Reklama

Geopolityka

Synaj - czyli bezpieczna przystań dżihadystów

Synaj stał się w ostatnich kilkunastu miesiącach bezpieczną przystanią dla zwolenników globalnego dżihadu - fot. internet.
Synaj stał się w ostatnich kilkunastu miesiącach bezpieczną przystanią dla zwolenników globalnego dżihadu - fot. internet.

Według źródeł nieoficjalnych, bojownicy islamscy odpowiedzialni za atak na posterunek egipski 6 sierpnia br. mogli zostać przeszkoleni przez ekstremistów z Jemenu.



Anonimowy pracownik egipskich służb bezpieczeństwa powiedział CNN, że grupa jemeńskich dżihadystów została przeszmuglowana dwa miesiące temu z Sudanu na terytorium Egiptu. Według jego informacji są oni w kontakcie z komórkami dokonującymi ataków w północnym rejonie Półwyspu Synaj i najprawdopodobniej zajmują się szkoleniem bojowników w pobliżu miasta Szeych Zuweyd.

Niewykluczone, że ci Jemeńczycy wywodzą się z Ansar asz-Szaria (de facto Al-Qaeda in the Arabic Peninsula- ta pierwsza nazwa została stworzona dla celów propagandowych)  - jemeńskiego odłamu al-Kaidy, który mimo kampanii armii jemeńskiej wspieranej przez Amerykanów utrzymuje silny wpływy w południowej części Półwyspu Arabskiego.

Aż do rozpoczęcia przez armię egipską operacji pod kryptonimem "Orzeł", mającej na celu oczyszczenie regionu z islamskich bojowników, którzy byli zamieszani w zabicie egipskich żołnierzy i przeprowadzenie licznych ataków na siły bezpieczeństwa po obu stronach granicy egipsko - izraelskiej, Półwysep Synaj był oazą dla zwolenników światowego dżihadu, bojowników antyizraelskich czy zwykłych kryminalistów, handlarzy bronią i przemytników.

Egipcjanie zaczęli jednak zdecydowanie działać dopiero, gdy terroryści uderzyli bezpośrednio w ich interesy. Atak na egipskich żołnierzy doprowadził też do znacznych przetasowań na najwyższych szczeblach władzy.

Na destabilizację Synaju trzeba jednak patrzeć w szerszym kontekście geopolitycznym. Jej źródłem, obok wewnętrznego kryzysu, jest ciągle niestabilna Libia, z której masowo płynęła do tej bory broń i ochotnicy dżihadu. Napływ niebezpiecznych osobników umożliwia również ciągle niespokojna sytuacja w Sudanie i Sudanie Południowym, gdzie w niektórych prowincjach trwa tzw. wojna zastępcza (proxy war) - organizacje paramilitarne wspierane nieoficjalnie przez rządy obu państw usiłują zdestabilizować lub obalić rząd przeciwnika.

Obok wspomnianego Jemenu, gdzie toczy się wojna z al-Kaidą, trzeba również zwrócić uwagę na Somalię, skąd nie tylko operowali piraci (których aktywność w lipcu spadła do zera), lecz ma także miejsce eksport broni i dżihadystów dalej na północ, nawet do Egiptu, co jak pokazuje przykład Jemeńczyków nie jest wcale niemożliwe (nota bene - kenijska armia zabiła w ostatnią środę, 15 sierpnia, 73 członków tamtejszego odłamu al-Kaidy - Ash-Shabab).

(MMT)
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama