Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Państwo Islamskie w Libii wykorzysta europejską operację ratunkową?

Śmierć ponad 1000 nielegalnych imigrantów na Morzu Śródziemnym zszokowała europejską opinię publiczną i postawiła rządy UE pod presją. Niestety, ta presja może jeszcze pogorszyć sytuację. Wynika to z faktu niezrozumienia celów operacji Triton, a także percepcji oderwanej od sytuacji w Libii i rozwoju terrorystyczno-kryminalnych sieci w Afryce Płn., w tym tych związanych z Państwem Islamskim.

Fot. wikimedia.org
Fot. wikimedia.org

W wielu komentarzach po kwietniowych, tragicznych incydentach na Morzu Śródziemnym podkreślano, iż Unia Europejska musi zwiększyć działania na rzecz ratowania rozbitków. Tymczasem podstawowym celem Operacji Triton nigdy nie były operacje ratunkowe, lecz ochrona południowej, morskiej granicy Unii Europejskiej przed napływem nielegalnych imigrantów. Sytuacja jest o tyle absurdalna, że incydenty te miały miejsce daleko poza wodami terytorialnymi Włoch czy jakiegokolwiek innego kraju UE, blisko zaś wód terytorialnych Libii. Niestety jest to konsekwencja błędu popełnionego przez Włochy w 2014 r., które ugięły się pod presją organizacji humanitarnych i wydały 114 mln EUR na Operację Mare Nostrum. Mimo tego, iż podstawowym celem tamtej operacji również nie było ratowanie rozbitków, to inaczej zostało to odebrane zarówno przez opinię publiczną, jak i samych nielegalnych imigrantów. Efektem był wzrost ich liczby o 300%, co przełożyło się też na wzrost liczby zatonięć i w konsekwencji na to, że Mare Nostrum w istocie przekształciło się w operację ratunkową. 

W 2014 r. ponad 150 tys. nielegalnych imigrantów trafiło do Włoch i władze tego kraju zrozumiały, że nie mogą kontynuować tej polityki – Mare Nostrum zostało zastąpione przez Operację Triton, tańszą i jeszcze bardziej skoncentrowaną na ochronie granicy i powstrzymywaniu imigracji. Ale sygnał wysłany przez Mare Nostrum już do Afryki dotarł i tylko w I kwartale liczba nielegalnych imigrantów wzrosła o 40%. W dodatku w tym samym czasie wzrósł chaos w Libii i aktywność organizacji dżihadystycznych w tym kraju, a Państwo Islamskie przejęło kontrolę nad portami w Dernie i Syrcie. Niestety opinia publiczna w Europie zwróciła uwagę na sytuację w Libii tylko na krótko, przy okazji dwóch masakr na plaży w Syrcie – Koptów w lutym i Etiopczyków w kwietniu. Mimo, że większość imigrantów z Afryki rusza na włoską Lampeduzę właśnie z Libii, a terroryści już zapowiedzieli korzystanie z tego kanału, to wielu komentatorów zdaje się ignorować ten fakt. 

Pod naciskiem opinii publicznej Unia Europejska postanowiła trzykrotnie zwiększyć wydatki na Operację Triton (do 10 mln EUR miesięcznie), utrzymując jednak podstawowy cel operacji – ochronę granicy a nie akcje ratunkowe. W związku z tym, strefa operacyjna Tritona nie będzie rozszerzona niemalże do granic wód terytorialnych Libii, jak chciały to niektóre organizacje humanitarne (np. Amnesty International). Byłoby to zresztą już całkowitym absurdem i spowodowałoby jeszcze większą liczbę imigrantów uciekających jeszcze tańszym kosztem (na słabszych łódkach). Trzeba sobie bowiem uświadomić, iż traktowanie tej operacji jako ratunkowej to tworzenie błędnego koła, które cały czas będzie prowadzić do zwiększania liczby „boat people” oraz ofiar. Realizując tę logikę, końcowym efektem powinno być ustawienie łodzi ratunkowych w takiej odległości od wybrzeża Afryki, by nielegalni imigranci mogli się na nie dostać wpław. 

Choć UE nie przyjęła tego sposobu myślenia, a także postanowiła w ramach Tritona wzmocnić takie działania jak monitorowanie i likwidowanie siatek przemytniczych oraz niszczenie łodzi używanych do transportu nielegalnych imigrantów, to można się spodziewać, iż wzrośnie liczba „boat people” uciekających na coraz gorszych łodziach, spodziewając się akcji ratunkowych. Wynika to z kilku kwestii. Po pierwsze, komentarze medialne koncentrowały się na aspekcie humanitarnym i towarzyszyły im deklaracje dot. dystrybucji uchodźców we wszystkich krajach UE (w tym w Polsce). Po drugie, libijska administracja w Trypolisie (nielegalna) zażądała uznania jej za stronę, grożąc przeciwdziałaniem ewentualnym operacjom antyprzemytniczym. 

Ta druga kwestia obnaża kolejną katastrofę polityki międzynarodowej (nie tylko unijnej) wobec Libii. W lutym zanosiło się na międzynarodową interwencję z kluczową rolą Egiptu, ale zostało to zablokowane przez USA, prawdopodobnie pod naciskiem Kataru i być może też Arabii Saudyjskiej. Katar wspiera bowiem nielegalny rząd w Trypolisie, bazujący na elementach islamistycznych i powiązany z Bractwem Muzułmańskim. Arabia Saudyjska zaś unika obecnie konfliktów z Państwem Islamskim i zainteresowana była przeniesieniem uwagi „bloku sunnickiego” (w szczególności Egiptu) na wojnę proxy z Iranem na otwartym niedawno froncie w Jemenie. Na ostatnim szczycie państw arabskich delegacja saudyjska nerwowo zareagowała na sugestie al Sisiego dot. operacji antyterrorystycznej w Libii. 

Ponieważ Egipt jest w trakcie uzyskiwania ogromnej pomocy finansowej od państw Półwyspu Arabskiego, nie podejmie działań sprzecznych z ich oczekiwaniami, a tylko Zjednoczone Emiraty Arabskie (i uboga Jordania) wspierają Operację Godność w Libii (operacja legalnego rządu w Tobruku i armii libijskiej pod dowództwem gen. Haftara przeciw nielegalnemu rządowi w Trypolisie i islamistom). Gen. Khalifa Haftar, mianowany niedawno szefem armii odwiedził zresztą niedawno Jordanię i Emiraty szukając poparcia. Natomiast reszta krajów arabskich, podobnie zresztą jak Europa czy USA, udają, że wierzą w pozytywny wynik dialogu między Tobrukiem i Trypolisem. Negocjacje te trwają od miesięcy, ostatnio w Maroko. 

Po ostatnim spotkaniu w połowie kwietnia ogłoszono, że w 80% osiągnięto porozumienie, po czym Algieria ogłosiła, że rozmowy w Maroko są bez znaczenia, a prawdziwe rozmowy toczą się w Algierze i też jest blisko porozumienia. Natomiast 23 kwietnia siły wierne rządowi w Tobruku, powiązane z brygadami Zintan (które kontrolowały w zeszłym roku lotnisko w Trypolisie), przypuściły ofensywę na Trypolis, grożąc przecięciem drogi łączącej go z miastami znajdującymi się na zachód od libijskiej stolicy, a będących pod kontrolą jej rządu. Obecnie rząd z Trypolisu kontroluje przede wszystkim tereny na wschód od stolicy, aż do Misraty, natomiast na zachód kontroluje coraz węższy pas wybrzeża. Pod koniec lipca doszło zresztą to rozłamu w obozie „Libijskiego Świtu” (popierającego nielegalny rząd w Trypolisie) i tamtejszy kadłubowy parlament odwołał nielegalnego premiera, który zresztą nie uznał tego odwołania za legalne. Początkowo pojawiły się komentarze, iż miął to być krok w kierunku porozumienia w rozmowach w Maroko (między Tobrukiem i Trypolisem), ale nic na to nie wskazuje. 

Tymczasem Państwo Islamskie staje się coraz silniejsze w Libii. Mimo buńczucznych deklaracji administracji z Trypolisu, która jeszcze w lutym wysłała milicję z Misraty do wyparcia IS z Syrty, nic takiego nie nastąpiło. Islamiści z Trypolisu publikują wprawdzie mapki, z których wynika, iż IS jest już w Syrcie otoczona, ale podobnie ogłaszano odbicie z rąk IS miasta Nofaliya – zakończyło się na zapowiedziach. IS prawdopodobnie nadal kontroluje też złoża naftowe niedaleko Syrty. Ponadto konsoliduje swoją kontrolę nad innymi grupami dżihadystycznymi, przede wszystkim Ansar Al Szaria, po tym, jak jeden z jej liderów Abu Abdullah al Libi przysiągł wierność „kalifowi” Baghdadiemu. Gorzej dżihadystom wiedzie się w Benghazi, gdzie ponad 80% miasta znajduje się pod kontrolą armii Haftara, ale pozostałą część miasta IS przejmuje spod kontroli Rad Szury. 

Państwo Islamskie powołało już trzy wilayaty (jednostki administracyjne) w Libii – Tripolitania, Barqa i Fezzan. Jeżeli chodzi o Tripolitanię to obejmuje ona przede wszystkim Syrtę, jednak IS ma też zdolności operacyjne w Trypolisie, co udowadnia kolejnymi zamachami bombowymi. Bazą wilayatu Barqa jest Derna, lecz obejmuje ona również fragmenty Benghazi. Natomiast co do wilayatu Fezzan, to pojawiły się informacje o kontroli IS nad fragmentem Libii w pobliżu granicy z Nigrem, co stanowi potencjalnie ogromne zagrożenie dla Francji (kopalnie uranu Areva w Arlicie). 

Konsolidacja kontroli IS nad Ansar al Sharia (a także Boko Haram czy Shebab), może doprowadzić do przejmowania przez nią kontroli nad pustynnymi katibami (oddziałami) Al Kaidy Islamskiego Maghrebu. Może to zresztą wynikać z czystej kalkulacji ekonomicznej, a nie religijno-politycznej i może zwiększyć problemy UE. Chodzi tu o transsaharyjski przemyt – pustynni dżihadyści typu Mokhtar Belmokhtar od lat zajmowali się też działalnością kryminalną, w tym przemytem kokainy do Europy (we współpracy z kartelami południowoamerykańskimi oraz skorumpowanymi afrykańskimi rządami). Kontrola IS nad fragmentem wybrzeża Morza Śródziemnego stwarza tu dodatkowe możliwości także i w tym zakresie. 

Zarówno rządy europejskie jak i opinia publiczna muszą zrozumieć, iż intensyfikacja działań ratowniczych na Morzu Śródziemnym to ślepa uliczka. Doprowadzi to nie tylko do wzrostu imigrantów i wypadków, ale także do przejęcia kontroli nad przemytem ludzi przez Państwo Islamskie i wykorzystywania tego kanału zarówno do ataków terrorystycznych, jak i do działalności kryminalnej, w tym przemytu narkotyków. 

Witold Repetowicz

 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama