Reklama

Geopolityka

Powrót polityki realnej, geopolityczne manewry Putina i europejskie wybory. Międzynarodowe wyzwania na 2017 rok

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Nadchodzący rok w polityce międzynarodowej może być początkiem głębszych zmian geopolitycznych. W styczniu oficjalnie władzę w Białym Domu przejmie Donald Trump, a w kwietniu zmieni się lokator Pałacu Elizejskiego. Według najświeższych sondaży Angela Merkel nadal będzie gospodarzem Urzędu Kanclerza na Willy-Brandt-Strasse. Wybory we Francji i Niemczech będą determinantem działań Kremla, bowiem najbliższe dwanaście miesięcy może być bardzo optymistyczne dla polityki Władimira Putina - dla Defence24.pl pisze Marek Połoński.

Amerykański powrót do polityki realnej

Po ogłoszeniu wyników wyborczych w USA duża część politycznego świata zamarła, bowiem zwycięstwa republikańskiego kandydata mało kto się spodziewał. Polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych pod przewodnictwem Donalda Trumpa dla wielu analityków jest wielką niewiadomą. Niemniej skład jego gabinetu pozwala nam wyciągać pierwsze wnioski.

Donald Trump zapowiada ograniczenie operacji militarnych na Bliskim Wschodzie oraz zdecydowane działania przeciwko grupom terrorystycznym, w szczególności tzw. Państwu Islamskiemu. Nowy sekretarz obrony generał James Mattis ma ogromne doświadczenie w działaniach militarnych w tym regionie. W celu ustabilizowania sytuacji w Syrii, Trump będzie potrzebował pomocy Władimira Putina. Oznacza to utrzymanie się przy władzy Baszara al-Asada i brak poparcia dla wszelkich inicjatyw demokratycznych w Syrii. James Mattis uważa Iran za trwały element zagrożenia dla stabilności i pokoju na Bliskim Wschodzie. Wciąż więc możliwe jest wycofanie się USA z porozumienia nuklearnego, a na taki obrót sprawy czeka Izrael, który wciąż będzie głównym sojusznikiem Ameryki na Bliskim Wschodzie.

Dla Waszyngtonu głównym przeciwnikiem będzie Pekin. Rosja ma się stać geopolitycznym partnerem w rywalizacji z Chinami, dlatego tak ważny dla Trumpa ma być reset z Rosją. Całkiem realne więc będzie uznanie przez USA aneksji Krymu i oddanie krajów postsowieckich pod całkowity wpływ Moskwy. Zniesienie amerykańskich sankcji ekonomicznych wobec Rosji realne będzie już pod koniec 2017 roku. Wybór Rexa Tillersona na sekretarza stanu oraz Henrego Kissingera na doradcę ds. polityki zagranicznej tylko urealnia te prognozy.    

Europejskie wybory

Nadchodzący rok będzie kluczowy dla stabilności Unii Europejskiej. Na Starym Kontynencie rosną notowania sił nacjonalistycznych, które mogą odnieść bardzo dobre wyniki w wyborach, które odbędą się we Francji, Niemczech, Holandii. Wybory teoretycznie możliwe są również we Włoszech, jeśli tam rząd poda się do dymisji. Chociaż nie należy spodziewać się spektakularnych zwycięstw partii populistycznych, ich popularność będzie zwiększać zapotrzebowanie na powrót do suwerenności krajowych rządów i do bardziej jednostronnych działań państw członkowskich. Niepewność co do wyników wyborczych w tych krajach również będzie miała odbicie na rynkach finansowych. Oprócz problemów wewnętrznych związanych z kryzysem monetarnym (Włochy, Grecja) oraz z bezpieczeństwem (terroryzm), Unia Europejska będzie musiała radzić sobie z nowymi wyzwaniami na zewnątrz, czyli nowym porządkiem globalnym zapoczątkowanym przez prezydenturę Donalda Trumpa. Pytania co do wiarygodności art. 5 Traktatu NATO oraz zagrożenie terrorystyczne zmuszą członków UE do współpracy w zakresie bezpieczeństwa i obrony. Tymczasem wobec poprawy stosunków Moskwy z Waszyngtonem i ewentualnych zwycięstw europejskich zwolenników Putina, kraje Europy Środkowo-Wschodniej będą się koncentrować na współpracy regionalnej, by zjednoczyć siły przeciwko Rosji.

Wybory prezydenckie we Francji i parlamentarne w RFN będą miały wpływ na całą unię walutową i przetestują parysko-berliński sojusz, na fundamencie którego powstała Unia Europejska. Społeczeństwo francuskie po krwawych wydarzeniach w Paryżu i Nicei czeka trudna decyzja dotycząca wyboru głowy państwa. Wobec burzliwej sytuacji międzynarodowej, wybory prezydenckie będą miały ogromne znaczenie nie tylko dla samej Francji borykającej się z niezadowoleniem społecznym, ale także dla całej Unii Europejskiej. Władimir Putin  liczy, że wybory prezydenckie we Francji, które odbędą się w kwietniu 2017 r., umożliwią zbliżenie na linii Paryż-Moskwa. A to pozwoli mu na realizację kolejnych celów geopolitycznych w Europie i na Bliskim Wschodzie. Obojętnie, kto wygra wybory (w drugiej rundzie prawdopodobnie spotkają się Francois Fillon z Marie Le Pen), kolejny przywódca Francji będzie otwarty na konsultacje z obywatelami w sprawie traktatu lizbońskiego i postawi zaporowe żądania w sprawie umowy TTIP. Putin z pewnością przekona Fillona czy Le Pen do tego, że dla poprawy sytuacji gospodarczej Francji niezbędne jest zniesienia wobec Rosji sankcji gospodarczych. Obaj kandydaci do Pałacu Elizejskiego twierdzą, że naturalnym partnerem Francji jest Federacja Rosyjska, z którą silne więzi powinny potęgować nie tylko relacje ekonomiczne, ale również determinować wspólna historia i kultura. Ponadto podnoszą głosy, że Rosja może być strategicznym partnerem w kształtowaniu oporu wobec dominacji Chin.

Kanclerz Angela Merkel jest niekwestionowanym liderem Europy, ale wobec kryzysu strefy euro, napływu imigrantów oraz Brexitu, jej notowania słabną z każdym miesiącem. Jeśli we Francji możemy z dużą pewnością określić rywali w drugiej rundzie prezydenckich wyborów, to w Niemczech trudno wskazać, jak będzie wyglądała rządząca koalicja po wrześniowych wyborach parlamentarnych. Przedwyborcze tarcie na niemieckiej scenie politycznej z pewnością będzie próbowała wykorzystać niezwykle mocna w tym kraju rosyjska dyplomacja oraz - podobnie, jak miało to miejsce w USA - służby specjalne.

Socjaldemokraci krytykują zaostrzenie stosunków dwustronnych NATO-Rosja, jak ostatnio czyni to szef MSZ Steinmeier straszący Europę nową zimną wojną. Sigmar Gabriel pełniący w rządzie również funkcję ministra gospodarki, popiera poluzowanie sankcji unijnych wobec Rosji. Jeżeli SPD oraz Zieloni z pozostałymi środowiskami lewicowymi porozumieliby się co do kandydatury na stanowisko prezydenta, wówczas pojawiłaby się realna lewicowa alternatywa dla rządów Merkel na kolejną czteroletnią kadencję. Żadna z liczących się w Niemczech partii nie jest gotowa do współpracy z AFD, ale wzrost poparcia dla populistów zawęża możliwości koalicyjne. Konieczne będzie porozumienie co najmniej trzech partii zamiast dwóch charakteryzujących powojenną politykę Niemiec. Angela Merkel, aby przedłużyć swoją kadencję, będzie zmuszona do licznych tarć z socjaldemokratami, zwłaszcza w kontekście Rosji i NATO. To może zagrozić wzmocnieniu wschodniej flanki oraz rozmieszczenia niemieckiego batalionu na Litwie. Wyzwaniem dla szefowej niemieckiego rządu będzie przekonanie do dalszego stosowania wobec Rosji sankcji ekonomicznych. Należy się spodziewać coraz głośniejszych żądań socjaldemokratów do pogłębionego dialogu z Moskwą. Ponieważ negocjacje dotyczące Brexitu pochłoną wszystkich europejskich przywódców, rosyjska dyplomacja będzie miała większe możliwości lobbingu, zwłaszcza w kwestii polityki energetycznej. Niemieccy konserwatyści zaczynają być coraz bardziej podzieleni w sprawie Rosji, czego przykładem może być brak jednoznacznych działań niemieckiego rządu wobec zatrzymania projektu gazociągu Nord Stream 2. Moskwa może już być niemal pewna, że pod koniec roku europejskie sankcje gospodarcze zostaną całkowicie zniesione.

Brexit przesunięty w czasie

Wybory we Francji i Niemczech będą miały wpływ na przedłużenie negocjacji dotyczących Brexitu. Francois Hollande zimą rozpocznie kampanię przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi. Natomiast w maju rozpocznie się kampania w Niemczech, która potrwa do wrześniowych wyborów. Jeśli konieczna będzie koalicja trzech ugrupowań, negocjacje dotyczące powołania nowego rządu w Berlinie mogą zakończyć się późną jesienią. To wpłynie na przesuniecie terminu opuszczenia UE przez Wielką Brytanię.

Brytyjski rząd w pierwszej kolejności będzie musiał przekonać parlament do swojej strategii opuszczenia UE. Londyn będzie naciskał Brukselę na kompleksową umowę handlową zawierającą jak najwięcej towarów i usług oraz autonomię poszczególnych członków UE w zakresie przepływu pracowników. Do tego dojdzie kwestia zobowiązań budżetowych i statusu obywateli brytyjskich na terenie UE i odwrotnie. To z pewnością będzie wymagało dyskusji i szerokich negocjacji z poszczególnymi członkami. Najważniejszych decyzji w sprawie Brexitu powinniśmy się więc spodziewać dopiero w kolejnym roku.

Wyjątkowa koniunktura dla Trójkąta Weimerskiego  

W krajach Europy Środkowo-Wschodniej wzrośnie poczucie zagrożenia ze strony Rosji, spotęgowane polityką Donalda Trumpa oraz zwycięstwem prorosyjskich sił politycznych w Europie Zachodniej. Zmusi to wschodnioeuropejskich polityków do wzmocnienia współpracy politycznej, gospodarczej i wojskowej z sąsiadami. Na dalsze wsparcie polityczne w tej części Europy będzie mógł liczyć Kijów. Ukraina prawdopodobnie będzie jednak przedmiotem dealu rosyjsko-amerykańskiego, w wyniku którego ponownie wróci do strefy wpływów Moskwy. Natomiast rząd w Warszawie dla utrzymania dobrych stosunków z Waszyngtonem skoncentruje się na dalszym zwiększaniu wydatków obronnych oraz konsolidacji sił wśród partnerów z Grypy Wyszehradzkiej oraz państw skandynawskich. Polski rząd dalej będzie szukał partnerów do dywersyfikacji gazu czy ropy.  

Francja i Niemcy dla scementowania Unii Europejskiej i rozwiązania jej głównych problemów, a także przeprowadzenia korzystnych negocjacji z Wielką Brytanią, będą potrzebowały solidnych partnerów. Polska będąca jednym z najważniejszych partnerów handlowych Niemiec może uzyskać silną kartę negocjacyjną, w szczególności wobec Brexitu (Wielka Brytania to trzeci największy partner handlowy Niemiec). Kraje Grupy Wyszehradzkiej nie mają tak spójnych z Polską poglądów w polityce zagranicznej, w szczególności w kwestii Rosji. W interesie Warszawy będzie powrót do prac na szczeblu Trójkąta Weimarskiego. Polski rząd poprze Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej, by wykorzystać jego silną pozycję na unijnych salonach.  Obecne negowanie pozycji Tuska w Europie przez PiS jest jedynie prowadzone na użytek polityki wewnętrznej.

Kryzys bezpieczeństwa w Europie

Nie powtórzył się kataklizm, jaki przyniosła fala uchodźców, która  uderzyła w Europę w 2015 roku. W 2016 roku do krajów Unii dotarło siedem razy mniej imigrantów. Jest to przede wszystkim wynik umowy z Turcją o zatrzymaniu uchodźców i readmisji tych, którzy już dostali się do Grecji. Ankara może w każdej chwili się z niej jednak wycofać z powodu nasilającej się walki z terroryzmem, załamania rozmów o przystąpieniu Turcji do Unii i coraz bardziej autorytarnych rządów prezydenta Erdogana. Takiego kryzysu bezpieczeństwa nad Bosforem nie było dawno. Bezpieczeństwo Turcji destabilizuje nie tylko kurdyjski separatyzm, ale również zwolennicy tzw. Państwa Islamskiego, którzy w tym kraju pozwalają sobie na coraz więcej.

W 2017 roku operacje militarne osłabią tzw. Państwo Islamskie, co ożywi walkę o wpływy terytorialne między lokalnymi graczami w poszczególnych regionach. Osłabione militarnie IS zmieni taktykę i nasili aktywność swoich komórek zagranicznych, które już teraz koncentrują się na zachęcaniu fundamentalistycznych aktywistów do przeprowadzania ataków na Zachodzie. Ataki, jakie miały miejsce ostatnio w Paryżu, Brukseli czy Berlinie, z dużym prawdopodobieństwem się powtórzą. W szczególności wzrośnie zagrożenie terrorystyczne w krajach, w których odbędą się wybory (Francja, RFN, Holandia). Analitycy skupiają się na Daesh, tymczasem Al-Kaida w zupełnej ciszy systematycznie odbudowuje swoje komórki w Afryce czy na Półwyspie Arabskim. Należy pamiętać, że wśród odpowiedzialnych za zamachy w Paryżu i Brukseli były osoby powiązane z Al-Kaidą Półwyspu Arabskiego (AQAP). Wśród członków tej komórki jest wielu obywateli państw Afryki Północnej, którzy mają silne powiązania z obywatelami Francji. Ostatnie zamachy miały duży wpływ na ruchy polityczne o charakterze nacjonalistycznym. Kolejne ataki o jeszcze większym zasięgu mogą doprowadzić do eskalacji napięć społecznych i wpłynąć znacząco na wyniki wyborów.

Unia Europejska musi podjąć pilne działania zmierzające do skoordynowania wewnętrznych działań antyterrorystycznych. Do widoku żołnierzy patrolujących największe europejskie miasta powinniśmy się przyzwyczaić.

Rok 2017 przełomowy dla Putina

Zapowiadany przez Donalda Trumpa deal z Władimirem Putinem może być niekorzystny dla Europy Wschodniej. Nie należy spodziewać się nowej Jałty, czym straszą nas publicyści. Niemniej w ramach układu z Putinem, Amerykanie mogą wycofać się z części postanowień lipcowego szczytu NATO o wzmocnieniu flanki wschodniej paktu. W szczególności może to dotyczyć państw bałtyckich. Budowa bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie nie zostanie wstrzymana, bo wielokrotnie o kontynuacji prac zapewniał wiceprezydent Mike Pence. Wstrzymane zostaną prace nad przyjęciem kolejnych kandydatów do NATO z obszaru byłych republik radzieckich. Gruzja, Mołdawia oraz Ukraina trafią do strefy wpływów Rosji. Służby dyplomatyczne państw Europy Wschodniej powinny się przygotować na próby destabilizacji polityki zagranicznej. Kreml będzie chciał zakłócić proces wsparcia gospodarczego i politycznego dla Kijowa, blokować korzystne decyzje czy dalszy postęp formalnej współpracy na poziomie UE. Otwarty konflikt zbrojny z Ukrainą zostanie odsunięty na późniejszy czas. Rosyjskie służby dyplomatyczne i wywiadowcze będą zaangażowane w wybory we Francji, Niemczech czy Holandii. Już teraz widać rosyjskie wsparcie dla sił skrajnie prawicowych czy skrajnie lewicowych w Europie Zachodniej, przeciwnych rozszerzeniu czy ogólnie istnieniu Unii Europejskiej w obecnym lub jakimkolwiek innym kształcie.

Bez względu na wyniki wyborów na zachodzie Europy, do głosu dojdą siły polityczne, które będą korzystne dla realizacji celów strategicznych Federacji Rosyjskiej. Widać to chociażby na przykładzie Nord Stream II. Coraz silniejsze podziały wśród członków UE pozwolą Rosji przełamać solidarność Europy w kwestiach sankcji i w efekcie zdobyć większe wpływy rejonach przygranicznych.  

Jeśli we Francji wybory wygra Marie Le Pen, a w Niemczech władzę straci Angela Merkel, marzenie Rosji o stworzeniu niezależnej od Waszyngtonu osi Paryż-Berlin-Moskwa stanie się realne. W taki scenariusz w Europie nikt teraz nie wierzy. Ale w ubiegłym roku cały świat zachodni również nie wierzył, że sankcje gospodarcze wobec Moskwy zostaną zdjęte już pod koniec 2017 roku. To będzie dobry rok dla Władimira Putina.

Marek Połoński

Reklama

Komentarze (16)

  1. Nabucco first

    W 2017 to będzie cyrk na Białorusi i wiele spraw zejdzie na drugi plan.

    1. Kos

      Też tak uważam. I niestety, będzie to znacznie bardziej doniosłe i niebezpieczne dla Polski, niż sytuacja na Ukrainie.

    2. stary

      Co masz na myśli z Białorusią?

    3. Grzesiek

      Święte słowa proszę Pana. Pozdrawiam

  2. leming

    W tej analizie brakuje analizy sytuacji politycznej na Ukrainie i ewentualnych zmian. To temat tabu dla polskich analityków ? A przecież dalsze trwanie obecnego układu bardzo zależy od finansowania przez UE, MFW i Bank Światowy

    1. el

      Analiza jest krótka: USA zatwierdza Krym pod rosyjską władzą, daje Rosji wolną rękę w sprawie wschodniej Ukrainy (myślę, że do końca 2018r. wschodnie prowincje obecnej Ukrainy staną się częścią Rosji). Pozostała cześć Ukrainy zostanie pod wpływem USA i Niemiec, które zainwestują tam duże pieniądze, aby potem kosić ich wielokrotność (bankowość, inwestycje w infrastrukturę, rynek zbytu dla ich nadwyżek). I tyle.

  3. Afgan

    Dla Polski to beznadziejny scenariusz. Znowu znajdziemy się między przysłowiowym młotem a kowadłem jak w 1939. Jedyne co nas może ratować, to ścisły sojusz z USA, lobbowanie w Waszyngtonie na rzecz interesów Polski i jedność krajów naszego regionu, czyli dawnych demoludów plus Szwecja i Finlandia. O krajach bałtyckich i Ukrainie można zapomnieć bo idą na pożarcie dla Putina. Za Litwą, Łotwą i Estonią nikt się nie stawi, bo one są nie do uratowania, a jeżeli Polska wykona samodzielną akcję militarną na rzecz wsparcia krajów bałtyckich w przypadku hybrydowej operacji Rosji, to będzie dla nas samobójstwo. Pozostaje nam siedzieć w miarę cicho, możliwie najmniej się angażować i zbroić się tak bardzo jak to tylko możliwe, do maksimów wykorzystywać dostępne środki na rozbudowę możliwości obronnych i odstraszających. Mało krzyczeć, a dużo robić. Jeżeli będziemy słabi militarnie Trump też nie będzie się z nami liczył i też nas może przehandlować. Czasy sielanki w Europie odchodzą w przeszłość. Idzie nowe.

    1. MK

      Dokładnie. Nie wychylać się. Trzymać się USA. Żadnych nerwowych ruchów.

    2. Ojciec 7 dzieci

      Sytuacja NIE jest podobna do tej z 1939 ponieważ: 1) Niemcy nie mają prawie wcale sił zbrojnych a na pewno już nie mają wojsk inwazyjnych; 2) Niemcy mają ogromne problemy wewnętrzne i bez uspokojenia tej sytuacji nie są w stanie zrobić niż poważnego poza swoim krajem; 3) Rosja nie graniczy z Polską na długiej granicy, ale tylko przez Kaliningrad; 4) Rosja, jeśli chciałaby robić inwazję, musiałaby najpierw podbić Białoruś i Ukrainę, i dopiero potem może atakować Polskę; 5) Rosja, jeśli już będzie atakowała Polskę, to tak jak USA to zrobiło z Serbią, stosując zmasowane naloty oraz ataki rakietowe by rzuć nasz kraj na kolana. Rozwiązanie dla Polski? Budować odstraszające siły dalekiego rażenie. Nawet atomowe.

    3. Ojciec jednego dziecka

      Obecnie Niemcy nie mają w ogóle armii z prawdziwego zdarzenia, chyba że masz na myśli armię uchodźców :)) więc sytuacja nie jest podobna do tej z 1939, Ps. popieram komentarz Pana o nicku "Ojciec 7 dzieci"

  4. bz33

    Wróżenie wyników wyborów jest teraz kompletnie bez sensu. Jest ferment i wszystko możliwe. Co do USA to nie sądzę, że będą jakieś znaczące ustępstwa wobec Kremla, bo ew. negatywne skutki znowu uderzą kowbojów po kieszeni. W razie czego UE i NATO bez USA to papierowy tygrys i będą tęskne spojrzenia z UE za ocean. Niewykluczone, że Trump jako skrajny pragmatyk przyciśnie Niemcy kolanem do wydatków na armię. A my możemy tylko czekać co się zdarzy, za mało znaczymy gospodarczo i militarnie.

    1. Polanski

      Po co Niemcy przyciskać. Niech wejdą z nami w konstruktywna współpracę i pośrednio niech sfinansuja nasz zbrojenia. My se damy radę.

    2. Tak Myślę...

      I tu się mylisz, że Polska mało znaczy, ( ach te polskie poczucie nizszosci ) Obecnie Polska dużo znaczy i widać to, po aktywności u nas USA, które to w świecie DUŻO znaczy :) Więc oczywiście, że trump może " przycisnąć Niemcy kolanem" albo jeszcze lepiej, USA może olać Niemcy i zaciesnic współpracę wojskowa z Anglia i Polska, co dla Niemców było by najgorsze, więc myślę że nowy rząd w Niemczech będzie się starał tego uniknąć.

  5. Mac

    Tusk do końca nie będzie pewny co z nim zrobią, on już dawno nie jest panem swego losu.

  6. *.*

    W tej chwili jest dwóch graczy globalnych USA i ChRL. Dla każdego z nich najkorzystniej by było gdyby konkurent uwikłał się w konflikt z kimś trzecim. Jest jeszcze Rosja która by wolała by konflikt toczył się pomiędzy głównymi graczami. Konflikt nie musi mieć charakteru militarnego ważne by był długotrwały i by angażował siły i środki. Jeśli chodzi o naszą sytuację to oczywiści Rosja będzie starała się rozbić jedność zachodu i działać na zasadzie dziel i rządź i oczywiście bardzo liczy na zmiany w naszej strefie politycznej. To co teraz robi Rosja to jest szarża która jest bardzo kosztowna i niedługo skończy się dla niej paliwo. Trzeba mieć nadzieję że, po wyborach i w USA i w UE będą rządzić ludzie którzy będą woleli rozmawiać z osłabioną Rosją niż potężniejącą. Nie opłaca się też zbyt dociskać Rosji bo stworzy to dodatkowe zagrożenia w dziedzinie ekonomii i bezpieczeństwa. Najlepiej gdyby przyszła polityka była dość zbliżona do obecnej jeśli chodzi o Rosję i bardziej efektywna jeśli w takich obszarach gdzie angażuje się środki własne. Obszarów zagrożenia jest wiele, choćby Syria czy Irak gdzie toczą się różne wielostronne gry zakulisowe i likwidacja Daesh nie musi oznaczać końca konfliktu.

    1. Polanski

      Bardzo mądry komentarz. Zauważ, że zmiana w polityce Niemiec wobec Polski, która się szykuje, też jest pochodną takich przemyśleń jak Twoje. Trzymanie Rosji na swego rodzaju uwięzi jest też na rękę Niemcom. Mają przez to tanie surowce. Oni prowadzą mądrą politykę lawirowania w interesie Niemiec. Silna Polska jest tak naprawdę w ich interesie. Do tej pory sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i polityka wobec Polski przynosi Niemcom okres prosperity nie znany w historii. Silna Polska, osłabiona Rosja, ale nie upadła, i silne Stany to gwarancja powodzenia Niemiec. Merkel to rozumie.

  7. GUMIŚ

    W okresie prezydentury Putina powstał nieformalny sojusz najpotężniejszych państw totalitarnych Rosji i Chin. Kraje te były wrogie wobec siebie od początku lat 60-tych XX wieku a nawet stoczyły ze sobą "nieoficjalny" konflikt zbrojny w 1969 i 1970 roku , ale postępująca na świecie fala demokracji zmusiła je do współpracy w obronie własnych systemów totalitarnych. USA niebawem przekonają się o tym , że nie można wykorzystywać zarówno Rosji przeciw Chinom i jak i odwrotnie. Putin zawiedzie się na Trampie , licząc na osłabienie NATO a szczególnie jego wschodniej flanki. Tramp zatrudnił na stanowiskach "militarnych" byłych generałów o "jastrzębich" poglądach , którzy będą dbać o wzmocnienie NATO. Nie będzie żadnego DEALU typu Ukraina i Bałtowie w orbicie wpływów Rosji w zamian za poparcie Rosji dla akcji przeciw ISIS i Chinom! Zachodni Europejczycy chcą robić interesy z Rosją ale nie za cenę zagrożenia pokoju przez agresywne działania Kremla. Prawdopodobnie wszyscy , oprócz Ukrainy,pogodzą się z aneksją Krymu przez Rosję ale nie odpuszczą Donbasu i dopóki sytuacja tam nie unormuje się to nikt nie zniesie sankcji wobec Rosji.

    1. tak tylko...

      Nie ma żadnego sojuszu rosyjsko- chińskiego. Chyba tylko w kremlowskiej propagandzie, która stara się grymaśnym uśmiechem pokazać wszystkim, że tak właśnie jest. Relacje między państwami determinują ich proporcje PKB, Rosja przy Chinach to gospodarczy liliput wymachujący tylko maczugą. Rosja jest silna w regionie tylko militarnie, ale to złudny parametr, bo jego weryfikacja i bonusy pojawiają się dopiero wtedy, gdy ktoś powie: sprawdzam. A na wojnę Chiny nie mają ochoty, bo to bez sensu, one spokojnie, uśmiechając się do władców na Kremlu, po prostu zdominują gospodarczo i finansowo cały wschód.

  8. TomZ

    Ciekawa analiza możliwego rozwoju sytuacji międzynarodowej i, choć nawet Statford myli się ostatnio w swoich prognozach myślę, że wiele na to wskazuje, że taki rozwój sytuacji jest wielce prawdopodobny. Jednak spróbujmy oderwać się trochę od gruntu europejskiego i zastanowić, jaki wpływ na gospodarkę światową oraz kwestie bezpieczeństwa będzie miał stan relacji amerykański-chińskich i możliwa wojna handlowa. W mojej ocenie w przypadku drastycznych scenariuszy doprowadzić może to do zrujnowania gospodarki światowej, a krach ekonomiczny - do nieoczekiwanych przetasowań na arenie międzynarodowej. W przypadku takiego scenariusza wszelkie rozpatrywane wyżej scenariusze mogą przebiegać zupełnie inaczej. Wracając na grunt euroazjatycki jest interesujące na ile nie tylko Zachód, ale i Rosja jest przygotowana do takiej sytuacji. Osobiście oceniam, że gospodarka Rosji przy całej swojej słabości (a może właśnie dzięki niej) może być bardziej odporna na gwałtowne zawirowania na giełdach i w gospodarce światowej.

  9. dimitris

    "Oddanie krajów postsowieckich pod wpływ Moskwy" - nie bardzo wyobrażam sobie, jak Polskę, Czechy, Litwę itp Amerykanie mogliby oddać pod wpływ Moskwy ? Bez wojny zupełnie nie da rady, a taka wojna oznaczałaby między innymi bardzo sromotny koniec samego Trumpa, zapewne też koniec przywództwa USA w zachodnim świecie. Czyli Autor winien pisać ściślej co ma na myśli.

    1. bolo

      Polska jest krajem postkomunistycznym ale nie postsowieckim. Po prostu wschodnia granica Polski będzie granicą nowej Jałty. Wszystko od nas na wschód będzie miało szlaban na zachodnie inwestycje i kredyty. Dzięki temu Rosja będzie w stanie korumpować tamtejszych decydentów za pomocą stosunkowo niewielkich pieniędzy. Oczywiście to nie oznacza, że te państwa staną się częścią Rosji ale na pewno będą musiały rezygnować z projektów szkodzących w interesy Moskwy np. nie będą mogły dywersyfikować importu gazu i ropy i będą miały blokadę na współpracę z zachodnimi instytucjami. No chyba, że Chińczycy aby osłabić tego nowego sojusznika Ameryki czyli Rosję zaczną mieszać nie tylko w Azji Centralnej ale i na Ukrainie, czy Białorusi. A może nawet uznają, że nadszedł czas na wykorzystanie przewagi gospodarczej do zdecentralizowania Rosji.

    2. Afgan

      Chodzi o kraje byłego ZSRR, w szczególności państwa bałtyckie, Ukrainę, Gruzję i Mołdawię.

    3. Trex

      Kraje Wschodniej Europy a zwłaszcza Polska jest zdominowana całkowicie przez Niemcy . Amerykanie tutaj prawie nie mają żadnych interesów.

  10. xXx

    O ile amerykańska doktryna jest raczej powszechnie znana i opiera się na „globalnym wyprzedzającym ataku jądrowym”, o tyle nic nie mówi się o rosyjskiej doktrynie, choć jest ciekawa i powstała jeszcze w latach ’50-tych. Mam na myśli doktrynę Sacharowa opierającą się na umieszczeniu silnych ładunków nuklearnych przed szelfami kontynentalnymi i szantażowanie zachodu „biblijnym potopem” (detonacja ładunków w sposób ukierunkowany wywoła falę, która przyśpieszy i „urośnie” po dotarciu do szelfu; podobno z szacunków wynika, że w niektórych rejonach fala osiągnęłaby wysokość 1200m!). Po śmierci Stalina doktryna rzekomo umarła, ale… „przypadkowy” wyciek informacji o torpedzie „Status-6” z silną głowicą plutonowo-kobaltową wskazuje, że ta doktryna jest „obowiązująca”. Wiele się mówi, że Rosja zniszczy kraje zachodnie odwetowym atakiem jądrowym, co jest niedorzeczne, gdyż co im po ewentualnym zwycięstwie skoro Ziemia będzie radioaktywnym żużlem? Zabawnie ujmuje to Janusz Szpotański w utworze „Caryca i zierkało”: Z tego też powodu Rosja kładzie silny nacisk na systemy antyrakietowe oraz ochrony elektronicznej (jammery). Zachód zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że w przypadku realizacji doktryny Sacharowa jedynym państwem odpornym na jej zastosowanie jest właśnie Rosja, gdyż i zachód i USA i Chiny swoje centra przemysłowe mają na wybrzeżach. Rosja bardzo pilnie chroni tajemnice związane z obroną antyrakietową. Przykładem niech będzie ostatni atak Izraela na bazę pod Damaszkiem. Skoro Syria wiedziała skąd wystrzelono rakiety znaczy się, że od początku wiedzieli o ataku; pewnie śledzili lot, lecz nie dali się sprowokować i nie użyli swych systemów by zestrzelić te rakiety. W związku z powyższym oraz kilkoma innymi uwarunkowaniami, których tu nie opisałem uważamy, że Obama i neokoni nic nie zrobią bo strach im nie pozwala. A co Państwo o tym myślicie?

    1. Davien

      ładne bajki, ale doktryna Sacharowa,o której tak piszesz sprowadzi sie do tego że jej uzycie doprowadzi do odparowania Rosji więc daruj sobie bajki jak sie zupełnie nie znasz:)) A co do ataku na lotnisko pod Damaszkiem: S-400 może zwalczać pociski balistyczne w odległości do 60km, a mysliwce do 120 więc obojetnie co by robili nie byli w stanie przeszkodzic w ataku

    2. Afgan

      Nie jest możliwe wytworzenie fali o wysokości 1200 metrów. 120 tak ale nie 1200. Asteroida 10km średnicy która uderzyła 65mln lat temu i zabiła dinozaury wyzwoliła energie około 5000-10000Mt i wywołała fale o wysokości maksymalnie 600 metrów, średnio było to 300 metrów. Największa zdetonowana bomba miała moc około 57Mt (bomba Tsar), zatem nie mamy i długo nie będziemy mieć ładunków zdolnych wywołać fale o wysokości 1200 metrów. Chyba że masz na myśli 120 metrów, to zgoda.

    3. Husaria z Bufflo

      Nie sadze by Amerykanie zdecydowaliby sie na wyprzedzajacy atak jadrowy na Rosjie. A jesli juz tak to sami by sobie grobowisko wykopali.Co do wojny konwencjionalnej jest malo prawdopodobne, a przede wszystkim trudno sobie taka wojne wyobrazic biorac pod uwage ze USA jest za oceanem, wojska stacjionujace w Europe maja charakter polityczny a nie militarny, chyba nie odwazylbys sie zaatakowac Rosjie nawet z 250.000 tys armia. Amerykanom marzy sie wojna poprzez proxy, np Rosja z Turcjia, proby zainicjowania takiej wojny juz mielismy, nie stety nie udana proba. Takze jesli Trump nie pogodzi sie z Putinem, to jedyna wojne jaka mozna sie spodziewac to ekonomiczna. A jesli Izrael wszedlby do gry, wowczas wojna jadrowa jest mozliwa.

  11. Polanski

    Z tego wynika że szeroko pojęty Zachód i Stany Zjednoczone się zwijają. Wszyscy idą na rękę Rosji. Ok. Ale jaki jest w tym interes Zachodu? Co się przez to zyskuje?

    1. Afgan

      Krótkoterminowe profity. To przypomina "karmienie" Hitlera w latach 30-tych, kiedy premier UK Chamberlain oświadczył po aneksji Czechosłowacji, że "przywozi trwały pokój".

  12. tagore

    Bajkopisarstwo, skończył się parasol polityczny USA nad Niemcami . Tramp zamierza sprowadzić Niemcy do parteru i umocnić pozycję Polski .Pożyjemy zobaczymy ,lutowa wizyta Merkel w obronie gospodarczej dominacji niemieckich firm w mediach i innych branżach świadczy o nerwowości w Berlinie.

  13. Olo

    Przed 1939 też mieli najpotężniejsze czołgi T-28, T-35 i okazało się że są do niczego nie przydatne. No cóż im większe tym łatwiej w nie trafić !

  14. Zibi

    A gdzie podziały się interesy USA i Chin?

  15. rozczochrany

    Jak stoją przy nich politycy to widać jak potężne są te nowe czołgi i BWP

    1. Polanski

      Tygrysy i Pantery też takie były.

    2. BWP_Andrzej

      Wielkość T15 robi wrażenie

    3. Wojmił

      są duże.... za duże... stałeś kiedyś koło Leo 2? Jest niższy i mimo wagi dzięki temu trudniej go trafić i jest lepiej opancerzony... zatem nie są potężne tylko duże... za duże...

  16. Jurand

    Cenię defence24 za ciekawe analizy i artykuły, ale nie koniecznie się zgodzę ze wszystkim. Chyba nigdy nie było odejścia od polityki realnej, tylko była ona realizowana na tyle, na ile pozwalała sytuacja danych państw, na ile pozwalał i pozwala twór UE. Teraz UE się chwieje co jest faktem więc widać wszelkie jaskrawe działania, tj. interes państw narodowych. W USA w szczególności nigdy nie zrezygnowano z realpolitik, bo czym była i jest walka z terroryzmem, różne proxy konflikty, arabskie wiosny. W USA zmienia się tylko retoryka, tak jak w krajach UE, nie ma znaczenia czy będzie rządzić Obama czy Trump, Le Pen czy Sarkozy. Znaczenie ma cel i jego realizacja, prawe czy lewe ugrupowania to narzędzia do ich osiągania. Autor pominął chyba interes USA w Europie środkowo-wschodniej i te państwa, oraz czynnik dalekowschodni. Tyle z grubsza miałbym do powiedzenia.

Reklama