- Analiza
- Wiadomości
Saudyjska interwencja w Syrii. "Gra na podział kraju, czy blef"?
Arabia Saudyjska zapowiedziała, iż w ciągu 2 miesięcy wyśle do Syrii swoje wojska w celu walki z Państwem Islamskim, dodając, że decyzja jest nieodwołalna. Kilka dni wcześniej Putin gościł w Soczi króla Bahrajnu. Natomiast w piątek pojawiła się informacja, iż USA oraz Rosja uzgodniły, iż w ciągu tygodnia dojdzie do zawieszenia broni w Syrii. Wymienione komunikaty wykazują głęboką wzajemną niespójność. – pisze Witold Repetowicz.

Saudyjską zapowiedź interwencji w Syrii można rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Jeśli odczytywać deklarację Rijadu dosłownie, to jest ona bardzo mało wiarygodna. Arabia Saudyjska nie ma bowiem zdolności bojowej do prowadzenia samodzielnej kampanii lądowej. Wprawdzie na papierze jej armia wygląda imponująco, ale praktyka pokazuje całkowicie co innego.
W końcu marca ub.r. zaczęła się interwencja zbrojna koalicji sunnickich państw arabskich w Jemenie przeciw szyickim Houthim. Choć miała potrwać około 30 dni, to po przeszło 10 miesiącach nie osiągnięto celów tej operacji. Stolica Sana oraz większość terytorium Jemenu jest wciąż kontrolowana przez Houthich, a na południu formalnie będącym pod kontrolą prosaudyjskiego rządu, znaczne tereny (w tym Aden) kontroluje Al Kaida, a obecne jest też tzw. Państwo Islamskie. Rozpoczynanie w takiej sytuacji nowej wojny byłoby zatem zupełnie bezcelowe.
Nic też nie wskazuje na to, by taką operacją lądową (w konfrontacji z Rosją) zainteresowani byli Amerykanie. Tu tkwi zresztą istota problemu – przeciw komu miałaby być skierowana ta interwencja. Formalnie mowa jest o tzw. Państwie Islamskim ale Arabia Saudyjska nie ma żadnego interesu w tym by prowadzić z nim wojnę. Nigdy nie zaatakowało ono Arabii Saudyjskiej (atakowanie szyickich meczetów na terytorium KAS to nie to samo), choć ze względu na skalę poparcia dla dżihadu w społeczeństwie saudyjskim, mogłoby doprowadzić do całkowitej destabilizacji w tym państwie.
Nie ulega jednak wątpliwości iż – przynajmniej na pewnym etapie – Daesh korzystał (a być może nadal korzysta) z saudyjskiego wsparcia (choć nie musi to być wsparcie samego państwa, lecz np. określonych frakcji na dworze królewskim). Teoretycznie atak na Daesh ze strony Arabii Saudyjskiej mógłby zatem doprowadzić do chaosu i kampanii terroru w samym królestwie, jednak bardziej prawdopodobny wydaje się inny scenariusz. Saudowie mogą – nie bez podstaw – liczyć na to, że podobnie jak w Iraku w Syrii zacznie dochodzić do buntów a średni szczebel Daesh zainteresowany będzie protektoratem saudyjskim i sam się podda.
Daesh musi mieć bowiem świadomość tego, że jego sytuacja w Syrii jest coraz gorsza. Jeśli kurdyjskie YPG zdobędzie Dżarabulus i Manbidż a syryjska armia rządowa SAA – Al Bab w północnym Aleppo, to Daesh zostanie odcięty od granicy tureckiej, straci kontrolę nad resztą terenów w płn Aleppo i zostanie mu wyłącznie Raqqa, Deir Ezzor oraz Palmyra. Działania SAA przy wsparciu rosyjskim są coraz skuteczniejsze, więc dla sunnickich dżihadystów z Daesh przyjęcie saudyjskiego protektoratu może być jedyną szansą na przetrwanie.
Warto też pamiętać że akcentowane przez Saudów różnice ideologiczno-religijne między nimi i Daesh są tak naprawdę mało istotne, zwłaszcza, jeśli interwencja saudyjska byłaby jedyną szansą na wykrojenie syryjskiego „sunnilandu”.
Jeżeli taki jest plan to rodzi on kolejne pytania. Przede wszystkim jaki, obszar Saudowie chcieliby przejąć pod swoja kontrolę. Niewątpliwie chodzi o prowincję Deir Ezzor, być może również wschodnią część Hamy (Palmyra) oraz z całą pewnością południową część Raqqi. Pytanie pozostaje czy Saudowie chcieliby przebić się do granicy z Turcją co dawałoby im kontrolę nad ważnym szlakiem tranzytowym ale wiązałoby się z wejściem w kolizję z Kurdami. Powstaje zatem pytanie czy Saudowie będą chcieli koordynować swoje działania z Turcją czy też z Rosją.
Formalnie reakcja Rosji na zapowiedź saudyjskiej interwencji była bardzo nerwowa, premier Miedwiediew zapowiadał że oznaczać będzie to nową wojnę (Reuters nieprawidłowo przetłumaczył słowa „wojna na Ziemi” jako „wojna światowa” wywołując krótkotrwały szok). Jednak w świetle ostatnich doniesień o możliwej wymianie aktywów między Saudi Aramco i Rosnieftem oraz rozmów Putina z królem Bahrajnu, nie można wykluczyć tajnego porozumienia saudyjsko-rosyjskiego. Oba kraje potrzebują pieniędzy na prowadzone przez siebie wojny, a Rosja nie chce być też jednoznacznie kojarzona jako patron osi szyickiej w konfrontacji z sunnitami, gdyż większość muzułmanów mieszkających w jej granicach to sunnici. Dla Rosji wrogiem w regionie jest Turcja a nie Arabia Saudyjska, bez względu na to jakie będzie natężenie konfliktu saudyjsko -irańskiego.
Warto zwrócić przy tym uwagę, że król Bahrajnu w czasie swej wizyty w Rosji poparł rosyjską interwencję w Syrii i podarował Putinowi szablę ze stali damsceńskiej (co można odczytywać symbolicznie). Zważywszy na stopień uzależnienia Bahrajnu od Arabii Saudyjskiej (tylko saudyjska interwencja zbrojna uchroniła rodzinę królewską w Bahrajnie od obalenia przez szyickie powstanie w 2011 r.) są jedynie dwie możliwości. Albo Bahrajn uważa, iż Saudowie są za słabi by zagwarantować im bezpieczeństwo w obliczu kolejnego powstania i szukają gwarancji bezpieczeństwa ze strony Rosji albo też Bahrajn pełni funkcję pośrednika w negocjacjach saudyjsko-rosyjskich. To drugie rozwiązanie wydaje się bardziej prawdopodobne.
Jeśli założyć, iż istnieje tajne porozumienie saudyjsko-rosyjskie to może to oznaczać nieformalny podział Syrii na część rządową pod protektoratem rosyjskim, część sunnicką pod protektoratem saudyjskim oraz część kurdyjską pod protektoratem amerykańskim. Turcja w takiej sytuacji byłaby totalnym przegranym, co dla Putina byłoby osobistym zwycięstwem. Na taki scenariusz mogłoby również wskazywać porozumienie między USA a Rosją w Monachium w sprawie zawieszenia broni. W ostatnich dniach pojawiły się zresztą informacje, iż toczą się rozmowy pokojowe między częścią rebeliantów w prowincji Daraa, na południu Syrii, a w północnym Aleppo niektóre tereny poddają się siłom YPG by uniknąć opanowania przez SAA. To też może niepokoić Rosję, która nie jest zainteresowana by Kurdowie w Syrii byli zbyt silni, mimo iż obecnie stara się kreować na ich największego przyjaciela. W szczególności połączenie kantonu Efrin z Kobane nie byłoby korzystne dla interesów assadowsko-rosyjskich, gdyż rozszerzyłoby amerykańską strefę wpływów na te tereny.
Klęska konferencji pokojowej Genewa III wynikała z dwóch kwestii – po pierwsze nie zaproszono Kurdów, bez których porozumienie pokojowe w Syrii jest praktycznie niemożliwe, po drugie tzw. opozycja reprezentowała interesy saudyjsko-tureckie i chciała stawiać warunki wstępne rozmów podczas gdy na polu bitwy jest stroną przegrywającą. Jeśli deklaracja monachijska oznacza, że w tych dwóch kwestiach nastąpiła zmiana podejścia to może to implikować przełom, realne rozmowy pokojowe, których celem byłby podział Syrii (przy zachowaniu formalnej jedności państwa – na zasadzie autonomicznych części lub luźnej federacji). Nie można jednak wykluczyć iż cały czas mamy do czynienia z grą blefów – zarówno ze strony Rosji jeśli chodzi o rozmowy pokojowe jak i ze strony Saudów jeśli chodzi o interwencję.
Witold Repetowicz
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu