- Analiza
- Wiadomości
W polityce zagranicznej nie ma przyjaźni, tylko interesy [Polemika]
Polityka zagraniczna państw zamyka w sobie znacznie szersze spektrum czynników, niż sfera deklaratywna czy werbalna klasy politycznej. Co więcej, nigdy nie było i nie będzie w niej przyjaźni – są tylko interesy. Nie ma też nic stałego, raz na zawsze, a pragmatyzm, elastyczność czy asertywność to tylko różne drogi do tego samego celu, nie wady czy powód do wstydu.

- Nieprecyzyjnym jest więc mówić chociażby o „bankructwie strategii obronnych Polski”, ponieważ z realistycznego punktu widzenia trudno nazwać strategią liczenie na pomoc z zewnątrz czy orbitowanie wokół Berlina. Jeszcze trudniej mówić o owym bankructwie w kontekście wydarzeń na Ukrainie. Jak pisał Stefan Kisielewski: „to nie kryzys, to rezultat”. Obecnie mamy w zasadzie do czynienia ze zderzeniem anachronicznego, emocjonalnego czy rozhisteryzowanego zaklinania czy medialnego „pudrowania” rzeczywistości z faktami w czystej postaci. Wszyscy nasi sojusznicy modyfikują swoje cele i metody ich osiągania. My, niedowierzając, kontemplujemy ich „wyrachowanie” czy wręcz „zdradę”.
- Ostatnie lata boleśnie dowodzą, że nasze elity polityczne są dalej mentalnie w dwudziestoleciu międzywojennym. Wciąż jest mowa o paktach, sojuszach, gwarancjach, obietnicach, zapewnieniach, daleko idących krokach czy wsparciu sojuszników. Takie anachroniczne postrzeganie rzeczywistości to nie jest już nawet kategoria „myślenia życzeniowego”, przydatnego co najwyżej na użytek medialny czy publicystyczny. To jest zwyczajnie przejaw oderwania od dzisiejszych realiów i kompletnego niezrozumienia dynamiki współczesnych stosunków międzynarodowych na każdym z ich poziomów: od politycznego, przez kulturalny i ekonomiczny, aż po ten stricte militarny. Takie podejście w sposób naturalny uniemożliwia obiektywną, chłodną ocenę sytuacji, autoidentyfikację celów własnych, ale i percepcję czy diagnozę tych, jakie mają sojusznicy czy przeciwnicy, a w konsekwencji nawet sam wybór narzędzi oraz instrumentów do realizacji swoich priorytetów.
O
- W kwestii rozkładanych na czynniki pierwsze słów ministra Radosława Sikorskiego, tj.: „my w Polsce nie jesteśmy i nawet nie możemy czuć się bezpieczni”, to trudno jest nie dostrzegać dwóch kwestii. Pierwszą z nich jest oczywiście fakt, że jeszcze do niedawna przekaz medialny rządu na potrzeby wewnętrzne mówił o tym, że żyjemy w najlepszym i najbezpieczniejszym okresie w historii Polski od czasów Jagiellonów. Drugą jest to, że użyte zostały one w wywiadzie dla zagranicznych mediów, a ten konkretny przekaz jest jak najbardziej uzasadniony i potrzebny w obecnej sytuacji za naszą wschodnią granicą.
O
- Zupełnie odrębną kwestią są wcześniejsze decyzje rządu i prowadzenie polityki zagranicznej z jednej strony jak misyjnego wręcz spełniania lub dostosowywania się do oczekiwań innych, z drugiej zaś – częste traktowanie jej jako narzędzia do osiągania doraźnych celów politycznych na poziomie wewnętrznym. Związane jest to w sumie ze znacznie głębszym i trudniejszym do analizy problemem dotykającym w zasadzie wszystkich państw zachodnich – ze zbędną ideologizacją oraz uzależnieniem od sondaży, czyli tzw. „nastrojów opinii publicznej”. W przypadku państw Unii Europejskiej, także z faktem rywalizacji czy dążenia do stanowisk w strukturach Unii. Tu bowiem należy szukać źródeł wielu decyzji. W jaki sposób miałoby to rozwiązać dalsze pogłębianie integracji, która ma być lekarstwem na wszystko i, co najbardziej absurdalne – dla wszystkich w takim samym stopniu?
O
- Obok tego mamy jeszcze aktywność korporacji transnarodowych, wywiadów, ruchów społecznych i religijnych, interesy wielkiego kapitału (banki, fundusze, instytucje międzynarodowe), rywalizację międzypaństwową i międzymocarstwową, kwestie religijne, ideologiczne, kulturowe, a także i te subiektywne, jak kwestie prestiżu, dumy, przyjaźni czy antypatii (w tym zarówno tych indywidualnych między politykami, jak i zbiorowych – między społeczeństwami). Dalej są media i globalne oraz regionalne zarządzanie przekazem informacyjnym.
O
- Wielopoziomowe i wielopłaszczyznowe uwarunkowania naszych czasów wymagają nie tylko wszechstronnych kompetencji, ale i elastyczności czy umiejętności prognozowania. Spojrzenie przez ten pryzmat na politykę zagraniczną czy wydarzenia na arenie międzynarodowej wymuszać musi także asertywność – w dążeniu do realizacji własnych celów, ale i względem sojuszników, a także konsekwencję, która nie powinna być podatna ani na krótkookresowe wyniki sondażowe, ani na indywidualne marzenia czy fantazję pojedynczego polityka.
O
- To, co możemy stwierdzić z całą pewnością, to fakt, że świat nieustannie się zmienia. Podobnie jak uwarunkowania na globalnej scenie politycznej. Naszym polskim problemem jest posiadanie i utrzymywanie tak rozbudowanego instrumentarium ideologicznego, wywodzącego się niestety ze skostniałych już historycznych i uproszczonych schematów myślowych, przy kompletnym zaniedbywaniu odpowiednich, precyzyjnych narzędzi czy elastycznych, odpowiadających współczesnym wyzwaniom metod działania.
O
- Jesteśmy w dwóch potężnych organizacjach, Unii Europejskiej oraz NATO, co zamiast nas realnie wzmacniać, dyscyplinować i specjalizować, utrzymuje nas wciąż na tych samych torach strategicznych. Mamy przed oczami cały czas ten „wielki” obraz: główne sojusze, projekty, koncepcje, a nie potrafimy wciąż prowadzić tej „małej” polityki, działać zadaniowo, problemowo. Dyskutujemy o wykładniach (wariant piastowski czy jagielloński), a nie o środkach i metodach. Skupiamy się na końcowych, ostatecznych efektach, a nie przywiązujemy uwagi do codziennej, mrówczej pracy dyplomatów, polityków, organizacji rządowych i pozarządowych czy jednostek – podpisanie każdej umowy czy traktatu to efekt wielomiesięcznych dyskusji i negocjacji urzędników. Nie doczekaliśmy się wciąż nawet dokumentu strategicznego, który stworzyłby podłoże ideologiczne i konceptualne, stanowiący punkt odniesienia dla administracji wszystkich szczebli, zwłaszcza dyplomatów.
O
- W ramach głównych sojuszy, są też te mniejsze, doraźne, sytuacyjne. Zawsze też trzeba poszukiwać tych nowych, niestandardowych rozwiązań i alternatyw. Unijna biurokracja nie wzmocni pozycji Polski ani w regionie, ani globalnie i czas przestać się łudzić, że ktokolwiek inny jest w stanie lepiej i skuteczniej zabiegać czy realizować nasze interesy od nas samych. Nie wzmacniamy naszej obecności w Azji, co dobitnie pokazała redukcja placówek dyplomatycznych. Rezygnujemy z mniej „medialnie” atrakcyjnych wektorów aktywności na obszarze poradzieckim, ale i w Afryce czy Ameryce Południowej.
O
- Niezależnie od nas samych zmienia się nasze znaczenie czy rola w regionie, w tym też dla państw ościennych. Zmieniają się nasi sojusznicy oraz ich polityka, tak samo jak nasza percepcja ich czy nas samych. Zmienia się nawet Rosja. Zmieniają się też na naszych oczach konfiguracje polityczne na poziomie Unii i Europy ogólnie. My natomiast mentalnie wciąż tkwimy w ideologicznej nierzeczywistości. Węgrzy zdradzili nas. Niemcy i Francuzi zdradzili Ukrainę. Stany Zjednoczone zdradziły Europę. Zaraz ktoś jeszcze doda, że jedyna recepta, to sojusz z Moskwą.
O
- Dla Węgrów Rosja znaczy co innego niż dla nas. Ich priorytety wyglądają inaczej, tak jak ich metody ich osiągania. Realizują oni swoje cele, przy okazji stając się instrumentem w rękach Kremla. Dlaczego więc dopuszczono do tego w ramach UE i NATO? Polityka Berlina i Paryża, ich stosunek do Rosji i własnej gospodarki jest znany od zawsze. Tutaj jednak pojawia się jeszcze jedna kwestia, która analizowana nie jest: jakie materiały na Angelę Merkel i Francois Hollande’a trafiły przez Snowdena do rąk Władimira Putina? Jakie inne metody nacisku może on mieć na tych, ale i innych czołowych polityków? Problemy finansowe Waszyngtonu natomiast, pozwoliły mu na w miarę skuteczną ofensywę wobec Rosji, jednak nie na modyfikację założeń strategicznych dla Europy Środkowo-Wschodniej. Nie bez znaczenia jest tu postawa niemieckiej kanclerz, ale zwłaszcza realizacja własnych interesów w Azji.
O
- Jednym z największych zagrożeń dla państw w XXI w. nie jest wcale konflikt konwencjonalny. Jak pokazuje przykład aktywności na arenie międzynarodowej Federacji Rosyjskiej, znacznie poważniejszymi są zdecydowanie dwie inne wojny: psychologiczna i informacyjna. W ich kontekście z kolei powstaje inne niebezpieczeństwo. Mianowicie takie, iż coraz większa liczba komentatorów i ekspertów ulega pokusie przedstawiania własnych narracji, konstatujących „szum informacyjny”, a budowanych na zasadzie emocjonalnej bądź selektywnej konstrukcji faktograficznej.
O
- Piotr Skwieciński zamieścił ostatnio na swoim profilu na Facebook’u fragment rozmowy Jerzego Stempowskiego z Szymonem Askenazym z 1932 r., którą ten pierwszy zanotował w „Esejach dla Kasandry”. Siedzieli na ławce na przeciwko placu budowy Muzeum Narodowego, Askenazy powiedział patrząc na budowę: „Że to ludzie mają ochotę wznosić tak kosztowne budynki w mieście przeznaczonym na zagładę. Kiedy tu z panem siedzę, widzę, jak Niemcy z samolotów zrzucają bomby na miasto”. Stempowski zaoponował, Askenazy kontynuował: „Jak pan może tego nie widzieć? Będzie nawet gorzej, bo Polska nie może toczyć wojny inaczej jak na dwa fronty. Niemcy nie mogą przekroczyć granicy, aby Rosjanie nie przekroczyli jej również. Trzeba się liczyć z najprostszym mechanizmem takich wypadków. Czy Rosjanie mogą czekać, aż Niemcy dojdą do ich granicy? Nie. Elementarna przezorność każe im zająć, co się da”.
O
Z jednej strony ciekawe co by powiedział dziś współczesny Askenazy. Z drugiej – tak samo jak kiedyś, i tak nikt by go nie słuchał...
dr Adam Lelonek
Absolwent filologii ukraińskiej i stosunków międzynarodowych. Ekspert Fundacji Energia dla Europy, wykładowca UTH, współpracownik Defence24.pl. Pisze o geopolityce i międzynarodowych stosunkach gospodarczych.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]