moskwy.
Na chwilę obecną Rada Unii Europejskiej ogłosiła w piątek pisemne oświadczenie, w którym rozszerza drugą fazę sankcji. Otworzyć mają one drogę do zamrożenia aktywów osób zaangażowanych „fizycznie czy finansowo we wspieranie działań skierowanych przeciwko integralności terytorialnej, suwerenności i niezależności Ukrainy”. Rada ma uchwalić listę tych osób, głównie z Federacji Rosyjskiej do końca lipca. Na dzień dzisiejszy te wcześniejsze objęły 72 osoby, które otrzymały zakaz wjazdu do UE, a ich środki finansowe w państwach europejskich zostały zablokowane. W jaki sposób ma to zniechęcić Kreml do realizacji swoich celów, trudno powiedzieć, jednak z pewnością od strony formalnej zawsze jest dowód, że nie jest się całkowicie biernym.
Wracając jeszcze do słów Oksany Zabużko, które choć były napisane zupełnie w innym kontekście, po ostatniej tragedii zyskują zupełnie innego wymiaru. „Od naszej kijowskiej zimy rozpoczęła się agonia post-ZSRR. Bezpowrotna, och jak ciężka. Ale innej drogi nie ma – ani dla Ukrainy, ani dla Europy. I krew ofiar – oczyszczająca, pokutna: jest krwią świętą”.
dr Adam Lelonek
wróg
Rosja z wojskiem na obcym terytorium jest w defensywie... to zapewne ostatnią linię obrony będą mieli na rogatkach Berlina :) Panu doktoru miał to chyba do złonetu wysłać :D
z prawej flanki
wolno puszczając teraz wodze tzw.racjonalności i chwytając za stery geopolitycznej fantazji pójdźmy po kierunku dalszej eskalacji tego konfliktu ; bo jest dla mnie absolutnie pewnym ,iż Krym oraz kolejne po sobie następujące wydarzenia - są tylko wypadkową jakiejś szerszej i bez wątpienia głęboko przemyślanej strategii Kremla ,ba! - być może zakrojonej na wielką skalę próby "odzyskania" tak niedawnej jeszcze dominacji Rosji sowieckiej nad całą wschodnio/środkową Europą. Czy zatem po zrealizowaniu celów na wschodniej Ukrainie (zajęcie przemysłowego wschodu ,"korytarz" krymski i okrojenie kraju do skompromitowanego ,kadłubowego i niezdolnego do samodzielnego bytu tworu - utrzymywanego kosztowną zachodnią pomocą) Kreml w ogóle zechce powstrzymać swój apetyt? Gdzie zatem postawił sobie nieprzekraczalny limes obecnej ofensywy ; wystarczy mu to co wymieniłem w nawiasie czy sięgnie w dalszej perspektywie (stosując podobne metody) - na ten przykład po państwa Bałtyckie? Scenariusz dla nas najczarniejszy? Dalsza finezyjna gra na osłabianie i tak mitycznej "europejskiej solidarności" ,otwieranie kolejnych europejskich "przyjaźni" i kolejnych drugich frontów na Bliskim Wschodzie a tem samem przymusowe niejako "wypchnięcie" Stanów z Europy - wtedy może się połakomić o ustanowienie swych wpływów na linii Odry i Nysy. Nieprawdopodobne? Bynajmniej ,ale też na wstępie komentarza zaznaczyłem ,iż warto puścić te wodze racjonalnej wydawałoby się oceny obecnej sytuacji i sięgnąć prognozami w obszary analizy dotąd chyba na poważnie nie rozpatrywane ; a może jednak warto ,by kiedyś nie obudzić się samotnym wśród obojętnych i "stanowczo protestujących"?
wróg
Zdestabilizowanie Ukrainy aż do Renu, ofensywa krymska aż po Lizbonę. A to czy samodzielnie, czy do współpracy z RFN to już bez znaczenia. Amerykanie mają Kanadę i Meksyk do spokoju od oceanu do oceanu, to Rosja może mieć EU z RFN na czele. Przecież z Bałtyku i morza Białego na Czarne nie przerzucają flot rzekami :)
A_S
Europa nie wykorzysta szansy. Wieloletnia polityka Putina dzieląca UE na poszczególne państwa, dokarmianie kluczowych graczy kontraktami i gazem uniemożliwi drobnicy Unijnej jakikolwiek ruch
autorytet
Analizy na Defence24, szczególnie Lelonka, mają prawie zawsze jedną cechę wspólną - są niezmiennie głupie i nigdy się nie sprawdzające (proszę sprawdzić te brednie po aneksji Osetii, jak "eksperci" wypisywali co to Rosji za to miało nie spotkać i jak "będzie izolowana" i jaką "klęskę" poniosła w Gruzji).
pola989
do "autorytet": proponuję zastanowić się,dlaczego niektóre artykuły i analizy Defence 24 nie miały szans na sprawdzenie się w tym czasie i w tej rzeczywistości.Gwarantuję,że wówczas zmieni Pan przynajmniej swój nick.
pola989
Pani kanclerz wzywa Kreml,zapewniając jednocześnie,że nie ma alternatywy dla długofalowej współpracy z Rosją..............Kreml wzywa dwie strony konfliktu............tym samym stawia na równi własnych najemników z armią ukraińską.............. sygnatariusze trójkąta weimarskiego wpisują się w tę politykę...............Stany Zjednoczone w sposób brutalny mówią,że to sprawa Europy /chociaż po cichu dostarczają dowody,ponieważ leży to w ich interesie/.............a więc pani Oksano,nie rozpoczęła się agonia post-ZSRR.Jeszcze nie.Jest tylko jedna szansa.Organizacja "dziennikarze bez granic".To na nich spoczywa odpowiedzialność za wnikanie prawdy w społeczeństwa państw demokratycznych,a w te społeczeństwa siły nacisku na własne rządy.To jedyna droga by krew ofiar - oczyszczająca,pokutna:stała się krwią świętą.I właśnie dzisiaj,gdy nie minęło jeszcze oburzenie i szok,jest na to odpowiednia pora.Jutro nastąpi zobojętnienie,a nagłówki gazet będą krzyczały słabiej,coraz ciszej,aż umilkną.Zostanie tylko ból rodzin wszystkich ofiar rosyjskiego ekspansjonizmu.
peace
Oby to była prawda bo dość już mamy komunizmu i faszyzmu w Europie a Putin to hybryda tych dwóch strasznych ustrojów które majaą dziesiątki milionów niewinnych istnień ludzkich na sumieniu. Sam Putin odpowiada za pona 100 000 zamordowanych cywilów w Czeczeni i setki w Gruzji i teraz na Ukrainie.