Reklama

Wojna celna Trumpa: Europa i zbrojeniówka na celowniku [KOMENTARZ]

Prezydent Trump wraz z małżonką w bazie USAF, w tle samolot F-35
Prezydent Trump wraz z małżonką w bazie USAF, w tle samolot F-35
Autor. SA Delano Scott/USAF

Po wdrożeniu globalnych ceł przez administrację Trumpa rysuje się kilka sposobów reakcji. Chiny już wprowadzają środki odwetowe, a azjatyccy sojuszniczy USA szukają porozumienia. Co zrobi Europa i jaki wpływ wywrze to na sektor obronny?

Prezydent Donald Trump ogłosił wprowadzenie ceł „odwetowych”, mających na celu zrównoważenie deficytów handlowych, jakie poszczególne państwa mają z USA. Wprowadzone środki spowodowały duży spadek wartości na giełdach. Przykładowo, amerykański S&P 500 stracił w ciągu 5 dni ponad 8 proc. wartości, a niemiecki DAX – 13,6 proc. (notowany na nim Rheinmetall – 13,77 proc.).

Reklama

Przedstawiciele administracji Trumpa mówią, że cła mają charakter strukturalny i ich celem jest zmiana porządku światowego handlu, jaki został utworzony i był do niedawna wspierany przez USA. Sekretarz skarbu Scott Bessent stwierdził, że ponad 50 krajów zwróciło się do Stanów Zjednoczonych o rozmowy, ale sami Amerykanie są sceptyczni co do uzyskania ich szybkich wyników.

Sam prezydent stwierdził: „Stany Zjednoczone nie mogą stracić 1,9 biliona dolarów na handlu. Nie możemy tego zrobić i jednocześnie wydać dużo pieniędzy na NATO, aby chronić narody europejskie, chronić je wojskiem i tracić pieniądze na handlu. Cała ta sprawa jest szalona, a ja zostałem wybrany na tej podstawie” - powiedział. „Wiecie, Amerykanie rozumieją to o wiele lepiej niż media, ale media to rozumieją” - dodał. Zaznaczył, że USA powinny także otrzymać kompensację za to, co było wcześniej.

    Jeśli chodzi o reakcje na amerykańskie cła, to widać dwa trendy – oba w Azji. Chiny już zdecydowały o wprowadzeniu środków odwetowych, czyli dodatkowych ceł o wysokości 34 procent. To dokładnie tyle, ile wynoszą dodatkowe cła wprowadzone przez Trumpa (wcześniej wprowadził już inne na produkty z Państwa Środka). Z kolei Indie, choć zostały obłożone dość wysokim cłem (26 proc., w porównaniu do 20 proc. dla UE, 24 proc. dla Japonii i 32 proc. dla Tajwanu), zapowiadają że na razie nie będą wprowadzać środków odwetowych.

    O „ostrożności” we wprowadzaniu ewentualnych środków odwetowych mówił też premier Japonii Shigeru Ishiba. Także władze Tajwanu zapowiadały, że nie będą wdrażać własnych ceł, podobnie jak Republika Korei. Państwa azjatyckie, które współpracują z USA na niwie politycznej nie chcą wdrażać środków odwetowych by nie zrazić do siebie administracji USA. Pozostaje pytanie, na ile to kalkulacja gospodarcza (spirala ceł odwetowych mogłaby zaszkodzić także krajom-eksporterom), a na ile decyzja polityczna.

    Dla państw azjatyckich, także dla Indii, które nie są formalnym sojusznikiem USA, współpraca z Amerykanami jest niezbędna, jeśli nie chcą się poddać dominacji Pekinu. Gospodarczej, politycznej, ale też militarnej. Choć Chiny, Japonia i Korea Płd. rozmawiały o zacieśnieniu współpracy handlowej w odpowiedzi na cła Trumpa, to dwa ostatnie państwa nie spieszą się ze środkami odwetowymi. Jak widać relacje z USA są ważniejsze.

    Reklama

    A jak wygląda sytuacja w Europie? Ze Starego Kontynentu płyną różne głosy. Minister gospodarki Niemiec Robert Habeck, który straci stanowisko po utworzeniu nowego rządu, mówi że Europa musi działać w sposób zdecydowany ale i ostrożny, zdając sobie sprawę że jest na pozycji siły, podczas gdy Ameryka – na pozycji słabości. Wywodzący się z Francji komisarz ds. strategii przemysłowej Stephane Sejourne twierdzi z kolei, że odpowiedź UE powinna być „proporcjonalna”. Dziś KE ma ogłosić propozycje ceł odwetowych w stosunku do restrykcji, jakie USA wprowadziły już wcześniej na import stali i aluminium z Europy (nie będą odnosić się do globalnych ceł).

    Wśród państw UE są jednak różne poglądy co do odpowiedzi na amerykańskie cła. Do daleko idącej ostrożności wzywa premier Włoch Giorgia Meloni. Polski premier Donald Tusk stwierdził z kolei: „Reakcja na wojnę celną była do przewidzenia. Giełdowe trzęsienie ziemi od Japonii przez Europę do Ameryki trzeba przeżyć bez nerwowych decyzji. Polska giełda też dostała rykoszetem, ale stabilność polityczna i gospodarcza to nasze atuty w tym trudnym czasie. Spokojnie wytrwamy!”.

    Z czysto ekonomicznego punktu widzenia nie ulega wątpliwości, że działania administracji Trumpa mogą spowolnić wzrost gospodarczy po obu stronach Atlantyku, tym samym utrudniając także modernizację sił zbrojnych. Powstaje też pytanie o bezpośredni wpływ na sektor zbrojeniowy. Cłami mogą bowiem zostać objęte komponenty używane do produkcji obronnej, chociażby samolotów F-35, których część powstaje w Europie, w tym w Wielkiej Brytanii (która została objęta mniejszym, 10-procentowym cłem i nie chce wprowadzić środków odwetowych).

    Powstaje też pytanie o kolejne kroki, bo te ma wprowadzić Unia Europejska. Jeśli nie uda się wyłączyć z nich projektów obronnych, to może to prowadzić do eskalacji wzrostu cen systemów, zwłaszcza kupowanych w USA i kolejnych restrykcji ze strony Stanów Zjednoczonych. Mówił o tym szef BBN Dariusz Łukowski, w kontekście niedawnej rozmowy z doradcą prezydenta Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa Michaelem Waltzem.

      W rozmowie z PAP stwierdził: „To może spowodować, że kontrakty, które my podpisaliśmy, zostaną obciążone dodatkowymi stawkami celnymi. Możemy policzyć, że jeżeli mamy kontrakty z USA na - załóżmy - 50 mld dolarów, to gdyby one zostały obciążone dodatkowymi cłami w wysokości np. 10 proc., to byłoby to dla nas 5 mld dolarów więcej do zapłaty. A gdyby to było cło rzędu 20 proc.? To są kwoty bardzo istotne dla polskiego budżetu obronnego” - podkreślił szef BBN. Jak mówił, tego typu ruchy mogłyby „wyeliminować” niektóre z największych kontraktów, jakie Polska zawarła z USA. „To są po prostu pieniądze, których my tak łatwo nie znajdziemy; nasze potrzeby są i tak większe niż środki, którymi dysponujemy” - dodał.

      Reklama

      W dłuższej perspektywie wojna celna, jeśli nie uda się jej zatrzymać, może mieć istotne negatywne skutki co do współpracy przemysłowo-obronnej. A to może wpłynąć także na odzyskiwanie zdolności obronnych przez Europę, bo potencjału zapewnianego przez systemy z USA nie da się tak po prostu zastąpić, a ograniczenie dostępu do europejskiego łańcucha dostaw spowolni również amerykańską produkcję. Trzeba więc robić wszystko, by jak najbardziej chronić przemysł obronny przed skutkami restrykcji.

      Jest jednak jeszcze jeden aspekt, który trzeba brać pod uwagę. Jeśli Europa będzie wprowadzać znaczące środki odwetowe, a inni sojusznicy (Japonia, Korea Płd. czy Izrael) nie, to może to być dogodny argument dla administracji USA do zmniejszenia zaangażowania wojskowego na Starym Kontynencie oraz zwiększenia współpracy (tak wojskowej, jak i politycznej czy handlowej) z państwami Pacyfiku kosztem Europy, czego chce duża część osób z otoczenia Trumpa. I ta kwestia powinna być brana pod uwagę również przez UE, która – wbrew temu co mówi Habeck – wcale nie jest na pozycji siły wobec Stanów Zjednoczonych. W obecnej sytuacji wskazana jest daleko idąca ostrożność, pytanie czy uda się do tego przekonać władze UE.

      Obecna sytuacja ma jeszcze jeden aspekt. Choć dodatkowymi cłami nie została objęta Rosja, to spadek cen ropy naftowej wywołany przez sytuację na światowych giełdach mocno uderza w Moskwę. Pytanie, na ile utrzyma się ta sytuacja, bo jeśli administracja amerykańska i Izrael zdecydują o ataku na irańskie instalacje nuklearne, to cena ropy może mocno wzrosnąć, zapewniając Rosji duży finansowy oddech.

      Reklama
      WIDEO: Co z Borsukiem? Trofiniak odchodzi, Amerykanie na Litwie - Defence24Week 116
      Reklama

      Komentarze (1)

      1. Suchar

        Skansen Europa z pozycji siły? Chyba już tylko wobec Somali.

      Reklama