Na wstępie przypomnijmy Czytelnikom, że o ile istnieje jeden narodów chiński, o tyle w praktyce są dwa państwa chińskie: jednym z nich jest Chińska Republika Ludowa (ChRL), powołana do życia przez Mao Ze-donga w 1949 roku na obszarze kontynentu. Drugim jest tak zwany Tajwan, formalnie Republika Chińska, która istnieje od 1912 roku (do 1949 roku na kontynencie, od 1949 roku już tylko na Tajwanie). Oba uważają się za prawowitego i jedynego przedstawiciela tak narodu, jak i państwa chińskiego. Tajwan jest demokracją, na czele której stoi prezydent. Od 2008 roku był nim Ma Ying-jeou, wywodzący się z KMT, a więc z Chińskiej Partii Narodowej. Od samego początku prezydent Ma unormowanie relacji z Chinami uznawał za priorytet swej polityki zagranicznej.
Rządy KMT ostatecznie zakończyły się. 16 stycznia 2016 roku wybory wygrała opozycyjna DPP, a więc Demokratyczna Partia Postępowa, na czele z Tsai Ing-wen, wicepremier Tajwanu w latach 2006-2007, doktor prawa, która przegrała z Ma podczas wyborów prezydenckich w 2012 roku. Tsai, która zostanie zaprzysiężona w maju, otrzymała teraz 56,1 procent głosów w wyborach powszechnych (niemal 7 milionów głosów), podczas gdy Eric Chu z KMT 31 procent (prawie 4 miliony głosów). Trzeci na liście James Soong z konserwatywnej, prochińskiej Partii Najpierw Naród uzyskał 12,8 procent głosów (1,6 miliona głosów). Co ważne, KMT utraciło władzę nie tylko na stanowisku prezydenta, ale także w parlamencie. W wyniku wyborów parlamentarnych DPP uzyskało aż 68 ze 113 miejsc w parlamencie. KMT ma tylko 35 (w poprzednich wyborach, w 2012 roku, KMT zyskało 64 miejsca, podczas gdy DPP 40). To niezwykle ważne dla DPP, bowiem poprzedni prezydent z ramienia DPP, Chen Shui-bian (2000-2008), rządził bez większości parlamentarnej.
Jaka polityka wobec Chin?
Taki, a nie inny wybór został przyjęty z niepokojem w Chinach kontynentalnych (ChRL), które wolałyby, aby prezydentem nadal był przedstawiciel KMT, kiedyś partii mocno nacjonalistycznej, zapowiadającej inwazję na kontynent i zjednoczenie kraju pod wodzą KMT, teraz ugodową, nastawioną na współpracę i poprawę relacji dwustronnych. DPP charakteryzuje kurs zdecydowanie bardziej proniepodległościowy. Zwolennicy ugrupowania krytykowali rządzącego w latach 2008-2016 prezydenta Ma Ying-jeou z KMT, stwierdzając, że jego polityka wobec ChRL była zbyt ugodowa i mogła z czasem doprowadzić do wchłonięcia Tajwanu przez Chiny kontynentalne, co znaczna część społeczeństwa Tajwanu kategorycznie odrzuca. Prochińska polityka KMT doprowadziła w ostatnich latach do serii protestów społecznych, a nawet kilkutygodniowej okupacji przez studentów parlamentu w Tajpej. To efekt wyraźnego trendu w społeczeństwie, szczególnie w młodym pokoleniu, które nie uważa się za Chińczyków, ale Tajwańczyków. Co więcej, nie dostrzegli oni żadnych korzyści ze zbliżenia z Chinami.
Chińska, państwowa agencja informacyjna Xinhua skomentowała wybory na Tajwanie stwierdzeniem, że „powrót DPP do władzy bez wątpienia stanowi poważne wyzwanie dla relacji w Cieśninie Tajwańskiej”. Chińskie media starania DPP określiły mianem „halucynacji”, a także przypomniały czasy, kiedy po raz ostatni rządził prezydent z ramienia DPP – wspomniany Chen Shui-bian. Wówczas relacje tajwańsko-chińskie były bardzo napięte. Władze ChRL natomiast raz jeszcze przypomniały, że całkowicie sprzeciwiają się jakimkolwiek działaniom, które mogłyby doprowadzić do niepodległości Tajwanu. Dodano, że Tajwan to wewnętrzna sprawa Chin, które są jedne i niepodzielne. Jednocześnie chińska cenzura zablokowała wyszukiwanie słowa „Tsai” na rodzimym portalu społecznościowym Weibo.
Tsai Ing-wen od razu zapowiedziała, że utrzymanie pokojowych relacji z ChRL to jedno z ważniejszych zadań dla jej rządu, ale jednocześnie stwierdziła, ze Tajwan nie zrezygnuje ani ze swojej narodowej tożsamości, ani samodzielności. „Nasza demokracja, tożsamość narodowa i wymiar międzynarodowy muszą być w pełni szanowane” – stwierdziła po zwycięstwie wyborczym – „jakakolwiek presja osłabi stabilność relacji w Cieśninie Tajwańskiej”. Według Tsai polityka Tajwanu ma opierać się na działaniach, które są „spójne, przewidywalne i harmonijne”. Jak dodała, „obie strony mają obowiązek zrobić wszystko, aby obustronnie akceptowalne sposoby do współpracy, oparte na szacunku i wzajemności, bez prowokacji i zaskakiwania”.
Czy Tsai skieruje Tajwan na drogę niepodległości i zakończy kurs swojego poprzednika Ma Ying-jeou, w zakresie zbliżania z Chinami? Takie obawy są dostrzegalne w Chinach, ale to mało prawdopodobne. Byłoby to, po prostu, nieracjonalne. Chiny kontynentalne to obecnie największy partner gospodarczy Tajwanu, a ogłoszenie niepodległości byłoby nie tylko samobójstwem gospodarczym, ale także i politycznym, bowiem ChRL oficjalnie uznaje, że taki ruch doprowadzi do inwazji, której odparcie przez Tajwan byłoby cudem. Niepodległość nie byłaby odebrana pozytywnie przez jedynego sojusznika Tajwanu, a więc Stany Zjednoczone, które zabiegają o utrzymanie obecnego stanu. Innymi słowy, chociaż z powodów politycznych mówienie o niepodległości jest konieczne, to doprowadzenie do niej, a więc zniszczenie korzystnego dla obu stron status quo, przyniosłoby więcej strat niż pożytku. Dotyczy to także Chin kontynentalnych, które będą zainteresowane możliwie bliską współpracą z DPP.
Formalnej niepodległości nie chce tajwański naród. Według najnowszych badań opinii publicznej, zdecydowanymi zwolennikami takiego rozwiązania jest raptem 10 procent społeczeństwa. Ludzie interesują się, przede wszystkim, sytuacją gospodarczą, a ta jest coraz gorsza i to ona była główną przyczyną zamiany KMT na DPP. Tajwan od dłuższego czasu nie może wyjść z recesji. Gospodarka traci swoją innowacyjność, a bezrobocie wśród młodych ludzi w wieku 20-24 lat wzrosło do 12 procent, podobnie jak koszty życia w kraju. To właśnie gospodarką ma zająć się prezydent Tsai na pierwszym miejscu.
Niemniej jednak Waszyngton bacznie przygląda się sytuacji w Cieśninie Tajwańskiej i nie chce, aby doszło do zaognienia sytuacji – nawet w wymiarze retorycznym. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama już zapowiedział wysłanie do kontynentalnych Chin zastępcę sekretarza stanu Antony`ego Blinkena, by porozmawiał w Pekinie z przedstawicielami miejscowych władz na temat sytuacji na Tajwanie. Poprzednik Blinkena, William Burns, wybierze się natomiast do Tajpej, by rozmawiać z nową prezydent Tajwanu. Cel obu spotkań jest podobny – uspokoić sytuację i przekonać obie strony do zachowania zdrowego rozsądku.
Co dalej z obroną?
Istotną kwestią pozostanie polityka bezpieczeństwa i obronna Tajwanu. Jej znaczenie podkreślał prezydent Ma Ying-jeou, który próbował zmodernizować siły zbrojne. Jego ostatnim kontraktem była umowa z grudnia 2015 roku o wartości 1,83 miliarda dolarów na dwie fregaty typu Oliver Hazard Perry, pociski przeciwpancerne i przeciwlotnicze oraz pojazdy amfibijne AAV-7. Prezydent Tsai zapowiada aktywną politykę obronną. Jednym z zapowiedzianych priorytetów jest zwiększenie rodzimego potencjału przemysłu obronnego w takich dziedzinach jak lotnictwo, okręty podwodne oraz bezpieczeństwo teleinformatyczne (do 2024 roku ma powstać czwarty rodzaj sił zbrojnych, a więc „cyber-armia”). To także systemy łączności i rozpoznania, systemy rakietowe i przeciwrakietowe. Państwowe firmy zbrojeniowe mają wydawać więcej na badania i rozwój, a także zintensyfikować współpracę z sektorem cywilnym.
Co do szczegółów, to DPP za konkretne priorytety uznaje rozwój bezzałogowych statków latających różnych klas i przeznaczenia, budowę nowych samolotów szkolenia zaawansowanego mających zastąpić F-5E/F (66 samolotów od 2019 roku według planów rządowych). DPP chciałoby również, aby rodzima zbrojeniówka – z racji trudności wejścia we współpracę międzynarodową – opracowała i wybudowała bojowy samolot wielozadaniowy nowej generacji (plany zakładają jego opracowanie do 2023 roku. Produkcja miałaby rozpocząć się w 2026 roku). Jeżeli chodzi o marynarkę wojenną, DPP postuluje skoncentrowanie większej uwagi na wspomnianych okrętach podwodnych. Według nowych władz taka polityka ograniczy uzależnienie Tajwanu od importu broni, a także wygeneruje 8 tysięcy miejsc pracy.
dr Robert Czulda
tagore
Tajwan nigdy nie był częścią Państwa Chińskiego.
Boruta
Do reakcji ChRL trzeba dodać manewry 31 grupy armijnej i zarzucenie profilu facebookowego nowej prezydent 40 tysiącami (sic!) wpisów trolli KPCh. :-)
Mła
Nie ma czegoś takiego jak jeden naród Chiński. Chiny etnicznie są mocno zróżnicowane, a mniejszości narodowe są, większe nisz liczba Polaków.
Luke
Bardzo ladny kraj mialem mozliwosc tam spedzic tydzien czasy i mam nadzeje ze wruce! Chiny mysla ze moga straszyc Taiwan i ze moga sobie dyktowac im co i jak. Well Taiwan sie nie daje i mam nadzeje ze to jest dobry wybur na prezydeta i dobry krok do przodu. Polska powinna partnerowac w jakims sposobie z Taiwanem by sie oplacalo!