Reklama

Nasir al-Wuhayshi vel Abu Basir, lider Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego oraz człowiek należący do głównego kręgu decyzyjnego Al-Kaidy, zginął w Jemenie w wyniku ataku amerykańskiego bezzałogowego statku powietrznego. Do uderzenia w al-Wuhayshiego oraz dwóch jego towarzyszy miało dojść w zeszły piątek, w prowincji Hadramaut, w okolicach miasta Al-Mukalla.

Rzecznik prasowy Rady Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) Stanów Zjednoczonych Ned Price podkreślił, wyjątkowo optymistycznie, że eliminacja al-Wuhayshiego to krok do degradacji oraz ostatecznego pokonania Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego. Sama Al-Kaida Półwyspu Arabskiego potwierdziła również śmierć swojego przywódcy w oficjalnym stanowisku, przekazanym następnie mediom.

Bezpośrednim skutkiem ataku było stracenie dwóch obywateli Arabii Saudyjskiej, podejrzanych według terrorystów o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych. To właśnie oni mieli podłożyć specjalne urządzenia elektroniczne pozwalające śledzić zabitego lidera organizacji. Użycie amerykańskiego bezzałogowego statku powietrznego, co jest powszechne w warunkach jemeńskich, miało być jedynie dopełnieniem swoistej formalności. W końcu za al-Wuhayshiego Amerykanie oferowali aż 10 milionów dolarów nagrody.

Sama Al-Kaida Półwyspu Arabskiego wskazała jednocześnie, że następcą al-Wuhayshiego będzie Qassimal-Raimi vel Abu Hurayra, dotychczasowy dowódca wojskowy organizacji. Trzeba podkreślić, że Al-Wuhayshi to już najpewniej piąty wysoko postawiony członek Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego, zabity w tym roku w Jemenie przez Stany Zjednoczone. Śmierć ponieśli bowiem m.in. Harith al-Nadhari, Ibrahim al-Rubaish czy też Nasser al-Ansi.

Kim był jemeński terrorysta numer jeden?

Nasir al-Wuhayshi wcześniej już wielokrotnie uciekał przed amerykańskimi atakami. Jednym z bardziej znanych epizodów tego rodzaju z jego życia jest przetrwanie serii zmasowanych bombardowań w jaskiniach Tora Bora w Afganistanie, w czasie których Amerykanie wykorzystali praktycznie wszelkie dostępne uzbrojenie, starając się zniszczyć ten wówczas ostatni bastion Al-Kaidy. Co ważne, towarzyszył tam ówczesnemu numerowi jeden globalnego dżihadu, Usamie ibn Ladinowi.

Nie był przy tym jednak zwykłym, szeregowym terrorystą. Jego rola była dwojaka, gdyż z jednej strony miał być sekretarzem ibn Ladina, a z drugiej należał do jego przybocznej i najbardziej zaufanej ochrony. Obaj, ibn Ladin i al-Wuhayshi mieli poznać się w jednym z obozów szkoleniowych Al-Kaidy, tj. Farmie Tarnak, jeszcze przed zamachami z 11 września. Po ucieczce z nieudolnego amerykańsko-afgańskiego okrążenia w Tora Bora, miał przebywać w Pakistanie, a później prawdopodobnie również w Beludżystanie w Iranie.

Stamtąd trafił do Jemenu, gdzie właśnie dzięki znajomościom z Afganistanu systematycznie piął się w górę w tamtejszej Al-Kaidzie. Dotarł na jej szczyt, oficjalnie w 2009 r., przy czym najpewniej został wybrany na lidera tej organizacji już w 2007 r. Co ciekawe, w trakcie swej aktywności w Jemenie al-Wuhayshi został zatrzymany przez służby specjalne tego państwa. Jednak nie było mu dane odsiedzieć żadnego wyroku, a tym bardziej trafić w ręce Amerykanów. Znajdował się bowiem w grupie ponad dwudziestu prominentnych terrorystów, którzy dokonali „śmiałej” ucieczki z więzienia w Sanie w 2006 r.

Tak śmiałej, że dziś pojawiają się informacje o współudziale lub wręcz jej inscenizacji przez służby specjalne Jemenu, rządzonego wówczas jeszcze przez prezydenta A.A. Saliha. Obecnie, w głównej mierze dlatego, że rodzina Salihów jest skłócona z Arabią Saudyjską, na światło dzienne wychodzą coraz to nowe fakty, wskazujące na powiązania ówczesnego reżimu z Al-Kaidą. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że jeśli znało się realia jemeńskiej władzy i sposobu rządzenia prezydenta Saliha, już wcześniej jasne było, iż prowadzi on podwójną grę.

Przede wszystkim dzięki aktywności, a raczej quasi kontrolowanej aktywności terrorystów, mógł pozyskiwać fundusze od hojnego sponsora, jakim był rząd Stanów Zjednoczonych. Służyły mu one do stabilizacji tarć wewnętrznych, gdyż można było je przeznaczyć na wręcz zinstytucjonalizowane łapówki dla lokalnych liderów. Dlatego ludzie pokroju al-Wuhayshiego byli użyteczni. Oni sami pozostawiani byli w spokoju, koniecznym do umacniania własnych organizacji, być może znajdowali się nawet pod opieką sił bezpieczeństwa Jemenu. Zwykła transakcja wiązana.

Nasir al-Wuhayshi uważany był, od dłuższego czasu, sięgającego nawet okresu przed wspomnianym oficjalnym przekazaniem mu władzy w Al-Kaidzie Półwyspu Arabskiego, za jednego z najważniejszych dowódców w całym ruchu dżihadystycznym na Półwyspie Arabskim. Przy czym znamienne było to, że po wspomnianej już ucieczce z więzienia w Sanie pozostawał niejako w cieniu „sławy” innych. W tym kontekście trzeba wskazać chociażby Jamala Badawiego, odpowiadającego za zamach na USS "Cole" w Adenie, czy też Fawaza Yahya Al-Rabeei, zaangażowanego w atak na tankowiec MV "Limburg".

Jednak to właśnie on, al-Wuhayshi, stał się niejako twarzą i gwiazdą Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego po śmierci, również w ataku z użyciem amerykańskiego bsp, Anwara al-Awlakiego. Podkreślam symboliczne ujęcie roli al-Awlakiego w organizacji, gdyż najpewniej jeszcze za jego życia to al-Wuhayshi podejmował za kulisami wiele ze strategicznych decyzji. Rola al-Awlakiego budzi zaś pewne kontrowersje, szczególnie jeśli prawdziwe są informacje co do korespondencji na linii al-Wuhayshi-ibn Ladin właśnie w sprawie al-Awlakiego. Przede wszystkim, w przeciwieństwie do al-Awlakiego, nowy lider nie tylko chciał zaatakować skutecznie Zachód ale rozwinął strukturalnie organizację.

Dziś kontroluje ona spore terytorium w Jemenie, wkomponowała się też w nowe rozdanie na szczytach władzy, wynikłe z upadku prezydenta Saliha. Co ważne, pod wodzą al-Wuhayshiego Al-Kaida Półwyspu Arabskiego opowiedziała się za twardą polityką względem pojawiających się w Jemenie oraz całym regionie wpływów tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). Nie przyjęto propozycji podporządkowania się samozwańczemu kalifowi Da`ish, skutkiem czego - analogicznie do Libii - można spodziewać się narastania wrogości i wręcz wzajemnych ataków, czy też walk. W tym sensie Al-Wuhayshi symbolizował pewną generację terrorystów, która z racji zmasowanych działań CIA oraz służb sojuszników, wspartych przede wszystkim przez uzbrojone bsp, przechodzi do historii.

Al-Kaida Półwyspu Arabskiego i wojna domowa w Jemenie

Wybuch otwartej wojny domowej oraz rozpoczęcie wielomiesięcznych bombardowań koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej, o których pisaliśmy na łamach Defence24, doprowadziły do przetasowań wśród najważniejszych aktorów jemeńskiej sceny politycznej. W tym kontekście można wspomnieć o quasi sojuszu stronników Huti/Ansarullah z wojskiem i milicjami wiernymi rodzinie Salihów. Nagle wrogiem numer jeden dla świata zachodniego, który nie rozumiał, a tym bardziej nie miał chęci do zrozumienia konfliktu jemeńskiego, stali się dwaj przeciwnicy Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego.

Szczególnie to właśnie Huti/Ansarullah ostro zwalczali dotychczas terrorystów z Al-Kaidy w Jemenie. Nagle, organizacja dowodzona wówczas jeszcze przez al-Wuhayshiego niejako spadła (przynajmniej werbalnie, bo np. CIA jak widać po zabiciu jej lidera nigdy nie zapomniała), w zakresie ulokowania priorytetów względem tego najbiedniejszego państwa arabskiego. Jednocześnie brak władzy centralnej umożliwił rozszerzenie aktywności poza dotychczasowe prowincje, będące bastionami Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (oprócz wspomnianej na początku Hadramaut, trzeba wymienić chociażby Szabwe, Abjan czy Marib).

irak insureqguns
Fot. wikipedia

Nie można zapomnieć, że w momencie załamania się słabej ale jednak starającej się w miarę kontrolować siły zbrojne, władzy w Sanie swoje podwoje otworzyły również magazyny z uzbrojeniem i wyposażeniem. Korzystali na tym wszyscy, od Huti/Ansarullah po Al-Kaidę Półwyspu Arabskiego. Część z tych magazynów wypełniona była po brzegi pomocą wojskową, którą sfinansowały Stany Zjednoczone. Zajęcie stołecznej Sany przez Huti/Ansarullah doprowadziło również do zamknięcia, w lutym bieżącego roku, amerykańskiej ambasady, będącej wcześniej ważnym punktem oparcia dla operacji wywiadu Stanów Zjednoczonych.

Jednocześnie dało się zauważyć, że Al-Kaida Półwyspu Arabskiego przyjęła strategię nie angażowania się w główny nurt walk pomiędzy zwolennikami obalonego prezydenta M. Hadiego, zarówno tymi przekupionymi przez Saudyjczyków, jak i tymi dążącymi do osiągnięcia własnych celów strategicznych ,jak Ruch Południa, a Huti/Ansarullah i wojskami lojalnymi byłemu prezydentowi Salihowi. Pojawiały się jednak informacje, kolportowane głównie przez media irańskie, sympatyzujące z Huti/Ansarullahem, że to właśnie Al-Kaida Półwyspu Arabskiego jest wykorzystywana przez Arabię Saudyjską.

Co istotniejsze, samoloty koalicji utworzonej przez władze w Rijadzie miały dokonywać, oczywiście zdaniem Irańczyków, powołujących się na źródła wśród Huti/Ansarullah, zrzutów broni oraz wszelkiego wyposażenia dla terrorystów. Patrząc na obecną desperację Saudyjczyków, którzy ewidentnie nie wiedzą jak wybrnąć z konfliktu w Jemenie, można brać pod uwagę różne hipotezy, a jak pokazuje przykład Syrii i Iraku jeśli nie ma się odpowiednich aktywów na ziemi, to zrzuty zaopatrzenia mogą z łatwością trafiać w niepowołane ręce. trzeba też pamiętać, że przynależność do organizacji terrorystycznych, politycznych itd. jest w Jemenie kwestią dość problematyczną i w dużej mierze zależy od konkretnego momentu czy też bilansu zysków i strat.

Chaos wewnętrzny w Jemenie wydawałaby się być idealną pożywką dla rozwoju terrorystów z Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego, gdyby nie pojawienie się realnej konkurencji w postaci tzw. Państwa Islamskiego. Chociaż w warunkach jemeńskich, w przeciwieństwie do Syrii czy Iraku, Da`ish jest jeszcze tym słabszym graczem w środowisku terrorystów, to jednak nie należy wykluczyć jego coraz bardziej dynamicznego rozwoju. Szczególnie, że eliminacja Nasira al-Wuhayshiego oraz innych ważnych dowódców może wpłynąć na strukturę decyzyjną w organizacji. Dodatkowo, tragedia humanitarna na niespotykaną skalę, jaka ma miejsce w Jemenie, może prowadzić do desperacji wielu Jemeńczyków.

Będzie to sprzyjać przyjmowaniu jeszcze bardziej radykalnych postaw, co w kontekście Jemenu brzmi złowrogo, jeśli ma się na uwadze dotychczasowy fundamentalizm licznych Jemeńczyków. Akceptacja dla działań tzw. Państwa Islamskiego może więc rozszerzyć się. Nie można przecież zapominać, że to właśnie tzw. Państwo Islamskie, w przeciwieństwie do „klasycznej” Al-Kaidy, jest w ofensywie. Sukcesy w Syrii i Iraku, takie jak zajęcie chociażby Mosulu, a także zupełna indolencja Zachodu prowadzącego dość infantylnie kampanię powietrzną nad Irakiem, sprzyjają rozpowszechnianiu propagandy Da`ish. Dla młodego pokolenia dżihadystów to Abu Bakr al-Baghdadi stanowi lepszy punkt odniesienia, bardziej czytelny i rzeczywisty, aniżeli organizacja Ajmana az-Zawahiriego oraz Qassima al-Raimiego w Jemenie.

Na razie jednak komórki terrorystyczne tzw. Państwa Islamskiego w Jemenie zasłynęły organizowaniem krwawych zamachów z użyciem samochodów pułapek i ataków terrorystów samobójców na wiernych gromadzących się meczetach. Podejrzewa się, że to właśnie ta organizacja terrorystyczna stała za środową serią zamachów w Sanie, w której zginąć miało ponad 50 osób, a liczba rannych jest trudna do ocenienia. Zaatakowano meczety oraz centrum dowodzenia zajmowane przez zwolenników Huti/Ansarullah. W tym roku do najkrwawszych ataków tzw. Państwa Islamskiego w Jemenie doszło jednak w marcu, gdy w podobnej co środowa serii zamachów zginąć miało niemal 140 Jemeńczyków.

M9=9 reaoer refuel
Fot. Lance Cheung, USAF

Odcinanie głowy hydrze i hodowanie kolejnej

Najprawdopodobniej nieudana próba zabicia Mokhtara Belmokhtar w Libii, oraz skuteczna eliminacja Nasira al-Wuhayshiego w Jemenie, są zapowiedzią rozpoczynającej się, kolejnej kampanii, mającej na celu fizyczną eliminację najbardziej groźnych i wpływowych terrorystów na świecie. Stany Zjednoczone, szczególnie w okresie rządów administracji prezydenta Baracka Obamy, starają się bowiem raz po raz odcinać przysłowiową „głowę” Al-Kaidzie oraz innym afiliowanym przy niej, w mniejszym lub większym stopniu, grupom. W tym celu podstawowym orężem są właśnie uderzenia lotnicze, wykonywane zarówno przez samoloty załogowe, jak i bezzałogowe statki powietrzne, czy też operacje specjalne z użyciem elitarnych formacji SOF.

Jednak niczym mityczna hydra, każdy kolejny zabity przywódca jest, prędzej czy później, zastępowanym nowym, a ostateczne „pokonanie” terrorystów oddala się. Co ważne, ostateczne osłabianie, w miarę rozpoznanej, po zamachach z 11 września 2001 r. i zapewne również coraz lepiej infiltrowanej przez służby specjalne, Al-Kaidy, umożliwi szersze działanie nowym organizacjom terrorystycznym. Sprzyjają temu czynniki polityczne (interesy skłóconych ze sobą państw arabskich i Iranu), religijne (podziały wewnątrz Islamu), ekonomiczne (pauperyzacja, brak perspektyw rozwojowych dla znacznych grup ludności w regionie) czy też demograficzne w regionie Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.

Patrząc na tzw. Państwo Islamskie, nowe organizacje będą zapewne bardziej hermetyczne, profesjonalnie zabezpieczone przed znanymi już metodami działań zachodniego wywiadu oraz przede wszystkim bardziej skore do przelewania krwi swoich wrogów. Może to zabrzmieć tragicznie ale za kilka lat może okazać się, że np. Al-Kaida Półwyspu Arabskiego była przeciwnikiem, którego w miarę spokojnie dało się zwalczać i ograniczać możliwości działania. Zaś funkcjonariusze wywiadu oraz operatorzy sił operacji specjalnych Zachodu z pewną nutką nostalgii będą wspominali swoją klasyczną „Globalną Wojnę z Terroryzmem”. Śmierć al-Wuhayshiego może właśnie zapowiadać swego rodzaju strategiczne przewartościowanie na scenie terroryzmu światowego i zastąpienie starej generacji terrorystów nowymi.

Dr Jacek Raubo

 

Reklama
Reklama

Komentarze (7)

  1. Kilo

    Przekornie zapytam - potwierdzony na miejscu? Bo niektórych terrorystów USA zabijało już nawet 7 razy...

  2. dyson

    Dobry komentarz i analiza. Ciesze sie ze w Polsce sa ludzie interesuacy sie takimi sprawami.

  3. w

    Kto opracuje skuteczny(dzialajacy z wymaganym wyprzedzeniem i przewozny) system ostrzegania przed dronami ten bedzie bardzo bogaty.

    1. sylwester

      kiedyś jeżdżąc maluchem zakłócałem telewizory i radia w promieniu kilkuset metrów ( coś walniete było ) po złożeniu sobie anteny do odbioru tv z koła rowerowego sąsiedzi całkiem stracili sygnał , myślę więc ze system do zakłóceń to nie jest żaden problem , problem pojawia się wtedy gdy chcemy zakłócić system samemu mając możliwości łączności

  4. zaciekawiony

    Flota Północna FR obecnie testuje najnowszy system walki radioelektronicznej "Murmańsk-BN". Wojska lądowe FR wprowadzają już na uzbrojenie system przeciwlotniczy Tor-M2, który umożliwia i zwalczanie także dronów. Ponadto trwają prace nad zbudowaniem kompleksu obrony powietrznej, zdolny do pozapasmowego stłumienia aparatury radioelektrycznej w bezpilotowych środkach latających i lotniczej broni precyzyjnej.

    1. Draken

      Życzę powodzenia w opracowywaniu, dopóki nie złapią planów to wiele nie zrobią. A poza tym standardowym zabezpieczeniem przy operacjach sól powietrznych jest trzymanie samolotów z rakietami HARM w pobliżu jednostek, które wykonują misję.

    2. jasio

      Dziękujemy za nowości z radia Erewań, ale pomyliłeś i portal i wątek, wracaj ze swoją propagandą na Sputnika

  5. heh

    goście mają akcje jak z terminatora ;-p maszyny które zabijają ludzi to już nie film SF

  6. kzet69

    Problem w tym że wszyscy, także p. Raubo potrafią stawiać w miarę trafne diagnozy, natomiast nikt nie ma cudownego lekarstwa...

  7. Marek

    Jak by nie było, lubię te amerykańskie drony za to, że niejednemu już świrowi odstrzeliły łeb. Myślę też, że z dokładnie tego samego powodu nie lubi ich helsińska fundacja praw terrorysty i bandyty.