Karta kurdyjska
Przez dziesięciolecia turecka polityka w sprawie Kurdów była jednoznaczna: kwestionowanie istnienia tego narodu i zwalczanie jakichkolwiek manifestacji dotyczących odrębności narodowej, nie tylko politycznych, ale też kulturalnych czy językowych. Ideą Ataturka, gdy budował nową Turcję 100 lat temu, było stworzenie nowego narodu, w którym nie byłoby miejsca na mniejszości narodowe, gdyż tureckość miała być oparta na fundamencie przynależności państwowej, a nie etnicznej. Ani Turcji, ani jej sąsiadom między których Kurdystan został podzielony, nie udało się jednak stłumić aspiracji narodowych Kurdów, wręcz przeciwnie, ucisk spowodował reakcję odwrotną do spodziewanej. W latach 80-tych doprowadziło to w Turcji do powstania PKK, separatystycznej i skrajnie lewicowej partii Kurdów, która podjęła działania zbrojne.
Pierwszą próbę innego podejścia do problemu kurdyjskiego podjął w pierwszej połowie lat 90-tych ówczesny premier Turcji Turgut Ozal. Zmieniła się wówczas sytuacja międzynarodowa, wieloletni sponsor PKK, tj. ZSRR, upadł, natomiast w sąsiednim Iraku, w wyniku pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, Kurdowie iraccy przejęli kontrolę nad częścią swojego terytorium. Wszystkie trzy pozostałe kraje, zajmujące terytorium kurdyjskie (Irak, Iran, Syria), miały bardzo złe stosunki z USA, którego Turcja była podstawowym (obok Izraela) sojusznikiem w regionie. Turgut Ozal próbował wówczas rozpocząć negocjacje z Kurdami. Według niektórych teorii, ostatecznym jego celem było połączenie Kurdystanu irackiego z Turcją i danie Kurdom pewnych swobód narodowych. Warto przy tym pamiętać, że autonomia Kurdystanu irackiego nie była wówczas jeszcze ugruntowana i zależała od ustanowionej przez USA strefy zakazu lotów, zatem pozycja negocjacyjna Kurdów irackich była słabsza. Z drugiej strony projekt aneksji północnego Iraku z jego złożami ropy i gazu oraz potencjalnymi szlakami tranzytowymi, nie napotkałby skutecznego oporu: Saddam Hussein był pokonany, Iran miał wrogie stosunki z Irakiem a Syria również nie byłaby w stanie nic zrobić. Ale w Turcji ten pomysł napotkał na silny opór i Ozal został otruty.
Nowe Imperium Ottomańskie
20 października premier Turcji Davatoglu stwierdził iż: „nie można oddzielić Tel Abyad od Akcakale, Suruc od Kobane, Nusaybin od Qamiszli a Yayladağ od Bayırbucak. Problem w tym, że od prawie 100 lat te ziemie są podzielone granicą państwową: syryjsko-turecką. Z drugiej strony, wszystkie te miejscowości zamieszkują Kurdowie mówiący dialektem Kurmandżi i rzeczywiście granica nie "przebiega" w ich świadomości. Co więcej, na obrzeżach kantonu Kobane (Kurdowie podzielili zajęte przez siebie tereny w Syrii tj. Rożawę na 3 kantony: Dżazirę, Kobane i Efrin) znajduje się grobowiec Sulejmana Szacha, będący turecką enklawą chronioną przez wojsko tureckie (a obecnie otoczoną przez Państwo Islamskie). Wypowiedź premiera Turcji mogłaby wskazywać na plan rozwiązania sprawy kurdyjskiej przez Turcję w sposób jeszcze bardziej dalekowzroczny niż plany Ozala. Turcja mogłaby anektować Rożawę, a być może również i Kurdystan iracki oraz ziemie zamieszkane przez Turkmenów w Syrii i Iraku (np. Tel Afar), a być może również Mosul. Turcja, pod jednym warunkiem, poradziłaby sobie bez problemu z wyrzuceniem z Mosulu (z którego utratą 100 lat temu wielu Turków się nie pogodziło) Państwa Islamskiego i zyskałaby w ten sposób dostęp do gigantycznych złóż ropy i gazu, szlaków tranzytowych, a tureckie firmy weszłyby na wciąż chłonny rynek kurdyjski. Wszystkie bowiem części Kurdystanu, z tureckim włącznie, są wciąż niedorozwinięte infrastrukturalnie i to właśnie tureckie firmy i pracownicy dokonują istnej inwazji na iracki Kurdystan. Warunkiem tym jest jednak porozumienie z Kurdami (zjednoczenie Kurdystanu tureckiego i syryjskiego oraz być może irackiego oraz nadanie im autonomii lub federalizacja Turcji). Niestety, w tym zakresie tureckie władze wykazują się zdumiewającą schizofrenią.
Dobrzy i źli Kurdowie
Choć po II wojnie w Zatoce Perskiej Turcja sprzeciwiała się autonomii Kurdów w Iraku, to szybko dogadała się z prezydentem Kurdystanu irackiego Massudem Barzanim. Okazało się bowiem, że Ankarze lepiej robiło się interesy (w szczególności te dotyczące ropy) z Erbilem niż z Bagdadem, idącym coraz bardziej na pasku Teheranu. Niemniej zwykli Kurdowie iraccy nie zapałali miłością do Turcji ze względu na trwającą wojnę Turcji z Kurdami tureckimi. Z drugiej strony nie każdy wie, że rządząca w Turcji partia AKP jest największą partią kurdyjską, zbierającą ponad połowę kurdyjskich głosów. HDP, powiązana z nielegalną PKK, której lider Ocalan siedzi w tureckim więzieniu, zbiera najwyżej 30-40 % kurdyjskich głosów. Przyczyną tego jest to, że Kurdowie są konserwatywni a HDP odwołuje się do idei skrajnie lewicowych. Ponadto Erdogan, lider AKP, dał wielu Kurdom pracę jednocześnie luzując ucisk narodowy. Dlatego nie może dziwić to, że rząd AKP podjął dialog pokojowy z Kurdami, który jednak póki co ogranicza się do frazesów i faktycznego budowania przez młode, bardziej radykalne pokolenie Kurdów, równoległych struktur państwowych w płd-wsch. Turcji. Premier Davatoglu, obejmując w tym roku urząd, ogłosił że jego priorytetem będzie rozwiązanie problemu kurdyjskiego. I wtedy Państwo Islamskie podeszło pod kurdyjskie Kobane w Syrii a Turcja zaczęła się zachowywać tak jakby jej celem było rozwiązanie problemu Kurdów syryjskich poprzez ich eksterminację przez Państwo Islamskie. Warto podkreślić, że Turcja jednocześnie deklaruje, że jej priorytetem jest dogadanie się z PKK, trwają negocjacje z Ocalanem i liderem HDP Demirtasem, a z drugiej strony Erdogan grzmi, że PYD (partia syryjskich Kurdów) to PKK i to tacy sami terroryści jak ISIL (Państwo Islamskie). Szereg dowodów na wspieranie ISILu przez Turcję oraz istny cyrk polegający na wysłaniu czołgów pod granicę z Kobane, które następnie stały bezczynnie, a także zablokowanie dostarczenia do Kobane posiłków (ludzi i sprzętu) mimo nacisków nie tylko ze strony Kurdów ale i społeczności międzynarodowej w tym USA, doprowadziły do krwawych zamieszek w tureckim Kurdystanie.
Porozumienie albo wojna
Problemem Erdogana jest to, że wie, iż choć część jego elektoratu to Kurdowie, to inna część to nacjonaliści, którzy nie chcą słyszeć o żadnym porozumieniu z Kurdami. Dlatego też Turcja, przynajmniej oficjalnie, nie dotrzymała gwarancji pomocy danych latem Barzaniemu na wypadek ataku ISILu. Gdy ruszyła ofensywa „kalifatu” na Erbil w sierpniu było to kilka dni przed wyborami prezydenckimi. Kilka miesięcy później Barzani, próbując uciszyć antytureckie nastroje w Kurdystanie irackim spowodowane polityką Turcji wobec Kobane, stwierdził że Turcja jednak posłała Kurdom pomoc w sierpniu, ale zastrzegła by było to tajne.
Niemniej Turcja nie może bawić się w taką chaotyczną grę, gdzie raz sugeruje, iż jej priorytetem jest dogadanie się z Kurdami, a następnie ogłasza że to terroryści i daje do zrozumienia, że najlepiej by było gdyby ISIL „rozwiązał” ten problem. Jeśli Turcja porozumie się z Kurdami to może wygrać kwestię kurdyjską tworząc turecko-kurdyjską unię i szachując w ten sposób Iran, który nie będzie w stanie się temu przeciwstawić. Jeśli jednak będzie kontynuować taką politykę jaką teraz uprawia, to Kurdystan turecki znów ogarnie zbrojne powstanie. Turcja powinna wyciągnąć wnioski z klęski swojej polityki w sprawie Kobane, gdzie liczyła że miasto padnie po kilku dniach. Kurdowie zwyciężyli, obronili miasto, Turcja została zmuszona do przepuszczenia posiłków, USA rozpoczęło negocjacje z „terrorystami” z PYDu (żeby było śmieszniej to jeden z ministrów tureckich stwierdził, ze to Turcja do tego skłoniła USA), a PKK-PYD odniosły ogromny sukces propagandowy, nie tracąc potencjału militarnego (bo go nie było). Turcja albo wyciągnie z tego wnioski albo słono za swe błędy zapłaci.
Witold Repetowicz
________________________________________________
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]