Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Dobry klimat dla europejskiej zbrojeniówki [KOMENTARZ]

Fot. Ministerstwo Obrony Litwy.
Fot. Ministerstwo Obrony Litwy.

W ostatnim czasie pojawiło się kilka informacji wskazujących na to, że europejska współpraca zbrojeniowa stanie się faktem. Połączenie czynników politycznych, przemysłowych, finansowych i technicznych powoduje, że kraje UE będą zacieśniać współpracę, aby wspólnie budować sprzęt wojskowy. 

W otoczeniu berlińskiego salonu ILA 2018 miało miejsce kilka ważnych wydarzeń dla budowy europejskiego sektora zbrojeniowego. 

Po pierwsze, rywalizujące ze sobą dotychczas koncerny Airbus i Dassault podpisały ze sobą umowę, dotyczącą budowy myśliwca kolejnej generacji, następcy maszyn Eurofighter i Rafale. Władze obu firm, jak i decydenci na szczeblu politycznym najwyraźniej doszli do wniosku, że wspólna realizacja projektu jest konieczna, nawet kosztem pewnych wyrzeczeń obu stron. 

Obecnie zarówno Dassault jak i Airbus/Eurofighter oferują samoloty zaliczające się do tzw. 4.5 generacji zmagają się z konkurencją na rynkach eksportowych, przede wszystkim ze strony amerykańskiego F-35. Europejczycy chcą więc uniknąć budowania dwóch rozwiązań o w sumie podobnych zdolnościach, i połączyć swoje budżety na cele badawczo-rozwojowe. Samodzielna budowa nowego myśliwca byłaby bowiem trudna, i być może nawet zbyt kosztowna. 

Po drugie, w trakcie ILA zaprezentowano też model europejskiego drona klasy MALE. Budowa takiego systemu była uznawana jako obszar współpracy przemysłowej już wcześniej, ale prezentacja jest dowodem, że prace są realizowane, a przedstawiciele producentów zapewniają o zaangażowaniu w projekt.

Po trzecie, podczas berlińskiej wystawy poinformowano, że samolot Eurofighter może zostać zintegrowany z bronią jądrową. Dzięki temu będzie mógł zastąpić w systemie sojuszniczego odstraszania NATO Nuclear Sharing maszyny Tornado, planowane do wycofania przez Niemcy. Eurofighter jest jednym z kandydatów na następcę Tornado, obok niego w programie biorą udział maszyny amerykańskie, w tym F-35, ale resort obrony skłania się do wyboru własnej konstrukcji.

Deklaracja o gotowości integracji broni nuklearnej jest o tyle ważna, że pokazuje iż w państwach europejskich – nawet w Niemczech – wzmacnianie „twardych” zdolności obronnych, uznawanych parę lat temu za „relikty Zimnej Wojny” powoli przestaje być tematem tabu. Nie miałaby ona przecież miejsca, gdyby wcześniej nie zidentyfikowano zapotrzebowania – ze strony państwa i jego władz – na takie rozwiązanie. Świadczy to o powolnej i może zbyt wąsko zakrojonej zmianie mentalności decydentów, jeżeli chodzi o współczesne zagrożenia i obronę. 

Wreszcie po czwarte, w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla dziennika Handelsblatt prezes niemieckiego KMW, Frank Haun oszacował, że w ciągu najbliższych 20-30 lat w Europie może być zamówionych aż 5 tys. nowych czołgów za około 75 mld euro, a łącznie z artylerią wartość rynku na kontynencie przekracza 100 mld euro. Wezwał też do koordynacji zakupów, a za jeden z rynków na nowe czołgi uznał wschodnie kraje UE i NATO, obecnie używające maszyn produkcji rosyjskiej  – Jeżeli w Europie kupujemy tylko europejskie produkty, nie potrzebujemy eksportu uzbrojenia do państw trzecich (np. na Bliski Wschód – red.) – stwierdził. W praktyce oznacza to, że szef przedsiębiorstwa wchodzącego w skład francusko-niemieckiego holdingu KNDS widzi w Europie lukratywny rynek i perspektywy na nowe zamówienia – na tyle duże, że może zrezygnować z części aktywności marketingowej w innych obszarach. Trudno byłoby sobie wyobrazić taką deklarację 5 lat temu - bez zwiększania budżetów obronnych na kontynencie nie byłoby to możliwe. 

Wszystko to, w połączeniu z kolejnymi krokami instytucji UE, przygotowującymi i/lub wdrażającymi takie instrumenty jak PESCO czy Europejski Fundusz Obronny wskazuje, że współpraca obronna na kontynencie będzie zacieśniana i realizowana. Większość krajów NATO na kontynencie w obawie przed Rosją i innymi zagrożeniami zwiększa swoje wydatki na sprzęt wojskowy, nawet jeżeli dynamika tego procesu jest bardzo różna i następuje on powoli w państwach z dużym potencjałem gospodarczym (jak np. Niemcy). 

Z drugiej strony wiadomo, że nawet najsilniejsze kraje Europy nie będą w stanie całkowicie samodzielnie produkować najkosztowniejszych rodzajów sprzętu, tak ze względu na jego skomplikowanie jak i na fakt, że zapotrzebowanie jest dużo mniejsze, niż jeszcze w latach 90, nie mówiąc już o czasach Zimnej Wojny (nawet, jeżeli weźmiemy pod uwagę odtwarzanie niektórych zdolności). Warto przypomnieć, że w Europie produkowano seryjnie aż cztery różne typy czołgów tzw. III generacji (włoski Ariete, brytyjski Challenger 2, francuski Leclerc i niemiecki Leopard 2), ale tylko ten ostatni odniósł szeroki sukces eksportowy.

Dla decydentów w krajach zachodniej Europy ryzyko utraty konkurencyjności własnego przemysłu i przychodów z eksportu często jest nawet silniejszym bodźcem do działania, niż np. niebezpieczeństwo agresji na kraje wschodniej flanki. To kolejny czynnik, który może ich pchnąć do finansowania – również z własnych pieniędzy – projektów kooperacyjnych, o ile ich własne interesy będą zabezpieczone.

Współpraca staje się więc koniecznością. Mniejsze państwa kontynentu, dokonujące po rosyjskiej aneksji Krymu często największych w swojej historii zakupów (np. Litwa, Estonia) mogą być zainteresowane nawet niewielkim udziałem przemysłowym i wspólnym systemem wsparcia logistycznego, bo przecież tworzenie samodzielnej linii produkcyjnej np. dla kilkudziesięciu transporterów opancerzonych raczej nie będzie opłacalne.

Zgodnie z przewidywaniami tą sytuację chcą wykorzystać szczególnie kraje strefy euro, dysponujące największym potencjałem przemysłowym, przede wszystkim Niemcy i Francja. Korzystne byłoby, gdyby – przynajmniej w niektórych projektach, jak np. program czołgu nowej generacji – do europejskiej współpracy na partnerskich zasadach zdołała dołączyć również Polska. Wszystko bowiem wskazuje, że połączenie kilku czynników – niebezpieczeństwa ze strony Rosji, działań UE, rosnących budżetów obronnych i wreszcie samego skomplikowania uzbrojenia, wymuszającego niejako współpracę – zaowocuje tym, że europejska współpraca obronna stanie się faktem.

Oczywiście nie oznacza to, że w przeciągu kilku lat do produkcji wejdą setki nowych systemów uzbrojenia w ramach PESCO i EDF. To raczej długotrwały proces, a w siłach zbrojnych jego efekty będą odczuwalne  zresztą w pewnym stopniu zagrożony czynnikami politycznymi i gospodarczymi. W Niemczech już przecież toczy się spór o skalę wzrostu wydatków na obronność, również wewnątrz „nowej-starej” koalicji CDU/CSU i SPD, a bez dodatkowych pieniędzy europejskie projekty trudno będzie realizować. Co więcej, każde wyhamowanie koniunktury gospodarczej może mieć wpływ na wysokość budżetów obronnych.

Z drugiej jednak strony, zmiany sytuacji politycznej przekładają się na ocenę zagrożeń i dziś w wypadku problemów budżetowych bardziej prawdopodobne jest spowolnienie wzrostu wydatków obronnych, niż cięcia tak głębokie, jak w wielu krajach miały miejsce około 2010 roku. Wydaje się więc, że Europa wzięła kurs na współpracę zbrojeniową i będzie on, pomimo możliwych czy nawet prawdopodobnych zawirowań, kontynuowany. Dobrze, by również polskie władze i przemysł były na to przygotowane.

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (6)

  1. De Retour

    4 maja Niemcy i Francja podpisały program Tigre Mk3.

  2. Dd

    Dobra konkluzja lecz wydaje się, że nasze władze dążą do odcięcia się od zbrojeniowki europejskiej i zaciśnięte współpracy z USA.

  3. i tyle

    Dla zbrojeniówki klimaty dobre, dla budżetu a zwłaszcza długu Polski tragedia. Najlepsze klimaty dla USA zbrojeniówki. Interes na histerii, nie wszyscy tak umieją... ps. -2,6 PKB długu wewnętrznego Polski, na tyle nas rządy nacięły, oj będzie \"emarytura\", jak sobie ją na organkach wygramy... ale co tam kupmy jeszcze z 700 F16

  4. PLC

    Czyli straszenie Rosją przynosi\"efekty\".

  5. PKP kargo

    Tak... To jest szansa dla pgz na produkcję europejskich śrubek i podkładek wojennych... Ale od poczynajac od wydobycia... Bałtyckie kraje zostały uznane przez Rosjan do mycia sanitariatow w UE... Od szczotki poczynajac

  6. Kowalskiadam154

    Jak się już zjednoczą w różnorodności to chyba uda się im w końcu osiągnąć wydajność i nowoczesność przemysłu radzieckiego :-)

Reklama