Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości
  • Komentarz

USA wycofują się z krajów bałtyckich? [ANALIZA]

Na początku września „Financial Times” poinformował, że amerykańska administracja zdecydowała o wstrzymaniu wsparcia w ramach budowania zdolności obronnych państw bałtyckich (Baltic Security Initiative). Czy rezygnacja z programu BSI jest równoznaczna z decyzją o stopniowym wycofywaniu Stanów Zjednoczonych z tego rejonu Europy?

M109A7 (zdjęcie poglądowe).
M109A7 (zdjęcie poglądowe).
Autor. U.S. Army Europe and Africa/ Twitter

Dotychczasowe przecieki medialne wskazują, że mająca niedługo ujrzeć światło dzienne nowa amerykańska Strategia Obrony Narodowej ma w głównej mierze koncentrować się na kontynencie amerykańskim, a zaangażowanie U.S. Army w Afryce czy Europie ma zostać ograniczone. Coraz więcej wskazuje na to, że liczba amerykańskich żołnierzy stacjonujących dziś na Starym Kontynencie w liczbie około 100 tysięcy zostanie istotnie zredukowana. O ile - przynajmniej według niedawnych zapewnień prezydenta USA Donalda Trumpa - w przypadku Polski wspomniana redukcja prawdopodobnie nie nastąpi, o tyle w przypadku krajów takich jak Litwa, Łotwa, Estonia, ryzyko jest większe.

Reklama

W związku z powyższym rodzi się pytanie, czy rządy w Wilnie, Rydze oraz Tallinie mogą czuć się zaniepokojone? Według danych opublikowanych przez Ośrodek Studiów Wschodnich w ramach programu BSI państwa bałtyckie w latach 2021-2025 otrzymały łącznie miliard dolarów, który został przeznaczony na „szkolenia i ćwiczenia amerykańskich i bałtyckich sił zbrojnych na Litwie, Łotwie i w Estonii oraz na opłacanie przekazywania amerykańskiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego siłom zbrojnym tych państw”. Czy to dużo? I tak, i nie. Biorąc pod uwagę dzisiejsze znacząco zwiększone wydatki na zbrojenia, nie jest to kwota, która radykalnie może wpłynąć na bezpieczeństwo wymienianych krajów.

O tym, że decyzja o braku środków z amerykańskiego programu nie spędza snu z powiek Bałtom świadczy ich reakcja. Jak zauważył w rozmowie z nami ekspert OSW Bartosz Chmielewski (Zespół Niemiec i Europy Północnej) brak BSI „nie wywołał w regionie paniki”. „Środki z BSI w ostatnich latach nie odgrywały już kluczowej roli: kolejno 5 proc. i 3 proc. budżetowych Estonii i Litwy. Dla Rygi, Wilna i Tallina o wiele większe znaczenie mają środki z EDI (European Defence Initiative), które nie zostały wstrzymane” - przypomniał analityk.

Reklama

Co z redukcją wojsk?

Ograniczenie środków to jedno, ale potencjalnie dużo poważniejszym problemem może być redukcja wojsk sojuszniczych w krajach bałtyckich. Warto przyjrzeć się temu, jak konkretnie przedstawia się obecna sytuacja w kontekście obecności wojsk NATO na terenie trzech omawianych państw nadbałtyckich.

Według analityka Amerykanie pełnią tu raczej rolę wspierającą dla zaangażowanych mocniej Niemców (na Litwie), Francuzów i Brytyjczyków (w Estonii) oraz Kanadyjczyków (na Łotwie). Jak podkreśla dr Raubo, nie jest to jednak równoznaczne z brakiem operowania U.S. Army w tym obszarze wschodniej flanki NATO.

„Przede wszystkim Litwa posiada zdolność do przyjmowania rotacji batalionowej grupy bojowej (w sumie mowa o możliwości przyjmowania ponad tysiąca żołnierzy) z wykorzystaniem obiektów znajdujących się w ramach kompleksu poligonowego Generał Silvestras Žukauskas (Pabradė) i obiektu określanego przez Amerykanów jako Camp Herkus. Na ich wyposażeniu, w toku rotacji, znajduje się sprzęt ciężki dedykowany działaniom jednostek zmechanizowanych/pancernych – w tym pojazdy opancerzone, czołgi podstawowe, etc.” - mówi, dodając, że amerykańska obecność w regionie skupia się w głównej mierze na budowaniu interoperacyjności w ramach konkretnych przedsięwzięć szkoleniowych, a nie na odstraszaniu.

„To generalnie jest charakterystyka amerykańskich działań zmierzających do uzyskania nowych możliwości współdziałania z grupami bojowymi NATO oraz państwami gospodarzami na Litwie, Łotwie i Estonii. W tym ostatnim państwie Amerykanie pojawiali się również chociażby z systemami artylerii rakietowej HIMARS, ale ponownie nie mówimy o stacjonowaniu jakiegoś wydzielonego kontyngentu” - kontynuował, zwracając uwagę na kluczową rolę V Korpusu (z wysuniętym dowództwem w Poznaniu), a także obecność amerykańskich żołnierzy w różnych strukturach dowodzenia i kontroli (C2), odpowiadających za obronę Litwy, Łotwy oraz Estonii.

Reklama

Amerykanie zmieniają koncepcję?

Czy kraje bałtyckie mogą obawiać się zmniejszenia amerykańskiego zaangażowania w tym rejonie świata? Z dotychczasowych informacji można wywnioskować, że odpowiedź jest w pewnym sensie twierdząca. „Kwestia ewentualnego wycofania wojsk amerykańskich jest dyskutowana w bałtyckich Ministerstwach Obrony, ale jej efekty nie trafiają do wiadomości publicznej. Jedynie od czasu do czasu pojawiają się sygnały, że taki scenariusz jest analizowany” - powiedział nam Bartosz Chmielewski z OSW.

Pewną podpowiedź stanowi też wypowiedź estońskiego ministra spraw zagranicznych Margusa Tsahkna, który przy okazji ostatniego Zgromadzenia Ogólnego ONZ powiedział w mediach, że „nie ma ostatecznej decyzji, ale jest bardzo, bardzo wyraźne poczucie, że nie stanie się to z dnia na dzień”.

Dr Jacek Raubo zwraca przy tym uwagę, że omawiana kwestia jest tak naprawdę realizacją planu, który był rozpatrywany przez Amerykanów już od pewnego czasu. „USA od dawna sygnalizują, że nie będą uciekać od obowiązków sojuszniczych, ale chcą przekształcenia ich klasycznej roli w ramach NATO” - powiedział, dodając, że w związku z powyższym trudno spodziewać się, aby w Waszyngtonie widoczna była chęć dyslokowania większych amerykańskich sił w sposób permanentny do omawianych trzech nadbałtyckich państw.

Na czym dokładnie ma zatem polegać amerykańska zmiana podejścia? „Chodzi o zmianę paradygmatu, gdzie to fizycznie amerykańskie siły zbrojne swoją stałą/rotacyjną obecnością są w głównej mierze odpowiedzialne za odstraszanie i obronę. Zmiana ma obejmować większe dyslokacje sił i środków z innych państw NATO (USA mają przecież 31 sojuszników w ramach tego sojuszu obronnego) do najbardziej newralgicznych i zagrożonych rejonów, w tym na wschodnią flankę NATO. Amerykanie zaś są elementem wspierającym i posiadają zdolność szybkiego rozwinięcia sił oraz środków na wypadek kryzysu. To ostatnie ma być możliwe w oparciu o trzy kluczowe zdolności, budowane obecnie” - wytłumaczył ekspert Defence24.

Reklama

Zrobić, co możliwe

Nieuchronność zachodzących zmian nie jest równoznaczna z poczuciem beznadziei i skrępowaniem konkretnych działań. Niedawno minister spraw zagranicznych Litwy Kiejstutis Budrys powiedział, że „Wilno dostarcza administracji Trumpa wszystkich argumentów, aby utrzymać swoją obecność w Europie”.

W całej sytuacji warto dostrzec ostatnie działania państw bałtyckich, które nastąpiły po ostatnich rosyjskich incydentach (wrześniowe wkroczenie w estońską przestrzeń powietrzną przez trzy rosyjskie MiGi-31). „Wiele wskazuje na to, że państwa bałtyckie z Estonią na czele będą apelowały o wzmocnienie ochrony powietrznej, a także wprowadzenie zmian w prowadzonej natowskiej misji nadzoru – Baltic Air Policing. Dla Tallinna (ale również Rygi i Wilna) wieloletnim celem jest zmiana obecnego kształtu BAP z misji nadzoru na misję obrony przestrzeni powietrznej” - powiedział Bartosz Chmielewski.

A co konkretnie może zrobić NATO? Zdaniem dr Jacka Raubo Sojusz Północnoatlantycki powinien kontynuować rozwój grup bojowych, „zwiększając ich skalę jako możliwych związków taktycznych”. Pomysłów jest zresztą znacznie więcej. Mowa tu m.in. o:

  • kooperacji z państwami przyjmującymi pod względem infrastruktury, w tym przestrzeni do kryzysowego kwaterunku dodatkowych sił, zaplecza magazynowego i związanego z obsługą sprzętu;
  • powiększeniu poligonów i tworzeniu nowych. Celem ma być „utrzymanie zdolności do procesów szkoleniowych w ramach sił zbrojnych Litwy, Łotwy i Estonii bez ograniczania możliwości prowadzenia działań grup bojowych lub sił rotacyjnie pojawiających się w regionie”;

Do tego wszystkiego dr Raubo dolicza wzmacnianie sieci kolejowej, drogowej oraz portowej, a także tworzenie infrastruktury paliwowej i energetycznej (plus ochrona infrastruktury krytycznej).

„Finalnie, NATO powinno uzyskać zdolność do potencjalnego zwiększania liczby ćwiczeń i manewrów o różnej skali, obejmujących również epizody lub całe scenariusze w państwach nadbałtyckich. Trzeba także przemyśleć status Air Policing Baltic, szczególnie w dobie zwiększonej presji rosyjskiej. Działaniem wysoce pilnym i krytycznym jest bowiem zwiększenie zdolności obrony powietrznej, myśląc o środkach należących do sił powietrznych, ale także jeśli chodzi o lądowe i morskie komponenty wielowarstwowych systemów OPL/OPR i systemów C-UAS. Lecz najważniejsze jest systemowe realizowanie tego, co już zostało ustalone m.in. w ramach Szczytu NATO w Wilnie, a więc zdolności do implementacji w praktyce planów obronnych na wschodniej flance NATO. Trzeba zaznaczyć, że plany to jedno, ale teraz czas, by państwa od Portugalii do Estonii były w stanie wydzielić zapowiedziane siły i środki do działań w ramach operacji obronnej, niezależnie od tego, czy będzie to działanie poniżej progu wojny konwencjonalnej, czy też będzie potrzeba przeprowadzenia pełnoskalowej operacji bojowej (LSCO)” - podsumował.

Reklama
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama