Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Kontrowersje wokół polskich ćwiczeń w Szwecji

Trzy łodzie motorowe (pontony) wysadziły na zachodnim wybrzeżu Szwecji grupę polskich żołnierzy, którzy po wylądowaniu rozpoczęli ćwiczenia. Według strony szwedzkiej nie mieli oni zgody zarówno na samo desantowanie, jak i na prowadzenie ćwiczeń w tamtym rejonie. Według strony polskiej taka zgoda została wydana. Kto ma więc rację?

  • Fot. M.Dura
    Fot. M.Dura
  • Fot. M.Dura
    Fot. M.Dura

Jak na razie wiadomo na pewno jedynie tyle, że w połowie maja br. trzy łodzie motorowe z polskimi oznaczeniami wysadziły w okolicach miejscowości Skärhamn (na północ od Goteborga) kilkunastu umundurowanych Polaków. Według informacji przekazanych przez stronę szwedzką policja wylegitymowała polskich żołnierzy i okazało się, że mieli oni jedynie zgodę na przejazd pięcioma pojazdami samochodowymi z Karlskrony (a wiec miejscowości położonej ponad 400 km na południowy-wschód od Skärhamn) do środka szkoleniowego na zachodnim wybrzeżu (prawdopodobnie koło Tjörn).

Sprawa znalazła się w szwedzkiej prokuraturze wojskowej, która bada cały incydent oraz w szwedzkim ministerstwie spraw zagranicznych. Ostatnio dowiedziały się o niej również media w Szwecji, które nagłośniły sprawę żądając wyjaśnień, jakim sposobem obce wojska mogły wylądować na szwedzkiej ziemi i na niej ćwiczyć.

Nie wiadomo z jakiej jednostki specjalnej pochodzili polscy żołnierze. Nie wiadomo również skąd przybyli lądując na plaży. Na pewno nie wysadził ich polski okręt, ponieważ te, które w tym czasie mogły tam być, nie mają możliwości transportowania jednocześnie aż trzech łodzi motorowych. Przypuszcza się więc, że Polacy wcześniej rzeczywiście dojechali drogą lądową do Tjörn (miejscowość leżąca 4,5 km od Skärhamn), tam wyładowali pontony i rozpoczęli ćwiczenia.

Fot. M.Dura

Szwedzkie i polskie media przekazały informację, że łodzie motorowe na których przypłynęli Polacy miały polską banderę wojenną, a więc należy je traktować jako okręty. W tym przypadku skandal byłby jeszcze większy, ponieważ oznaczałoby to wykonywanie misji wojskowych przez Marynarkę Wojenną na wodach terytorialnych Szwecji, bez odpowiedniej zgody. W rzeczywistości banderę wojenną i banderę pomocniczych jednostek pływających mogą nosić jedynie jednostki pływające należące do polskich sił morskich (w tym jachty i łodzie motorowe), a one nie są wykorzystywane do desantowania wojsk.

Bandery wojennej nie noszą natomiast łodzie motorowe należące do Wojsk Lądowych oraz Wojsk Specjalnych. Nawet Formoza, przez ciągnące się od kilku lat zaniedbania w tej sprawie, nie ma prawa nosić polskiej bandery wojennej i w związku z tym jej jednostki pływające prawdopodobnie podlegają prawu cywilnemu, a nie wojskowemu. Ten zarzut ze strony Szwecji jest więc niesłuszny.

Nie zmienia to faktu, że według Szwedów z jakiegoś powodu Polacy ćwiczyli na ich ziemi bez uzyskania odpowiednich zgód. Sprawa była o tyle groźna, że polscy żołnierze zostali w jakiś sposób narażeni na niebezpieczeństwo, gdyż mogli zostać potraktowani jako wrogowie i być w najlepszym przypadku ukarani - zgodnie z prawem obowiązującym w Szwecji. To, że Szwedzi tego nie zrobili wynika tylko z ich dobrej woli i prawdopodobnie z zaskoczenia takim nieprawdopodobnym incydentem.

Wyjaśnienie Sił Zbrojnych RP – wszystko było w porządku

Sprawę próbował wyjaśnić rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Szczepan Głuszczak w komunikacie przekazanym do Polskiej Agencji Prasowej przekazanym w sobotę 24 czerwca br. Poinformował on m.in., że szkolenie żołnierzy wojsk specjalnych w Szwecji w maju 2017 r. odbywało się zgodnie z przepisami, a komandosi dysponowali wymaganymi zgodami. Szkolenie odbywało się na podstawie „Planu współpracy międzynarodowej resortu obrony narodowej” zatwierdzonego przez Ministra Obrony Narodowej, który również wydał zgodę na pobyt wydzielonych sił na terenie Szwecji.

Według ppłk Głuszczaka wypełniono również procedury obowiązujące na szwedzkim terytorium. Dowódca ćwiczącej jednostki wystąpił bowiem o zgodę na wjazd polskich żołnierzy do Szwecji wraz z niezbędnym sprzętem – obejmującym pojazdy i łodzie.

Fakt wysłania „request for visit” i odpowiedź strony szwedzkiej oraz asysta szwedzkich żołnierzy w dniu przybycia polskich żołnierzy do Szwecji świadczą o tym, że ministerstwo obrony Szwecji było o całym przedsięwzięciu, w tym jego celu i zakresie, odpowiednio wcześnie poinformowane.

Rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Szczepan Głuszczak

Wyjaśnienie szwedzkich sił zbrojnych – nie wiadomo co robili Polacy

To co jest jasne według komunikatu MON wcale nie jest jasne dla strony szwedzkiej. Zgodnie z informacją PAP, DG RSZ poinformowało, że od momentu wjazdu polskich żołnierzy na terytorium Szwecji polskim żołnierzom towarzyszyli przedstawiciele szwedzkich sił zbrojnych. Kiedy jednak polscy komandosi byli legitymowani przez szwedzkie służby porządkowe, nie mieli oni wsparcia ze strony tych obserwatorów, którzy przecież od razu powinni wytłumaczyć całą sytuację.

Prasa w Szwecji oczywiście potwierdza, że Polacy mieli zgodę na transport sprzętu i ludzi z Polski do Szwecji pięcioma samochodami z portu Karlskrona, do prywatnego ośrodka szkoleniowego w Tjörn. Wskazuje jednak, że polscy żołnierze nie potrafili wykazać się dokumentami zezwalającymi na prowadzenie ćwiczeń na wybrzeżu koło Skärhamn.

Faktu wydania takiej zgody nie potwierdza również szwedzkie ministerstwo obrony narodowej. W miesiącu od zdarzenia rzecznik szwedzkich sił zbrojnych Jesper Tengroth poinformował w rozmowie z „Wydarzeniami Polsat”, że polscy komandosi dostali zgodę na podróż wyłącznie drogą lądową. „Z punktu widzenia szwedzkich sił zbrojnych sprawa jest jasna, albo masz zgodę, albo nie masz. Jeśli nie masz odpowiedniego zezwolenia, musimy poinformować szwedzki rząd”. I szwedzki rząd został powiadomiony (resort spraw zagranicznych).

W podobny sposób wypowiadają się również szwedzkie media – w tym „Göteborgs-Posten”. Według miejscowych dziennikarzy w raporcie sporządzonym dla szwedzkiego ministerstwa obrony wyraźni wskazano m.in, że „motorowe łodzie gumowe należy uznać za okręty, a tym samym wymagane jest pozwolenie na poruszanie się napędzanymi jednostkami pływającymi na szwedzkich wodach terytorialnych”.

Otrzymali oni również wyjaśnienie od przedstawiciela sił zbrojnych (Carl A. Karlsson), że „Nie mamy żadnych informacji na temat tego, co polskie wojsko robiło dokładnie”.

Zobacz również

WIDEO: Ile czołgów zostało Rosji? | Putin bez nowego lotnictwa | Defence24Week #133
Reklama
Reklama