Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Turcja – Izrael: Emocje ważniejsze od dostaw gazu?

Ostatnie gesty Turcji w stosunku do Izraela mogą sugerować nadchodzącą normalizację stosunków po pięciu latach napięć. Oba państwa łączy szereg wspólnych interesów zarówno politycznych, jak i ekonomicznych. Prezydent Erdogan pokazał jednak, iż nie zawsze działa racjonalnie w polityce zagranicznej, a jego ostatnie spotkanie z liderem Hamasu zdaje się to potwierdzać - pisze w analizie dla Defence24.pl Witold Repetowicz.

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Przez dziesięciolecia oba kraje traktowały wzajemne stosunki jako strategiczny priorytet. Sytuacja ta zmieniła się w 2010 r., po incydencie związanym ze statkiem Mavi Marmara, który próbował nielegalnie dopłynąć do Strefy Gazy. W trakcie starcia między siłami izraelskimi, a znajdującymi się na statku uzbrojonymi nacjonalistami tureckimi, zginęło 10 Turków, co stało się pretekstem Turcji do zamrożenia relacji z Izraelem. Warto jednak pamiętać, iż już dwa lata wcześniej Turcja, w której w 2002 r władzę przejęła islamistyczna AKP, dokonała pierwszej wolty w swej polityce zagranicznej.

W 2008 r. Turcja zacieśniła swoje relacje z assadowską Syrią, Libią Kadafiego oraz Iranem, rządzonym przez Mahmouda Ahmedineżada. Było to w czasie apogeum sporu między Iranem z jednej strony a Zachodem i Izraelem z drugiej dot. irańskiego programu nuklearnego. W tym samym czasie wybuchły walki między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy znane jako Operacja Płynny Ołów, w czasie których Turcja jednoznacznie opowiedziała się po stronie Hamasu. Niezwykle ostra reakcja Turcji po incydencie Mavi Marmara była zatem konsekwencją obranego w 2008 r. kursu w polityce zagranicznej.

Zaledwie rok później kurs ten się zmienił i Assad z przyjaciela Erdogana stał się jego śmiertelnym wrogiem. Po wybuchu tzw. Arabskiej Wiosny Turcja uznała, iż przejmie kierowniczą rolę w procesie przejmowania władzy w świecie arabskim (jednocześnie postotomańskim) przez podobne do AKP partie „umiarkowanie islamistyczne”, przeważnie powiązane z Bractwem Muzułmańskim. Warto przy tym dodać, iż Bractwo Muzułmańskie, które przejęło wówczas władzę w Egipcie wprawdzie ochłodziło relacje z Izraelem ale ich nie zerwało i nie udzieliło otwartego wsparcia Hmasowi. Jednocześnie w trakcie wizyty Erdogana w Kairze Arabowie wyraźnie dali mu do zrozumienia, że odrzucają jego neootomański projekt.

W 2013 r. Bractwo Muzułmańskie zostało obalone w Egipcie i kraj ten dołączył do coraz dłuższej listy byłych przyjaciół Turcji, którzy nagle przekształcili się w jej nieprzyjaciół. Mniej więcej w tym samym czasie doszło do pierwszych poważniejszych prób załagodzenia turecko-izraelskiego konfliktu. Turcja w zamian za normalizację stosunków zażądała przeprosin, rekompensaty finansowej i zniesienia morskiej blokady Strefy Gazy. Wkrótce potem Erdogan oskarżył Izrael o obalenie rządów Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie i negocjacje dotyczące normalizacji stosunków uległy ponownemu załamaniu.

Warto jednak zwrócić uwagę na co najmniej częściową zbieżność interesów Izraela i Turcji w Syrii po tym jak wybuchła tam wojna domowa. O ile Turcja była zainteresowana przejęciem władzy przez protureckich dzihadystów, powiązanych bardziej lub mniej z Al Kaidą, to Izrael, uznając, iż główne zagrożenie dla jego egzystencji stanowi oś szyicka ze względu na irański program nuklearny, a nie sunniccy dżihadyści, był zainteresowany tym by konflikt w Syrii trwał jak najdłużej. Jest w tym pewien paradoks, gdyż wśród Palestyńczków właściwie nie ma szyitów, w szczególności Hamas jest organizacją sunnicką. Hamas jednak, choć ochłodził relacje z Damaszkiem i Teheranem i nawiązał z Wolną Armią Syryjską, to jednak ich nie zerwał. Wprawdzie Khaled Mashal w 2012 r. przeniósł się z Damaszku do Kataru ale zarówno Syria jak i Iran wciąż podkreślali swe wsparcie dla walki Palestyńczyków z Izraelem, a Hezbollah starał się pośredniczyć w relacjach między Hamasem a szyicką osią.

Warto przy tym zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt. Katar, mimo przyjęcia w 2012 r. lidera Hamasu utrzymywał (i nadal to robi) relacje z Izraelem a w 2013 r., po wygranych przez Likud (partia premiera Netanyahu) wyborach, jedna z liderek izraelskiej opozycji Tzipi Livni ujawniła, iż Katar wsparł kampanię wyborczą Likudu (3 mln USD) i jego koalicyjnego partnera – Yisrael Beiteinu (1,5 mln USD). Jednocześnie tajemnicą poliszynela były relacje saudyjsko-izraelskie, zwłaszcza w zakresie wywiadowczym, a to Arabia Saudyjska przecież wsparła przewrót w Egipcie, który doprowadził do upadku Bractwa Muzułmańskiego co rykoszetem uderzyło w proces rekoncyliacyjny turecko-izraelski.

Mimo wielu punktów spornych, prowadzących czasem do konfliktu zastępczego (proxy) np. na terytorium Libii, Izrael, sunnickie kraje Półwyspu Arabskiego z Arabią Saudyjską i Katarem, wreszcie Turcję łączył konflikt z „osią szyicką” tj. w szczególności Syrią i Iranem. W szczególności Arabia Saudyjska, podobnie jak Izrael, czuła się zagrożona przez irański program nuklearny, a po podpisaniu porozumienia nuklearnego z Iranem przez USA i inne mocarstwa, pragnęła jego storpedowania w wyniku ataku Izraela na Iran. Z drugiej strony Izrael de facto wspierał dżihadystycznych rebeliantów udzielając im na swoim terytorium pomocy medycznej. Turcja jednak uparcie odmawiała normalizacji swoich stosunków z Izraelem, a na początku 2015 r. przyjęła lidera Hamasu Khaleda Meshala, gdy relacje Katar – Hamas uległy ochłodzeniu w wyniku ocieplenia relacji Katar – Arabia Saudyjska. Arabia Saudyjska zaś od dawna prowadzi politykę zwalczania zarówno Bractwa Muzułmańskiego jak i Hamasu.

Jednakże 13 grudnia prezydent Turcji Erdogan nagle zapalił zielone światło dla procesu rekoncyliacji z Izraelem. Porozumienie ma obejmować pięć elementów. Po pierwsze – Izrael ma zapłacić rekompensatę w wysokości 20 mln USD, po drugie – ma nastąpić normalizacja stosunków i ponowna wymiana ambasadorów, po trzecie – parlament turecki ma anulować wszelkie sprawy kryminalne wobec izraelskich wojskowych w związku z sprawą Mavi Marmara, po czwarte Turcja ma ograniczyć aktywność Hamasu na swoim terytorium i wydalić lidera skrzydła wojskowego Hamasu  Aleha al Aruri, wreszcie po piąte ma nastąpić współpraca turecko-izraelska w sprawie importu i tranzytu izraelskiego gazu przez i do Turcji.

To właśnie ta ostatnia kwestia stanowi klucz dla zrozumienia przyczyn tej kolejnej wolty w polityce zagranicznej Turcji. Izrael wprawdzie obecnie nie jest znaczącym graczem na rynku gazowym ale w 2017 r. ma zostać uruchomiona produkcja ze sporych złóż Lewiatan. Tymczasem Turcja, w wyniku konfrontacji z Rosją i w szczególności zakręcenia przez nią kurków gazowych, gwałtownie potrzebuje sojuszników i dostawców surowców energetycznych. Dotychczas jako alternatywę traktowano albo gaz katarski albo kaspijski ale oba rozwiązania mają słabe punkty – gaz katarski (LNG) jest znacznie droższy a zwiększenie importu gazu azersko-kaspijskiego wymaga budowy gazociągu transanatolijskiego (TANAP). Tymczasem taka budowa po pierwsze wymaga czasu, po drugie może zostać storpedowana przez Rosję jeśli ta wesprze PKK w zamian za wysadzanie tego rurociągu lub zdestabilizuje Gruzję oraz doprowadzi do wznowienia wojny azersko-armeńskiej.

Sytuacja byłaby dość jasna gdyby nie czynnik nieprzewidywalności Erdogana w polityce zagranicznej. 19 grudnia prezydent Erdogan przyjął lidera Hamasu, a po tym spotkaniu Hamas wydał oświadczenie, że uzgodniono iż żadne porozumienie izraelsko-tureckie nie zostanie zawarte ze szkodą dla Hamasu. Chodzi w szczególności o podtrzymanie tureckiego żądania zniesienia blokady morskiej strefy Gazy, co Izrael zdecydowanie odrzuca. Warto przypomnieć, iż w czasie rządów Erdogana prawie zawarto porozumienia normalizujące stosunki z Armenią czy Cyprem. Ostatecznie jednak ich nie zawarto a rozmowy załamały się w wyniku wypowiedzi Erdogana.

Witold Repetowicz

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama