Autonomiczne Terytorium Gagauzji powstało w 1994 r. Wcześniej, w 1991 r., Gagauzja, podobnie jak Naddniestrze, w odpowiedzi na ogłoszenie przez Mołdawię niepodległości, postanowiła oderwać się od Mołdawii i pozostać częścią ZSRR jako Gagauska SRR, a gdy ZSRR zostało rozwiązane – jako niepodległe państwo. Mieszkańcy Gagauzji twierdzą, iż całą winę ponoszą Mołdawianie, gdyż chcieli na nich napaść i ich siłą rumunizować. Skorzystali z tego Rosjanie, którzy wystąpili w roli obrońców Gagauzów i wysłali swoje wojsko. Do secesji i walk jednak nie doszło, m.in. dzięki pośrednictwu premiera Turcji Suleimana Demirela. Ostatecznie, w 1994 r. Mołdowa przyznała Gagauzji autonomię. Napięcia jednak pozostały.
Gagauzi to naród turecki, a ich język tylko nieznacznie rożni się od tureckiego, choć historię maja zupełnie inną, wyznają prawosławie, a wyglądem nie różnią się od słowiańskich sąsiadów. A jest ich w Gagauzji, czy raczej Budziaku wielu. W średniowieczu wzdłuż zachodniego brzegu Morza Czarnego wędrowało wiele tureckich ludów, z których część uległa asymilacji wśród większości słowiańskiej, tak jak na przykład Bułgarzy. Jednak w Dobrudży, podzielonej dziś między Bułgarię i Rumunię, doszło do odwrotnego procesu i tak (w wielkim skrócie) powstał naród Gagauzów. W tym czasie Budziak zasiedlali nogajscy Tatarzy, którzy po zajęciu Budziaku przez Rosjan w 1812 r. zostali przesiedleni na tereny, które pozostały w granicach Turcji. Na ich miejsce Rosja sprowadziła Gagauzów z Imperium Otomańskiego ale również nadawała tu ziemię osadnikom niemieckim, zsyłała Polaków, sprowadzała Ukraińców, Rosjan, Żydów i Bułgarów.
Historia jest dość istotna, gdyż to nią właśnie manipulują rosyjscy ideolodzy próbujący stworzyć tzw. Noworosję. W tej koncepcji mieści się również Gagauzja. Sprawę komplikuje też to, iż Stalin, realizując politykę „dziel i rządź” podzielił Budziak, po przejęciu go z rąk rumuńskich w 1940 r. i 1944 r. Tymczasem południowy Budziak, dziś będący częścią obwodu odeskiego na Ukrainie (region Ismaiła i Bołgradu), jest tak samo wieloetniczny jak Gagauzja i również tam mieszkają Gagauzi.
Rumunia pojawiała się w Budziaku kilka razy. Po raz pierwszy po wojnie krymskiej 1856 r. i była tam do 1877 r., potem znów zajęła to terytorium wraz z całą Besarabią po I wojnie światowej, tracąc je w wyniku układów sowiecko-nazistowskich w 1940 i odzyskując rok później w wyniku najazdu Niemiec na ZSRR i ostatecznie tracąc w 1945 r. Ta historia jeszcze bardziej wpływa na gagauską teraźniejszość. Dla Gagauzów i innych mieszkańców Budziaku, Rumuni kojarzą się bardzo źle a wciąż żyją ludzie którzy pamiętają ostatni okres rumuńskich rządów. Nietrudno w Gagauzji usłyszeć historie o terrorze szalejącym pod rządami Bukaresztu, o pozbawianiu ich praw itp. Z drugiej strony Rosja kojarzy się im z tą władzą, która „wyzwoliła” Budziak (zmuszając dotychczasową ludność do jego opuszczenia) i podarowała im te tereny. Warto jednak zaznaczyć, iż narody Budziaku koegzystowały w dużej harmonii. Wyjątkiem było wygnanie z Budziaku Niemców w 1945 r. Nawiasem mówiąc są wątpliwości czy istotnie byli to Niemcy czy też zniemczeni Polacy – protestanci, co sugerowałyby ich nazwiska.
Rosja dba o to, by historyczne sentymenty nie zanikały. Na inauguracji baszkana Gagauzji ambasador Rosji w Mołdawii Farit Muhametszin podkreślał historyczną więź łączącą Gagauzów z Rosją i to, że Rosja broniła Gagauzów w przeszłości. W latach 90-tych tendencje nacjonalistyczne były znacznie silniejsze w Rumunii i Mołdawii niż obecnie, lecz trudno jest przekonać Gagauzów, iż czasy się zmieniły, zwłaszcza, że rosyjska propaganda o to dba.
Gagauzi na wydarzenia w Ukrainie patrzą przez pryzmat wydarzeń w Gagauzji w latach 90-tych i dlatego są przekonani, że to Ukraińcy napadli na mieszkańców Donbasu bo tak im kazali Amerykanie, a Rosja odgrywa tylko pozytywną rolę broniąc ludności cywilnej. Rosja to wykorzystuje strasząc mieszkańców południowego Budziaku (czyli rejonu Izmaiła i Bołgradu w obwodzie odeskim) i północnego Budziaku czyli Gagauzji nacjonalistami ukraińskimi i rumuńskimi, którzy rzekomo chcą rozpętać tam taką wojnę jak w Donbasie. Ale z drugiej strony Gagauzi nie zamierzają sami wzniecać niepokojów i zrywać z Mołdawią by z pomocą „zielonych ludzików” tworzyć południowo-zachodnią flankę Noworosji. Przynajmniej dopóki Mołdawia jest niezależnym państwem a nie częścią Rumunii. Wielu Gagauzów jest jednak przekonanych że i Rumunia i Mołdowa nadal dążą do zjednoczenia i tylko oni stoją im na drodze.
Problem rosyjskiej orientacji mieszkańców Gagauzji jest jednak głębszy. Niewiele osób chce integracji z Unią Europejską. Podstawą gospodarki Gagauzji jest bowiem rolnictwo i produkcja wina. Mołdawskie wina są w istocie winami gagauskimi i ich producenci są przekonani, że nie mają czego szukać na rynkach zachodniej Europy i głównym partnerem gospodarczym jest dla nich Rosja. Nawiasem mówiąc, tę kwestię również podkreślał ambasador Rosji na inauguracji, dodając, iż relacje gagausko-rosyjskie powinny być wzorem dla Mołdawii.
Inauguracja baszkana po raz pierwszy odbyła się publicznie, na głównym placu miasta pod cerkwią i przyszły na nią tłumy mieszkańców. Większość miała flagi gagauskie i mołdawskie ale zdarzały się tez rosyjskie. W wystąpieniach przywódców gagauskich, w tym samej Iriny Vlah nie było żadnych akcentów separatystycznych, wręcz przeciwnie, podkreślono, iż Gagauzja jest i będzie częścią Mołdowy i chce dobrze współpracować z Kiszyniowem. Jednakże jeśli chodzi o relacje zagraniczne to Europa pojawiła się tylko raz w przemowie nowej baszkan i to w marginalnym kontekście, podczas gdy jako priorytet wskazała ona Rosję.
Na inaugurację przyjechał z Kiszyniowa premier, przewodniczący parlamentu, metropolita kiszyniowski oraz cały korpus dyplomatyczny. Zabrakło jednak prezydenta, co Gagauzi powszechnie komentowali: „on nas nie lubi”. Premier i przewodniczący parlamentu, obaj z partii proeuropejskich, starali się jednak zjednać Gagauzów, zarówno formą przemówienia (w trzech językach – gagauskim, rosyjskim i mołdawskim) jak i ich treścią. Premier podkreślał wieloetniczny charakter Mołdawii i że jej rozwój powinien jednoczyć wszystkich jej mieszkańców. Przewodniczący parlamentu podkreślał natomiast, iż integracja europejska będzie korzystna dla Gagauzów, gdyż Unia Europejska broni praw mniejszości narodowych.
Ale Gagauzi sceptycznie odnoszą się do Unii Europejskiej. Nie widzą ekonomicznych korzyści bo są przekonani, że nie sprzedadzą w Europie swojego wina i zawsze będą tam ludźmi drugiej kategorii. Głównym rynkiem zbytu jest dla nich Rosja, która zresztą, po nałożeniu na Mołdawię sankcji wzajemnych (w związku z sankcjami nałożonymi na Rosję) zniosła je następnie dla towarów gagauskich, w tym win i owoców.
Ponadto integracja europejska kojarzy się Gagauzom ze zjednoczeniem z Rumunią. Inną kwestią jest też to, iż Gagauzi twierdzą, iż żadne dotacje unijne do nich nie docierają i wszystko idzie na tereny etnicznie mołdawskie lub jest rozkradane. Nie widząc korzyści łatwo ulegają propagandzie rosyjskiej, co powoduje, iż każda rozmowa o UE szybko schodzi na temat „małżeństw jednopłciowych”, które Europa chce im rzekomo narzucić. Tutejsi mieszkańcy są bardzo konserwatywni obyczajowo i głęboko religijni, przy czym prawosławna cerkiew mołdawska podlega Patriarchatowi Moskiewskiemu. Dlatego to straszenie „małżeństwami jednopłciowymi” pada na podatny grunt.
Znacznie poważniejsze jest jednak to, iż prawie każda tutejsza rodzina ma kogoś w Rosji, a ludzie ze względów językowych nie widzą dla siebie perspektyw w Mołdowie. Tutejsi mieszkańcy mówią bowiem głównie po rosyjsku, a sami Gagauzi również w swoim własnym języku. Te dwa języki i mołdawski są językami urzędowymi Gaguzji, podczas gdy w Mołdowie jedynym językiem urzędowym jest mołdawski (właściwie to rumuński). Ale edukacja w Gagauzji jest prowadzona po rosyjsku, podczas gdy mołdawski jest jedynie nauczany jako odrębny przedmiot, podobnie jak gagauski. Również na uniwersytecie w Komracie wykłada się po rosyjsku. Uczelnię tę założyli Turcy i studiuje tu wielu Turków, głównie właśnie z powodu języka rosyjskiego. Turkom to ponoć otwiera perspektywy w ich kraju, ale Gagauzom zamyka drogę kariery w Mołdowie. Gagauzi bardzo słabo znają bowiem mołdawski. Jedni twierdzą, że Mołdowa specjalnie wysyła im złych nauczycieli bo nie chce ich na swoim rynku pracy, inni tłumaczą, że co z tego że dzieci się nauczą skoro nie mają z kim rozmawiać po mołdawsku, inni jeszcze nie chcą się uczyć mołdawskiego bo uważają, że z Mołdowy można tylko wyjechać by robić karierę.
Domy w Mołdowie i Gagauzji pustoszeją. Mówi się, iż z Mołdawii wyjechało (na stałe i czasowo) już 2 mln ludzi, czyli połowa jej mieszkańców. Większość Mołdawian ma zresztą obywatelstwo rumuńskie. Z gagauskiego miasta Swietłyj, na 4 tys. mieszkańców wyjechało 2 tys. Ale nie do Europy, lecz do Rosji lub ewentualnie do Turcji. Wielu tutejszych mieszkańców ma zresztą obywatelstwo rosyjskie, niektórzy też tureckie. Bułgarzy z Budziaku mają natomiast bułgarskie ale ich główne skupisko – Taraklia, nie należy do Gagauzji i podlega bezpośrednio Kiszyniowowi. Zresztą dla mieszkańców Budziaku, jedyne sąsiadujące z Mołdową państwa UE czyli Rumunia i Bułgaria też nie stanowią najlepszej zachęty dla integracji. Znacznie bardziej, mimo różnicy religijnej, Gagauzów ciągnie do Turcji a i Turcy przyjeżdżają do Komratu zarówno w celach turystycznych jak i inwestycyjnych. Poza uniwersytetem założyli tu też liceum i bibliotekę. Natomiast wielu Gagauzów pracuje w Turcji. Dlatego też nie dziwi to, że ambasador Turcji wystąpił na inauguracji zaraz po ambasadorze Rosji, przy czym podkreślał on, iż Turcja szanuje wszystkich mieszkańców Mołdowy, bez względu na to czy są Gagauzami czy nie.
Wielkim zgrzytem inauguracji był afront wyrządzony ambasadorowi UE. Wielu miejscowym ludziom nie spodobało się to i uznali to za błąd nowej baszkan, podkreślając, iż nie potrzebna im teraz nowa awantura. Sytuację próbował załagodzić ustępujący baszkan Mihail Formuzal, który swoje wystąpienie zaczął od podziękowań dla ambasadora UE. Wiele osób wyrażało tez nadzieję, iż ambasador UE nie obrazi się za to i Gagauzja nie będzie miała nowych problemów.
Problem Gagauzji polega głównie na tym, iż tutejsza ludność jest karmiona strachem przez propagandę rosyjską co utrudnia integrację ale nie oznacza, iż Gagauzi chcą być „noworosyjską” piątą kolumną. Nie ma jednak perspektyw ekonomicznych oraz odpowiedniej polityki edukacyjnej, które stymulowałyby integrację wewnątrzmołdawską.
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.
Julia
Jestem gagauzką. Artykuł bardzo dobry. Wszystko prawda. Dziękuję.
fakir
Znam jedną gagauskę z kartą polaka. Studiuje za nasze w Warszawie. Zastanawiało mnie to, bo rysy ma trochę "skośnawe". Widać że mieszanka genów. Teraz już rozumiem skąd. Dziękuje za artykuł. Swoją drogą prawdą jest i potwierdzam, że ludzie tam nie uważają się za mołdowian, tylko za gagauzów. Czują się nawet urażeni za taki zwrot. Ogólnie rzecz biorąc to niewielki region, z niewielką ilością gagauzów. Sam Komrad ma może z 15 tys. mieszkańców. Problem polega też na tym że teren na którym zamieszkują gagauzi nie jest jednolity, tylko kilka obszarów w których zamieszkują. Więc w przypadku rozpadu powstało by kilka malutkich enklaw. Faktycznie też mówią głównie po rosyjsku.
m
Mała uwaga językowa do Pana Autora: po polsku nie piszemy "otomańskie", tylko "osmańskie". to kalka z j. angielskiego, gdzie zresztą jest to pisane przez dwa "t".
Jan
Czy można wiedzieć na czym polegał ten afront ?
Logik
Właśnie
Obserwator
W pełni się zgadzam z autorem tego artykułu. Masz za długie włosy, wymyj się, nie garb się. Jestem zwolennikiem Unii Europejskiej, ale ta unia myśli, że jest bogatą panną na wydaniu, o którą każdy powinien zabiegać - to błąd. Każdy naród niesie wartość, gdyby ktoś z Unii przyjechał i powiedział do nich np. robicie wspaniałe wina, które wzbogacą naszą Europejską kulturę -hmmm. Krótko w żołnierskich słowach. Są zakątki Europy, że bez propagandy rozumianej jako pozytywna reklam Enii Europejskiej ani rusz. Jest to potrzebne, bo potem pozostaje jej (Unii Europejskiej) dylemat dozbrajać czy odpuścić.