- Analiza
- Wiadomości
Większa obecność USA w Europie Środkowej musi budzić opór Berlina
Niemcy z uwagi na swój potencjał gospodarczy i polityczny odgrywają kluczową rolę w Unii Europejskiej i architekturze bezpieczeństwa Zachodu. Od polityki Berlina zależy również rozwój wypadków na Ukrainie. Bliskie powiązania gospodarcze z Rosją i dwuznaczne wypowiedzi najważniejszych niemieckich polityków zmuszają jednak do zastanowienia się nad skutkami tej polityki dla postulowanego przez Polskę zwiększenia obecności NATO w naszym kraju.

Podczas spotkaniu szefów dyplomacji państw Trójkąta Weimarskiego (01.04.2014) minister Radosław Sikorski wyraził chęć przyjęcia na terenie Polski dwóch brygad natowskich. Zdecydowanie sprzeciwiły się temu Niemcy. Szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier wykluczył stałą obecność większych sił NATO w Polsce, argumentując, iż mogłoby to prowadzić do eskalacji napięć. Zwrócono również uwagę, że tego typu oczekiwania z polskiej strony stoją w sprzeczności z porozumieniami zawartymi między NATO a Rosją. Porozumienia – na które powołują się przeciwnicy utworzenia stałych baz amerykańskich lub nawet ograniczonej czasowo dyslokacji jednostek wojskowych w sile brygady – to akt założycielski Rady NATO-Rosja z 1997 roku. Sojusz zobowiązał się wtedy do niestacjonowania znaczących sił bojowych na terenie dawnych państw Układu Warszawskiego. Deklaracje te pomimo jednoznacznie agresywnych działań rosyjskich na Ukrainie, polegających miedzy innymi na zajęciu Krymu, bezprecedensowej koncentracji wojsk rosyjskich wzdłuż jej wschodnich granic oraz nasilenia działań o charakterze dywersyjnym nadal respektowane są w Berlinie. Przyczyny tego stanowiska są różnorodne i wbrew potocznej opinii nie wynikają wyłącznie z konieczności gospodarczych.
Szpagat ideologiczny
Polsko-niemiecka wymiana handlowa wyniosła w 2013 roku 78 miliardów euro -- czyli o dwa miliardy więcej niż z Rosją – czyniąc nasz kraj głównym partnerem gospodarczym Berlina w tej części Europy. Chociaż marcowa wizyta szefa Siemensa, Joe Kaesera, w Moskwie, do której doszło dziewięć dni po aneksji Krymu, zdaje się potwierdzać tezę o specjalnej atencji jaką niemieckie koła przemysłowe darzą Władimira Putina to należy pamiętać, iż mniej niż 2% niemieckiego eksportu trafia do Rosji. Z drugiej jednak strony aż 6 tys. niemieckich firm działa na ternie Federacji Rosyjskiej i zatrudnia 250 tys. pracowników. Kluczowym aspektem współpracy niemiecko-rosyjskiej jest import gazu. Roczne zapotrzebowanie Niemiec wynosi 95 mld metrów sześciennych i w 30% pokrywane jest przez dostawy z Rosji. Powrót do energii atomowej mógłby pomóc w zmniejszeniu tego uzależnienia, ale podobnie jak eksploatacja gazu łupkowego idea ta napotyka na zdecydowany (nierzadko motywowany ideologicznie) opór niemieckiego społeczeństwa. Niemiecka opinia publiczna nie wydaje się zainteresowana zaostrzeniem kursu względem Rosji. W niemieckich mediach po aneksji Krymu dominowało przekonanie, iż i tak nie wyrządzą one Putinowi szkody. Jeszcze większy opór wywołują plany zwiększenia obecności wojskowej USA w Środkowo-Wschodniej Europie. Rząd Angeli Merkel z jednej strony krytykuje Putina za „brak zdecydowanego zaangażowania na rzecz zażegnania konfliktu”, a z drugiej deklaruje, chęć tworzenia długotrwałych relacji partnerskich. Trudno nie doszukać się w relacjach z Rosją uwarunkowań historycznych – zarówno świadomość popełnionych zbrodni, jak i poniesionej klęski militarnej wpływają na percepcję rosyjskich poczynań i tendencję do usprawiedliwiania rosyjskich działań poczuciem zagrożenia. Już kilka miesięcy temu pojawiła się w Niemczech teza o domniemanym sprowokowaniu Putina przybliżaniem się NATO do granic Rosji. Osoby publiczne, wykazujące daleko idące zrozumienie dla tej argumentacji, zwykło się odtąd nazywać nieco ironicznym określeniem „Russland-Versteher” (verstehen=rozumieć).
Szorstka przyjaźń
Tego zrozumienia trudniej jest się doszukać aktualnie w relacjach z USA. Kapitał zaufania, jakim po latach prezydencji nielubianego w Niemczech George’a W. Busha został obdarowany jego następca, dawno się ulotnił. Niemieckie rozczarowanie Obamą rozpoczęło się wraz z intensyfikacją użycia dronów do walki z terrorystami. Decydujące znaczenie miało jednak ujawnienie rozmiarów niedocenianej w Polsce afery podsłuchowej, odebranej jako dowód braku zaufania do niemieckiego partnera w osobie kanclerz Merkel, a także atak na strefę prywatną tzw. zwykłych obywateli. Jak poważnie traktowany jest ten temat przez niemieckie media unaocznia zeszłotygodniowe wydanie jednego z głównych programów informacyjnych niemieckiej telewizji publicznej ZDF. W środę 4 czerwca w prawie trzydziestominutowym magazynie Heute Journal o wizycie prezydenta Baracka Obamy w Polsce i jego pierwszemu spotkaniu z ukraińskim prezydentem elektem Petrem Poroszenką poświęcono 40 sekund (dzień wcześniej zamieszczono materiał trzyminutowy). Tematem wiodącym wydania było wszczęcie przez prokuratora generalnego Niemiec dochodzenia w sprawie tzw. afery podsłuchowej. Jedno z pytań dziennikarki dotyczyło kwestii ewentualnego wyjazdu prokuratora generalnego do Moskwy w celu przesłuchania Edwarda Snowdena.
Pierwsze wyraźne pogorszenie relacji niemiecko-amerykańskich nastąpiło w 2003 roku w związku z planowaną interwencją w Iraku. Rząd kanclerza Gerharda Schrödera zdecydowanie sprzeciwiał się inwazji – co szczególnie wśród amerykańskich neokonserwartystów odczytane zostało jako złamanie zachodniej solidarności. Ze zdziwieniem przyjęto zbliżenie stanowisk Berlina, Paryża i Moskwy. Demonstracyjne podkreślanie przez Donalda Rumsfelda, ówczesnego ministra obrony USA, znaczenia tzw. Nowej Europy (w tym Polski) wyraźnie irytowało część niemieckich polityków i mediów. Dzisiejsza sytuacja na Ukrainie po raz kolejny uwidacznia zasadnicze różnice w podejściu do rozwiązywania konfliktów pomiędzy Niemcami a USA.
Reset resetu
Administracja prezydenta Obamy wydaje się pogodzona z fiaskiem polityki resetu i dokonuje reorientacji swojej polityki względem Rosji. Aktualne nasilenie ćwiczeń wojskowych w Europie Środkowo-Wschodniej jest tego symbolicznym wyrazem. Z punktu widzenia Berlina powrót do sytuacji sprzed kryzysu byłby zdecydowanie bardziej pożądany niż jakakolwiek forma konfrontacji ekonomicznej. Z tego powodu również polskie dążenia do zwiększenia obecności USA w naszym regionie muszą budzić opór Berlina. Zwiększenie potencjału wojskowego i realnej siły odstraszania przez Polskę może zostać ocenione w Niemczech jako czynnik destabilizujący i w przyszłości rzutować choćby na plany pozyskania kolejnych nowszych wersji Leopardów. W tym kontekście z pewnym niepokojem należy oczekiwać wyników zainicjowanej przez Niemcy reformy struktur NATO i wyłonienia tzw. państw ramowych, wokół których mają skupiać się pozostali członkowie sojuszu. Aktualnie Niemcy, pomimo wezwań Obamy do zwiększenie nakładów na obronność, nadal redukują swój budżet wojskowy. W zeszłym tygodniu (06.06.2014) Spiegel Online poinformował, że w ramach ograniczania wydatków rządząca koalicja CDU-SPD zdecydowała o cięciach w wysokości 400 milionów Euro. 32 miliardy wydawane na obronność stanowią dziś zaledwie 1,5 % niemieckiego PKB i trudno sobie wyobrazić, aby to Niemcy miały stać się państwem ambitnie kształtującym politykę obronną sojuszu w naszym regionie. Ostatnie redukcje wydatków dodatkowo osłabiły pozycję szefowej resortu obrony Ursuli von der Leyen – znanej z wyjątkowo krytycznych, jak na warunki niemieckie, wypowiedzi pod adresem Rosji. Spiegel Online zauważa, że przyczyną redukcji są również opóźnienia we wdrażaniu projektów zbrojeniowych. Do dziś nie weszły do służby np. samoloty transportowe A400M.
Tomasz Nowak
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS