Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Koalicja Turcji i Peszmergi planuje zająć Mosul?

Wkroczenie tureckiego wojska do Iraku to krok dość ryzykowny i oczywiście z punktu widzenia prawa międzynarodowego całkowicie nielegalny. Są przy tym dwie możliwości przyczyn tej interwencji: albo chodzi o plan zajęcia Mosulu w oparciu o armię turecką ale bez sił irackich, albo chodzi o uniemożliwienie ewentualnego uzbrojenia Partii Pracujących Kurdystanu w rosyjskie rakiety. Możliwe jest też, że jest to tylko prowokacja turecka - pisze dla Defence24.pl Witold Repetowicz 

  • Okopy na linii frontu pod Mosulem, Fot. Witold Repetowicz/Defence24.pl
    Okopy na linii frontu pod Mosulem, Fot. Witold Repetowicz/Defence24.pl
  • Okopy na linii frontu pod Mosulem, Fot. Witold Repetowicz/Defence24.pl
    Okopy na linii frontu pod Mosulem, Fot. Witold Repetowicz/Defence24.pl
  • Fot. Turkish Land Forces
    Fot. Turkish Land Forces

Oficjalnie podano, że chodzi o jeden batalion wojsk tureckich, który miał zostać skierowany do obozu Zalkhan, znajdujący się na Polach Niniwy, w pobliżu miejscowości Bashiqa w prowincji Niniwa. Jego celem ma być trenowanie znajdujących się tam żołnierzy. Nie jest przy tym do końca pewne czy chodzi o kurdyjskich peszmergów czy też o odziały tworzone przez byłego gubernatora prowincji Niniwa Athela al Nudżajfiego. O tych drugich niewiele wiadomo, zwłaszcza jeżeli chodzi o ich liczebność. Według jednego z generałów Peszmergi, będącego dowódcą odcinka w pobliżu Bashiqi, z którym rozmawiałem latem, siły te liczą około 16 tys. ludzi, choć sam Nudżajfi podawał wyższą liczbę i twierdził, że w Mosulu znajduje się też ruch oporu b. oficerów oraz żołnierzy irackich, którzy są gotowi do walki i podporządkowania się jego rozkazom. Władze Iraku oraz przedstawiciele innych niż Demokratyczna Partia Kurdystanu - PDK  (partia Barzaniego) partii kurdyjskich (przede wszystkim Patriotycznej Unii Kurdystanu - PUK) są jednak, sceptyczni wobec tych oddziałów. Dla Bagdadu są one nielegalne i rząd iracki wyklucza współprace z nimi oraz ich udział w operacji wyzwolenia Mosulu.

Według rządu irackiego w operacji tej powinny brać udział: armia iracka, Hashed Shabi (Popularna Mobilizacja czyli głównie szyickie milicje), Peszmerga oraz koalicja międzynarodowa pod przywództwem USA, zapewniająca wsparcie lotnicze. Plan ten jednak od początku był dość wątpliwy, z uwagi na wzajemną niechęć potencjalnych uczestników. Współpraca Hashed Shabi, zwłaszcza jej elementów proirańskich, z USA nie układała się dobrze w walkach w prowincji Anbar ani Sallahaddin. Z kolei władze kurdyjskie nie chcą współpracy z Hashed Shabi i ich obecności w Niniwie. Sytuację jeszcze bardziej skomplikowało powstanie koalicji pod przywództwem Rosji, w której skład wchodzi zarówno armia iracka jak i Hashed Shabi ale już nie Peszmerga i co oczywiste także nie oddziały Nudzajfiego. Athel Nudżajfi został latem odwołany przez radę prowincji Niniwa z funkcji gubernatora i formalnie nie zajmuje żadnego stanowiska w strukturach władzy państwowej. Ale to właśnie on, jego brat Osama (odwołany latem z funkcji wiceprezydenta Iraku) oraz Tariq Hashemi (b. wiceprezydent Iraku, zaocznie skazany na śmierć za terroryzm, przebywający obecnie w Turcji), są przywódcami 20 % mniejszości sunnicko-arabskiej w Iraku. Warto tez dodać, że Nudżajfi nie ukrywał, że to Ankara ma dostarczyć jego oddziałom uzbrojenie.

Błyskawiczna i nagła operacja wyzwolenia Szengalu zaskoczyła władze irackie, które sądziły, że najpierw dojdzie do operacji mosulskiej. Kilka dni temu do Szengalu i Erbilu przyjechał iracki minister obrony Khaled al Obaidi, który zresztą pochodzi z Mosulu i jest sunnitą. Wprawdzie nie reprezentuje on partii Nudżajfiego ale niekoniecznie jego rozmowy z władzami kurdyjskimi muszą być zgodne z linią rządową i interesami dominujących w rządzie szyitów. Nie jest więc wykluczone, że powstaje nowa koalicja mająca na celu wyzwolenie Mosulu oraz nie dopuszczenie do wkroczenia tam sił irackich,  a także powrotu irackiej administracji. Wprawdzie jeszcze latem zapewniano mnie, że Kurdowie nie chcą przyłączenia do Kurdystanu ani kawałka Mosulu, to obecnie sytuacja uległa zmianie. W czwartek, 3 grudnia br., przedstawiciele Biura Spraw Zagranicznych PDK powiedzieli mi, że wschodni Mosul jest de facto częścią Kurdystanu, a cale miasto nie jest w stanie funkcjonować normalnie, jeśli będzie poza regionem kurdyjskim. Chodzi o to, że poza turkmeńskim miastem Tel Afar wsystkie ziemie na wschód, zachód i północ od Mosulu są de facto pod administracją kurdyjską. Od południa do Mosulu próbują się dostać siły rządowe (w tym Hashed Shabi), ale póki co są dopiero w rejonie Al Zab w zachodniej części prowincji Kirkuk. Zdaniem moich rozmówców, Mosul w takiej sytuacji, jeśli będzie poza autonomicznym regionem Kurdystanu, to pozostanie w całkowitej izolacji, oddzielony od Anbaru przez tereny pustynne.

Czytaj więcej: Szengal, Hawl, Paryż – wspólna sprawa? "Ogromny cios dla terrorystów"

Nie można zatem wykluczyć, że wkroczenie sił tureckich do Iraku to ryzykowny choć bardzo sprytny plan Turcji doprowadzenia do zajęcia Mosulu w najbliższym czasie przez koalicję Peszmergi, Turcji i Nudżajfiego, przy wsparciu USA. W takim układzie może też dojść do błyskawicznego zajęcia Tel Afar ponieważ jest to miasto turkmeńskie. Bitwa o Mosul mogłaby być w takim układzie dość krótka i niezbyt zacięta, gdyż możliwe jest że w samym Mosulu dojdzie do przewrotu, usunięcia władz Państwa Islamskiego przez elementy protureckie wewnątrz tej organizacji terrorystycznej i poddania miasta. Turcja mogłaby w ten sposób dość tanim kosztem pokazać, że walczy z Państwem Islamskim, kontrując obecne oskarżenia rosyjskie i wcześniejsze oskarżenia kurdyjskie (potwierdzone przez media m.in. amerykańskie) dot. wspierania IS przez Turcję. Zacieśnienie współpracy między Turcją a rządem kurdyjskim w Iraku to również sposób na uniknięcie konsekwencji ew. blokady energetycznej Turcji przez Rosję, a także wywołanie kolejnych podziałów wewnątrz kurdyjskich, co jest dla Turcji korzystne.

Problem w tym, że wysłanie jednego batalionu to wciąż zbyt małe zaangażowanie dla realizacji tego planu. Tureccy doradcy wojskowi byli zresztą już obecni w Kurdystanie wcześniej, jednak nie było to dokonywane tak jawnie i w takiej liczebności. Ankara musi jednak zwiększyć te siły, jeśli chce cokolwiek osiągnąć, w przeciwnym razie pozostanie to jedynie prowokacją (chyba że chodzi o kwestię uniemożliwienia uzbrojenia PKK w rosyjskie rakiety). W takim wypadku obliczone by to było na sprowokowanie sił rosyjskich do zaatakowania sił tureckich na terenie Kurdystanu irackiego. Turcja oskarżyłaby wtedy Rosję o wspieranie IS poprzez atakowanie jej sił uczestniczących w walce z IS i wezwałaby na pomoc NATO. Taki scenariusz, konfrontacji rosyjsko-tureckiej, prowadzącej do globalnego konfliktu, jest zresztą bardzo popularny w Kurdystanie irackim, przy czym zwolennicy PUK i PDK bardzo różnią się oceną skutków tej konfrontacji. Ci pierwsi uważają, iż skończy się to spektakularną klęską Turcji i rozpadem tego państwa, natomiast ci drudzy wierzą, iż NATO wesprze Turcję, dojdzie do rozpadu Iraku i klęski Rosji oraz Iranu. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że Ankara bez pomocy NATO nie ma szans w konfrontacji z Moskwą. Tymczasem warto pamiętać, że w przypadku ataku sił iracko-rosyjskich w obronie terytorium Iraku na znajdujące się tam siły tureckie to NATO nie będzie miało żadnych zobowiązań wobec Turcji, bo zgodnie z prawem międzynarodowym kraj ten dokonał agresji na Irak. I to byłby słaby punkt takiej prowokacji ze strony Ankara.

Istnieje też jeszcze jedna możliwość, choć lokalizacja bazy tureckiej raczej na to nie wskazuje. Chodzi o to, iż od czasu zestrzelenia samolotu rosyjskiego nad granica syryjsko-turecką mówi się o możliwości dostarczenia przez Rosję partyzantom Partii Pracujących Kurdystanu w irackim Kurdystanie, rakiet ziemia – powietrze. Mogliby oni w ten sposób zestrzelić samoloty tureckie notorycznie naruszające iracką przestrzeń powietrzną w celu bombardowania baz PKK. Być może siły tureckie chcą przeszkodzić realizacji tego planu. Jednak turecka operacja lądowa na dużą skalę w rejonie Qandil, może bardzo szybko spowodować wsparcie PKK przez Iran i Rosję, a wtedy Turcja, bez pomocy NATO, również poniesie spektakularną klęskę.

Witold Repetowicz

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama