Reklama

Czego nie zabierać na wojnę? Lipton odpowiada

Autor. Gerry Meldani/Unsplash

Po moich doświadczeniach na polu walki na Ukrainie zostałem zapytany o to, czego żołnierz na wojnie nie może ze sobą zabierać. Wydawałoby się, że odpowiedź jest prosta, jednak w wielu przypadkach brzmi „to zależy”. Co ze sobą zabrać, a czego nie używać na polu walki, aby zwiększyć szanse na przeżycie?

To oczywiście zależy od zadania i warunków, w jakich będzie ono wykonywane. Przede wszystkim jednak decydujący jest czynnik ludzki. Poniżej zbiór moich doświadczeń z ukraińskiego frontu.

Reklama

Telefony komórkowe

Powszechnie uważa się, że w polu nie należy korzystać z telefonów komórkowych (urządzeń GSM), gdyż zdradzają naszą pozycję. Żołnierze muszą wykorzystywać absolutne minimum potrzebnych funkcji starając się zmniejszyć transmisję. Dlatego też, jeżeli będziemy korzystać z urządzenia, będziemy cały czas pracować w trybie samolotowym.

W takim wariancie, dowódca na pozycji wykorzystuje załadowaną wcześniej mapę offline z naniesionym systemem dozorów i punktów orientacyjnych dla wskazywania celów i orientowania w terenie. Ważne, by na takiej mapie nie były naniesione punkty wojsk własnych. Wszystko ze względów bezpieczeństwa. Oprócz tego rekomendowane jest by pozostali żołnierze posiadali analogiczną mapę na swoich urządzeniach, które jednak pozostają wyłączone do momentu, w którym zaistnieje potrzeba ich użycia (zniszczenie, rozładowanie urządzenia dowódcy drużyny lub wyłączenie go z dalszych działań i przejęcie dowodzenia przez zastępcę). Istnieje jeszcze jeden bardzo prozaiczny powód, dla którego każdy powinien mieć telefon przy sobie - w momencie zranienia i ewakuacji żołnierz ma możliwość powiadomić przełożonych gdzie się znajduje. System przeciążony liczbą rannych zwykle nie przekazuje takich informacji, a od przełożonych wymaga się wiedzy o aktualnie hospitalizowanych podwładnych.

Innym przypadkiem są stanowiska dowodzenia lub kontroli dronów, gdzie tryb samolotowy jest wzbogacony o Wi-Fi w celu pracy ze Starlinkiem. Należy przy tym pamiętać o ekranowaniu urządzenia i modemu Starlinka - w celu zmniejszenia dookólnej transmisji poprzez np. wykorzystywanie piwnic, budynków, schronów, oraz każdorazowym wyłączaniu Wi-Fi w urządzeniu, gdy opuszczamy stanowisko. To tak naprawdę wyczerpuje nam dopuszczalne wykorzystanie urządzeń GSM na polu walki. W sytuacjach alarmowych (np. zagubienie się) możliwe jest użycie GPS w celu zorientowania się w terenie, jednak preferowaną u nas opcją był nadgarstkowy GPS (noszowy wyłączony) z zaprogramowanym jednym punktem terenowym oznaczonym - na tyle charakterystyczym, aby dzięki niemu żołnierz mógł trafić do wojsk własnych.

Włączenie transmisji danych wiąże się z ryzykiem zapamiętania telefonu przez wrogi nadajnik GSM (w tym montowanym na Orlanie). Praca dużej ilości telefonów w terenie niezabudowanym (poligon pole, las) wiąże się z ryzykiem rozpoznania i porażenia przez przeciwnika.

Reklama

Światło. Jak przetrwać w ciemności?

Trzeba pilnować dyscypliny światła. Na współczesnym polu walki światło w nocy oznacza śmierć. Żadnych świateł w pojazdach. Nie tylko oznaczają swoją pozycje, oświetlają pozycje innych, ale i znacznie utrudniają prowadzenie kierowcom pojazdów korzystających z noktowizji. Żadnych, nawet czerwonych, latarek. W trakcie przemarszu czy na odsłoniętej pozycji może i słabo widzi się czerwone światło na większych odległościach, ale noktowizja widzi je świetnie. Jeżeli już bardzo potrzebujemy światła, bo nie dysponujemy noktowizją, zadbajmy o jak najmniejszą jego widoczność, używając go w zamkniętych pomieszczeniach, pod jakimś przykryciem.

Nawet podświetlenie zegarka traktować należy jako element potencjalnie demaskujący, w związku z czym należy zachowywać ostrożność nawet przy tak błahej czynności, jak sprawdzenie godziny. Przed zapadnięciem zmroku warto także też przestawić w tryb ciemny radiostacje posiadające ekran (równeż bardzo dobrze podświetlają użytkownika). W nocy dopuszczalnym wariantem użycia światła są lightsticki, ale raczej IR dla oznaczenia punktów i małe (około 5cm) dla oznaczenia na plecach żołnierzy grupy szturmującej w nocy w celu uniknięcia „friendly fire”. Jeżeli będziemy używać latarek, to w ciągu dnia (do szukania odciągów min w trakcie czyszczenia pomieszczeń, piwnic i schronów, czyli miejsc o wiele ciemniejszych niż otoczenie).

W powiązaniu ze światłem widzialnym należy też zwrócić uwagę na promieniowanie cieplne, niewidoczne dla oka czy dla noktowizji (chociaż zdarzają się sytuacje występowania promieniowania w obydwóch zakresach - ogień, żarnik żarówki itp.). Świat idzie naprzód i termowizor  stał się powszechnym przyrządem obserwacyjnym. Przytaczając klasykę obserwacji - w nocy żar z papierosa, słabo obserwowalny z odległości do kilkuset metrów gołym okiem, w noktowizji świeci jak latarka. Termowizja będzie nawet w stanie „podpowiedzieć” nam poprzez zmianę koloru najcieplejszego punktu czy postawienie krzyżyka w zależności od urządzenia i to na dystansach często powyżej kilometra. W związku z przeżywanym stresem wielu żołnierzy pali, ciężko im tego zabronić i jeżeli robią to w schronie, czy w norze, przykryci pałatką, są w stanie zminimalizować generowane zagrożenie…

Zadbać należy również o nieużywanie grzałek czy świeczek okopowych. Wejścia do nagrzanych w taki sposób schronów czy pomieszczeń stanowią informację dla przeciwnika o potencjalnym skoncentrowaniu się żołnierzy, którzy w ten sposób stają się celem punktowym. Kiedyś to „przechodziło”, teraz w momencie, gdy na niebie „wiszą” drony z termowizją, ogrzewany schron może szybko zmienić się w bracką mogiłę. Jedynym praktycznym rozwiązaniem pozostają indywidualne ogrzewacze chemiczne pozwalające ogrzewać głównie kończyny, zwiększając komfort służby bez znaczącego zwiększenia sygnatury cieplnej żołnierza. 

Pojazdy

Następnym powszechnie popełnianym błędem jest używanie zbyt dużej liczby pojazdów jednocześnie, zamiast wykonać kilka kursów wahadłowo. Błędem jest przemieszczanie się w kolumnach czy też często pozostawianie większej liczby pojazdów w bezpośredniej bliskości (np. stanowisk dowodzenia, punktu wyładunku czy ewakuacji etc.) Takie sytuacje stwarzają potencjalne zagrożenie nawet w pełnej dyscyplinie światła, gdyż silniki i koła pojazdów nagrzewają się i pozostają ciepłe przez długi czas, a czym więcej ich będzie tym bardziej wartościowym celem się staną. Prawdopodobnie na pojedynczego pickupa nikt nie będzie tracił pocisków artyleryjskich (max. moździerze albo ppk, jeśli wszedł pod ogień na wprost), ale na pięć aut pod jednym domem to i kasety Gradu nie szkoda. Ta sama zasada tyczy się piechoty w polu, a szczególnie w trakcie przemieszczenia w obszarze nieprzygotowanym fortyfikacyjnie.

Reklama

Papieros może zabić szybciej, niż nam się wydaje

Od wspomnianego warunkowo akceptowanego papierosa możemy przejść do kwestii innych używek pojawiających się na polu walki. Inne warianty nikotyny, czyli tabaka i saszetki nikotynowe, jak najbardziej sprawdzają się wśród palaczy. Pozwalają im zredukować ilość wypalanych na pozycji papierosów poprzez dostarczanie nikotyny do organizmu. Na wojnie dla palaczy to bezpieczniejsza opcja, bo żołnierze nie ryzykują zdradzenia swojej lokalizacji, nie rozpraszają się trzymaniem czegoś w rękach, no i zapewniają sobie tego „kopa” nikotyny, którego potrzebują w stresie.

Używki

Kofeina w tabletkach też znajduje swoje zastosowanie, no chyba że dla pobudzenia jak ktoś lubi to może też jeść fusy z kawy, bo o wrzątek jest ciężko. Energetyki też odpadają z racji objętości i wagi… lepiej w to miejsce wziąć tą samą ilość wody, bo jej zawsze brakuje. I to na tyle dopuszczalnych używek w polu. Wszystko ponad stwarza w różnym stopniu zagrożenie dla żołnierza i otoczenia.

Zdarzało się, że mimo to żołnierze zabierali ze sobą na pozycje alkohol, którego efektem jest też rozrzedzenie krwi, więc w razie zranienia zwiększa to ryzyko wykrwawienia czy narkotyki, co skutkowało różnymi ekscesami…  Od strzelaniny z wyimaginowanym przeciwnikiem, przez rzucanie granatami w sąsiednie okopy, po bieganie po ziemi niczyjej w ucieczce przed „wiedźmą” czy nawet przespanie półtorej doby na stanowisku dowodzenia przez szefa kompanii, którego puścił fentanyl… Podsumowując, ludzie, którzy tak się wspomagają w najlepszym razie są wakatami na pozycji, a w najgorszym utrudniają pracę, sprowadzając zagrożenie na siebie i kolegów, w związku z czym mogą szybko przeistoczyć się w „gruz 200”.

Oznaczenia jednostek czy stopnie wojskowe też raczej nie są pożądane oprócz momentów gdzie wróg ma się dowiedzieć, że lepsza jednostka zmieniła słabszą i mogą już sobie darować dany kierunek (jednak to musi być decyzja podjęta przez tzw. górę), czy też w ramach mylenia operacyjnego z wykorzystaniem wskazanej jednostki. Kolejnym nie do końca pożądanym elementem są kolorowe taśmy, a raczej ich przedawkowanie… Oczywiście trzeba je mieć, żeby rozróżniać się w dzień, ale czy naprawdę żołnierz po własnym okopie w obronie musi biegać w żółtym hełmie? Czy nie wystarczyłby mu pasek z tyłu hełmu, by własne drony go mogły rozpoznać, a od obserwacji wzrokowej przeciwników byłby chociaż częściowo chroniony przez kamuflaż? W tym względzie jestem zwolennikiem minimalizmu, gdyż mimo używania (przez co poniektórych przesadnych) oznaczeń, często i tak dostawaliśmy „friendly fire”… a jeśli czegoś nie widać, trudniej jest w to trafić, bo mimo wszystko przyjacielski ogień nie jest wcale taki przyjacielski. 

Książeczka wojskowa, podobnie jak odznaka rozpoznawcza jednostki może zdradzić przeciwnikowi informację o obecności danej jednostki na odcinku frontu. Dlatego podlega depozytowi przed wyjściem na pozycje. Żołnierz w jej miejsce był zobowiązany zabrać nieśmiertelnik, o ile takowy posiadał lub inny dokument tożsamości np. paszport. Dlaczego? Sprawa prozaiczna, identyfikacja żołnierza w razie śmierci.

Podsumowując, żołnierz na wojnie musi być nie tylko dobrze wyposażony w sprzęt pozwalający mu zwyciężać, ale także musi zadbać o to, aby to co zabiera ze sobą, albo czego używa nie doprowadziło do jego eliminacji.

Reklama
WIDEO: ASDA 2025: Aselsan jest przygotowany do współpracy z Polską
Reklama

Komentarze (2)

  1. Tani2

    Ja napiszę inaczej,musisz mieć książeczkę ,masz książeczkę to jesteś kombatant czyli podlegasz Konwencji. Ochotnicy Konwencji nie podlegają więc.....

  2. Ma_XX

    Pamiętam w sortach mundurowych do Iraku dwie pary zielonych kalesonów z polaru :D

    1. panemeryt

      No i? Pomiędzy grudniem a lutym w Iraku bywa chłodno. W środkowej części często jest ok +5 stopni, zdarzają się przymrozki. A na północy i w górach poniżej zera i opady śniegu zimną są normalne. Ale co ja tam wiem....

Reklama