Reklama

Geopolityka

Marines na wojnie z narkotykami. Zatrzymanie "El Chapo" w Meksyku

Fot. Borderland Beat Reporter Buggs / Licencja CC BY-SA 2.5 Commons
Fot. Borderland Beat Reporter Buggs / Licencja CC BY-SA 2.5 Commons

Zatrzymanie w Meksyku Joaquina Guzmana „El Chapo”, jednego z najbardziej poszukiwanych na świecie baronów narkotykowych, zwróciło uwagę całego świata na Meksyk. Przekaz wzmocniły sugestie, kreowane przez stronę meksykańską, że za operacją mógł stać wywiad, jakiego udzielił ukrywający się przywódca kartelu Sinaloa amerykańskiemu aktorowi Seanowi Pennowi.  Jednak, wbrew pozorom, operacja schwytania słynnego „El Chapo” jest jedynie jednym z wielu epizodów współczesnych wojen narkotykowych, destabilizujących sytuację w całym państwie i na jego granicach.

Filmowe życie i marzenia "króla ucieczek" 

Życie Joaquina Guzmana vel „El Chapo”, analogicznie jak w przypadku niegdysiejszego kolumbijskiego bossa narkotykowego Pablo Emilio Escobara Gavirii, wręcz idealnie nadaje się do przeniesienia na ekran i nakręcenia na jego podstawie filmu sensacyjnego. I to właśnie fascynacja kinem mogła zaprowadzić barona narkotykowego ponownie do więzienia - przynajmniej jak wynikało z pierwszych doniesień płynących z Meksyku. Należy podkreślić słowo „ponownie”, gdyż „El Chapo” udowodnił wcześniej dobitnie, że w Meksyku nie ma takiego zakładu penitencjarnego, z którego nie dałoby się uciec. W lipcu 2015 r., wykorzystując rozległą sieć kontaktów wewnątrz i na zewnątrz więzienia, pokonał zabezpieczenia w słynnym zakładzie karnym Centro Federal de Readaptación No. 1 "Altiplano". Jednak, tak naprawdę, głównych problemów związanych z "zapomnianą" wojną z narkotykami nie obrazuje ani miłość "El Chapo" do seriali telewizyjnych, ani chęć napisania scenariusza hollywoodzkiego filmu o jego życiu, ani też krój koszuli, w której udzielał wywiadu, czy też nawet jego relacje z Seanem Pennem i ponętną Kate del Castillo. Dlatego też też warto zastanowić się nad kilkoma innymi aspektami zatrzymania w Meksyku Joaquina Guzmana Loera`y vel „El Chapo”.

Od czasu swojej ucieczki z pilnie strzeżonego, federalnego zakładu karnego, „El Chapo” był na celowniku służb nie tylko meksykańskich. Przede wszystkim, lider kartelu Sinaloa stał się jednym z bardziej istotnych celów dla różnych agencji federalnych Stanów Zjednoczonych (DEA, NSA, CIA itd.) oraz międzynarodowego Interpolu, bowiem istniały realne podejrzenia, ze ukrywa się poza granicami Meksyku. Jednak mimo wielkiej mobilizacji sił oraz środków, aż do stycznia 2016 r. Joaquin Guzman Loera pozostawał nieuchwytny. Stosował bardzo skuteczną kombinację częstej zmiany miejsc przebywania w lokacjach przygotowanych do szybkiej i skrytej ewakuacji (tunele) oraz - ewidentnie - wsparcia udzielanego mu przez znaczną część lokalnej ludności, spośród której rekrutowana była sieć obserwatorów.

Można powiedzieć, że każdy dzień przebywania zbiegłego bossa narkotykowego na wolności był, w pewnym sensie, osobistą kompromitacją dla prezydenta Enrique Peña Nieto. Nie może więc zaskakiwać, że informacje wywiadowcze o potencjalnym wywiadzie, przygotowywanym przez Seana Penna dla amerykańskiego pisma „Rolling Stone”, musiały wywołać łatwą do przewidzenia reakcję wśród najwyższych władz Meksyku. W tym kontekście widziałbym więc podrzucanie mediom późniejszych informacji, że wizyta aktora miała wpływ na schwytanie „El Chapo”. Doszło do niego w obrębie rejonu określanego jako tzw. Złoty Trójkąt, obejmującego swym zasięgiem terytorium regionów Sinaloa, Durango oraz Chihuahua, w bastionie kartelu Sinaloa oraz centrum produkcyjno-spedycyjnym narkotyków (m.in. duże upraw marihuany), które stanowią główne, ale nie jedyne źródło dochodów przestępców.

Operacja "Cisne Negro"

W nocy z 7 na 8 stycznia 2016 r., dzięki wcześniejszym działaniom wywiadu oraz obserwacji potencjalnej lokacji w Los Mochis, dowodzący poszukiwaniami na szczeblu federalnym podjęli decyzję o rozpoczęciu operacji "Cisne Negro". Zakładała ona scenariusz obejmujący siłowy szturm wytypowanego budynku i zatrzymanie/unieszkodliwienie wszystkich znajdujących się w nim osób. Grupa uderzeniowa składała się z operatorów należących do formacji specjalnej marynarki wojennej, czyli  Fuerzas Especiales (FES). Zewnętrzną strefę zabezpieczał oddział złożony z ok. 50 żołnierzy i funkcjonariuszy należących do innych oddziałów meksykańskich Marines oraz służb. Jak pokazały późniejsze wydarzenia, w rejonie operacji zaktywizowano także policję federalną, chociaż wątpliwe jest, by przekazano jej szczegółowy plan rajdu na domniemaną kryjówkę „El Chapo”.

O godzinie 4:30 rano czasu miejscowego doszło do strzelaniny z uzbrojonymi obrońcami budynku. Szacuje się, że pięciu z bandytów, starających się powstrzymać meksykańskich komandosów, zostało zabitych. Obecnie w Internecie znajduje się już krótki zapis walki, nagrany przez jednego ze szturmujących za pomocą kamery ulokowanej na hełmie. Sam Joaquin Guzman Loera wykorzystał jednak fakt istnienia tuneli ewakuacyjnych i zdołał uciec z budynku. Ostatecznie jednak jego Ford Focus, w którym miał uciekać wraz z jeszcze jednym mężczyzną, został zatrzymany przez wspomnianych policjantów federalnych. Ci ostatni, przerażeni obecnością jednego z najbardziej poszukiwanych i niebezpiecznych przestępców Meksyku, musieli odczekać do przybycia posiłków złożonych z Marines. Ostatecznie zatrzymanego przetransportowano drogą lotniczą do stolicy, gdzie na lotnisku pokazano go mediom. Z lotniska przewieziono go do dobrze znanego mu zakładu karnego "Altiplano”, gdzie zastosowano wobec niego specjalne środki bezpieczeństwa. Polegają one m.in. na ciągłej rotacji używanych do jego przetrzymywania cel, co ma uniemożliwić mu zastosowanie podkopu, jak to miało miejsce w 2015 r.

Operacja "Cisne Negro", czy też wcześniejsze zatrzymanie „El Chapo” w ramach podobnego rajdu w Mazatlan, przypominają dobitnie, że w Meksyku toczy się wojna. Mamy więc do czynienia nie tyle z działaniami policyjnymi, co raczej wojskowymi, zbliżonymi do rajdów przeprowadzanych chociażby w Iraku. Stąd też nie może zaskakiwać tak częste używanie jednostek wojskowych, które dysponują, przede wszystkim, lepszym wyszkoleniem i siłą ognia niż nawet policja federalna. Jest to istotne, gdyż w niemal każdej podobnej sytuacji dochodzi do wymiany ognia. Marines odnaleźli przy obrońcach budynku w Los Mochis cały arsenał, obejmujący broń szturmową oraz, najprawdopodobniej, lekki granatnik przeciwpancerny, czy też ładunki wybuchowe. W dodatku zakłada się, że elitarne formacje meksykańskiego wojska zapewniają większą pewność w zakresie szczelności procesu planowania działań wymierzonych w największe kartele narkotykowe. Wobec kontroli pewnych obszarów przez przestępców i ich zwolenników wśród ludności cywilnej, należy podkreślić również potrzebę częstego wykorzystywania transportu lotniczego. Ogranicza to zagrożenia wynikające z transportu drogowego bardziej narażonego zasadzki, czy też wręcz próby odbicia zatrzymanych.  

Fuerzas Especiales (FES) byli już bliscy zatrzymania "El Chapo"

Co interesujące, żołnierze z 27. Batalionu Piechoty Morskiej Meksyku oraz operatorzy z Fuerzas Especiales (FES) byli już raz bardzo blisko zatrzymania Joaquina Guzmana. W październiku ubiegłego roku do akcji ruszyły dwa śmigłowce UH-60 Black Hawk oraz jeden Mi-17 wypełnione wojskiem. Miało do tego dojść tuż po szeroko opisywanej w mediach wizycie Seana Penna w regionie Durango. Szturmowana lokacja była umiejscowiona w El Limon w pobliżu Tamazula. Tam też miało dojść do ostrej wymiany ognia pomiędzy wojskiem i przestępcami, a narkotykowy baron ostatecznie przebił się przez meksykański kordon. Miał przy tym wykorzystywać jako żywe tarcze zarówno kobiety, jak i dziecko, co uniemożliwiło użycie snajpera. W trakcie ucieczki „El Chapo” został ranny w nogę oraz w twarz. W całą operację oprócz formacji szturmowych oraz Marines, transportowanych i wspieranych przez śmigłowce, zaangażowane miały być również samoloty oraz obserwacyjne bezzałogowe statki powietrzne (bsp).

Jednak samo zatrzymanie Joaquina Guzmana to w głównej mierze pochodna działań operacyjnych prowadzonych przez meksykańskie służby zwalczające kartele narkotykowe. Szczególnie ważne okazało się pozyskiwanie źródeł w ramach wywiadu sygnałowego SIGINT, przy wielce prawdopodobnej kooperacji ze stroną amerykańską. Należy zaznaczyć, że władze Meksyku oficjalnie stwierdziły, iż zatrzymanie „El Chapo” było ich wyłączną zasługą. Można zakładać, że pojawienie się relacji z Kate del Castillo oraz całej grupy ludzi wokół Seana Penna tylko zwiększyło ilość pomniejszych danych wywiadowczych, pozwalających na uzyskanie dostępu do wąskiego grona najbliższych współpracowników barona narkotykowego. Jednocześnie, przy zachowaniu podstawowych zasad kontrwywiadowczych przez ochronę Joaquina Guzmana, o czym wspomniał później sam amerykański aktor, trudno przypuszczać, by udało się dotrzeć z jakimś urządzeniem namierzającym do samego „El Chapo”. Wielu interesujących danych wywiadowczych musiało jednak dostarczyć samo dotarcie do niższych rangą i licznych, a także - być może - bardziej swobodnie traktujących zasady bezpieczeństwa przestępców z otoczenia bossa.

Władze meksykańskie nie byłyby jednak w stanie wykonać tak skutecznych rajdów na dotychczasowe bezpieczne kryjówki „El Chapo” bez aktywów osobowych pozyskanych wśród ludności lokalnej oraz - być może - wśród członków samego kartelu Sinaloa. Wielce prawdopodobne może być uzyskanie danych wywiadowczych również od członków rywalizujących karteli, do czego dochodziło w przeszłości. Co interesujące. właśnie kartel z Sinaloa media meksykańskie podejrzewały o sprzedawanie informacji o konkurencji Amerykanom. Być może medialne podkreślanie roli Seana Penna i meksykańskiej aktorki miało na celu wprowadzenie dezinformacji w obrębie wielce prawdopodobnego swoistego wewnętrznego „śledztwa” w samym kartelu Sinaloa. Równocześnie już chyba żaden z bossów przestępczych z Meksyku nie będzie dążył do uzyskania pozycji gwiazdy mediów zachodnich, zaś sami dziennikarze będą raczej unikać kontaktów z przywódcami karteli narkotykowych. Widać tu swoistą "zemstę" administracji prezydenta Enrique Peña Nieto.

Osłabienie Sinaloa i możliwość wybuchu walki o władzę z innymi kartelami

Kartel z Sinaloa od dawna uznawany był za najsilniejszy wśród meksykańskich organizacji przestępczych tego typu. O jego potencjale miały świadczyć zatrważające statystki amerykańskiej agencji federalnej, zajmującej się zwalczaniem narkotyków, DEA. W szczytowym momencie to Sinaloa dostarczał do samego rejonu Chicago ok. 80 proc. heroiny, kokainy, marihuany oraz meta-amfetaminy. W Stanach Zjednoczonych oraz Ameryce Środkowej organizacja przestępcza „El Chapo” miała blisko współpracować z takimi gangami jak Latynoscy Królowie, Bloods, Crips, MS-13, czy też Sureños. Zaś w przypadku przerzutu narkotyków, o czym miał wspominać sam Joaquin Guzman Loera, ich transport odbywał się zarówno szlakami lądowymi, jak i morskimi. Sinaloa wykorzystywali do tego szybkie łodzie, używali też stosunkowo nowego rozwiązania, szybko zyskującego dużą popularność w organizacjach kryminalnych trudniących się przerzutem narkotyków, czyli prymitywnych łodzi podwodnych.

Zatrzymanie Joaquina Guzmana rodzi, oczywiście, pytania o możliwość jego ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, czy też o możliwość uzyskania jakieś formy układu z meksykańskimi i amerykańskimi władzami. Oczywiście, mogłoby do niego dojść na bazie zaoferowania szczegółowych informacji dotyczących kartelu z Sinaloa oraz innych karteli. Przy czym ważną kwestią stanie się walka o schedę po „El Chapo”, gdyż trudno raczej liczyć na jego kolejną ucieczkę. Rozsadzenie Sinaloa walką o przywództwo może dać asumpt do aktywizacji ich bezpośrednich rywali. W przeszłości dochodziło bowiem do brutalnych walk o wpływy pomiędzy poszczególnymi meksykańskimi kartelami narkotykowymi. Wystarczy nadmienić, że w grudniu 2015 r. znaleziono ciało Carlosa Rosalesa Mendozy „El Tisico”, jednego z założycieli kartelu La Familia Michoacana. Sam Mendoza miał być przed śmiercią torturowany. Oczywiście, z racji pełnionej funkcji trudno przypuszczać, aby padł ofiarą zwykłego aktu barbarzyństwa, nie powiązanego z aktywnością innego kartelu.

Smutna konkluzja

Trzeba powiedzieć, że władze Meksyku nie zbliżyły się ani o krok do powstrzymania problemu związanego z walkami karteli narkotykowych. Schwytanie Joaquina Guzmana vel „El Chapo” było medialne, ale było to zaledwie zatrzymanie jednego z wielu liderów, na miejsce którego przyjdą kolejni. Osłabienie Sinaloa może jednocześnie wpłynąć na wzrost walk w samym państwie, wynikającym z rywalizacji karteli. Stąd też prezydent Enrique Peña Nieto może w krótkim czasie tryumfować w blasku fleszy, ale w dłuższej perspektywie może stanąć przed problemem, z którym nie potrafił zmierzyć się do końca Felipe Calderón. To właśnie rozlewanie się przemocy na ulice miast w 2012 r. zaprzepaściły popularność rozwiązań konfrontacyjnych wspomnianego Calderóna i niejako spowodowały pragnienie do przywrócenia dawnego status quo pomiędzy władzami a przestępczością narkotykową.

Nie zmienia się również wyzwanie dla samych Stanów Zjednoczonych, które popytem na narkotyki napędzają działalność karteli i ludzi pokroju „El Chapo”. Przy czym jego zatrzymanie i powrót dyskusji o narkotykach, Meksyku i dotychczasowych działaniach DEA, DHS itd. w okresie wzmożonej debaty amerykańskiego wyborczego roku może być jednym z kampanijnych języczków u wagi. Szczególnie ważne będzie wykorzystywanie sprawy "El Chapo" wśród kandydatów i późniejszego, już nominowanego, przedstawiciela Republikanów, albowiem narkotyki płynące z południa wpisują się również w szerszy dyskurs dotyczący szczelności granicy Stanów Zjednoczonych, czy też problemu nielegalnej imigracji. Medialne przedstawienie sprawy zatrzymania Joaquina Guzmana, przy lokowaniu jeszcze postaci znanego z lewicowych poglądów aktora Seana Penna, tym bardziej daje paliwo do działań politycznych po prawej stronie amerykańskiej sceny. Ważne będą także rozmowy ekstradycyjne, które mogą wydłużyć skuteczność efektu niedawnego rajdu komandosów z Fuerzas Especiales (FES).

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (2)

  1. KC

    Nie marines lecz marynarka.

  2. klaustrofob

    nigdy nie zrozumiem tej głupoty. nie prościej - i sprawiedliwiej - żeby zginął stawiając opór funkcjonariuszom?

    1. tylko Korwin

      Nie rozumem głupoty "walki z narkotykami" zamiast zalegalizować tak jak w XIXw. Prohibicja była darem z nieba dla amerykańskiej zorganizowanej przestępczości. W PRL każdy mógł uprawiać mak w ogródku i nie było większego problemu z narkotykami a jak ktoś był narkomanem, to mógł sam uprawiać mak lub kraść makówki, a nie prostytuować się czy napadać na staruszki celem zdobycia pieniędzy więc społeczne skutki narkomani były tysiąc razy mniejsze. Ponieważ każdy mógł uprawiać mak w ogródku nie było gangów narkotykowych i dilerów pod szkołami rozdającymi pierwsze działki za darmo, bo to nie był biznes, więc narkomania się nie szerzyła. To "walka z narkotykami" jest główną przyczyną narkomanii. W XIXw "morfinista" kupował narkotyk w aptece jak chciał (nie było przymusu recept) i nie było całego podziemia narkotykowego i na narkomana patrzono jak na czubka. Teraz, z uwagi na nielegalność i wysoką cenę, narkotyki mają wydźwięk "cool" wśród młodzieży. I do kretyńskich nastolatków to trafia, bo mają siano we łbach (prosty przykład: gdy leczenie ortodontyczne było darmowe, to nastolatki nie chciały chodzić z odrutowanymi zębami. Teraz jak prywatnie trzeba zapłacić 8000-12000zł za leczenie ortodontyczne, to chętnie chodzą, bo to "szpan" - nie każdych rodziców stać zapłacić za takie leczenie, więc to wyznacznik "statusu"). Ciekawi mnie jakie siły stoją za "walką z narkotykami" (wartą setki mld $) i bronią by nie zrobić tak jak z prohibicją, czyli nie zalegalizować używki. Czy w Polsce mniej pito, gdy alkohol sprzedawano tylko po godz. 13 i nie było nocnych sklepów z alkoholem? Tylko meliny i środowiska przestępcze na tym korzystało a społeczeństwo ponosiło straty na leczeniu zatrutych alkoholem niewiadomego pochodzenia. Podobnie "walka z dopalaczami" - zakazuje się sprzedaży "dobrych" i wypróbowanych środków, więc dostawcy wymyślają nowe, jeszcze nie wpisane na zakazaną listę, które są nieprzetestowane i stąd niebezpieczne zatrucia. To jakiś urzędniczy obłęd, ale komuś finansowo zależy, by to trwało!

Reklama