Reklama

Geopolityka

Wygrana Ivanishvilego zmniejsza ryzyko wojny na Kaukazie?

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow stwierdził 9 października br., że Rosja nie będzie prowadzić rozmów z Gruzją ani żadnym innym państwem na temat przyszłości Abchazji i Osetii Południowej. Ich przyszłość leży bowiem w rękach mieszkańców, którzy wspierają ich niepodległość”.



Tymczasem południowoosetyjskie media informują, że w tym roku zakończy się budowa baz wojskowych w obu parapaństwach, które nominalnie należą do Gruzji. Przy czym źródłem tych rewelacji jest przedstawiciel rosyjskiego ministerstwa obrony, co w pewnym sensie rozwija myśl Siergieja Ławrowa dotyczącą ludu wspierającego własnymi rękami młodą niepodległość niewielkich kaukaskich republik.

W lipcu br. Abchazję i Osetię Południową wizytował dowódca rosyjskich sił lądowych generał Władimir Czirkin. Zapewne doglądał jak idą prace związane z budową wojskowej infrastruktury, w której będą stacjonować żołnierze FR. Skala tych projektów musi być spora, skoro Moskwie np. w Abchazji nie wystarcza przedłużenie dzierżawy bazy wojskowej w Gadaucie. Przemawia za tym także ścisła izolacja wspomnianych obszarów przez Rosję.

Nie wpuszcza się na terytorium obu kaukaskich parapaństw misji obserwacyjnej UE w Gruzji, która poinformowała niedawno świat o "wielkiej militarnej aktywności rosyjskiej w Osetii Południowej". Władze w Cchinwali zapowiedziały również, że dzięki pomocy Kremla rozprawią się z gruzińskimi dronami notorycznie naruszającymi ich przestrzeń powietrzną.

Niewątpliwie Abchazja i Osetia Południowa są silnie militaryzowane przez Rosję. Jaki będzie sens takich działań po przegranej ekipy Saakaszwilego w wyborach parlamentarnych, które odbyły się 1 października? Taki sam jak do tej pory. Wojna jest przedłużeniem dyplomacji, i nie można jej wykluczyć jeśli linia polityczna nowej władzy w Tbilisi będzie wymagała skorygowania.

Piotr A. Maciążek
Reklama

Komentarze

    Reklama