Polityka obronna
Niemcy: 100 tys. dronów kontra 3,5 proc. PKB na armię [KOMENTARZ]
W Niemczech wkrótce odbędą się wybory parlamentarne, a jednym z głównych tematów jest bezpieczeństwo i obrona. Choć padają ambitne zapowiedzi dotyczące zakupu bezzałogowców czy wydatków na armię, to bardziej prawdopodobne jest utrzymanie bezwładu decyzyjnego, jaki ma miejsce obecnie.
Po rozwiązaniu Bundestagu 23 lutego w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. Najprawdopodobniej żadna ze startujących w nich partii nie uzyska większości i będzie konieczne stworzenie koalicji, by utworzyć rząd. Obecnie w sondażach prowadzi partia CDU/CSU, z ponad 30-procentowym poparciem. Drugie miejsce zajmuje skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec, coraz częściej zbliżająca się do 20-proc. poparcia. Na kolejnych pozycjach znajdują się socjaldemokratyczna SPD, Zieloni, oraz prorosyjski lewicowy sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), a inne partie, w tym tworząca do niedawna koalicję rządową FDP, balansują na krawędzi progu wyborczego.
Jednym z wiodących tematów wyborów jest bezpieczeństwo i obrona, z uwagi na obawy Niemców o bezpieczeństwo w następstwie agresji Rosji na Ukrainę oraz oczekiwanego zmniejszenia zaangażowania w Europie przez nową administrację Donalda Trumpa. Poszczególne partie zgłaszają swoje pomysły na wzmocnienie zdolności obronnych Niemiec.
I tak, minister gospodarki Robert Habeck, wywodzący się z Zielonych, mówił o konieczności zwiększenia wydatków na obronę do 3,5 proc. PKB w ciągu kilku lat. Oznaczałoby to wzrost o 75 proc., bo obecnie nakłady Berlina na obronę – i to z uwzględnieniem specjalnego funduszu Bundeswehry, ustanowionego w roku 2022 i obowiązującego do 2027 roku – oscylują wokół 2 proc. PKB.
Kanclerz Olaf Scholz nazwał tą propozycję „niedojrzałą”, pytając kto za to zapłaci. Dodajmy, że sam Habeck, w rozmowie z „Der Spiegel” przyznał, że zwiększenie wydatków obronnych nie powinno odbywać się ani z „bieżącego” budżetu, ani poprzez cięcia w tzw. Bürgergeld, dochodzie obywatelskim, a de facto systemie zasiłków, krytykowanym przez część niemieckiej prawicy, w tym CDU/CSU za to, że pochłania zbyt dużo środków finansowych. Ponad 63 proc. uprawnionych ma korzenie migracyjne, do tej grupy zaliczają się zarówno obywatele Niemiec których jeden lub oboje rodziców nie mają obywatelstwa RFN.
Habeck stwierdził, że nowe wydatki obronne powinny być finansowane z dodatkowego zadłużenia. Temu z kolei sprzeciwiają się liberałowie z FDP i chrześcijańscy demokraci. Te stronnictwa polityczne są otwarte na zwiększanie nakładów na obronę i zdolności Bundeswehry (CDU/CSU opowiadała się nawet za powrotem do, a raczej odwieszeniem, powszechnego poboru), ale są sceptyczne wobec zaciągania dodatkowych długów, widząc przestrzeń do dodatkowego finansowania obrony w wydatkach socjalnych. Zarówno CDU/CSU jak i FDP sprzeciwiły się niedawno propozycji Habecka, by jeszcze przed wyborami utworzyć drugi fundusz specjalny na rzecz Bundeswehry.
Jeśli chodzi o samą chadecję, to jeszcze pod koniec ubiegłego roku Florian Hahn, ekspert partii CSU dot. polityki obronnej powiedział, że powinno się zakupić dla Bundeswehry 100 tys. dronów, bo obecnie niemiecka armia w tym zakresie jest zacofana „o lata świetlne”. W tym wypadku chodziłoby o zakup, obok specjalistycznych bezzałogowców, dużej liczby tanich systemów uderzeniowych, w tym klasy FPV, podobnych do tych jakie są używane na Ukrainie, lub oferuje niemiecka firma Donaustahl, współpracująca z Kijowem (notabene nie ma większych zamówień ze strony własnej armii). Według Hahna zakupy uzbrojonych dronów były blokowane przez SPD.
Czytaj też
Już po wypowiedzi prezydenta-elekta USA Donalda Trumpa o konieczności zwiększenia przez państwa NATO wydatków obronnych do 5 proc. PKB cytowany przez Politico Hahn stwierdził, że cele dotyczące wysokości nakładów na obronę powinny być ustalane przez wszystkich sojuszników, ale pokazuje to kierunek i konieczność wydawania więcej niż wcześniej. Ale już szef chadecji Friedrich Merz stwierdził, że udział w PKB ma drugorzędne znaczenie, a powinno się dyskutować o konkretnych zdolnościach, przy czym przyznał że dziś Bundeswehrze dużo brakuje do pożądanego poziomu, choć równolegle wskazał na konieczność zwiększenia efektywności wydatków (co dawniej było wymówką do cięć lub zmniejszania skali wzrostu budżetu). Z kolei Ralf Stegner z SPD stwierdził, że to całkowicie bezsensowne, a na świecie trzeba mniej, a nie więcej broni. Warto dodać, że SPD jest wymieniana jako potencjalny koalicjant CDU-CSU, a poglądy takie jak ministra obrony Borisa Pistoriusa, który opowiada się za zwiększeniem finansowania Bundeswehry, są w mniejszości.Dodajmy, że minister Pistorius oraz szefowa MSZ Analenna Baerbock przygotowali według „Der Spiegel” wart 3 miliardy euro pakiet pomocy dla Kijowa, który mógł zostać zatwierdzony jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, ale na drodze stanął nie kto inny, jak kanclerz Olaf Scholz.
Z kolei Sahra Wagenknecht, stojąca na czele prorosyjskiego BSW, krytykuje Trumpa, Habecka i prawicową Alternatywę dla Niemiec (AfD), uderzając w prorosyjskie tony. Chwalona przez Elona Muska Alice Weidel, kierująca prorosyjską AfD, mówi „The American Conservative” że Niemcy jako pokonani w wojnie czują się „niewolnikami”, a niewolnicy nie walczą.
Czytaj też
Apele o zwiększenie wydatków obronnych pojawiają się natomiast w Niemczech ze środowisk gospodarczych. Niemiecki instytut Ifo wyliczył, że w czasie trzech ostatnich dekad, gdy Berlin nie spełniał celu wydatków na obronę na poziomie „tylko” 2 proc. PKB powstała luka inwestycyjna w kwocie 230 mld euro i trzeba ją załatać. O nakłady na poziomie 3 proc. apelował niedawno w wywiadzie dla szwajcarskiego „NZZ” prezes koncernu Hensoldt Oliver Dörre.
Co wynika z niemieckiej dyskusji? Teoretycznie w Niemczech może powstać większość parlamentarna opowiadająca się za znacznym zwiększeniem finansowania armii. Spory dotyczące źródeł tego finansowania (cięcia wydatków socjalnych lub dodatkowe długi) mogą jednak okazać się ważniejsze, niż realizacja priorytetu dotyczącego finansowania wojska (i pomocy dla Ukrainy).
Kolejną kwestią, o której trzeba pamiętać, jest istnienie limitów zadłużenia w niemieckiej konstytucji. Jeśli więc nie uda się znaleźć oszczędności do finansowania armii, to zgoda na dodatkowe zadłużenie musiałaby zostać udzielona nie zwykłą, a konstytucyjną większością głosów, a więc dwóch trzecich w Bundestagu i dwóch trzecich Bundesracie. A o to, biorąc pod uwagę tendencje w Niemczech, może być trudno.
Wiele wskazuje więc na to, że Niemcy nie podejmą zdecydowanych kroków czy to w zakresie wsparcia Ukrainy czy wzmocnienia własnej armii, z uwagi na spory polityczne. A to będzie mieć negatywny wpływ na ich wiarygodność w NATO i wiarygodność Sojuszu Północnoatlantyckiego jako całości, bo największa europejska gospodarka nie może być niezaangażowana we wzmocnienie kolektywnej obrony, zwłaszcza gdy inne duże państwa jak Wielka Brytania czy Francja mają własne problemy gospodarcze i również nie są chętne lub zdolne do zdecydowanego wzmacniania własnego potencjału. Z drugiej strony możliwe, że Berlin po przejęciu władzy przez Donalda Trumpa stwierdzi, że lepiej angażować się więcej w NATO, które przez dekady zapewniało Niemcom bezpieczeństwo, niż ryzykować utratę wiarygodności całego Sojuszu. Ale patrząc na dynamikę sceny politycznej tak w Niemczech jak i Stanach Zjednoczonych, taki scenariusz na dziś wydaje się dość mało prawdopodobny.
WIDEO: Trump na podbój Panamy, Grenlandii i Kanady I ORP Ślązak Gawronem | Defence24Week #105