- W centrum uwagi
- Wywiady
Siemoniak: Szczyt NATO to kontynuacja procesu rozpoczętego w Walii. Nie ma pieniędzy na modernizację Sił Zbrojnych RP [WYWIAD]
To jest dalszy ciąg procesu rozpoczętego na szczycie walijskim, we wrześniu 2014 roku, czyli wzmacniania zdolności obronnych Sojuszu Północnoatlantyckiego, powrotu do obrony przed zagrożeniami w Europie. (…) Sądzę, że zatrzymanie zakupu okrętów podwodnych, ale też projektu Homar bierze się z tego, że po prostu nie ma pieniędzy. Realiów budżetowych po prostu nie da się przeskoczyć – mówi w rozmowie z Defence24.pl Tomasz Siemoniak, poseł PO, były minister obrony narodowej w rządzie PO-PSL.

Jakub Palowski: Niedawno zakończył się szczyt NATO w Brukseli. Przyjęto na nim ustalenia dotyczące na przykład podwyższenia gotowości sił Sojuszu, ale niektórzy mówią, iż został zdominowany przez dyskusje o nakładach na obronę. Jak Pan Minister ocenia przebieg i konkluzje brukselskiego szczytu?
Tomasz Siemoniak, poseł PO, były minister obrony narodowej w rządzie PO-PSL: Z jednej strony szczyt w Brukseli stanowił kontynuację decyzji podjętych w 2014, 2016 i 2017 roku, na tzw. „mini-szczycie”. To jest dalszy ciąg procesu rozpoczętego na szczycie walijskim, we wrześniu 2014 roku, czyli wzmacniania zdolności obronnych Sojuszu Północnoatlantyckiego, powrotu do obrony przed zagrożeniami w Europie. Wszystko to było silnie akcentowane w Newport, w kontekście aneksji Krymu przez Moskwę i konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Tak postrzegam na przykład przyjętą inicjatywę „4x30”. Sojusz podejmował jednak podobne działania również w przeszłości, w ramach tzw. szpicy czy szerzej – Sił Odpowiedzi NATO. Teraz być może forma jest bardziej atrakcyjna, ale istota jest ta sama, żeby spowodować zwiększenie zdolności obronnych Sojuszu, zwłaszcza szybkiego reagowania.
Oczywiście ten szczyt ma również drugi wymiar. To dyskusja wokół finansowania, którą bardzo mocno podniósł żywy temperament prezydenta Trumpa i jego wypowiedzi, również przed szczytem. To jednak również nihil novi. Pamiętamy przecież, że co najmniej od wystąpienia sekretarza obrony Roberta Gatesa w Brukseli w 2011 roku temat równoprawnego rozłożenia wydatków między Europą a USA jest żywy. Musimy jednak pamiętać, że o warstwie retorycznej szybko się zapomina. Ważniejsze są decyzje, a te należy ocenić pozytywnie, nawet jeżeli nie miały przełomowego charakteru.
A poza samym wzmocnieniem obrony kolektywnej NATO, jakie najważniejsze decyzje podjęto?
Należy również odnotować zaproszenie Macedonii, to kolejny krok NATO na Bałkany i kontynuacja wcześniej przyjętej drogi. Najpierw przyjęto Chorwację i Słowenię, następnie Czarnogórę, a teraz Macedonię. To oznacza, że Sojusz ma nadal otwarte drzwi i stabilizację na Bałkanach widzi jako jeden z priorytetów. Trzeba o tym pamiętać, że w NATO ukształtowała się pewna linia jeżeli chodzi o stabilizację Bałkanów, i jest ona stopniowo realizowana.
Szczyt NATO będzie zapewne oceniany również w kontekście przyszłego helsińskiego spotkania Trump-Putin. Mogą tutaj wystąpić pewne nowe elementy. Podkreślam jednak, że na koniec prezydent Trump stwierdził, że mógł wycofać Stany Zjednoczone z NATO, ale ten krok nie będzie konieczny. Biorę to za dobrą monetę.
Przejdźmy do spraw krajowych. W „Polityce” pojawił się niedawno wywiad z gen. Gocułem. Były szef Sztabu Generalnego stawia między innymi dwie tezy. Po pierwsze, wskazuje że większość przygotowań do szczytu NATO w Warszawie została podjęta już we wcześniejszej kadencji parlamentu, po drugie zwraca uwagę na brak dokumentów strategicznych i związane z tym problemy polskiego systemu planowania obronnego i reagowania kryzysowego. Jak Pan to skomentuje?
To bardzo ważny wywiad. Po długim milczeniu generał Gocuł dwa razy zabrał głos. Tym razem bardziej się odniósł do spraw wojskowo-politycznych. Sądzę, że bardzo dobrze, że pojawiło się to w momencie rozpoczęcia szczytu NATO, choć nie wiem czy taki był zamiar redakcji czy generała.
Gen. Gocuł pokazał w tym wywiadzie, w jaki sposób do spraw bezpieczeństwa podchodzi obecna ekipa rządząca. Może się wypowiedzieć na ten temat, przecież do stycznia 2017 roku był szefem Sztabu Generalnego. Decyzję o przedłużeniu jego kadencji podjął prezydent Duda wraz z rządem, cieszył się więc zaufaniem w tamtym środowisku. Sądzę, że gorzkie uwagi dotyczące szczytu w Warszawie, czy wręcz zamykania drzwi przed generałem, są prawdziwe.
Demaskowanie propagandy, która potem zaczęła towarzyszyć szczytowi w Warszawie, mówiącej że główną rolę w wypracowaniu obecności wojsk amerykańskich odegrał Antoni Macierewicz. Prezydent Duda wielokrotnie mówił publicznie z kolei, że gdy objął stanowisko i spotkał się z sekretarzem generalnym NATO, szef Sojuszu był zdziwiony że Polska oczekuje, prosi o obecność wojsk sojuszników. Generał Gocuł przekreślił to wszystko jednym zdaniem, mówiąc że szczegóły rozmieszczenia amerykańskiej brygady były mu znane od maja 2015 roku. To oczywiście prawda.
Generał Gocuł krytykuje też brak dokumentów strategicznych.
Podnosiliśmy ten problem wielokrotnie, między innymi w trakcie obrad Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Pokazywaliśmy, że główne państwowe dokumenty, które powinny być stworzone przez rząd i prezydenta, są opóźnione o 16-17 miesięcy. Wypowiedzi generała Gocuła są o tyle ważne, że opisują tą kwestię z perspektywy wojskowej. Świadczą o tym, że takich dokumentów nie ma, nie można więc realizować modernizacji technicznej. Więcej, wojsko nie wie co ma robić.
Ten wywiad stanowi bardzo ostre oskarżenie wobec prezydenta Dudy, ministra Macierewicza, jak również ministra Błaszczaka, bo niczego nie zmienił i kontynuuje tę całą patologię. Nie widzę nadziei na zmiany. Cały czas widzimy propagandę. Polega ona na tym, że wszyscy wiedzą o zahamowaniu modernizacji, a prezydent mówi, że modernizacja trwa. Warto słuchać w takich sprawach wojskowych. Mamy taką sytuację, że właściwie wszyscy emerytowani wojskowi jeszcze niedawno funkcjonujący w różnych bardzo ważnych rolach, oceniają jednoznacznie: te ostatnie trzy lata, to jest najgorszy czas dla armii po 1989 roku.
W niedawnym wywiadzie dla Defence24.pl minister Błaszczak mówił, że mamy wieloletnie zaniedbania w sprawie modernizacji, w tym marynarki wojennej, a decyzje w sprawie zakupów okrętów podwodnych powinny zapaść 5-7 lat wcześniej, czyli w poprzedniej kadencji parlamentu. Wtedy – jego zdaniem – nie trzeba by dziś wycofywać okrętów przed wdrożeniem następcy. Jak się Pan do tego odniesie?
We wcześniejszej kadencji parlamentu zapadły konkretne decyzje. W latach 2012-2013 przygotowaliśmy „Koncepcję Rozwoju Marynarki Wojennej do 2030 roku”, następnie rozpoczęliśmy jej wdrażanie. Elementami tego procesu były trzy pierwsze kroki: zakup drugiego Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego, podpisanie kontraktu na niszczyciel min Kormoran oraz umowy na dokończenie okrętu Ślązak jako jednostki patrolowej. Co więcej, pozostawiliśmy gotowe plany dotyczące okrętów podwodnych.
Chcę podkreślić, że tak ostra krytyka z ust ministra Błaszczaka jest osadzona w kontekście tego, że minister Macierewicz zapowiadał w styczniu 2017 roku przy premier Szydło, że decyzja o okrętach podwodnych zapadnie do końca roku. Mało tego, składał podobne deklaracje jeszcze w grudniu. Do tego odnosi się opinia publiczna i wojsko, do niemal rutynowego zrzucania winy na poprzedników.
Póki co jest tak, że jedynym od dwudziestu kilku lat nowym okrętem w Marynarce Wojennej jest niszczyciel min Kormoran. Przypomnę iż umowa na jego budowę została sygnowana we wrześniu 2013 roku. Żaden nowy okręt podpisany w czasie rządów PiS raczej nie pojawi się w najbliższym czasie. O problemach polskiej floty świadczy też dymisja kontradmirała Mordela. Marynarka kompletnie straciła cierpliwość do takich obietnic. Widać, że nie będzie żadnych decyzji, bo nie ma na to pieniędzy.
Ma Pan na myśli modernizację marynarki, czy również inne programy?
Przy takim sposobie podpisania umowy na realizację pierwszej fazy programu Wisła, jeżeli z pieniędzy MON kupuje się samoloty dla VIP, a z budżetu resortu na 2018 rok przenosi się kilkaset milionów do MSWiA i na zakup śmigłowców dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, fizycznie nie ma pieniędzy na modernizację Sił Zbrojnych RP, poza kilkoma programami które są realizowane. Również budowa Wojsk Obrony Terytorialnej powoduje bardzo duże koszty.
Sądzę, że zatrzymanie zakupu okrętów podwodnych, ale też projektu Homar bierze się z tego, że po prostu nie ma pieniędzy. Realiów budżetowych po prostu nie da się przeskoczyć.
Dziękuję za rozmowę.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]