Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Saudyjska próba stworzenia koalicji sunnitów?

Informacje o zbombardowaniu przez saudyjskie samoloty ambasady Iranu w Jemenie wpisują się w obraz starć, toczonych pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem. Poniżej przedstawiamy analizę Witolda Repetowicza, poświęconą zabiciu szyickiego duchownego Nimra al Nimra. Uruchomiło to ciąg wydarzeń, w wyniku których Rijad zerwał stosunki dyplomatyczne z Teheranem. Saudyjski atak lotniczy może być kolejnym aktem szyicko-sunnickiej wojny, o trudnych do przewidzenia konsekwencjach.

Saudyjska wyrzutnia rakietowa Astros. Fot. TECH. SGT. H. H. DEFFNER / US DoD via Wikipedia.
Saudyjska wyrzutnia rakietowa Astros. Fot. TECH. SGT. H. H. DEFFNER / US DoD via Wikipedia.

Ścięcie szyickiego duchownego Nimra al Nimra w Arabii Saudyjskiej wygląda na prowokację tego wahabickiego królestwa, mającą na celu storpedowanie inicjatyw pokojowych w Jemenie i Syrii oraz ponowna konsolidację sił sunnickich przeciwko szyitom oraz rosnącym wpływom Iranu - pisze w analizie dla Defence24.pl Witold Repetowicz.

W wymiarze wewnętrznym egzekucja Nimra wpisuje się w radykalny kurs polityki, przyjęty przez nowego władcę saudyjskiego króla Salmana w 2015 r., zwłaszcza po usunięciu (w kwietniu ub. r.) z pozycji następcy tronu księcia Muqrina i zastąpienie go księciem Muhammadem bin Nayefem, który jednocześnie od 2012 r. jest ministrem spraw wewnętrznych. Jednocześnie zastępcą następcy tronu został 30-letni syn króla Salmana Muhammad bin Salman.

Zmiany te były szczególnie istotne zważywszy na fakt, iż od dawna pojawiają się informacje, iż król Salman cierpi na demencję lub nawet chorobę Alzheimera i nie jest zdolny do rządzenia. Mohammed bin Salman jest jednocześnie, od czasu wstąpienia swojego ojca na tron, ministrem obrony i wraz z Muhammadem bin Nayefem, był architektem saudyjskiej interwencji zbrojnej w Jemenie w marcu ub. r. Muhammad bin Nayef jako minister spraw wewnętrznych, a także jego ojciec książę Nayef (zarazem poprzednik na stanowisku ministra spraw wewnętrznych) są odpowiedzialni za stłumienie w latach 2011 i 2012 saudyjskiej „Arabskiej Wiosny”, czyli szyickich protestów, w których kluczową rolę odegrał właśnie Nimr al Nimr.

Warto dodać, iż w wahabickim królestwie, w którym wszystkie inne religie poza islamem są zakazane, szyicka mniejszość, oceniana na około 10-15 %, jest ledwo tolerowana. Wielu wahabitów i salafitów nie uznaje bowiem szyitów za muzułmanów. W 2015 r. szyickie meczety były też kilkakrotnie celem zamachów ze strony Państwa Islamskiego (Daesh), które jednocześnie nie atakowało żadnych innych celów w królestwie. Do saudyjskiej układanki warto dodać, iż starszy brat Muhammada bin Nayefa, książę Saud, jest gubernatorem Prowincji Wschodniej, zamieszkanej głównie przez szyitów. Ta ekipa wewnątrz saudyjskiego dworu pokazała, iż nie jest gotowa na żadne ustępstwa wobec szyitów ani w wymiarze polityki wewnętrznej ani też zewnętrznej. Zwiększyła się też radykalnie liczba egzekucji.

W wymiarze polityki zewnętrznej królestwa, rok 2015 trudno uznać za udany. 2 kwietnia w Lozannie doszło do podpisania wstępnego porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego, a 14 lipca Iran, USA, Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Rosja i Chiny zawarły ostateczny układ w tej sprawie. Okres od kwietnia do lipca był czasem usilnych zabiegów saudyjskich zmierzających do storpedowania tego układu. W szczególności Saudowie liczyli na to, że Izrael dokona ataku lotniczego na instalacje irańskie, jednak pod naciskiem USA do tego nie doszło.

Przyczyny saudyjskiej opozycji wobec porozumienia z Iranem są jednak nieco odmienne od tych jakie motywują politykę Izraela. Izrael obawia się, iż Iran będzie łamał zasady układu i potajemnie zdobędzie broń nuklearną i w ten sposób zagrozi bezpieczeństwu Izraela. Dla Arabii Saudyjskiej nuklearny Iran również stanowi zagrożenie ale nie ze względu na groźbę ataku nuklearnego na królestwo, lecz używania jej w celu wywierania politycznej presji. Jednak dla Saudów już sam fakt porozumienia był katastrofą, gdyż umożliwia Iranowi powrót na sceną międzynarodową jako kluczowy podmiot na rynku surowców energetycznych, a także kluczowy gracz jeżeli chodzi o politykę regionalną.

W 2011 i 2012 r., gdy Arabia Saudyjska stłumiła protesty szyickie u siebie oraz w sąsiednim Bahrajnie (gdzie większość mieszkańców stanowią szyici), wysyłając tam wojsko, spotkało się to z akceptacją międzynarodową, zwłaszcza że w Bahrajnie znajdują się bazy 5 Floty. Rosja nie prowadziła wówczas jeszcze tak ofensywnej polityki, zwłaszcza w tym regionie. Iran natomiast był izolowany, a jego sytuacja wewnętrzna – kryzys ekonomiczny i rosnący opór wobec rządów Ahmedineżada – groził kolejnym wybuchem społecznym (rozładowanym wyborami w 2013 r.).

W marcu ub. r. Arabia Saudyjska postanowiła ponownie zademonstrować swoją regionalną siłę w opozycji do wpływów Iranu i dokonała interwencji zbrojnej w Jemenie, gdzie władzę przejęli szyiccy Houthi. Arabia Saudyjska zebrała przy tym szeroką sunnicką koalicję, w której znalazły się:  Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt, Katar, Jordania, Kuwejt, Bahrajn, Maroko, Sudan i Senegal. Pod względem dyplomatycznym był to sukces zważywszy na rozbieżne interesy niektórych z tych krajów na innych scenach walk zastępczych (np. w Libii Egipt, KAS i ZEA wspierają legalny rząd a Katar i Sudan – rząd islamistów w Trypolisie). Jednak pod względem militarnym interwencja ta okazała się całkowitą klapą i ukazała słabość saudyjskiej armii. Po 9 miesiącach walk większość Jemenu (poza słabiej zaludnionym, sunnickim wschodem kraju, należącym wcześniej do Jemenu Południowego) znajduje się pod kontrolą szyickich Houthich. Dotyczy to w szczególności stolicy Sany i miasta Taiz. Jedynym sukcesem Saudów było wyparcie Houtich z Adenu, w którym zresztą od razu zagnieździła się i Al Kaida i Państwo Islamskie (obie te organizacje kontrolują znaczne tereny na wschodzie kraju). Houthi zdołali też zaatakować tereny przygraniczne z Arabią Saudyjską.

Dziewięciomiesięczna kampania nalotów na kontrolowane przez Houthich terytoria Jemenu kosztowała życie co najmniej 6000 cywilów i doprowadziła do katastrofy humanitarnej. Jemen wciąż pozostaje na peryferiach zainteresowania międzynarodowej opinii publicznej, jednak dla świata szyickiego jest dowodem na podwójne standardy Zachodu. W związku z tym podjęte zostały próby rozmów pokojowych. W grudniu jedynym ich efektem była duża wymiana jeńców ale w styczniu miały one być prowadzone dalej. Po ścięciu Nimra al Nimra stanęły one jednak pod znakiem zapytania.

Również w Syrii (i w mniejszym stopniu w Iraku) polityka saudyjska poniosła klęskę. Po blisko 5 latach wojny nie udało się obalić Assada i zainstalować w Damaszku prosaudyjskiego, islamistycznego reżimu opartego na dżihadystycznych ugrupowaniach. W marcu ub. r. z saudyjskiej inicjatywy powstała Jaish al Fath (Armia Podboju), która miała skonsolidować siły dżihadystyczne w Syrii, nie związane z Al Kaidą i Państwem Islamskim, a także wyeliminować resztki „umiarkowanych rebeliantów”. Ten cel został osiągnięty ale po początkowych sukcesach ofensywy Jaish al Fath utknęły a po interwencji rosyjskiej dżihadyści znaleźli się w odwrocie. Co gorsza z punktu widzenia interesów saudyjskich, Rosja podjęła ofensywę dyplomatyczną doprowadzając w listopadzie do przyjęcia we Wiedniu mapy drogowej porozumienia pokojowego, zaakceptowanej następnie w grudniu przez Radę Bezpieczeństwa.

W tym czasie Europa i USA, w związku z zamachami terrorystycznymi i kryzysem imigracyjnym, stały się coraz bardziej zainteresowane wojną przeciwko Państwu Islamskiemu, a nie Assadowi, de facto odstępując od żądania odsunięcia Assada od władzy. Również mapa kontroli terytorialnej Syrii zaczęła się zmieniać na niekorzyść Arabii Saudyjskiej (postępy ofensywy Syryjskich Sił Demokratycznych związanych z kurdyjskim YPG i sił rządowych). Dlatego na początku grudnia Arabia Saudyjska podjęła kolejne dwie inicjatywy, które jednak okazały się całkowitą klapą. Na początku grudnia w Rijadzie doszło do konferencji „opozycji syryjskiej”. Faktycznie większość uczestników reprezentowała albo dzihadystów albo organizacje nie mające żadnego poparcia w terenie.

Z jednej strony nie uczestniczył w niej Front al Nusra i Państwo Islamskie, z drugiej zaś Syryjskie Siły Demokratyczne (w tym kurdyjskie YPG) – choć te ostatnie wyraziły takie zainteresowanie. W dodatku doszło do awantury między Ahrar al Sham, największym ugrupowaniem spośród uczestniczących, a pozostałymi uczestnikami. Drugą inicjatywą było ogłoszenie w połowie grudnia nowej koalicji antyterrorystycznej pod przewodnictwem saudyjskim, opartej wyłącznie na krajach sunnickich. Koalicja ta szybko okazała się faktem czysto propagandowym a niektórzy jej rzekomi uczestnicy oświadczyli że nie uczestniczyli w żadnych rozmowach na ten temat (np. Pakistan i Malezja).

Nie ulega wątpliwości, iż taki rozwój sytuacji był dla Arabii Saudyjskiej niekorzystny a rozmowy pokojowe w sprawie Syrii czy Jemenu nie przyniosłyby pożądanego przez królestwo efektu. Saudowie musieli również antycypować, iż ten krok doprowadzi do gwałtownej reakcji świata szyickiego. Jeden z incydentów, atak na ambasadę saudyjską w Iranie, posłużył przy tym Arabii Saudyjskiej jako pretekst do zerwania stosunków dyplomatycznych z Iranem i przejścia do kontrataku. Egzekucja szyickiego duchownego wywołała bowiem protesty nie tylko szyitów ale i organizacji praw człowieka, a także niektórych państw europejskich. Tymczasem po ataku na saudyjską ambasadę Saudom ponownie udało się skonsolidować po swojej stronie poparcie ze strony państw sunnickich. Z Iranem stosunki zerwał też Sudan i Bahrajn.

Mimo, że Arabia Saudyjska deklaruje, że chce kontynuowania rozmów pokojowych w sprawie Syrii i Jemenu to załamanie się ich byłoby korzystne dla królestwa pod pewnymi warunkami. Arabia Saudyjska będzie bowiem dążyć do wykorzystania swojego znaczenia jako partnera USA by  poprzez zaostrzenie konfrontacji szyicko-sunnickiej storpedować zbliżenie Zachodu z Iranem. To pozwoliłoby Saudom na podjęcie nowej próby, korzystnego dla siebie, militarnego rozstrzygnięcia konfliktu w Jemenie i Syrii. Jednak wcale tak się nie musi stać, gdyż wiele się zmieniło między 2011 r. gdy Zachód bezwarunkowo poparł saudyjską interwencję w Bahrajnie a 2016 r. Tymczasem wojna w Jemenie obnażyła słabość militarną Arabii Saudyjskiej, która nie może sobie poradzić z szyickimi rebeliantami mimo najnowocześniejszego sprzętu i ogromnych nakładów budżetowych na zbrojenia. Europa tymczasem zainteresowana jest kontraktami handlowymi z Iranem a nie kolejną konfrontacją, a także zakończeniem wojen generujących problemy humanitarne i wzrost zagrożenia terrorystycznego.

Nie należy również się spodziewać, by Iran obecnie odpuścił sprawę egzekucji Nimra al Nimra i to mimo że istnieją wątpliwości czy szyicki szejk był proirański. Według niektórych doniesień w 2007 r. miał się on spotkać z przedstawicielami USA, ponadto był związany z ajatollahami odrzucającymi irańską zasadę „velayate fakih” (politycznych rządów ajatollahów). Jednak Iran również znajduje się w delikatnym momencie, gdyż w lutym odbywają się w nim wybory parlamentarne i do Zgromadzenia Ekspertów. To drugie ciało wybiera Najwyższego Przywódcę i szykuje się poważna konfrontacja zwolenników obecnego Najwyższego Przywódcy Alego Chamenei z obozem pragmatyków do którego ostatnio przystąpił wnuk twórcy Islamskiej Republiki Iranu Hassan Chomeini. Dlatego można się spodziewać eskalacji szyicko-sunnickiego konfliktu, w którym Arabia Saudyjska, pozbawiona bezwarunkowego wsparcia Zachodu, może ponieść klęskę, która może doprowadzić do przewrotu pałacowego w królewskiej rodzinie i odsunięcia od władzy obecnie rządzącej ekipy twardogłowych wahabitów.

Witold Repetowicz

Zobacz również

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama