Reklama

Geopolityka

Lider Al-Kaidy po stronie nowego przywódcy talibów. Większa szansa na pokój w Afganistanie?

Fot. Lt.j.g. Joe Painter/DoD
Fot. Lt.j.g. Joe Painter/DoD

Lider Al-Kaidy Ajman az-Zawahiri złożył przysięgę lojalności nowemu przywódcy talibów w Afganistanie. Jego decyzja może mieć realny wpływ na sytuację w podzielonym obozie talibskim, rozsadzanym obecnie od wewnątrz przez walkę o władzę po zmarłym mulle Omarze i podzielonym w sprawie nawiązania dialogu pokojowego z władzami w Kabulu.

Obecny, formalny, lider Al-Kaidy Ajman az-Zawahiri podporządkował się nowemu przywódcy talibów mulle Akhtarowi Mohammadowi Mansourowi. Swoje przesłanie skierował za pomocą przekazu audio, niejako w odpowiedzi na potwierdzenie śmierci wcześniejszego wieloletniego talibskiego lidera mułły Omara. Az-Zawahiri miał stwierdzić, że jako emir Al-Kaidy oraz podążający drogą wyznaczoną przez szejka Usamę ibn Ladina, przysięga posłuszeństwo nowemu przywódcy. Jednocześnie miał wskazać, że islamski emirat ogłoszony przez Talibów w Afganistanie, był pierwszym legalnym islamskim emiratem utworzonym od czasu upadku imperium otomańskiego. Zaznaczył przy tym, że Mansour, jako kolejny przywódca, powinien dążyć do pełnej implementacji prawa szariatu na ziemiach islamskich oraz kontynuować dżihad wszędzie tam, gdzie ziemie muzułmańskie są okupowane. Oczywiście, jak w przypadku wielu tego rodzaju nagrań, nie można szybko i ostatecznie potwierdzić jego autentyczności. Wszelkie oznaczenia, stosowane dotychczas w przekazach medialnych Al-Kaidy, świadczą jednak o tym, że może to być wiadomość autentyczna, pochodząca bezpośrednio od nieuchwytnego i uznawanego za jednego z najgroźniejszych terrorystów na świecie az-Zawahiriego. Za jego głowę oferowane jest obecnie ponad 25 milionów dolarów, a on sam ma ukrywać się gdzieś na terytoriach kontrolowanych właśnie przez Talików, najprawdopodobniej w trudno dostępnych rejonach, rozciągających się pomiędzy Pakistanem i Afganistanem. Oczywiście, przy założeniu, że az-Zawahiri jeszcze żyje. Kazus mułły Omara świadczy najlepiej o tym, jak trudno jest przewidzieć, który z liderów terrorystów jest nadal aktywny, a który z nich nie żyje, choć jego śmierć jest trzymana w głębokiej tajemnicy w celu osiągnięcia jakiś bieżących celów politycznych.

Przysięga wierności Az-Zawahiriego zdaje się być jedną z najbardziej oczywistych dróg ,jakie mógł podjąć lider Al-Kaidy. Przede wszystkim, zdolność do działania Al-Kaidy została w ostatnich latach znacznie ograniczona. Organizacja terrorystyczna utraciła niemal całą pierwszą generację swoich dowódców, począwszy od symbolicznej eliminacji ibn Ladina, a skończywszy na opisywanej na łamach Defence24.pl śmierci jemeńskiego lidera Nasira al-Wuhayshiego vel Abu Basira. Jej rozrzucone po świecie struktury zostały niewątpliwie zepchnięte do defensywy, czego dobitnym dowodem jest brak możliwości przeprowadzenia spektakularnych zamachów terrorystycznych i nacisk kładziony przez terrorystów na aktywność trudniejszych do wykrycia tzw. samotnych wilków. Lata walki z Al-Kaidą pozwoliły jednak służbom specjalnym całego świata wypracować skuteczne metody jej infiltracji, śledzenia mechanizmów finansowania oraz namierzania kluczowych przywódców. W tym miejscu można polskiemu czytelnikowi polecić niedawno przetłumaczoną na język polski książkę o życiu i aktywności agenturalnej Duńczyka Mortena Storma, pt. „Agent Strom” [Wołowiec 2015]. Dotychczasowa spektakularność działań Al-Kaidy, czego ukoronowaniem były zamachy z 11 września, przyciągała rekrutów z całego świata i - co najważniejsze - hojnych darczyńców, którzy wspierali jej dżihad przeciwko niewiernym. Obecnie liderzy Al-Kaidy żyją raczej w cieniu amerykańskich bezzałogowych statków powietrznych (bsp), niż w swoistym „blasku” międzynarodowych sieci terrorystycznych. Jednocześnie, nowa generacja islamskich terrorystów ma już nowych „bohaterów”, w postaci tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). To tamtejsi przywódcy, wykorzystując chaos wojny domowej w Syrii, byli w stanie opanować znaczne terytorium oraz ogłosić powstanie własnego państwa, ucieleśniającego wizje wszelkiej maści największych islamskich radykałów z całego świata, o czym świadczy ich napływ szlakami wiodącymi m.in. przez Turcję. Jednocześnie Al-Kaida raz po raz zaczęła tracić poszczególne mniej lub bardziej powiązane z nią komórki, grupy czy lokalne oddziały na rzecz samozwańczego syryjsko-irackiego kalifatu. W dodatku jedna z najbardziej aktywnych, najsilniejszych i ideologicznie pewnych filii Al-Kaidy, czyli Al-Kaida Półwyspu Arabskiego, musiała zaangażować się w lokalną wojnę domową. Utrudnia to jej podejmowanie działań poza samym Jemenem. Stąd też, w pewnym sensie, az-Zawahiri nie miał innej możliwości niż ukorzyć się przed gospodarzami, którzy są w stanie nadal zapewniać mu fizyczną ochronę. Mógł, oczywiście, złożyć baję samozwańczemu kalifowi Abu Bakr al-Baghdadiemu, jednak zapewne, patrząc przez pryzmat słabości instytucjonalnej tzw. Państwa Islamskiego w tym regionie, taka zmiana frontu mogła zakończyć się, po prostu, jego śmiercią. Wracając do samej przysięgi, trudno przypuszczać, aby głos az-Zawahiriego odbił się tak wielkim echem wśród środowisk islamskich radykałów, jak miałoby to miejsce na początku minionej dekady.  Niemniej Dżabhat an-Nusra, a więc Front an-Nusra z Syrii oraz wspomniana już Al-Kaida Półwyspu Arabskiego, czyli największe obecnie aktywa operacyjne Al-Kaidy, potwierdziły lojalność wobec az-Zawahiriego,. Można więc domniemywać, że zaakceptują również decyzję o podporządkowaniu się nowemu liderowi Talibów.

Wydaje się, że tak jak dla lidera Al-Kaidy przysięga wierności była najpewniej pragmatycznie oczywistą drogą, tak dla Akhtara Mohammada Mansoura stanowi ważny oręż w walce o władzę. Po ogłoszeniu śmierci mułły Omara wśród talibów doszło do waśni związanych z podziałem schedy po przywódcy. Mansourowi zarzucono m.in. to, że okłamywał wszystkich w sprawie rzekomego poparcia, jakie mułła Omar miał wyrażać wobec rozmów pokojowych pomiędzy talibami i władzami Afganistanu. Swój sprzeciw wobec przywództwa Mansoura wyrazili syn mułły Omara mułła Yakoub oraz jego brat mułła Abdul Manan. Ten pierwszy miał wręcz ostentacyjnie opuścić zebranie, na którym miano wybrać nowego lidera talibów. Wraz z nim podążyła pewna grupa przywódców talibskich, nie chcących złożyć przysięgi na wierność Mansourowi. Mankamentem mułły Yakouba był jego wiek, znaczna część liderów Talibanu uznała, że dwudziestosześciolatek jest za młody na przywódcę. Trzeba przy tym podkreślić, że sam Mansour przewodniczył radzie dwudziestu najwyższych stopniem dygnitarzy talibskich, która zarządzała ruchem po śmierci mułły Omara. Linia podziału w organizacji miała powstać, w głównej mierze – oprócz, oczywiście, powodów ambicjonalnych – wskutek sporu co do kierunku relacji talibów z władzami w Kabulu oraz Islamabadzie. Akhtara Mohammada Mansoura, nomen omen jednego z twórców ruchu talibów oraz długoletnią prawą rękę mułły Omara, postrzega się bowiem jako przywódcę frakcji umiarkowanej. To ona miała odpowiadać za próby rozpoczęcia dialogu pokojowego w regionie, podejmowane z pomocą Kataru i Pakistanu. Owocem tych działań było, chociażby, historyczne spotkanie w Murree. Jednak wielu liderów talibów nadal chce kontynuować walkę, której celem będzie obalenie władz Afganistanu oraz powrót do pełnej władzy w państwie. Twierdzą oni, że prezydent Aszraf Ghani jest marionetką niewiernych i nie wolno z nim pertraktować. Wielu dowódców uraził też fakt, że że wąska grupa na czele z Mansourem okłamywała ich przez niemal dwa lata w sprawie śmierci mułły Omara. 

O wielkim napięciu wśród talibów świadczą najlepiej bieżące wydarzenia z dystryktu Shindand, znajdującego się w prowincji Herat. Doszło tam do ostrej wymiany ognia pomiędzy dwiema grupami talibów. Według lokalnych źródeł w trakcie walk po obu stronach zginęło w sumie nawet 15 talibskich bojowników. Wcześniej, najprawdopodobniej w analogicznej potyczce, zginęło w prowincji kolejnych dziewięciu talibów, w tym lider jednego z lokalnych oddziałów, mułła Ismail. Pokłosiem wewnętrznych tarć może być również próba przeprowadzenia lokalnych ofensyw talibskich, wymierzonych w afgańskie siły bezpieczeństwa oraz wojsko. Ich skutkiem ma być zapewne postawienie Akhtara Mohammada Mansoura w sytuacji, w której nie będzie mógł kontynuować żadnych form procesu pokojowego. Być może walki, które wybuchły właśnie w dystrykcie Tagab, są tego przykładem. Należy jednak zwrócić uwagę, że talibowie zdystansowali się od niedawnego zamachu terrorystycznego w Kabulu, zaś rzecznik organizacji Zabihullah Mujahid stwierdził, że żadne lokalne grupy talibskie nie były w niego zaangażowane i jest to najpewniej owoc działań terrorystów spoza Afganistanu. Jeśli talibowie pogrążą się w sporach  wewnętrznych, tych niezadowolonych może przejąć tzw. Państwo Islamskie.

dr Jacek Raubo

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama