Próba przejęcia władzy przez szyicki ruch Huti wytworzyła w Jemenie niebezpieczną próżnię polityczną, która może doprowadzić do długotrwałej wojny domowej. Na tle bieżącej sytuacji najprawdopodobniej zyskają dżihadyści, co skomplikuje prowadzone przez USA operacje antyterrorystyczne w całym regionie Bliskiego Wschodu. Jemen jest celem geopolitycznych rozgrywek nie tylko amerykańskiej administracji, ale również Iranu i Arabii Saudyjskiej - pisze w swojej analizie dla Defence24.pl Marek Połoński.
Sytuacja w Jemenie jest analogiczna do sytuacji w innych państwach, przez które przeszła „Arabska Wiosna”. Upadek państwa następuje w sposób podobny, jaki miał miejsce w Libii, Iraku czy Syrii. Chaos polityczny jest wynikiem słabości władz centralnych oraz sekciarskich podziałów w lokalnych strukturach plemiennych. Bojownicy ruchu Huti, założonego w latach 90. przez Husejna Badra Edina al-Hutiego (pochodzi z szyickiej sekty zajdytów), zamieszkują północno-zachodnią część kraju. Huti domagają się równych praw z większością sunnicką. Od objęcia przez Abd ar-Rab Mansura al-Hadiego władzy w 2012 r. kilkakrotnie wszczynali rebelię żądając zmiany konstytucji, którą uznają za dyskryminującą. Huti rozjuszył przygotowany przez władze projekt nowej konstytucji, zgodnie z którym kraj miałby być podzielony na sześć regionów skupionych w ramach federacji. Rebelianci domagają się natomiast stworzenia tylko dwóch regionów, obawiając się, że przy większej liczbie rozmyją się ich niedawno zdobyte wpływy. W opublikowanej przez rebeliantów „deklaracji konstytucyjnej” ogłoszono rozwiązanie parlamentu i objęcie władzy przez pięcioosobową Radę Prezydencką, którą wybierze złożona z 551 osób Rada Narodowa. Ta ma zastąpić rozwiązany parlament. Według deklaracji, Rada Prezydencka ma sformować rząd na 2 letni okres przejściowy. W tym czasie miałaby zostać opracowana nowa konstytucja, która będzie przedmiotem ogólnonarodowego referendum. Nowe władze zajmą się następnie zorganizowaniem wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Mimo dymisji prezydenta Hadiego i premiera Bahaha, Huti nie dążą do pełnego przejęcia władzy. Jemen jest najbiedniejszym krajem Bliskiego Wschodu, gospodarka jest w stanie krytycznego rozkładu, a to może spowodować katastrofę humanitarną. Z uwagi na słaby kurs dolara oraz ropy naftowej, pojawiły się kłopoty z wypłacaniem pensji w administracji cywilnej oraz wojskowej. Poza niedoborem paliw, w Jemenie brakuje energii elektrycznej oraz wody. W celu zażegnania kryzysu gospodarczego, Arabia Saudyjska zagwarantowała pomoc w wysokości około 4 mld USD, ale po obaleniu rządu przez Huti, Rijad zamroził fundusze. Powstańcy mogą się więc obawiać, że nie będą w stanie rozwiązać dramatycznych problemów Jemeńczyków. Kryzys polityczny i gospodarczy jest na tyle poważny, że państwo może się zawalić. W chwili obecnej Huti nie mają szans, aby rządzić samodzielnie w całym kraju. Jeśli będą próbowali, to dojdzie do secesji południa, a może też innych regionów Jemenu. Z drugiej jednak strony jeśli nie obejmą władzy, w kraju może zapanować chaos.
Jemen źródłem ekstremizmu
Większość sunnicka zrobi wszystko, aby nie dopuścić do zdominowania Jemenu przez szyitów. Sunnitami są ekstremiści z Al-Kaidy oraz Państwa Islamskiego (IS), które ogłosiło niedawno, że w Jemenie również posiada swoich przedstawicieli. Jemen z nieszczelną granicą z Arabią Saudyjską oraz rekordową ilością broni, nie od dziś jest ważnym punktem na mapie światowego dżihadu. Od lat jest też największym eksporterem terroru. Jemeńczycy tradycyjnie dominowali wśród mudżahedinów walczących ze Związkiem Radzieckim w Afganistanie oraz z USA w Iraku.
Zamachowcy z Paryża nie byli pierwszymi terrorystami mającymi związek z Al-Kaidą Półwyspu Arabskiego (AQAP). Umar Farouk Abdulmutallab, próbujący wnieść bombę do samolotu w Detroit w 2009 r., major Nidal Hasa, który zastrzelił 13 osób w Fort Hood w Teksasie czy bracia Carnajew z Bostonu byli inspirowani przez pochodzącego z Jemenu duchownego Anwara al-Awlaki (zginął w ataku drona w 2011 r.). Wielu potencjalnych dżihadystów czerpało motywację z jemeńskiego internetowego magazynu „Inspire”. Specjaliści ds. terroryzmu na całym świecie zgodnie uważają AQAP za najbardziej niebezpieczną komórkę Al-Kaidy.
Prezydent Hadi prowadził walkę z AQAP od czasu objęcia urzędu w 2012 r., a Stany Zjednoczone mocno się zaangażowały w tę kampanię. Po zreorganizowaniu armii na chwilę zepchnięto Al-Kaidę do defensywy. Ale kiedy do walk przystąpili zwolennicy Huti, część wojskowych środków przeznaczono do walki z nowym zagrożeniem, co wykorzystali ekstremiści. Od przeszło roku każdego miesiąca występują akty terrorystyczne, w których za każdym razem ginie wiele osób. Al-Kaida działa głównie na południu kraju, gdzie znajduje się 70% całej infrastruktury naftowej i gazowej. Ponadto kontroluje tereny wraz z dużą bazą wojskową znajdującą się koło miasta Bajhan w prowincji Szabwa. Islamiści z AQAP mają również bezpośredni wpływ na politykę albowiem duża ich część posiada legitymacje partii Islah, czyli jemeńskiego oddziału Bractwa Muzułmańskiego.
Chociaż Huti i Al-Kaida mają wspólnego wroga (USA i Izrael), w rzeczywistości są przeciwnikami w konflikcie szyicko-sunnickim. Ewentualna wojna domowa na tle wyznaniowym oraz chaos polityczny będą sprzyjać rozwojowi ekstremizmu, szkoleniu rekrutów w licznych bazach Al-Kaidy w Jemenie, która z pewnością się wzmocni przez masowy napływ emigrantów z Afryki. Współpracująca z Al-Kaidą libijska Ansar al-Sharia już zaczęła rekrutować somalijskich uchodźców, którzy są przerzucani do Syrii oraz Jemenu. Dlatego istotnym celem Al-Kaidy będzie całkowita kontrola portu w Adenie.
Dyplomaci uciekają z kraju
Wobec niebezpiecznej sytuacji w Jemenie, pierwszym krajem, które zamknęło swoją ambasadę w tym kraju była Arabia Saudyjska. Podobnie postąpiły Wielka Brytania, Francja, Niemcy oraz Włochy. Departament Stanu w Waszyngtonie również potwierdził, że zamknął ambasadę USA w Sanie i ewakuował swój personel z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Jemen jest bardzo istotnym elementem w prowadzonych przez USA operacjach antyterrorystycznych. Jemeńczycy stanowią większość przetrzymywanych w Guantanamo podejrzanych o terroryzm, a amerykański Kongres zabronił rządowi transferu więźniów do tego kraju. Administracja Hadiego chętnie współpracowała z Waszyngtonem w prowadzonych przez nich operacjach. Amerykanie przeprowadzili liczne naloty w Jemenie za pomocą dronów przeznaczonych do likwidowania terrorystów. Zabito wieli ważnych islamistów, w tym jednego z liderów AQAP Anwara al-Awlakiego. Do dalszego prowadzenia operacji specjalnych są potrzebni lojalni amerykanom sojusznicy. Upadek rządu w Stanie to uniemożliwia. Trzeba podkreślić, że do wzrostu antyamerykańskich nastrojów w kraju przyczyniły się cywilne ofiary nalotów.
Po przejęciu przez Huti kontroli nad aparatem bezpieczeństwa, amerykanie utracili możliwości wywiadowcze niezbędne do prowadzenia operacji antyterrorystycznych, a w szczególności wykonywania skutecznych nalotów za pomocą dronów. W danych wywiadowczych powstają bowiem luki, które zwiększają ryzyko błędnych nalotów i straty w ludności cywilnej, a to przekłada się na dalszy wzrost antyamerykańskich nastrojów. Pracę oficerów operacyjnych amerykańskiego wywiadu jednocześnie pogarsza ewakuacja ambasady, co bezpośrednio wpływa na pracę ze źródłami osobowymi. Chociaż Biały Dom oraz Pentagon przekonują, że praca amerykańskiego wywiadu jest odporna na zawirowania polityczne w Jemenie, to nieoficjalnie słychać o problemach współpracy od czasu eskalacji napięcia, czyli od jesieni zeszłego roku. Mimo, że loty bezzałogowców prowadzone są z lotnisk w Arabii Saudyjskiej i Dżibuti, to brak odpowiednich danych operacyjnych praktycznie uniemożliwia wykonywanie skutecznych uderzeń. Przykładem tego może być ogłoszenie sukcesu z ubiegłego tygodnia w postaci zlikwidowania jednego z ważniejszych członków Al-Kaidy, który okazał się być niewinnym chłopcem wracającym ze szkoły. Jedną z największych porażek amerykańskich służb była również próba uwolnienia fotoreportera Luke’a Somersa, co było istotnym sygnałem ostrzegawczym, że CIA ma coraz słabsze rozpoznanie w Jemenie.
Huti wspierani przez Iran
Sytuacja w Jemenie bardzo niepokoi Arabię Saudyjską, potężnego sunnickiego sąsiada Jemenu, który jest bardzo ważnym punktem transportu ropy naftowej. Saudowie skutecznie tłumiący wszelkie bunty własnych szyitów, zapewne nie pogodzą się z puczem tuż za miedzą. W 2009 r. Arabia Saudyjska już wysyłała do Jemenu swoje wojska, które stłumiły rebelię szyickich Huti. Ale wkroczenie Huti do Sany bardzo ucieszyło innego poważnego gracza w regionie - Iran. Iran zdobywa kolejny po Iraku, Libanie oraz Syrii przyczółek wpływów w świecie arabskim. Teheran wspiera Huti finansowo oraz militarnie, chociaż ci drudzy oficjalnie temu zaprzeczają. Irańskie poparcie dla Huti oficjalnie znanych również jako „Ansarullah” (bojowników Boga) było oczywiste od samego początku. Znajduje to chociażby w jednoznacznym haśle tego szyickiego ruchu: „Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, Klątwa na Żydów, zwycięstwo islamu”. Istnieją ponadto fizyczne dowody irańskiej pomocy. W dniu 23 stycznia 2013r. jemeńska straż przybrzeżna zatrzymała irański statek „Jihan 1”, na pokładzie którego była broń, materiały wybuchowe i inny sprzęt wojskowy przeznaczony dla Huti. Szyicki ruch porównuje się do działającego w Libanie Hezbollahu, również zaopatrywanego w broń przez Iran.
Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki Mun powiedział, że świat nie może bezczynnie stać i musi spełnić międzynarodowy obowiązek pomocy Jemenowi w powrocie do politycznej normalności. Ale dla Jemenu nie ma prostego rozwiązania. Problemy tego kraju leżą u podstaw wszystkiego tego, co aktualnie się dzieje na Bliskim Wschodzie. Amerykanie doświadczeni porażką w Iraku, będą szukali sojusznika do wprowadzenia porządku w Jemenie. Będą zmuszeni wybierać pomiędzy Iranem (z negocjacjami nuklearnymi w tle), a Arabią Saudyjską, który ma być istotnym sojusznikiem w walce z Państwem Islamskim.
Sytuację w Jemenie musi opanować Rada Współpracy Zatoki Perskiej (GCC) grupująca Arabię Saudyjską, Bahrajn, Katar, Kuwejt, Oman oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Jeśli nie podejmą zdecydowanych kroków, poziom zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilności regionu oraz interesów ich ludności skrajnie się obniży. Sytuacja w Jemenie może rozpalić sekciarskie napięcia wśród szyitów stanowiących większość w państwach GCC.
Marek Połoński
STYKS
Ciekawa analiza ale nie sposób zgodzić się z autorem który pisze: "...Sytuacja w Jemenie jest analogiczna do sytuacji w innych państwach, przez które przeszła „Arabska Wiosna”. Upadek państwa następuje w sposób podobny, jaki miał miejsce w Libii, Iraku czy Syrii...". Bzdura-gdyby tzw. "Zachód" w bezpośredni sposób używając sił zbrojnych nie "zlikwidował" Saddama Husajna w Iraku i M. Kadafiego w Libii oraz nie "sponsorował" , szkolił i zbroił bojowników walczących z Assadem w Syrii to prawdopodobnie wszystkie te trzy kraje żyłyby do tej pory w miarę "normalnie" bo tzw. "dyktatorzy" trzymaliby "za ryj" wszelkiej maści ekstremistów i terrorystów więc nie byłoby w ogóle takiego "tworu" jak tzw. "Państwo Islamskie". Jemen zaś stanowi zupełnie inny przykład: tam (przy pomocy Zachodu) nie "obalono krwawego dyktatora". Tam istniał słaby rząd-w przeciwieństwie do w/w trzech krajów całkowicie popierany przez "Zachód" -który wg. znacznej części społeczeństwa na domiar złego "sprzymierzył" się z USA w zabijaniu własnych obywateli!
heh
gdybanie. Asada jakoś nie zbombardowali, pomoc dla FSA jest nikła a to tam IS rozwinął skrzydła. i podobnie byłoby z Irakiem - wojna domowa - po prostu mozaika sil wyglądałaby nieco inaczej. Do tego napięcie na lini szyicki Iran - sunnicki Irak byłoby krytyczne. Tam milion ludzi już w jednej wojnie zginęło gdybyś nie pamiętał. W efekcie my płacilibyśmy za ropę więcej a Rosja w związku z tym pogrywała jeszcze ostrzej. to tak na zimno, bez gadania o prawach człowieka i demokracji,
Darek S.
Nic dodać nic ująć. Jak Jemeńczycy mogli popierać rząd, który pozwalał na łapanki na swoim terytorium, robione przez wroga ludu, czyli USA. To zupełnie tak jakby Pani Kopacz w Polsce pozwoliła Putinowi na robienie na terytorium Polski łapanek na polityków Prawa i Sprawiedliwości i innych partii. A gdyby łapanki były trudne do zrealizowania, bo Ruscy bali by się wejść w rozjuszony tłum, to z dronów strzelaliby do samochodów wożących tych polityków po Polsce. Totalna głupota polityków USA prowadzących swoją politykę zagraniczną pod dyktando Izraela doprowadziła do bardzo niebezpiecznej sytuacji na Bliskim Wschodzie. Ameryka to olewa, bo czuje się bezpieczna za oceanem, ale my Europejczycy, będziemy mieli bardzo poważne kłopoty tu w Europie z powodu tej kretyńskiej polityki. Już niedługo większość dzieci w szkołach we Francji będzie pochodzenia muzułmańskiego. Izrael z utęsknieniem czeka, aż również i my Europejczycy podłożymy się za jego ekstremistyczną i rasistowską politykę. Ameryka niestety cały czas potrzebna jest Europie z powodu odradzającego się imperializmu Rosyjskiego. Europa Zachodnia liczy na fizyczne wsparcie USA w przypadku zagrożenia linii Odry. Testem dla Europy Zachodniej, czy może liczyć na USA będzie zaangażowanie wielkiego brata po wejściu Putina do Estonii. Jeżeli USA pozwolą Rosji na ten Ruch, Europa zacznie się zbroić, aby w przypadku zagrożenia granicy na Odrze być gotową.