Geopolityka
Zmiana układu sił na Bliskim Wschodzie. Iran nowym hegemonem regionu
Na irańskiej scenie politycznej od 1979 roku można obserwować rozgrywkę pomiędzy konserwatywnymi teokratami a reformatorami. Mijające trzy dekady można rozpatrywać jako wzrost roli Iranu na arenie międzynarodowej, która jednak, mimo licznych doniesień medialnych na temat tego państwa, nie stanowiła częstego obszaru analizy geopolitycznej dla świata Zachodu - w analizie dla Defence24 pisze dr Magdalena El Ghamari.  
Obecne działania Iranu można z jednej strony traktować jako zachwianie równowagi, z drugiej można uważać, że wręcz przeciwnie, są częścią walki o „przywrócenie” pozycji tego państwa w regionie. Pamiętając, że po rewolucji Iran odegrał niewspółmiernie małą rolę międzynarodową w stosunku do swej politycznej rangi oraz geopolitycznych ambicji, oczywistym jest, że obecnie stara się o nadrobienie zaległości polityczno-ekonomicznych.
Tegoroczne wybory stały się pierwszym testem, pozwalającym na obserwację równowagi sił politycznych. Ich czas zbiegł się z dość istotną rolą Iranu w kontekście wojny w Syrii oraz procesu osłabiania geopolitycznej pozycji Izraela. Od czasu obalenia reżimu Saddam Hussajna w Iraku, Teheran zintensyfikował wykorzystywanie narzędzi oddziaływania na sytuację wokół Izraela (palestyński Hamas, libański Hezbollah) oraz zwiększył presję na swoje bezpośrednie otoczenie międzynarodowe w regionie Zatoki Perskiej.
Polityka prowadzona przez ajatollahów nie jest przypadkowa, czy też szalona, lecz opiera się na starannej analizie potencjalnych zagrożeń oraz zysków i strat dla Iranu.
Minister spraw wewnętrznych Iranu - Abdulreza Rahmani Fazli - ogłosił, że frekwencja w wyborach do parlamentu i Zgromadzenia Ekspertów wyniosła ponad 60%. Zastrzegł, że ostateczne dane mogą być jeszcze wyższe. Do głosowania uprawnionych było około 55 milionów osób w liczącym blisko 82 mln mieszkańców Iranie. W wyborach w 2012 roku frekwencja wynosiła 64,2%.
W liczącym 290 mandatów parlamencie reformatorzy mogą uzyskać najsilniejszą reprezentację od 2004 roku. Przysłużyłoby się to polityce prezydenta Hasana Rowhaniego, umacniając jego obóz, który domaga się, przede wszystkim, poprawy stosunków z Zachodem i większych praw. Należy mimo to pamiętać, że nie oznacza to drastycznej zmiany obecnego konserwatywnego wizerunku Iranu. Mimo iż reprezentujący ten nurt duchowni utracili zdolność blokowania decyzji parlamentarnych, to ciągle zajmują wysokie stanowiska w siłach zbrojnych, instytucjach gospodarczych oraz wymiarze sprawiedliwości.
Wydarzenia ostatnich dni w Iranie ukazują determinację ludzi dążących do wytyczenia nowego dyskursu politycznego oraz pragmatyzmu w stosunkach międzynarodowych. Polityka Rowhaniego polega głównie na uważnym zaangażowaniu się w stosunkach z Zachodem, zaś jego samego można traktować jako „dość” umiarkowanego polityka.
Relacje Iran – Izrael: czy Iran to nowy hegemon w regionie?
Za czasów szacha Iran był jednym z bliższych sojuszników Izraela. Reza Pahlawi jako pierwszy muzułmański przywódca uznał państwo żydowskie na arenie międzynarodowej. W zamian za ten gest, Izraelczycy umożliwili mu utworzenie tajnej policji SAVAK. W ówczesnym czasie współpraca między tymi narodami układała się bardzo dobrze. Po Islamskiej Rewolucji z 1979 roku oraz obaleniu szacha, sytuacja uległa diametralnej zmianie. Dowodem na to stały się słowa radykalnych mułłów, którzy nazywali Izrael „małym szatanem”, zaś sami Irańczycy negatywnie wypowiadali się o znienawidzonej i wzbudzającej strach bezpiece usuniętego władcy.
Gdy w 2006 roku Iran sprowokował Hezbollah do zaatakowania Izraela, izraelscy politycy i wojskowi zdawali już sobie sprawę, że sytuacja geostrategiczna ich państwa znamiennie się pogarsza. Zdecydowana odpowiedź militarna Izraela na prowokację „proirańskich” libańskich szyitów miała na celu ukazanie, że pozycja Izraela jest niezachwiana, a samo państwo jest silne i zdolne do działań na szeroka skalę. Mimo to II Wojna Libańska nie zakończyła się po myśli Izraela. Popełniono wiele błędów strategicznych, co gwałtownie wykorzystała propaganda Iranu, która potraktowało owe błędy jako bezdyskusyjne zwycięstwo Hezbollahu w starciu z Izraelem.
Na fali wojny libańskiej oraz po kolejnych wydarzeniach, np. w strefie Gazy (2008 rok - operacja militarna Izraela podjęta w grudniu 2008 roku przeciwko proirańskiemu Hamasowi w strefie Gazy), można było zaobserwować dalsze umocnienie Iranu i jego sojuszników w regionie, mające miejsce kosztem osłabienia pozycji Izraela.
Poruszając jedynie wybrane kwestie, można zasugerować tezę, że stosunki między Izraelem a Iranem wyglądają gorzej niż źle. Wzajemne oskarżania narastają i dotyczą zwłaszcza kwestii takich jak rola Hamasu i Hezbollahu, broń jądrowa, finansowanie terrorystów oraz sprawa palestyńska.
Również Stany Zjednoczone przestały w jednoznaczny sposób podzielać optykę Izraela w kwestii irańskiej, szczególnie w aspekcie zagrożenia, jakie Iran stanowi dla Izraela i całego regionu bliskowschodniego. Wybór Baracka Obamy na prezydenta USA w 2009 roku dał początek poważnemu przesunięcia akcentów w polityce bliskowschodniej Waszyngtonu. Przejawia się to głównie poprzez odejście od zasady bezwzględnego popierania Izraela i jego interesów w regionie, obowiązującej wcześniej nieprzerwanie od sześciu dekad. Doliczyć to tego można także chęć uregulowania relacji z Iranem, co stanowiło element strategii wyjścia z Iraku i przerzucenia wysiłku militarnego i politycznego Stanów Zjednoczonych na kwestię afgańską. Znamienne jest również obniżenie poziomu współpracy i wymiany informacji między różnymi organami władzy i instytucjami amerykańskimi a izraelskimi w obszarze bezpieczeństwa i obronności. Wszystko to z pewnością wpłynęło na oziębienie tych relacji i zmniejszenie wiarygodności USA jako partnera i strategicznego sojusznika.
Z drugiej strony głosy dochodzące z Iranu pokazują, że nie wszyscy wierzą w trwałą poprawę relacji amerykańsko-irańskich. Podczas przemowy do dowódców wojskowych (wrzesień 2015), dowódca irańskich sił lądowych, Ahmadrez Pourdastan stwierdził, że na dostateczne ocieplenie relacji na linii USA- Iran nie pozwolą silne związki między Stanami Zjednoczonymi i Izraelem. Według irańskiego wojskowego „wspierany przez Amerykanów rząd żydowskiego państwa wspiera Państwo Islamskie i inne grupy terrorystyczne” oraz „mamy problem z mordującym dzieci reżimem Izraela". Podobną opinię wypowiedział szef Rewolucyjnej Straży Teheranu, Mohsen Kazzemeini. Stwierdził on, że „Irańczycy pozostaną w gotowości bojowej dopóty, dopóki Izrael nie zostanie obalony, a Palestyna wyzwolona” oraz „będziemy nadal bronić nie tylko naszego kraju, lecz także poddanych opresji ludów na całym świecie, szczególnie tych stojących na froncie walki z syjonistami”. Retoryka części wysokich przedstawicieli rządu czy armii Iranu świadczy o tym, że Teheran może w przyszłości dążyć do podejmowania agresywnych działań, w tym konfliktu zbrojnego, o ile we władzach przeważą radykałowie.
Oczywistym jest, że nie można rozpatrywać relacji irańsko–izraelskich bez szerszego kontekstu geopolitycznego. Jednym z elementów tej skomplikowanej, bliskowschodniej układanki jest porozumienie nuklearne z 14 lipca 2015 roku pomiędzy Islamską Republiką Iranu a sześcioma mocarstwami. Umowa została podpisana mimo głośnych sprzeciwów Izraela, którego premier powiedział, że zrobi wszystko, by nie dopuścić do jej ratyfikacji. Skutkiem tego porozumienia był znaczący spadek cen ropy. Iran jako jeden z największych producentów tego surowca na świecie stał się zagrożeniem dla innych krajów regionu, przede wszystkim Arabii Saudyjskiej.
Kolejnym elementem jest fakt, iż w Iranie trwa nieustannie mobilizacja wojskowa, w której uczestniczy około 250 tysięcy członków ochotniczych sił paramilitarnych. Ponadto Iran jest głównym partnerem i inwestorem handlowym Iraku, a także jednym z głównych inwestorów w tym kraju. Do tego dochodzi Daesh, organizacja będąca wspólnym wrogiem Iranu, Stanów Zjednoczonych, Izraela oraz Arabii Saudyjskiej. Z jednej strony wszyscy mogliby odsunąć stare nieporozumienia w imię walki z ekstremizmem, z drugiej wydaje się to absurdalne. W tym wypadku walka z Daesh nie jest nikomu na rękę - w Iranie ważni politycy marzą o odbudowie imperium perskiego i swojej gospodarki, Izrael koncentruje się na swoich interesach, Arabia Saudyjska prowadzi „proxy war” w Jemenie, a wszyscy uczestniczą w mniejszym lub większym stopniu w wojnie w Syrii.
Porozumienie z Ameryką z pewnością nie oznacza, że w Iranie z dnia na dzień ucichną głosy przeciwników Izraela oraz Stanów Zjednoczonych, ale jest nadzieja, że Iran skupi się teraz na rzeczy najważniejszej, czyli odbudowie swojego wizerunku i rangi dyplomatycznej, za którą zmierza rosnąca pozycja na arenie międzynarodowej i rola hegemona w regionie.
Dr Magdalena El Ghamari
Eagle
Witam, W pierwszych słowach dziękuję za interesujący materiał - zawsze miło przeczytać interesującą analizę na tym portalu na temat relacji bliskowschodnich. Mam jednak do Pani Autor pytanie - czy mogłaby Pani doprecyzować temat wspierania przez Iran Hamasu. Hezbollah oczywiście posiada bezpośrednie wsparcie Iranu, z przyczyn religijno-ideologicznych to oczywiste, natomiast Hamas to sunnici, wspierani przez wrogów Iranu, stąd ta informacja okazała się być dosyć zaskakującą dla mnie. Pozdrawiam serdecznie
van
Daesh jako wróg Arabii Saudyjskiej? Czy mozna prosić o rozwinięcie tematu, bo to dosc kontrowersyjna teza? Daesh to mechanizm dzieki któremu Saudowie skutecznie zablokowali "wyjście" Iranu na basen morza śródziemnego - przez pólnocny Iraq i sojusz z Syrią. Nie widzę żadnych strategicznych przyczyn, dla których zagrażałby Arabii Saudyjskiej ale może czegoś nie dostrzegam
Michał
albo ja inaczej rozumiem znaczenia słowa hegemon, albo nagłówek ma się nijak do sensu artykułu. Iran jest jednym z państw tego regionu, oczywiście bardziej znaczącym niż inne mniejsze kraje tego regionu, ale o żadnej hegemonii nie ma mowy. Jeśli chodzi o potencjał militarny Arabia Saudyjska, Turcja i Izrael wydaja się mieć ogromną przewagę nad Iranem. Politycznie wpływy Iranu też chyba nie są takie oczywiste i ogromne. Gospodarczo to również nie hegemon. Więc w czym ta hegemonia się wyraża??
Rikki Tikki Tavi
A jednak. Turcja zarówno z racji położenia, jak i prowadzonej polityki jest trochę w rozkroku między Azją a Europą, mimo ewidentnie islamistycznych i autorytarnych ciągotek Erdogana, któremu chyba marzy się sułtański tron. Jej zainteresowania bliskowschodnie, to głównie niejako "wewnętrzna" kwestia kurdyjska. Większym zainteresowaniem, niż rejon Zatoki Perskiej, Ankara darzy Zakaukazie i Azję Środkową, czyli tereny zamieszkane przez pokrewne Turkom ludy. Arabia Saudyjska jest trochę kolosem na glinianych nogach. Ma dużo pieniędzy i dobrze uzbrojoną armie, jednakże przy stosunkowo nielicznej populacji (ok. 30 mln, z czego ok. 1/3 to obcokrajowcy, de facto pracujący na pozostałe 2/3) i dość mocno oderwanej od społeczeństwa, opresyjnej władzy, oraz raczej niespecjalnym duchu bojowym w armii (wojna w Jemenie to nieźle pokazuje) ta siła nie jest aż tak groźna, jak by się mogło wydawać. Prawdziwą siłą Saudów są pieniądze. Iran z kolei - jako kraj bogaty w ropę i gaz - śpi na wielkich pieniądzach. Ma liczną i stosunkowo młodą populację, mimo kilku dekad rządów ajatollahów tamtejszy islam jest daleko mniej opresyjny, niźli saudyjski. Mają sporą, choć nienajnowocześniejszą armię, po części opartą o własne opracowania techniczne. Teraz lepszy jakościowo (zapewne głównie rosyjski) sprzęt zacznie napływać szerokim strumieniem. Irak de facto jest wasalem Iranu, co oznacza, że realna siła (w sensie gospodarczym, militarnym i politycznym) Teheranu jest większa.
panzerfaust39
Nie wyszła "Perska Wiosna" więc Obama dogadał się z Teheranem co Izrael chcąc nie chcąc musiał przełknąć ale Asada żydzi już nie odpuszczą Pytanie tylko czy po zmianie w Białym Domu na Trumpa/Cruza USA nie wróci do próby krzewienia demokracji w Iranie
kuba
zmiana w bialym domu bedzie na Clinton .Trump nie ma szans gdyz zmarnowalby USA a ta bedzie szla ostro na Rosjie .
raw
Iran jak Chiny Rosja Korea północna są w dłuższej linii naszym wrogiem
etniczny Polak
Naszym, czyli czyim? Bo ja jestem Polakiem i ani Chiny, ani Korea Północna ani tym bardziej Iran, który od setek lat na nikogo nie napadł, nie są moimi wrogami i nawet hipotetycznie nie potrafię sobie wyobrazić dlaczego miałyby być wrogami Polski? Kim jesteś raw? Amerykaninem? Żydem? Ukraińcem? Dlaczego judzisz nas, Polaków, przeciw innym, raczej przyjaznym nam krajom?
mądrala
Iran nie jest naszym wrogiem, Chiny też, Rosja i Korea także. Zmień myślenie. To że ktoś ma inny pogląd nie oznacza że jest naszym wrogiem.
hfsg
Chiny nie sa naszym wrogiem, wręcz przeciwnie, widza w nas najwazniejszego partnera strategicznego w Europie w przełomowym projekcie nowego jedwabnego szlaku, a Iran nigdy naszym wrogiem nie był, nie uznał nawet rozbiorów Polski. Napewno jest tez mniejszym zagrożeniem niz sunnicka Arabia Saudyjska, czy inne sunnickie państwa, których ostatecznym celem jest zaprowadzenie islamu na całej ziemi, a niewiernych posłanie do piachu.
bolo
Turcja ma podobną liczbę ludności ale w Turcji jest więcej Turków niz Persów w Iranie. Turcja ma większą gospodarkę. Turcja ma znacznie nowoczesniejsze siły zbrojne. Iran może być hegemonem w regionie pod warunkiem, że Turcja wykrwawi się w wojnie z Rosją a Iran nie będzie uczestnikiem takiej wojny. Zresztą jeżeli uwzględnimy coraz bliższą współpracę Turków z Saudami hegemonia Iranu to tylko zamki na piasku.
xxx
A jeszcze niedawno usa chcialo napasc zbrojnie iran...
rozczochrany
I niektórzy "polscy" politycy deklarowali w tym udział polskiej armii.
piotr
Iran podobnie jak CHiny bedzie prowadzil swoja polityke ,zadnej prawdziwej przyjazni nie bedzie pomiedzy USA i Izraelem ,tylko polityczna gra ,te dwa panstwa sa znienawidzone przez wiekszosc innych ,wiec nie ma mowy o szczerosci .