Geopolityka

Kryzys koreański uderzy w 2018 roku. Ekspert: Możliwe zwiększenie presji militarnej Rosji na Ukrainę

Fot. U.S. Marine Corps, Cpl. Tyler S. Giguere/US Pacific Command

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem w sytuacji wybuchu wojny na Półwyspie Koreańskim dla naszego regionu byłoby zwiększenie presji militarnej przez Moskwę na Ukrainę, co w efekcie mogłoby w skrajnym przypadku doprowadzić do upadku państwowości ukraińskiej. Z kolei ten fakt miałby bezpośredni wpływ na witalność państwowości białoruskiej. Taki scenariusz byłby oczywiście bardzo zły dla Polski, ponieważ moglibyśmy w perspektywie roku lub dwóch skonstatować, iż mamy sytuację geopolityczną na granicy wschodniej, którą określam jako  „wróg u bram" - podkreśla dr Artur Jagnieża.

Jakub Palowski: Większość komentatorów, omawiając możliwe skutki wojny na Półwyspie Koreańskim, skupia się na samym przebiegu konfliktu, możliwych stratach i wpływie na sytuację w regionie. W jaki sposób implikacje ewentualnej wojny, choćby odwrócenie uwagi Stanów Zjednoczonych, mogłyby również wpłynąć na bezpośrednie otoczenie Polski, tak zwaną wschodnią flankę NATO? 

Dr Artur Jagnieża: Półwysep Koreański, obok Bliskiego Wschodu i relacji Izraela z poszczególnymi aktorami regionalnej sceny międzynarodowej, w tym w szczególności z Arabią Saudyjską, Egiptem, Iranem, Palestyną, Syrią i Turcją, to obecnie najbardziej zapalny region na globalnej mapie zagrożeń. Analizując aktualną aktywność militarną Phenianu, której wyrazem są kolejne próby rakietowe, należy widzieć w niej wielowymiarową złożoność całej sytuacji.

Po pierwsze obszar wokół Półwyspu Koreańskiego postrzegany jest przez Chiny jako obszar ich interesów strategicznych. Stąd w interesie Pekinu jest to, aby aktywność reżimu Kima odbywała się w granicach przez Pekin zakreślonych. Każda próba rakietowa Phenianu bez konsekwencji militarnych stopniowo podważa wiarygodność Stanów Zjednoczonych w regionie, a to służy długofalowym interesom Chin.

Po drugie utrzymywanie się dłużej takiej sytuacji może prowadzić do reorientacji lokalnych graczy jeśli chodzi o ich postrzeganie, kto jest gwarantem stabilności w regionie. Dotychczas gwarantem status quo był Waszyngton, który zapewniał bezpieczeństwo m.in., Japonii wstrzymując rozwój potencjału sił zbrojnych Tokio. Podważanie wiarygodności Waszyngtonu jako gwaranta stabilności w regionie już powoduje rozwój lokalnego wyścigu zbrojeń. W mojej ocenie na tym etapie wybuch wojny na Półwyspie Koreańskim nie leży ani w interesie Chin (wojna oddalałaby Pekin od osiągnięcia strategicznego celu jakim jest pokojowe i bezkolizyjne rozszerzanie wpływów w regionie), ani tym bardziej w interesie Stanów Zjednoczonych.

Dziś trudno byłoby politycznie zdefiniować, co należałoby uznać za zwycięstwo Waszyngtonu w takiej wojnie. Zniszczenie koreańskiego potencjału rakietowo-jądrowego? Obalenie rządów Kima? Zjednoczenie Półwyspu Koreańskiego pod kontrolą Seulu wbrew Pekinowi i przy niezadowoleniu Tokio? Jeśli szukać tego, który byłby z takiego konfliktu najbardziej zadowolony, to osobiście wskazywałbym Moskwę. Mam jednak przekonanie, że świadomość korzyści jakie przyniosłaby potencjalna wojna na Półwyspie Koreańskim dla Kremla istnieje zarówno po stronie strategów Waszyngtonu, jak i Pekinu.

Stany Zjednoczone uznają – oficjalnie – uzyskanie przez Koreę Północną zdolności do ataku bronią jądrową na kontynent amerykański za bezpośrednie zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa. Czy w takim wypadku możliwe jest przewartościowanie priorytetów USA i decyzja o ataku na Koreę nawet jeżeli zagrażałoby to sojusznikom Waszyngtonu zarówno w regionie jak i np. w Europie Środkowo-Wschodniej?

Zapewnienie bezpieczeństwa państwa jest fundamentalnym obowiązkiem każdej władzy. Sojusz i sojusznicy to tylko i wyłącznie narzędzie do realizacji tego celu, szczególnie w sytuacji asymetrii potencjałów sojuszników. Dla tak wielkich mocarstw jak Stany Zjednoczone posiadanie sojuszników to potwierdzenie i gwarancja zachowania ich strefy wpływów.

Czytaj więcej: Gra mocarstw w 2017 roku. Amerykanie tracą wpływy [ANALIZA]

 

Niestety w Polsce mamy ciągłe pomieszanie rozumienia roli i funkcji sojuszu. Niektórzy przedstawiciele świata polityki i nauki z postrzegania sojuszu jako podstawowego gwaranta bezpieczeństwa państwa próbowali i próbują uczynić wręcz doktrynę bezpieczeństwa kraju. Nic bardziej mylnego, a ponieważ przypominanie 1939 roku i Jałty spotyka się dziś z ironicznym uśmiechem politowania chciałbym przywołać przykład z 2009 roku, kiedy to zgodnie z koncepcją „resetu stosunków z Moskwą” prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama ogłosił rezygnację z koncepcji budowy tarczy antyrakietowej w wersji zaproponowanej przez republikanów, i abyśmy nie mieli wątpliwości co do intencji tej decyzji i znaczenia naszych interesów w relacji do interesów Rosji ogłosił ją w 70. rocznicę najazdu ZSRR na Polskę.

Korea Południowa wojsko
Fot. Marine Corps, Lance Cpl. Amaia Unanue/US DoD

Wniosek zatem wydaje się oczywisty, tym bardziej, że dylemat strategiczny Waszyngtonu - Azja czy Europa? - moim zdaniem został już rozstrzygnięty i pierwszeństwo dla oceny postrzegania bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych ma obszar azjatycki. Ponadto nowa administracja Donalda Trumpa słusznie podkreśla, iż czas najwyższy aby Europejczycy sięgnęli do swoich własnych kieszeni i zaczęli wzmacniać własny potencjał militarny.

Duża część ekspertów, jak i amerykańskich dowódców uważa, że konflikt na Półwyspie Koreańskim przyniósłby ogromne straty, nieporównywalne z większością wojen lokalnych, toczonych po 1945 roku. USA rozważa opcję użycia siły jednostronnie, raczej nie uzyska poparcia Rady Bezpieczeństwa ONZ, a straty będą większe niż np. w Iraku. Czy zatem skutki ewentualnej wojny  - setki tysięcy zabitych, obrazy w mediach – mogą wzmocnić podziały pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i niechętnymi zdecydowanym rozwiązaniom krajami europejskimi, osłabiając relacje transatlantyckie, a może nawet kwestionując więzy w ramach NATO? 

Na tak postawione pytanie odpowiedź wydaje się prosta. Każda wygrana wojna przez hegemona, a takim są USA, wzmacnia jego siłę, a każda wojna przegrana lub przeciągająca się (Irak, Afganistan) osłabia jego siłę militarną, ekonomiczną i w konsekwencji polityczną. W Europie nie brakuje chętnych do osłabienia wpływów amerykańskich na kontynencie. W pierwszej kolejności jest to Rosja, tuż za nią Niemcy. Na podium mamy też Francję. Każdy przypadek jest jednak inny.

Obecność wojsk amerykańskich na Starym Kontynencie to istotny czynnik neutralizujący zapędy chęci inicjowania zmian geopolitycznych Moskwy w naszej części kontynentu. Berlin dzięki obecności Polski w NATO i UE nie traktuje zagrożenia rosyjskiego jako decydującego czynnika wpływającego na jego bezpieczeństwo, a samą Rosję postrzega jako optymalnego partnera biznesowego. Z kolei powściągliwość Paryża wobec Waszyngtonu ma w jakiejś mierze podłoże ambicjonalne.

Rosja i Chiny wzywają Stany Zjednoczone do powstrzymania swoich ćwiczeń wojskowych w Korei Południowej, aby Północ mogła zamrozić testy atomowe i rakietowe. Pekin czuje się realnie zagrożony skutkami potencjalnego konfliktu, wydawane są ostrzeżenia dla ludności cywilnej. Z kolei Rosja blisko współpracuje z Pjongjangiem, prawdopodobnie także w sektorze zbrojeniowym, prezydent Trump stwierdził niedawno, że w przeciwieństwie do Chin – „nie pomaga” w rozwiązaniu kryzysu. Jakie korzyści wynosi bądź może wynieść Moskwa z ewentualnej wojny?

Wojna koreańska nolens volens osłabiałaby potencjał USA oraz angażowałaby politycznie Chiny. Kreml mógłby upiec zatem dwie pieczenie na jednym ogniu, ponieważ bez własnego zaangażowania militarnego podmywałby potencjał wojskowy Waszyngtonu i odciągałby Pekin od jego parcia ekonomicznego w kierunku Syberii. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem w sytuacji wybuchu wojny na Półwyspie Koreańskim dla naszego regionu byłoby zwiększenie presji militarnej przez Moskwę na Ukrainę, co w efekcie mogłoby w skrajnym przypadku doprowadzić do upadku państwowości ukraińskiej.

Z kolei ten fakt miałby bezpośredni wpływ na witalność państwowości białoruskiej. Taki scenariusz byłby oczywiście bardzo zły dla Polski, ponieważ moglibyśmy w perspektywie roku lub dwóch skonstatować, iż mamy sytuację geopolityczną na granicy wschodniej, którą określam jako  „wróg u bram". 

Nawet jeżeli Amerykanie nie wycofają swoich wojsk z Europy, w wypadku ewentualnej wojny mogą zostać zaangażowane praktycznie wszystkie strategiczne rezerwy – konflikt może być krwawy i długotrwały. Istnieje ryzyko, że spory wśród sojuszników, w połączeniu z osłabieniem możliwości projekcji siły USA (przerzutu wojsk, systemów uderzeniowych) zostaną potraktowane przez potencjalnego agresora jako okazja do zadania ciosu we wschodnią flankę?

Zakładając najgorszy scenariusz jakim byłoby długotrwałe kilkumiesięczne zaangażowanie wojsk Stanów Zjednoczonych w konflikt militarny na Półwyspie Koreańskim w wymiarze lądowym i osiągnięcie sytuacji pata strategicznego, w którym siły Korei Południowej przy wsparciu USA nie byłyby w stanie pokonać wojsk Korei Północnej, nie można wykluczyć chęci rozegrania takiej sytuacji w naszym regionie przez Moskwę. Za maksymalny wariant Kreml mógłby uznać chęć podporządkowania sobie państw bałtyckich.

Korea Południowa wojsko
Fot. U.S. Marine Corps, Cpl. Tyler S. Giguere/US Pacific Command

W takiej sytuacji w przypadku braku jednoczesnej reakcji militarnej Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii na rzecz Litwy, Łotwy i Estonii, ich los byłby przesądzony. Warszawa musiałby nowy fakt geostrategiczny przyjąć do wiadomości, ponieważ nie jest tajemnicą, iż nie posiadamy odpowiedniego potencjału wojskowego który pozwalałby nam udzielić krajom bałtyckim pomocy wojskowej w przypadku ich zaatakowania przez Rosję. 

Rozbrojenie atomowe Korei Północnej w najbliższym czasie wydaje się mało realne. W jaki sposób można zatem zapobiec wybuchowi ewentualnego konfliktu? Na ile rolę może odegrać presja na Pjongjang, jak i na Chiny, a może demonstrowanie siły przez USA i własna obrona przeciwrakietowa Waszyngtonu? Jaką rolę w kryzysie koreańskim może odegrać Polska, członek Rady Bezpieczeństwa ONZ od 2018 roku?

Nie ma w chwili obecnej lepszej drogi rozwiązania sytuacji na Półwyspie Koreańskim jak zastosowanie środków dyplomatycznych - tym bardziej, że wiele wskazuje na to, iż polityka Kima zaczyna wymykać się z pod kontroli Pekinu, czego dowodem są kolejne próby rakietowe, w tym ta z 28 listopada 2017 roku. Ostatnia przedświąteczna, grudniowa decyzja Rady Bezpieczeństwa ONZ, która wprowadziła ograniczenie o 75 proc. dostaw ropy naftowej do Korei Północnej oraz nakazująca w perspektywie kilku miesięcy odesłanie do domu pracowników Korei Północnej z Rosji i Chin jest pośrednim dowodem, że cierpliwość Pekinu także się wyczerpuje.

Czytaj więcej:  Rok 2017 przełomowy dla rozwoju północnokoreańskiego arsenału. Wyzwanie na dziesięciolecia [ANALIZA] 

 

Wystąpienie na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ Rosji przeciw inicjatywie USA popieranej przez Chiny byłoby ze strony Kremla z kolei nieroztropne, szczególnie w konfiguracji w której Putin byłby tu jedynym sojusznikiem Kima - tym bardziej, że istnieje cień podejrzeń, że to właśnie Rosja mogła mieć wcześniej udział w przekazaniu Korei Północnej niezbędnych technologii do budowy jej obecnych zdolności rakietowych.

Odnośnie roli Polski w 2018 roku jako członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, trzeba mieć na względzie fakt, iż obecne nadwyrężone relacje z Komisją Europejską nie będą sprzyjać w wypełnianiu naszej roli w Radzie (vide relacje z Paryżem). Z drugiej strony warto podkreślić poprawne relacje Polski ze stałymi członkami Rady, tj. Pekinem, Waszyngtonem i Wielką Brytanią. Zatem kluczem do odegrania pozytywnej roli w konflikcie będzie praktyczna sztuka dyplomacji w wykonaniu przedstawicieli polskiego MSZ. Neutralizacja regionalnych zagrożeń militarnych i budowanie pokojowych relacji między państwami leży w strategicznym interesie bezpieczeństwa kraju, szczególnie w tak zglobalizowanym świecie jaki mamy współcześnie.

Dziękuję za rozmowę.

Jakub Palowski, Artur Jagnieża

Jeśli jesteś przedstawicielem wybranych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem Państwa przysługuje Ci 100% zniżki!
Aby uzyskać zniżkę załóż darmowe konto w serwisie Defence24.pl używając służbowego adresu e-mail. Po jego potwierdzeniu, jeśli przysługuje Tobie zniżka, uzyskasz dostęp do wszystkich treści na platformie bezpłatnie.