Reklama

Geopolityka

Warszawska konferencja nie przyniesie przełomu na Bliskim Wschodzie [KOMENTARZ]

Fot. Department of State / flickr
Fot. Department of State / flickr

Warszawska konferencja bliskowschodnia nie przyniesie żadnego przełomu w kwestii konfliktów w Jemenie czy Syrii, gdyż w odniesieniu do nich wpisuje się w tradycję prowadzenia bezowocnych negocjacji bez udziału stron konfliktu. Z tego samego powodu trudno oczekiwać, by stanowiła ona przełom w kwestii palestyńskiej. Izrael będzie natomiast dążył do tego by przekształcić to wydarzenie w monotematyczny szczyt antyirański. Polska nie powinna do tego dopuścić - pisze Witold Repetowicz.

Kto przyjeżdża?

Ministerstwo Spraw Zagranicznych podało, że zaproszenie, na różnych szczeblach, przyjęło około 60 krajów, w tym ok. 10 z Bliskiego Wschodu. Mogłoby to sugerować sukces już na starcie, ale niestety tak nie jest. Pomijając już fakt, że na obrady w ciągu dwóch dni przewidziano łącznie 8 godzin, czyli większość przedstawicieli nie będzie miała zbyt dużo czasu na wypowiedzenie się, to istotne jest kto przyjeżdża, a kto nie został zaproszony lub zaproszenie odrzucił. W tej drugiej grupie są państwa kluczowe z punktu widzenia toczących się na Bliskim Wschodzie konfliktów tj. Turcja, Irak, Liban, Syria i oczywiście Iran. W ostatniej chwili próbowano zaprosić Palestynę, ale ta odmówiła.

Bliski Wschód będzie zatem niemal wyłącznie reprezentowany przez grupę państw, które można określić mianem „Saudowie i przyjaciele”, czyli oprócz Arabii Saudyjskiej przez jej głównego sojusznika w regionalnej „zimnej wojnie” z Iranem tj. Zjednoczone Emiraty Arabskie, a także całkowicie zależne od Saudów Bahrajn i Jemen. A ściślej mówiąc rząd, który jest całkowicie zależny od militarnego wsparcia saudyjsko-emirackiego, pomimo tego i tak nie kontroluje większości kraju łącznie ze stolicą Saną. Ponadto będzie też Jordania, Egipt, Kuwejt, Oman, a także nie utrzymujące z Iranem stosunków dyplomatycznych Maroko (Iran wspiera Sahrawijczyków dążących do niepodległości Sahary Zachodniej). Dla tych krajów konferencja w Warszawie nie będzie miała jakiegoś wyjątkowego wymiaru, gdyż mają one wiele okazji do spotkań. Również Pompeo niedawno odwiedził niemal wszystkie z wymienionych państw.

Znaczenie będzie miało natomiast to, że do Warszawy przyjadą też delegacje Kataru i oczywiście Izraela. Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie łączy z Izraelem taki sam wrogi stosunek do Iranu i chęć powstrzymania rosnących wpływów tego kraju w regionie, a także obawa przed osłabieniem wpływów USA w regionie. Właśnie dlatego Saudowie oraz Izrael zintensyfikowali swoje relacje z Rosją po zapowiedzi Donalda Trumpa wycofania sił USA z Syrii, co oczywiście zaniepokoiło USA. Izrael i Arabia Saudyjska obawiają się izolacjonistycznego zwrotu w polityce zagranicznej USA i wypełnienia przez Iran próżni pozostawionej po wycofaniu się Amerykanów. To zresztą jest jednym z powodów tej konferencji: USA postanowiły pokazać, że wciąż kontrolują sytuację, zebrać swoich sojuszników w jednym, neutralnym (z punktu widzenia bliskowschodniego) i przyjaznym (z własnego punktu widzenia) miejscu i ich uspokoić oraz zdyscyplinować. Dotyczy to również Kataru, w którym znajduje się kluczowa dla USA amerykańska baza wojskowa Al-Udeid, a który jest izolowany przez pozostałe sunnickie kraje arabskie (w szczególności ZEA i Arabię Saudyjską) oskarżające to państwo m.in. o zbyt bliskie relacje z Iranem.

Do Warszawy przyjadą wprawdzie przedstawiciele innych krajów europejskich, ale zabraknie Federiki Mogherini, a większość delegacji będzie na niskim szczeblu. Wyjątkiem będzie szef dyplomacji brytyjskiej Jeremy Hunt. Nie przyjadą również dwa globalne mocarstwa prowadzące bardzo aktywną politykę na Bliskim Wschodzie tj. Rosja i Chiny. Interesujące jest przy tym to, że przynajmniej Rosja została zaproszona na tę konferencję. USA miały najwyraźniej nadzieję, że włączą Rosję do układu antyirańskiego pod swoją egidą lub skompromitują ją w oczach swoich sojuszników. Teoretycznie bojkotowanie przez Rosję „antyirańskiego szczytu” może być odczytywane przez Izrael i Arabię Saudyjską jako opowiedzenie się Rosji po stronie Iranu. Rosja dotychczas starała się bowiem siedzieć okrakiem na barykadzie, udając z jednej strony sojusznika Iranu, a z drugiej sugerując Izraelowi i Saudom, że tylko ona może zablokować projekt „szyickiego półksiężyca”, który zresztą zagraża też rosyjskim interesom tworząc alternatywny szlak dostaw surowców energetycznych do Europy.

Jednak to, czy tak rzeczywiście się stanie zależeć będzie od tego czy USA uda się w Warszawie scementować arabsko-izraelski front antyirański pod swoją egidą. Dla Polski takie efekty tej konferencji byłyby jednak bardzo niekorzystne, gdyż opowiedzielibyśmy się jednoznacznie po jednej stronie bliskowschodniego konfliktu, co nie jest w naszym interesie. Trudno też ujmować saudyjsko-irańską rywalizację w kategoriach walki dobra ze złem.

Przełom? Ale jaki?

Potencjalnie może zatem dojść do dwóch przełomów w skomplikowanej mozaice stosunków na Bliskim Wschodzie. Pierwszy dotyczyłby relacji saudyjsko/emiracko-izraelskich. Wprawdzie i tak są one dobre ale oficjalnie ani Saudowie ani ZEA nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Przyczyną jest kwestia palestyńska, która jednak nie ma kluczowego znaczenia dla tych państw. To tylko utrzymywanie pozorów ze względu na nastroje arabskiej opinii publicznej. I dlatego właśnie Jared Kushner postanowił w ostatniej chwili wrzucić do programu obrad problem palestyński, a także zaprosić przedstawicieli Autonomii Palestyńskiej.

Odrzucenie tego zaproszenia powoduje jednak, że jakikolwiek przełom w tym zakresie jest wielce wątpliwy, a to może utrudnić formalizację sojuszu między Izraelem a Saudami i ZEA. Tymczasem dla Netanjahu to kluczowa kwestia, zwłaszcza, że za 2 miesiące odbędą się wybory parlamentarne w Izraelu, a obecne sondaże wskazują na to, że Netanjahu może mieć problem z utrzymaniem się przy władzy. Międzynarodowy sukces polegający na stworzeniu arabsko-izraelskiego antyirańskiego „układu warszawskiego” z całą pewnością by mu pomógł.

Drugi przełom może natomiast dotyczyć zakończenia sporu między Katarem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi oraz Arabią Saudyjską. Niemniej również ta kwestia jest niepewna. Wynika to bowiem z faktu, że spór wybuchł na poziomie emirów: następcy tronu saudyjskiego Mohameda bin Salmana, następcy tronu ZEA Mohameda bin Zajeda oraz emira Kataru Tamima bin Hamada, a żadnego z nich w Warszawie nie będzie. Minister stanu ds. zagranicznych Arabii Saudyjskiej Adel al-Dżubeir jest jednak zaufanym człowiekiem Mohameda bin Salmana.

Program obrad

Według programu (nie rozesłanego zresztą do dziennikarzy przez MSZ) konferencja ma w zasadzie rozpocząć się dopiero w czwartek 14 lutego. W środę ma się odbyć tylko uroczysta kolacja na Zamku Królewskim. Szczyt ma zostać otwarty trzema debatami (na które łącznie przeznaczono 2 godziny) dotyczącymi sytuacji w Jemenie, Syrii i „procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie”. Pierwszą dyskusję ma prowadzić szef brytyjskiej dyplomacji, drugą – Pompeo, a trzecią – Kushner. Warto zwrócić uwagę, że kilka miesięcy temu pod Sztokholmem przez tydzień trwały negocjacje między stronami jemeńskiego konfliktu i uzgodniono jedynie rozejm w kluczowym porcie al-Hudejda, a także wymianę jeńców. Być może jednak tym razem negocjacje ułatwić ma brak jednej z dwóch stron konfliktu.

Z konfliktem w Syrii sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana zważywszy na jego wielostronny charakter. Bardzo prawdopodobne jest jednak to, że Pompeo ogłosi ostateczne pokonanie Państwa Islamskiego, gdyż zdominowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) właśnie zdobywają ostatnie kontrolowane przez Państwo Islamskie miasto w Syrii. Byłby to bardzo spektakularny akcent konferencji, jednak de facto nie przynoszący żadnych rozwiązań. Obecnie kluczowymi kwestiami są bowiem przyszłość kontrolowanych przez SDF terenów po wycofaniu się USA (SDF nie zostało jednak zaproszone), groźba agresji tureckiej (Turcja nie przyjeżdża), relacje między SDF a Asadem (Asad nie został zaproszony), odbudowa Syrii i powrót uchodźców (bez udziału rządu syryjskiego rozmowa na ten temat nie ma sensu), a także problem obecności al-Kaidy w syryjskiej prowincji Idlib. Te tematy nie będą omawiane, więc można się spodziewać, że 45-minutowa debata zostanie poświęcona tylko powstrzymywaniu wpływów irańskich w Syrii.

W popołudniowej sesji debat w czwartek przewidziane są dyskusje na trzy tematy. Pierwszy, tj. powstrzymywanie rozwoju programów rakietowych i proliferacji broni masowego rażenia jednoznacznie wskazuje na to, że dotyczyć ma Iranu. Drugi temat ma dotyczyć zagrożeń w cyberprzestrzeni, a trzeci – terroryzmu i jego nielegalnego finansowania. Niestety taki układ tematów również sugeruje, że problemy te nie będą omówione wszechstronnie, ale znów koncentrować się będą wyłącznie na Iranie. W trakcie roboczego lunchu maja natomiast być poruszone kwestie pomocy humanitarnej i uchodźców.

Antyszczyt

W tym samym czasie w Soczi spotkają się liderzy Rosji, Iranu i Turcji. Obecność w tym antyszczycie członka NATO, który teoretycznie jest sojusznikiem USA jest wiele mówiąca. W ostatnich miesiącach w mediach amerykańskich a także w Kongresie rosło zwątpienie w to czy strategiczne interesy Turcji i USA są wciąż zbieżne. To, że Erdogan wybrał Soczi nie przysyłając nikogo do Warszawy zdaje się to potwierdzać. Nieobecność Turcji w Polsce może się okazać jednak poważnym błędem tego kraju, zwłaszcza jeśli dojdzie do porozumienia saudyjsko/emiracko-katarskiego. Obecnie bowiem to Turcja chroni Katar przed inwazją saudyjską. Jeśli państwa arabskie się dogadają to Turcja przestanie być potrzebna emirowi Kataru. Ponadto w Warszawie spotkają się państwa, z którymi Turcja ma napięte stosunki: Arabia Saudyjska, Izrael i Egipt. Poprzez swoją nieobecność Turcja traci okazję kontrolowania sytuacji, podczas gdy jej wrogowie mogą ze szczytu antyirańskiego zrobić również antyturecki.

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (16)

  1. bender

    @Szept: Napisałeś o Katarze, że "Amerykanie prawie nie kiwnęli palcem podczas kryzysu." Osobiście odniosłem wrażenie, że wręcz przeciwnie. Gdy zaczęło robić się groźnie przerzucili oddziały do bazy w Katarze, a odpowiedzialny za region amerykański generał "zdeeskalował" sytuację i Saudowie musieli obejść się smakiem. Wg, mnie sprawdzili się jako sojusznik.

  2. Viggen

    Rosja twierdzi, że to nie istotna konferencja, więc pytam się po co organizują kontrkonferencję.

  3. Rex

    A od kiedy o losach malućkich decydują spotkania zainteresowanych stron? Historia Polski udowadnia, że często zdanie zainteresowanego się nie liczy.

  4. O to chodzi.

    Jasne że przełomu nie będzie. Ma być Amerykańskie wsparcie militarne dla Polski i tylko o to chodzi.

  5. hym108

    bardzo ciekawy artykol. Dziekuje.

  6. kle kle

    Bla bla bla , nic nowego , ciekawe jest że zawsze najwięcej do powiedzenia maja ci , którzy nie uczestniczą przy stole w tajnych rozmowach mocarstw tylko filozofują i narzucają swoją narracje w zaleznosci od pogladów i sympati. Panie SDF juz dawno rozmawia z rosjanami i syryjczykami , przeciwko Turkom.

  7. Stalker_____

    Nie przyniesie zadnych zmian na bliski wschodzie ale pal licho to. Nie pomoze naszym rzadzacym a poddanym wuja sama w zbudowaniu ich baz w Polsce. Takowych nie bedzie i wbijcie to sobie do glowy. Jak sami nie zadbamy o nasze bezpieczenstwo to nie zadba o nie mikt inny. Za to zwróciliśmy na siebie uwage wielu ktorzy od teraz (jezeli nie od dawna) jeszcze bardziej nieprzychylni nam beda. Brawo Wy!

  8. realizm

    Ciekawa i rzeczowa analiza, jak zwykle u pana Repetowicza. Zawsze warto go poczytać i dowiedzieć się czegoś nowego o Bliskim Wschodzie, bo zna się na tym. Ale nie podzielałbym wyrażonych prze niego obaw w takim natężeniu. "Konferencja" - z definicji, nie ma służyć przełomom. Te przynoszone są przez niejawne negocjacje. Konferencja ma służyć spotkaniu tych, którzy dotąd nie mieli takiej okazji, rozmowie, pokazaniu się w telewizyjnym okienku, publicznemu „policzeniu się”- proszę, oto „nas” jest tu tak wielu, gdy „tamtych” tak mało. I bardzo dobrze. Oczywiście – poza fajnymi telewizyjnymi kadrami i obrazkami toczone są rozmowy i one zapewne przyniosą jakiś skutek – choćby we wskazanym przez autora obszarze „katarskim”. Dla Polski ta konferencja to z pewnością wartość dodana. Z naszego punktu widzenia każda (cywilizowana) międzynarodowa struktura, w której możemy kotwiczyć nasze bezpieczeństwo jest pożądana, zaś Bliski Wschód to nie tylko Izrael, ale także Arabia Saudyjska i morze ropy tamtego regionu. O relacje z Iranem bym się nie obawiał. To że mają one pozytywny historyczny bagaż, o którym trzeba pamiętać (pomoc Iranu Polakom w czasie II WŚ) nie może oznaczać naszej akceptacji dla obecnej, nierozumnie, nadmiernie agresywnej retoryki i polityki Iranu. Bilans konferencji będzie dla nas w tym zakresie pozytywny – jako zrównoważonego mediatora wysyłającego taki właśnie nienacechowany emocjonalnie sygnał pod adresem reżimu mułłów. Co do Turcji: w moim przekonaniu to, co dzieli ją z Rosją jest nie do przezwyciężenia. To są różnice interesów o wadze egzystencjalnej, w każdej dziedzinie. Chwilowy taktyczny sojusz na bazie urażonej tureckiej dumy (Kurdowie), po kremlowsku fastrygowany w regionie, nie może przynieść żadnej trwałej strategicznie wartości. Turcja, owszem, manifestuje, że w kwestii kurdyjskiej nie odpuści, ale to nie może dla niej oznaczać i nie oznacza wasalizacji wobec słabiutkiej Rosji. Zresztą taktyczne „macanie się” z Putinem należy do bliskowschodnich rytuałów – ulubionych choćby przez Netanjahu. Myślę, że jednym z głównych wniosków konferencji może być konstatacja, iż kwestię Kurdów trzeba w końcu jakoś rozwiązać i że nie da się tego zrobić bez Turcji.

  9. superglue

    po co się mieszamy w nie swoje sprawy? Dawno nie widzieliśmy rosyjskich czołgów na Mazowszu? I jeszcze zrobimy wszystko za free!

  10. Szept

    Cyt. "czy USA uda się w Warszawie scementować arabsko-izraelski front antyirański pod swoją egidą" mówi nam wszystko o celach tej awantury politycznej w którą zostaliśmy wmanewrowani. Kilka krajów może coś tam ugrać w Warszawie ale Polska poniesie tylko straty. Oceniam jako nieprawdopodobne aby Katar nagle zmienił front po tym jak Arabia Saudyjska próbowała ich zagłodzić wprowadzając blokadę tego kraju. Zabawne że pomoc wtedy otrzymali między innymi z Iranu. Proszę popatrzeć na ostatnie zbrojeniowe zamówienia Kataru, zdecydowanie zmienił się kierunek, USA zdaje się przestał dla nich być wiarygodnym sojusznikiem po tym jak Amerykanie prawie nie kiwnęli palcem podczas kryzysu. Turcja to inna bajka, Erdogan ma świadomość, że z uwagi na kluczowe położenie Turcja jest dla USA tak ważna, że Amerykanie muszą przełknąć jego połowicznie niezależną politykę. Po nieudanym, wspieranym przez USA zamachu, Amerykanie wiedzą, że muszą za to zapłacić. Tak już jest w realnej polityce, przegrywasz - płacisz. Może nas to dziwić, gdyż nasi rządzący nigdy nawet nie silili się na odrobinę niezależności, kiedyś polecenia przychodziły z Kremla, dziś z Waszyngtonu. Dla mnie szczególnie upokarzające jest że ambasador USA decyduje w moim kraju o treści ustaw, czy polityce rządu wobec firm. Szczyt w mojej ocenie nie będzie miał żadnego globalnego znaczenia, co jasno dali do zrozumienia przywódcy UE i Rosji. Próba rozgrywania animozji między państwami poprzez zapraszanie tylko wybranych spaliła na panewce bo ci co mieli być rozgrywani po prostu olali zaproszenia. Jedynym odczuwalnym dla nas skutkiem tego szczytu będą wizerunkowe i gospodarcze straty Polski. No ale już się do tego przyzwyczailiście - prawda? Pozdrawiam.

  11. Smuteczek

    2 szybkie pytania jezeli mozna Czy ktos wie czy na spotkaniu w Soczi beda przedstawiciele Chin? Jezeli tak to jakiego szczebla? Pojkawiła sie informacja ze pan Witold zakonczył wspołprace z PAPem. Cieszy mnie ze nie wpłyneło to na mozliwosc czytania jego publikacji tutaj, ale moze sa juz znane powody tego rozwodu?

  12. xyz

    Oczywiście że żadnego przełomu nie przyniesie. Po pierwsze to w ogóle nie po tu była organizowana żeby taki przełom nastąpił. Polskie władze dostały polecenie "daj głos" od swojego amerykańskiego Pana no to poujadaly posłusznie. Rząd polski to wysoko wykwalifikowani specjaliści od robienia łaski Amerykanom. A oni tylko jęczą z zachwytu.

  13. mój nick

    moim zdaniem trzeba przede wszystkim ustalić sobie realistyczne cele, oczekwania co do tej konferencji. NIE ROZWIĄŻE ONA ŻADNYCH PROBLEMÓW. Takie oczekiwanie jest nierealistyczne, lepiej go nie budować bo nie zostanie spełnione. Jednak jest szansa że zostanie zbudowana PLATFORMA DO DALSZYCH ROZMÓW, szczegółowych, między zainteresowanymi stronami, gdzie będzie można coś ustalić, wynegocjować. Osiągnięcie zgody co do celów jak np. POKÓJ to już jest BARDZO DUŻO, bo jak są wspólne cele to można myśleć jak do nich dojść

  14. Andrettoni

    Cała ta konferencja została niewłaściwie zaplanowana jeżeli miałaby przynieść pokój. Co gorsza może mieć negatywne konsekwencje. Jedna negatywna możliwość to wojna z Iranem, ale jest druga gorsza. Moim zdaniem znacznie gorsza jest możliwość wyjścia Turcji z NATO. Po pierwsze Turcja ma silna armię, po drugie Turcja blokuje wyjście z Morza Czarnego i po trzecie Turcja w NATO zmusza Rosję do podziału sił na dwa fronty. Jeżeli Turcja wyjdzie z NATO, to rosyjska flota wyjdzie na Morze Śródziemne, a to oznacza konieczność obrony wybrzeży Francji czy Włoch. Armia turecka to druga armia w NATO po USA, ale jest to największa armia będąca na miejscu. Co gorsza to mogłoby oznaczać sojusz chińsko-rosyjsko-irańsko-turecki. Dyplomacja rosyjska poprawiła by znacząco pozycję Rosji w relacjach z Chinami.

  15. laik, zupełny laik

    Przyjadą m.in. najbogatsze kraje regionu Bliskiego Wschodu. Posiadające sporo pieniędzy. To doskonałe miejsce na wypromowanie naszego PIORUN-a, TOPAZ-a, FONET-u, WARMATE, KRAB-a, RAK-a, LIWCA, radarów, FLY-EYE, GROT-a, itp. Co najmniej prezentacje audiowizualne powinny być do obejrzenia w kuluarach, a ponadto można zorganizować za jakiś czas po konferencji pokaz w terenie dla zainteresowanych.

  16. magazynier

    Tych dwóch Panów na zdjęciu wie co robią. A my chyba nie. Ale historia na szczęście nikogo, niczego jeszcze nie nauczyła. A ropy i gazu w Iranie raczej nie kupimy, nawet po zmianie władzy.

Reklama