Geopolityka
Wybory w Indiach. Narendra Modi z kolejną kadencją?
Dziś rozpoczęły się wybory parlamentarne w „największej demokracji na świecie”, czyli w Indiach. Wiele na to wskazuje, że rządzący od 2014 roku Narendra Modi ponownie zwycięży i utrzyma przywództwo.
Uprawnionych do głosowania jest ok. 968 mln obywateli. Ten „maraton wyborczy” będzie trwać aż do 1 czerwca. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zwycięstwo narodowo-konserwatywnej Indyjskiej Partii Ludowej. Oznaczałoby to utrzymanie rządów przez Narendrę Modiego oraz kontynuację jego dotychczasowej polityki.
Dotychczasowy kurs obrany przez władze w Delhi charakteryzowała się nie tylko dynamicznym rozwojem państwa pod względem gospodarczym i ekonomicznym. Udało się w tym czasie Indiom „wyprzedzić” Chiny w statystykach dotyczących demografii, jednocześnie utrzymując nadal tendencję wzrostową. Pomimo trapiących ten kraj rozwarstwień (kastowości) rządy Modiego nadal są oceniane jako te, które prowadzą Indie w dobrym kierunku, o czym świadczy cały czas silne poparcie dla jego władzy.
„„Wzywam wszystkich głosujących na tych mandatach, aby w rekordowej liczbie skorzystali ze swojego prawa wyborczego” – napisał premier Modi w serwisie X - „W szczególności wzywam młodych wyborców, którzy głosują po raz pierwszy, do licznego głosowania. W końcu każdy głos się liczy i każdy głos ma znaczenie!”
Czytaj też
Największa demokracja czy "największa demokracja"?
„Już teraz można założyć, że wybory parlamentarne w Indiach wygra Indyjska Partia Ludowa (BJP) premiera Narendry Modiego, który rządzi krajem silną ręką” – powiedział w rozmowie z PAP Krzysztof Mroziewicz, publicysta i były ambasador RP w Indiach, Sri Lance i Nepalu. Jak podkreślił, BJP jest dosyć mocno osadzona we wszystkich państwowych strukturach.
Zapytany, czy zgadza się z opinią, że są to największe wybory demokratyczne na świecie, Mroziewicz zacytował słowa Johna Kennetha Galbraitha, ambasadora USA za prezydentury Johna F. Kennedy’ego, że Indie nie są największą demokracją na świecie, ale największą funkcjonującą anarchią na świecie. Zdaniem publicysty to, co psuje atmosferę demokratyczności Indii, to powszechna w całej Azji korupcja.
Czytaj też
„Każdy polityk, który ubiega się o miejsce w izbie, musi mieć pieniądze, żeby głosującym na kilku wiecach wręczyć po parze klapek „wietnamek”, jak się je w Indiach nazywa - butelkę Campa Coli oraz kawałek płótna, z którego kobiety uszyją sari. To wymaga funduszy, które pojawiają się jako kredyty. Po objęciu władzy trzeba będzie je w jakiś sposób spłacić, pozyskując środki za „usługi”. Indie to największa demokracja, ale też państwo, w którym od 20 do 50 proc. rupii pochodzi z nieznanych źródeł” – zaznaczył.
Według Mroziewicza Modi wygra, gdyż stawia na wielkość Indii. W jego opinii to przykład nacjonalizmu, który uzurpuje sobie prawo do decydowania o losach świata, co zdaniem publicysty bardzo odpowiada obywatelom Indii.
„Wyobraźmy sobie Hindusa, który jest analfabetą, ale jednocześnie zna sześć języków, bo taka jest różnorodność kulturowa. Może on nie wiedzieć, gdzie leży Francja czy Australia, ale wie, czym są Indie i że są one wielkie. Kiedy odbywają się próby jądrowe, to wszyscy biedacy wychodzą ze slumsów i tańczą na ulicach z radości, że Indie są supermocarstwem. Ale to nie przekłada się na ilość jedzenia w misce czy liczbę rupii w kieszeni” – wyjaśnił autor wielu książek o Indiach.
Monkey
Miało być: „rosyjskiego”, nie „rodyjskiego”😃
Monkey
Myślenie trochę podobne do rodyjskiego: nacjonalizm (ale nie imperializm) i związana z nim duma. Mogą nie mieć co jeść, są w posiadaniu broni nuklearnej.